Ponieważ mamy już wakacje, czas na nieco luźniejsze podejście do rynków. Zapraszam więc czytelników blogów do własnych wyznań pod ogólnym hasłem „najlepsze inwestycje, to te których nie zdążyliśmy zrobić” (podobnie jak „najlepsze zdjęcia to te, których nie zrobiliśmy”.
Rozpocznę od siebie, nawiązując do ostatniego wpisu Trystero o żalu w inwestowaniu.
Działając już trochę lat na rynkach jedną z rzeczy, których się dość szybko nauczyłem było nie uleganie właśnie emocji „żalu” i „żałowania” przede wszystkim w kontekście utraconych okazji. Owe utracone okazje to bardzo szerokie spektrum sytuacji, m.in.:
– za wcześniej zamknęliśmy pozycję, i zaraz potem rynek mocno poleciał w oczekiwanym przez nas kierunku.
– mieliśmy upatrzoną jakąś okazję i z różnych powodów zapomnieliśmy o niej, a zorientowaliśmy się, gdy wyczekiwany przez nas ruch niemal dokładnie się wypełnił
– nasza inwestycja została zamknięta na stopie „niemal w punkt”, po czym rynek zawrócił i wykonał to na co czekaliśmy
To oczywiście tylko przykłady, myślę, że każdy z czytelników wie o co chodzi i pewnie wielu doświadczyło uczucia żalu po tego rodzaju wydarzeniu. Można to oczywiście rozpamiętywać i żałować, często jednak się kończy na tym, że próbujemy się odegrać koniecznie na tym walorze, albo na zbliżonych poziomach ignorując zupełnie nowe okoliczności.
Jak już wyżej napisałem, dość wcześnie wyleczyłem się z takiego rozpamiętywania i żałowania inwestycji. Niemniej jednak kilka lat temu zdarzyła mi się właśnie taka, po której uczucie żalu i frustracji przez pewien czas się utrzymało.
Na początku 2009 roku, gdy rozpoczęły się wzrosty na małych i średnich spółkach, część spółek weszła w konsolidacje, z których ładnie się wybijała kontynuując te wzrosty. Wtedy wykonałem kilka szybkich i udanych spekulacji, jednak najbardziej pamiętam tę jedną.
Ponieważ wśród czytelników blogów jest przynajmniej jeden hołdujący hasłu, że „obraz wart jest więcej niż 100 słów”, czas na wykres (choć opatrzę go komentarzem).
Akcje Novity kupiłem na początku marca, ze stopem tuż poniżej 16 złotych. 18 marca pozycja została zamknięta na tym stopie z maksymalną założoną stratą.
To co działo się w kolejnych dniach…, no cóż….
19 marca cena Novity wzrosła blisko 25%, kolejna sesja +15.4%, następna +19.7%, jeszcze jedna +7.6%. Chwila uspokojenia, przez dwie kolejne sesje wzrost zaledwie 3.4% i na sesji 27 marca 2009 znów 16.7%, szczyt na poziomie 38.89 miał miejsce 30 marca i później nastąpiła korekta i konsolidacja w okolicach 30 zł.
Była to jedna z najlepszych inwestycji. Niestety nie dla mnie.
21 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Południe 11 września 2001. Kontrakty na WIG20. Siedzimy w biurze. Samoloty wpadają w WTC. Mam naprawdę sporo kasy pod palcem, bo to był dobry okres i oczywiście chcę grać na krótko. Coś jednak mi podpowiada, że to nie fair, więc rzucając mięsem do monitora i mówię, że nie będę zarabiał na czymś TAKIM. Ktoś gratuluje postawy, ale następnego dnia rynek otwiera się luką 50 punktów. Kolega przychodzi i cytuje „jak rynek rzuca ci walizkę pieniędzy pod nogi, to ją podnoś”.
Mija kilka dni. Przychodzi weekend, w którym przeprowadzam się w sobotę do nowego mieszkania w kredycie – jest naprawdę ciężki, bo stopy procentowe NBP były wówczas na poziomie chyba 15 procent a kredyt na starcie sięgał lub przekraczał 20 procent. Mimo tego, kto przeprowadzał się do nowego mieszkania z wynajmowanego czuł wtedy radość. W poniedziałek przyjeżdżam do biura i dowiaduję się, że już nie mam pracy. Nie miałem przez kolejne dwa lata. Rynek wchodzi w trend boczny i brakuje tej walizki, jak cholera. Lesson learned.
@ GZalewski
Jedną z moich pierwszych transakcji na rynku była idiotycznie duża, relatywnie do portfela, pozycja na restrukturyzującej się spółce przejętej przez znanego inwestora. Wyszedłem z niej z niskim kilkudziesięcioprocentowym zyskiem by patrzeć jak w następnym roku robi x10.
Od czasu do czasu zastanawiam się jak potoczyłyby się moje inwestycje gdybym zaczął od takiego home runa. Myślę, że jak wielu innych ludzi odebrałbym bolesną lekcję w czasie bessy 2007-2009.
Żona mnie często karci, że mawiam „a mogłem kupić to, a mogłem kupić tamto”, więc chyba pojawiają się u mnie takie żale. Niestety, teraz kiedy o tym myślę, nie mogę sobie żadnego przypomnieć. Może więc są to przelotne żale, o których się szybko zapomina i idzie dalej.
11.06 zająłem krótką na FW20 przewidując, że odwiedzimy low w okolicach 2200, a ostatni wzrost był jedynie korektą. Wyszedłem z krótkiej i zająłem długą 18.06, zatracając się w krótkoterminowych zmianach i zupełnie zapominając dlaczego zająłem krótką.
Byłem tak wkurzony wybiciem dołem następnego dnia, że stałem z boku podczas całego ruchu w dół.
Przykład jak próbując za dużo kiwać można się zakiwać.
A moja żona mnie często karci, że mawiam „a mogłem się ożenić z tą, a mogłem poślubić tamtą” i kontruje mnie tak „a wiesz ty z kim ja się mogłam ożenić”. 🙂
PS
Zastanawiam się czy nie opisać którejś ze swoich historii, kiedy nie zarobiłem (i to nie tylko ja)? 🙁
Jeżeli naprawdę stoimy na progu wieloletniej hossy, to nie ma co żałować drobiazgów 🙂 Wyciągnąć wnioski i spokojnie polować dalej.
PS. Miałam kupić RFK w okolicach 3PLN, no i po długich deliberacjach nie kupiłam. Obserwuję, bedzie jeszcze okazja (może nie aż tak tanio).
A są tacy którzy wiedzą, jak zarobić i nie żal im niczego i nikogo, jak choćby mieszkańcy Gdyni.
„Mieszkańcy Gdyni wiedzą jak zarobić na Open’erze. Miejsc noclegowych zabrakło w promieniu 10 kilometrów od miasta, mimo, że ceny niektórych z nich wzrosły nawet o 2400%. Z festiwalu cieszą się m.in. taksówkarze, sprzedawcy lodów i rzeczniczka miasta, a niektórzy specjalnie na czas Open’era zakładają nowe biznesy.”
http://muzyka.onet.pl/wideo/opener-2013-nad-polskim-morzem-drozej-o-2400,132376,w.html
Trzeba się uczyć od zaradnych, którzy umieją skorzystać z okazji, aby potem nie żałować!
Tak się zarabia bez ryzyka, choć podobno się nie da.
Pytanie do GZalewskiego – przecież tuż po tym, jak sprzedałeś, padł sygnał kupna (tak przypuszczam, bo sądząc po wykresie większość systemów wygenerowałaby taki sygnał). I dlaczego wtedy nie kupiłeś? Onieśmielenie dynamiką ruchu? 😉
Mój najgorszy trejd i przegapiona okazja to pójście na studia, zamiast trafić do trejdingu w wieku 19-20 lat.
@astanczak
Niezła historia.
@GZalewski
Czy przygotowując się do wydania Brown’a zetknąłeś się już z pojęciem „bad beat”? Typowy żal graczy i 99% rozmów nie dotyczących strategii to tzw. bad beat story, czyli opowiadanie sobie nawzajem jak to fortuna potrafi ukarać sharka i nagrodzić fisha 😉 (np. backdoor skompletowany na riverze kontra top set po allinach na flopie itd.). W sumie dokładnie to o czym piszesz. Ciekawa sprawa jest taka, że rozdania, które się najlepiej pamięta to właśnie bad beats. Pewien turniej sprzed dwóch lat i pechowa 9 na riverze (5% prawdopodobieństwa) śnić mi się będzie jeszcze długo i całą sytuację odtwarzałem sobie wielokrotnie. Mój osobisty numer 1 bad beat i żal nieporównywalny z jakąkolwiek przegapioną okazją inwestycyjną.
Jeszcze jedno emocjonalne podobieństwo między pokerem a trejdingiem: żal to pikuś przy spustoszeniu jakie może poczynić ego. Buddyzm rozwiązaniem 😉
„Buddyzm rozwiązaniem 😉
A dla niedowiarków wóddyzm! 🙂
żeby nie powtarzać:
https://blogi.bossa.pl/2012/08/28/inwestowanie-mechaniczne-%E2%80%93-psychologia-decyzji-3/
„Buddyzm rozwiązaniem”
Nima to jak popełnic nirwane jak depo topnieje 🙂
No to ja opowiem jedną ze swoich historyjek, o tym jak nie zarobiłem (choć mogłem i powinienem) i to mimo że zarobiłem, i to nie mało.
Jest rok 1989 lub 1990, w naszej firmie nowy prężny dyrektor naczelny (dawniej ekonomiczny) wprowadza system bodźcowania finansowego mający skłaniać pracowników branżowych mających kontakt z rynkami obcymi i giełdami towarowymi do przeprowadzania nowatorskich transakcji, najlepiej takich które nie angażują kapitału firmy lub też pociągają za sobą tylko niewielkie koszty.
Nazywało się to potocznie tzw „transakcje głową” , a zysk netto z nich miał przypadać w formie nagrody, dla danego pracownika lub zespołu według następującego klucza – 0,01 zysku płatne w dolarach a 0,10 w złotówkach, przeliczeniu dolców według kursu urzędowego.
Opracowane zostało specjalne zarządzenie i rozesłane do wszystkich komórek organizacyjnych.
Ambitny kolega Less, jako świeżo upieczony (po powrocie z Londynu) kierownik najważniejszego działu ( w zasadzie państwa w państwie o sprzedażach na poziomie 600 milionów dolarów) wziął się za transakcję głową, bo wtedy miał tę głowę nie od parady i silne parcie na sukces.
No i w rok zarobił tą głową ponad 1,5 miliona dolarów (spekulacja na giełdzie, transakcje opcyjne oraz swapy towarowe) zasadniczo bezkosztowo.
No więc liczy sobie tak: 1.500.000 dol x 0,1 = 150.000 dol x 33 zł/S ( taki był chyba kurs wtedy urzędowy) równa się ok 5.000.000 mln złotych plus 1.500 dolarów (0,01 zysku) z 11.000 zł (kurs na wolnym rynku) za dolara równa się co najmniej 16.500 000 zł.
W sumie było tego ok. 21,5 milionów czyli melonów, całkiem nieźle jak na ówczesne warunki polskie, gdzie średnia płaca wynosiła chyba ok. 1.500 zł miesięcznie ( ja zarabiałem wtedy jako kierownik ok. 6.000 zł miesięcznie).
Wypisałem wniosek, podałem też nazwiska pracowników ( bo im się też coś należało dla zachęty) i liczyłem że zgarnę ok 12.000.000 złociszy, a może nawet 15 mln bo ustalilśmy że słusznie należy mi się 2/3 nagrody.
Ale niestety na dyrekcję padł blady strach i zazdrość ją zżerała, bo nie przypuszczano że można zarobić aż tyle głową. Dyrektor naczelny zarabiał bodajże w sumie 12.000 zł miesięcznie wiec moje melony go kłuły w oczy, bardziej niż wydatny biust sekretarki.
No więc ogłoszono, że zaszła pomyłka w druku i że miało być to 0,10 % kwoty w złotówkach ( a nie 0,10 ) oraz że przepisy nasze nie pozwalają na wypłatę w dolarach więc współczynnik wypłaty za zyski netto z transakcji głową będzie tylko 0,11 %, czyli ponad 100 razy mniej niż obiecano.
Koleżanka z działu ekonomicznego, która brała udział w opracowaniu tego systemu mówiła mi że łżą jak psy z tymi procentami , gdyż było ustalone 0,10 a nawet zastanawiano się czy to nie za mały współczynnik i było postulaty aby było to wyjściowo 0,25 kwoty po kursie oficjalnym.
Poszedłem z protestem do naczelnego a ten mi na to tak, panu to łatwo przychodzą te miliony a wie pan jak się muszą inni koledzy namęczyć by sprzedać tuzin elementów za 300 dolarów.
Ja mu mówię na to tak, pogrzebał pan swoją własną dobrą idee, jak oni zarobią głową 1.000 dolców to niech im pan wypłaci nawet 90% tego zysku.
A po cichu mówię sobie tak -, murwa kać – taki rympał jak wam jeszcze coś zarobię krętacze – Taki bolszy jak pół Polszy!
Niestety nie dotrzymałem słowa, bo ciągnie wilka do lasu, ale to jest temat nadający się na książkę sensacyjną. Może kiedyś przy okazji. 🙂
Opcje put na zloto, sprzedane w piatek 11 kwietnia tego roku przed najwiekszym spadkiem cen zlota w poniedzialek :(.
Ale szkoda bylo zostawiac niewielki ale jednak zysk na stole.
„Nima to jak popełnic nirwane jak depo topnieje :-)”
hehe, coś w tym stylu
A tak serio, to chodziło mi o coś innego – w przypadku Buddyzmu, podobnie zresztą do innych wielkich religii, wszystko zaczyna się od porzucenia egotyzmu. Wówczas jednak zaczyna się człowiek wycofywać z tych rozrywek dla znudzonej klasy średniej 🙂
@Temper
co to były za opcje (wygaśnięcie, strike)? Współczuję. Ważna podpowiedź: jeśli kupujesz sobie crash puty, to nie bierz z nich skalpów. Skalping na itm, position trading na otm.
@dorota
To byla prosta strategia kupowania pod wybicie z konsolidacji. MOzna to nazwc choragiewkami/flagami/proporczykami czymkolwiek, ja lubie ten uklad. W tamtym okresie kolejne spolki „odpalały” w ten sposob.
W tym wypadku silny spadek w dol zanegowal cały koncept.
Co wiecej nie lubie spolek, ktore nagle zaczynają rosnąć po kilkanascie procent (nawet jak mam taką w portfelu to od razu wzmagam czujność, bo one przyciągają zbyt duże zainteresowanie i wlasciwie to czy kolejnego dnia nie bedzie kilkanasciw w dol jest ruletką).
Bardzo pozne lata 80dziesiate.Jako student wynajmuje mieszkanie 85m
.Pod blokiem parkuje samochod, w nocy kradna mi z niego Radio. Wpadam na pomysl zakupu radia „szuflada”, zeby uniknac ponownej straty.
Takie radiomagnetofon kosztowalo wtedy 950 DM. Kolega mial takie i bardzo mi sie podobalo. Po kradziezy mojego pierwszego mialem super pretekst przed soba samym, zeby pozwolic sobie na Taki luksus.
Krotko potem, wlasciciel mieszkania wyjechal do DE i proponowal mi kupno tego mieszkania za 3000 DM slownie, trzy tysiace…no i nie kupilem( bo jedna trzecia kasy poszla wczesniej na sony ).
Dzisiaj a wlasciwie juz od dobrych siedmiu lat takie mieszkanie, mimo ze z wielkiej plyty, kosztuje( cena transakcyjna , osiedle zadbane, bloki ocieplone) 200 000 PLN czyli okolo 100 000 DM…
Dlatego dzisiaj rodzine i bliskim zalecam jak najszybciej wyrobic w sobie zmysl kupiecki a moim Hobby stalo sie oddzielanie ceny od wartosci.
Mam zle doswiadczenia ze stawianiem stopow na malo plynnych (w tym nawet tych z wig40) spolkach z GPW. Jestem prawie pewien ze stracilem na nich znacznie wiecej pieniedzy niz oszczedzilem. Casy bardzo podobne, choc moze nie tak apektakularne jak opisany przez autora. Pozdrawiam!