W rozważaniach o rentierstwie zasugerowałem, że część ludzi marzących o porzuceniu pracy i życiu z oszczędności może tak naprawdę potrzebować w życiu dużo większej autonomii niż ta oferowana przez typową karierę korporacyjną. W takim przypadku mogliby prościej i szybciej zrealizować swoją potrzebę dokonując zmian w swojej karierze. Nie muszą decydować się na radykalne działania.
Powyższa sugestia bezpośrednio wynika z przekonania, że ludzie nie zawsze wiedzą czego naprawdę chcą w życiu i nie zawsze wiedzą jakie działania będą efektywnie przybliżać ich do realizacji wybranych celów. Nie wszyscy podzielają to przekonanie. Część ludzi może dostrzegać w nim podstęp i pretekst by to ktoś inny decydował o naszym życiu. Część ludzi może nie czuć się komfortowo z przyznaniem, że nie są idealnymi strażnikami swoich własnych interesów.
Z drugiej strony w przypadku jednostkowych sytuacji i decyzji większość z nas nie ma problemu z przyznaniem się do podjęcia błędnej decyzji, której konsekwencje musimy ponosić.
Kilka dni temu natrafiłem na wykres podsumowujący nastawienie Amerykanów do polityki. Pew Research zapytał Amerykanów co czują gdy myślą o polityce. Zaproponował cztery potencjalne odczucia:
- wyczerpanie
- gniew
- nadzieję
- podekscytowanie
Nie będzie chyba żadnym zaskoczeniem, że respondenci zdecydowanie częściej wybierali dwie pierwsze emocje:
Myślę, że większość ludzi w państwach rozwiniętych, w tym w Polsce, udzieliłaby podobnych odpowiedzi. W przypadku większości zwykłych ludzi myślenie i dyskutowanie o polityce wzbudza negatywne emocje: gniew, poczucie bezsilności, emocjonalne wyczerpanie. Z obserwacji treści publikowanych przez użytkowników Twittera zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie ma w tym przypadku znaczenia czy chodzi o zwolenników obozu rządzącego czy opozycji. Nawet jeśli nasza opcja sprawuje władzę to polityka i tak jest źródłem stresu i frustracji.
Mimo to niemal wszyscy ludzie regularnie o polityce dyskutują. Część z nich robi to nawet w tak toksycznych miejscach jak media społecznościowe. Trudno sobie wyobrazić kogoś kto przychodzi z pracy do domu i mówi, że miał świetną rozmowę z kolegą, w której przekonywał go by głosował na partię X gdy kolega argumentował, że powinien głosować na partię Y. Nikt leżąc w łóżku przed snem nie myśli sobie, że miał udany dzień bo wygrał twitterowa dyskusję z wyborcą partii Z, któremu pokazał nieścisłości w jej programie wyborczym.
Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że systematycznie i masowo angażujemy się w działania, którege niczego nie zmieniają (bo przecież nikogo nie przekonamy), a które sprawiają, że czujemy się gorzej: zmęczeni, wyczerpani, rozgniewani, pesymistycznie nastawieni do przyszłości. Dlaczego to robimy? Do głowy przychodzą mi dwa wyjaśnienia. Być może robimy to by budować naszą identyfikację i potwierdzać przynależność do wybranej przez nas wspólnoty. Te wszystkie negatywne uczucia mogą być ceną za możliwość utożsamiania się z jakimś nurtem politycznym. W tym przypadku pojawia się oczywiście pytanie: czy korzyści warte są ceny? Być może ulegamy impulsowi w postaci czyjeś błędnej opinii, której sprostowaniu nie potrafimy się już oprzeć. Tak jak wielu ludzi nie jest w stanie oprzeć się słodkiej przekąsce pomiędzy posiłkami.
Moim celem nie jest przekonywanie czytelników by zmniejszyli swoje zainteresowanie polityką, zarówno lokalną jak i globalną. Nie jestem w stanie skutecznie samego siebie do tego przekonać. Chciałem zasugerować, że idea, że regularnie angażujemy się w jakieś działania, których zagregowane efekty są dla nas wyraźnie niekorzystne, nie jest kontrowersyjna. Myślę, że wielu ludzi z łatwością zidentyfikowałoby takie aktywności. Możemy je robić z przyzwyczajenia, dlatego, że angażuje się w nie nasze najbliższe otoczenie, dlatego, że odczuwamy społeczną presję albo dlatego, że natychmiastowe, krótkotrwałe korzyści za każdym razem przysłaniają nam odłożone w czasie, długoterminowe szkody.
Nie widzę powodu by inaczej miało być w dziedzinie zarządzania finansami osobistymi i inwestowania. Myślę, że w tych dziedzinach każdy z nas może znaleźć działania, które po dokładniejszym zbadaniu okażą się netto negatywne dla naszego dobrostanu. Kluczem do znalezienia takich destrukcyjnych działań jej zdolność do obiektywnego spojrzenia na nie z boku. Pomocny może być w tym przypadku trik stosowany przez część inwestorów przy ocenie sensowności pozycji w portfelu. Część inwestorów zadaje sobie pytanie: czy w tym momencie otworzyliby tę pozycję? Sprawdzają w ten sposób czy jedynym powodem, dla którego trzymają otwartą pozycję jest fakt, że kiedyś ją otworzyli.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.