Jeśli chodzi o przyszłość hossy na GPW w tym roku, to jesteśmy generalnie jako inwestorzy umiarkowanymi optymistami.
Tak wychodzi z naszego cotygodniowego sondażu zamieszczonego na twitterowym profilu naszych blogów w ostatni weekend. Końcowe wyniki wyglądają tak oto:
Prawie 84% głosów za kontynuacją hossy na WIG w jakimś zakresie procentowym. Z tego niemal 42% głosujących optuje za jednocyfrową stopą zwrotu do końca tego roku. Natomiast spadków spodziewa się większy odsetek niż w innych sondażach przeprowadzonych ostatnio, o czym za chwilę.
Moim pierwszym pomysłem na powyższą sondę było zapytanie wprost:
Skoro spory odsetek odwiedzających nas optowało za bańką spekulacyjną w USA we wcześniejszym głosowaniu, to czy podobnie myślą o naszym WIG?
Chyba się nie pomylę jeśli i bez tego głosowania oszacuję, że nie myślimy o obecnej sytuacji na giełdzie w Polsce w kategoriach bańki. No może poza w jakimś stopniu NewConnect, który zrobił się drogi i zaczął być omijany. Dlaczego WIG to jeszcze przypuszczalnie nie stan bańki? Tropów podałbym kilka:
– istotnie niższy wskaźnik Cena/Zysk niż na najważniejszych giełdach świata,
– tylko raz i to z trudem pobity rekord wszech czasów (ATH- All Time High), podczas gdy w USA czy Europie Zachodniej niemal bez przerwy od miesięcy obserwujemy coraz to wyższe poziomy rekordów pokonywane,
– niewielkie zainteresowanie naszą giełdą w skali świata (mniejsza podatność na zawirowania z tej strony), a za to całkiem pokaźnie pnące się w górę wskaźniki gospodarcze,
– brak euforycznych nastrojów, umiarkowane sentymenty, nieco spółek nadal bez pokazowych eksplozji wzrostowych, a wręcz nawet dołowanych.
Zmieniłem także pytanie w naszej sondzie pod wpływem wyników comiesięcznego badania Bank of America, który odpytuje 239 zarządzających największymi funduszami świata (łącznie 742 miliardy US$ pod opieką). Potężna siła i do tego zaangażowanie na rynku, co pozwala im czuć jego puls, choć i oni potrafią się mylić (spora część jeszcze niedawno obecną hossę określała jako odbicie w bessie).
A wrażenie robią 2 sondy z lipcowego badania BofA – pytania o wielkość wzrostów/spadków w kolejnych 6 miesiącach w USA i w Europie.
Tylko 3% zarządzających spodziewa się spadków S&P 500 większych niż 20% od szczytu, definiujących bessę. Ok. 55% natomiast określa spodziewaną korektę na mniej niż 10% od szczytu. Generalnie jednak większa korekta jest oczekiwana przez nich w 2 połowie roku. Być może ją zaczynamy?
Zupełnie inny obraz wyłania się z badania oczekiwań owych menadżerów wobec zmian na rynku akcji w Europie. Proszę spojrzeć, w lipcu nikt z owych zarządzających nie spodziewa się, że akcje mogłyby zakończyć 2. półrocze niżej!
Zdecydowana większość obstawiła jak widać jednocyfrowe wzrosty kursów, nikt nie oczekuje eksplozji powyżej 20% oraz nikt nie obstawia spadków (zniknęli ostatni pesymiści z czerwca)! Trochę się obawiam tej jednomyślności w ocenie odporności rynków, ale nadal nie widać zagrożeń na tyle silnych, by mogły wygrać z drukarkami Fed i EBC oraz brakiem alternatyw dla gotówki. Samej pandemii rynek bał się krótko i to jedynie na jej początku, to już utrwaliło się w świadomości inwestorów, więc straszenie deltą jest dobre tylko na zapchanie czołówek doniesień.
Rynki są mocno skorelowane, więc obraz jaki się z tego wyłania jest dość klarowny i raczej spodziewany: korekta na rynkach akcji w świecie, ale koniec roku i tak nieco wyżej.
Od kilku miesięcy nie jesteśmy wcale słabsi. Kiedy popatrzeć na wykres naszego WIG na tle S&P 500 i DAX za ostatni rok, to widać, że nie jest z nami tak kiepsko jak być może sami siebie widzimy:
Na jesień przechodziliśmy korektę o podobnej wielkości jak DAX, za to teraz latem wspinamy się najszybciej ze wszystkich najważniejszych giełd świata! A skoro zarządzający z ekstraligi nie widzą dziś zagrożeń dla koniunktury, również delta czy inflacja nie robi na nich wrażenia, więc pewnie popłyniemy na tej falce, którą oni zostawią prując giełdowe oceany.
—kat—