Na zamieszczonym poniżej wykresie widzimy przebieg indeksu SP500 od połowy lat dwudziestych XX wieku. Blisko sto lat.
Wykres jest pokazany w skali logarytmicznej, żeby były widoczne procentowe zmiany wartości. Gdybym poprosił o wskazanie na nim, jakichś wyróżniających się momentów lub przełomowych zdarzeń istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że większość osób ominęłaby jeden z „ząbków” na nim widocznych.
Tymczasem ów „ząbek” był poddawany dziesiątkom, jeśli nie setkom analiz. Opisano go w licznych książkach i raportach. Dla wielu traderów był punktem przełomowym w karierze, lub takim który mocno zapadł w pamięci – zarówno jeśli chodzi o ponadprzeciętne zyski, jak i ponadprzeciętne straty zanotowane wówczas.
Przez wiele dekad to co wydarzyło się wówczas, a zwłaszcza jednego konkretnego dnia, było liderem statystyk – największego jednodniowego spadku wartości. Do dziś zresztą takim pozostaje w ujęciu procentowym (-22%), choć punktowo (a to ma znaczenie dla handlujących kontraktami) został już dawno zdetronizowany.
Chodzi oczywiście o październik 1987 roku.
To TEN moment zaznaczony elipsą.
Nie robi zbyt wielkiego wrażenia. Prawda?
A tak tamte wydarzenia opisuje Marty Schwartz, jeden z bohaterów książki – Czarodzieje rynku, Jacka Schwagera.
W dniu krachu wyszedłem z większości pozycji i zająłem się zabezpieczeniem mojej rodziny. O godzinie 13:30, gdy średnia Dow Jones była 275 punktów niżej, poszedłem do sejfu po przechowywane w nim złoto. Pół godziny później w kolejnym banku wypisałem kilka czeków, żeby pobrać gotówkę. Zacząłem kupować bony skarbowe i przygotowywać się najgorsze.
[…] Informacje napływające od pracowników działów operacyjnych mogłyby nieźle przestraszyć zwykłych ludzi, gdyby usłyszeli, co się dzieje. W bankach nie przyjmowano zleceń i telefonów z biur maklerskich.
Od 1987 roku liczba krytycznych zdarzeń, która miała doprowadzić do zapaści systemu finansowego rośnie. To już nie są jednostkowe przypadki. Jest ich całkiem sporo. Kryzys rosyjski w 1998 i upadek funduszu Long-Term Capital Management wraz z obawami, że jego bankructwo pociągnie za sobą cały świat finansowy. Kryzys hipoteczny w 2007-2008, po którym nic miało nie być już takie samo, zaś świat miał wejść w recesję gorszą niż w latach 20. I 30. XX wieku. Pandemiczne załamanie z ubiegłego roku i oczywiście dziesiątki mniejszych lub większych turbulencji na rynkach globalnych oraz lokalnych. O których zapomina się dosyć szybko, choć w chwili gdy się pojawiają, żyją nimi media, analitycy i komentatorzy, z których przynajmniej część wieszczy koniec świata, jaki znamy.
W tym samym zbiorze wywiadów z traderami, inny rozmówca Jacka Schwagera, Michael Steinhardt mówi:
Patrząc z perspektywy czasu – co stało się faktycznie na świecie po 19 października 1987? Praktycznie nic. Czyli w pewnym momencie można powiedzieć, że to był wewnętrzny problem rynku.
Problemem tych zdarzeń z punktu widzenia indywidualnego inwestora jest jednak to, że owe krótkotrwałe zdarzenia mogą na tyle zmasakrować rachunek i psychikę, że na długie lata będzie miało się dość rynku. Mimo, tego, że uśrednione długoterminowe statystyki będą przekonywały – „jeśli byś tylko ODPOWIEDNIO długo poczekał”. Kluczowe jest owo „odpowiednio”. Jeśli mamy pecha i trafiliśmy w zły moment rynku (Szczęściarze i pechowcy) naprawdę będzie trudno nam się przekonać do długoterminowych korzyści z inwestowania w rynek.
Z kolei, gdy trafimy w ten dobry moment, jeśli tylko nie zapomnimy, że wiele z naszych zysków jest kwestią zwykłego szczęścia, i jednak będziemy odpowiednio pilnować ryzyka i zasad zarządzania kapitałem, może nie utracimy „łatwo” zarobionych pieniędzy. Nawet na rynku kryptowalut.
[źródło wykresów: macrotrends]
[Photo by Michael D on Unsplash]