Bez wątpienia, dwa ostatnie tygodnie na giełdach zostały zdominowane przez wojnę celną. Pochodną był przeskok ze skrajnie optymistycznego scenariusza, w którym Chiny i USA dogadują się w sprawie wymiany handlowej, w stronę scenariusza postawienia 25-procentowego muru celnego na całość eksportu z Chin do USA. Patrząc na zachowanie rynków można odnieść wrażenie, iż świat poza USA i Chinami nie istnieje, ale dane mówią coś zupełnie innego.
Wykres poniższy pokazuje procentowe udziały wymiany handlowej dwóch walczących gospodarek w PKB. Nie można mówić o udziałach, które dają się pominąć, ale też trudno nie odnotować, iż wszyscy mamy tendencję do postrzegania świata w sposób przerysowany. Globalny handel nie sprowadza się do tego, co Chińczycy wyprodukują dla Amerykanów i ile miejsca na wielkim, chińskim rynku zajmą spółki amerykańskie. Oczywiście, część spółek i sektorów może być mocno podrapana. Doskonałym przykładem są np. amerykańscy farmerzy produkujący soję czy Boeing, który może zostać odcięty od zamówień z Chin, ale wolny rynek ma zdolność do szukania innych źródeł i soję amerykańską może zastąpić soja z innych części świata. Znacznie większym problemem jest ryzyko, iż wojna celna może pchnąć globalną gospodarkę w kolejną recesję, której giełdy jeszcze nie wyceniają. Wówczas spadki 5-cioprocentowe czy 10-procentowe byłyby tylko przygrywką do przecen na skalę, jakiej nie pamiętamy od przeszło dekady.
(źródło: Barron’s)

Klauzula informacyjna