Czasem realizacja marzeń może stać się dla człowieka najgorszym koszmarem.
O tym właśnie poniższa historia.
On był traderem. Nazwijmy go fikcyjnie John, żeby nie zdradzać prawdziwych danych. Spekulował walutami na forexie, a także indeksami, towarami oraz akcjami na rynku CFD. Szło mu dość przeciętnie, 3 kroki w przód, 2 w tył. Robił powolne postępy, cały czas się uczył, łapał powoli zyskowność w dłuższym terminie, ale co jakiś czas ponosiło go i potrafił wiele stracić.
Nie był specjalnie zadowolony ze swoich postępów, a szczególnie ze słabości, które pakowały go w kłopoty. Ale nie opuszczała go determinacja i wytrwałość. I miał marzenia. Nie jakieś tam nadmiernie luksusowe, takie normalne, traderskie. Po prostu wyobrażał sobie siebie gdzieś pod palmą, robiącego zyskowne transakcje, które pozwalają bez większych problemów utrzymać się w jakimś karaibskim raju, gdzie w cieniu palm stoi taka przyzwoita rezydencja, a w niej jakieś rozkoszne kociaki z długimi nogami i coś szybkiego w garażu.
Johna jednak dosięgnął pech pewnego ponurego dnia. Mknął swoim starym oplem po rozmokłym asfalcie i nadział się czołówką na gwałtownie skręcającego w poślizgu tira. Cóż, nie było nawet czego zeskrobywać.
John budzi się po jakimś czasie gdzieś w zaświatach. Zanim dochodzi do niego, co się stało, jego oczy rejestrują szczegóły otaczającej go rzeczywistości. Zrywa się do okien i demoluje niemal drzwi, wybiegając z pokoju. Powoli dochodzi do niego, że życie w zaświatach okazało się spełnieniem jego największych marzeń! Słońce, palmy, szmaragdowa woda, piękna rezydencja, a w niej przebogato wyposażone stanowisko do tradingu! I drugie w cieniu palm.
Kilkanaście monitorów, wydajne łącza 10G, całkiem pokaźne rachunki VIPowskie otwarte u kilku brokerów, wszelkie możliwe gadżety jakie tylko można sobie wyobrazić. John poczuł, że to jest jego wymarzony raj, w którym zawsze planował kiedyś się znaleźć. Cóż, śmierć i tak jest nieunikniona, ale może jej rezultat w tym wypadku wart był pozbycia się tego wcale nie szczęśliwego życia na ziemi?
Źródło: pixabay.com/pl/users/botosgy-6951177
Od czego zacząć ten wyśniony początek nowego życia po życiu? Wiadomo, od kilku transakcji. No więc odpala sprzęt i rzuca się w wir spekulacji.
I tu pierwsze zaskoczenie. Każda, ale to bez wyjątku każda transakcja kończy się zyskiem. Średnie, wskaźniki, wybicia, piramidy, gridy wchodzą jak w masło. Cokolwiek by nie testował w ramach podejmowania decyzji o wejściu na rynek, dawało zyski na jego zleceniach ‘take profit’. John był w „siódmym niebie” i to nie tylko w przenośnym znaczeniu.
I tak drugiego, trzeciego, czwartego, piątego dnia. Rynek je mu z ręki, obojętnie jaki pomysł na transakcję mu przychodził, kończy się to sukcesem. Szczególnie cieszyły go transakcje dokonywane pod palmą, w przerwie między morskimi kąpielami i wielokolorowymi drinkami. To jest życie… Nawet jeśli cokolwiek z ograniczeniami, bo przecież w innym świecie.
Po tygodniu jednak przyszło pierwsze znużenie. Ile można wygrywać? Każda kolejna wygrana transakcja zaczęła go męczyć, potem przybijać, wreszcie doprowadzać do rozpaczy. Postanowił zmienić reguły gry i oszukać nieco ten rajski system.
Zacząć grać wbrew wszelkim regułom. Bez dyscypliny, bez planu. Jeśli tylko poczuł, że rynek idzie w jakąś stronę, grał na przekór. Łamał wszelkie zasady. Grał losowo. A wreszcie w ostatniej chwili wycofywał zlecenia i stawiał przeciwne. Totalnie tak, jak się tradować nie powinno. Rezultat?
Cokolwiek źle nie zrobił i tak wygrywał… Bez wyjątku. Najgłupsze zagrania kończyły się największymi zyskami.
To zaczynało wyglądać na dramat.
John nie mógł patrzeć na monitory i na wykresy. Wolał się upić, by zapomnieć. W pijackim amoku potrafił wygrywać jeszcze więcej, próbując zemścić się na rynku. To już była rozpacz, upadek…
W momencie krańcowej desperacji spotyka postać przypominającą anioła, więc pełen złości wykrzykuje mu swoje pretensje:
„Mam dość, już nie chcę! Dlaczego trafiłem do takiego raju???!!!!”
Na to spokojnym i niewzruszonym głosem odpowiada mu postać:
„A skąd wiesz, że trafiłeś do raju?”
The end.
***
W oryginale ta przypowieść dotyczyła hazardzisty, ale twórczo zamieniłem go na tradera, co pewnie nie ma dla niektórych różnicy 🙂 Jednakże Czytelnicy z łatwością dostrzegą w tym nawiązania antyczne do Midasa, który wszystko swym dotykiem zamieniał w złoto.
No dobrze, ale trzeba poszukać jakiegoś morału, który zostanie w pamięci. Może ich być kilka, ja przedstawię swoje, nie limitując jednak nikomu wolności do całkiem innej interpretacji.
Można zagłaskać kogoś na śmierć, dosłownie lub w przenośni. To właśnie tego typu przypadek, gdy słodycz zbyt mocno dawkowana staje się trucizną. Więc również marzenia trzeba pilnować na smyczy, bo mogą wymknąć się spod kontroli. Nie chodzi bynajmniej o życie pod palmami, ale o idealny trading.
Gdyby nie istniało zło, jak wiedzielibyśmy co jest dobrem? Podobnie w inwestowaniu – nieudane transakcje są najlepszą wskazówką i przeciwwagą dla nieosiągalnego ideału 100% trafności. Zamiast je przeklinać, złościć się na nie czy nienawidzić, potraktujmy je jako drogowskaz i cenną informację. One mają uczyć najbardziej, obnażać błędy, być miernikiem naszego stanu poznawczego i emocjonalnego, dostarczać wiedzy do dalszej obróbki. To dzięki nim nie popadamy w nadmierną, ale zgubną euforię, pychę, nadęte ego, które w finale i tak się na nas mszczą.
Jeśli podstawą decyzji nie jest jakaś systematyczna strategia lecz subiektywny osąd i intuicja w każdej transakcji, do gry mocno włącza się losowość i szczęście. Może się zdarzyć, że dzięki temu wszystkie transakcje będą trafne, jak w powyższej przypowieści. To nie objaw działania sił pozaziemskich, ani naszego geniuszu, to wynik działania praw natury. Trzeba więc twardo trzymać się ziemi i nawet z udanych transakcji wyciągać wnioski, poszukiwać ich realnych przesłanek, analizować ich składowe w poprawnym kontekście. Najgorszy bowiem przypadek to ten, gdy złe decyzje dzięki szczęściu prowadzą do zyskownego końca. Bez wychwycenia tych zależności można zagłaskać na śmierć samego siebie albo wręcz przeciwnie – upodlić się myląc szczęście z rozumem.
—kat—
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
O tym, że raj rozumiany jako nieograniczony dostęp do wszelakich dóbr dostępnych bez żadnego wysiłku, jako życie bez jakichkolwiek trosk i z wszelakimi przyjemnościami wcale nie jest fajny na dłuższą metę wiadomo już od lat 70 (Eksperyment Calhouna).Widocznie ów trader (hazardzista) był trochę niedouczony.
Coś w tym jest. Spekulacja na forexie/CFD była dla mnie totalną porażką. Wreszcie poszedłem po rozum do głowy i stwierdziłem, że kończę z tym i przerzucam się na pasywne kupowanie ETF i wychodzę na tym o niebo lepiej.