Wydarzeniem ostatnich tygodni na rynkach jest zamieszanie wokół włoskiego rządu. Koalicja dwóch populistycznych sił, które łączy głównie niechęć do establishmentu, a różni niemal wszystko, wpłynęła uspokajająco na rynki wystraszone przedłużającym się kryzysem i ryzykiem kolejnych wyborów. Niewielu jednak odnotowało, iż to rynek przypomniał Włochom, iż bawią się zapałkami obok stacji benzynowej.
Na blogach bossy były już sygnalizowany skokowy wzrost rentowności włoskiego długu, który próbował wyrwać się spod prasowania luzowaniem ilościowym EBC i poszybował do 2,7 procent. Dla równowagi trzeba odnotować, iż poziom 2,7 procent był ciągle niższy od rentowności amerykańskiego długu, choć wpłynął na mocne obniżenie ostatniego, który w fazie kryzysu zaufania niemal zawsze pełni rolę bezpiecznej przystani. Co ważne, rentowności były radykalnie niższe niż w czasie poprzedniego kryzysu, kiedy włoski dług notowany był z rentownością zbliżoną do 8 procent. W skrócie rzecz ujmując kryzys włoski z końcówki maja nijak miał się do kryzysu, który chwiał Unią Europejską przed kilkoma laty.
Można spekulować, co działoby się, gdyby kryzys konstytucyjny na linii prezydent-parlament trwał dalej, ale nie można kwestionować faktu, iż włoscy politycy poczuli ogień pod ogonami. Skok rentowności szybko uleczył polityków z krytykowania Unii Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego, który ma dziś największą władzę nad tym, co dzieje się z włoskim długiem. Prawda bowiem jest taka, iż kryzys PIIGS-ów radykalnie zredukował ekspozycję zagranicznych banków na włoskim rynku długu i znacząco podniósł zależność rządu od lokalnego rynku bankowego. Generalnie zadłużenie zagraniczne jest raczej złe niż dobre, czego doświadczyła mocno Grecja, ale tym razem brak obawy rozlania się kryzysu na Europę czynił włoskich polityków petentami w EBC, który nie musiał ratować całej Europy i mógł czekać.
Dlatego koalicja populistów z taką łatwością przełknęła gorzką pigułkę odstrzelenia im ministra finansów przez prezydenta. Jeśli upieraliby się dalej, kolejny rząd nie tylko potrzebowałby euroentuzjasty zarządzającego finansami, ale musiałby błagać, by szefem rządu został Mario Draghi, jedyny wiarygodny dla rynku Włoch zdolny opanować rozwijający się kryzys zaufania. Draghi ma bowiem na rynku opinię człowieka, który powstrzymał euro przed upadkiem i bardzo sprawnie przeprowadził Unię Europejską przez poprzedni kryzys zaufania, jednocześnie nie zrażając do siebie wielu polityków na szczeblu lokalnym. Dyktat EBC na rządy był bowiem miękki i sterowany głównie dźwignią, jaką jest rynek.
Osobiście zawsze odczuwam wielką satysfakcję, kiedy politycy – zwłaszcza na bakier stojący z matematyką – dostają klapsa od samy rynków. W zglobalizowanym świecie dług, a dokładniej rentowność długu, i waluta są poza zasięgiem władzy. Przekonały się o tym rządy tej klasy, co brytyjski, kiedy rynek rzucił na kolana premiera Majora. Stale przekonują się o tym rządy Wenezueli, Turcji, Grecji, Argentyny, jak i wielu innych w przeszłości i kolejni w przyszłości. Zwyczajnie propaganda, kontrola na mediami, bankiem centralnym i wszystkim tym, co daje się skontrolować większością parlamentarną i kłamstwami dającymi władzę, nie obejmuje kursu walutowego i stosunku kapitału do wiarygodności rządu mierzonej właśnie rentownością długu.
Pozostaje się cieszyć, iż w modelu, gdzie największe demokracje świata padają łupem populistycznych polityków i manipulowane są propagandą poza kontrolą, rzeczywistość może bronić się prostym „2+2 musi równać się 4”. Oczywiście politycy nie lubią sił, które odbierają im władzę nad rzeczywistością i będą zawsze mówili o atakach spekulantów. Szczęśliwie, na świecie nie ma dziś gościa, który jest w stanie wygrać z rynkiem, jeśli wcześniej jego koledzy po fachu zadłużali budżet do poziomów, który czyni rząd zakładnikiem przepływu kapitałów. Prawda bowiem jest taka, iż im słabszy kraj i gorzej zarządzany, tym łatwiejszy do wytrącenia z równowagi poprzez drobne przesunięcie rynkowego akcentu. Nie obejrzymy się, a włoscy populiści przejdą edukację, którą wcześniej przeszli ich rewolucyjni koledzy z Aten.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.