Dlaczego Analiza Techniczna nie działa?

Skoro już wiemy jak i kiedy Analiza Techniczna czasami działa, to zasadnym byłoby pytanie: dlaczego w pozostałych przypadkach nie działa? I jak to zmienić?

Przy czym słowo ‘działać’ w tym przypadku ma bardzo konkretne znaczenie. Chodzi o to, czego analitycy techniczny najbardziej oczekują – generowania takich wskazań, które prowadzą do osiągnięcia zyskowności. Najlepiej gdyby zyski przewyższały zwykłe, pasywne podejście „kup i trzymaj”, inaczej timing przestaje mieć sens.

Poznanie powodów niedziałania to pierwszy stopień do procesu uaktualnienia własnych przekonań i przekucia tej wiedzy na usprawnienie własnej strategii decyzyjnej opartej na A.T.

Zakładam, że każdy z zainteresowanych ową wiedzą analityków technicznych potrafi rozpoznać ile skuteczności w jego własnych działaniach rzeczywiście pochodzi z działania samej A.T., a ile końcowy wynik zależy od niego samego jako użytkownika A.T. Oba te czynniki są od siebie silnie zależne i wpływają na siebie nawzajem. Przy czym o ile A.T. może w jakiś sposób jedynie milcząco inspirować i podpowiadać użytkownikowi, o tyle dominacja analityka nad nią jest silna i bezsprzeczna, może zrobić z nią wszystko, łącznie z przeniesieniem na nią wszystkich win. Pozostaje więc kwestią otwartą to, na ile pozwolimy A.T. być realnym wskaźnikiem naszych decyzji, a na ile sprowadzimy ją do roli posłusznego niewolnika, łudząc się jedynie, że do czegoś skutecznie służy.

Wymienione w tym i kolejnym wpisie czynniki powinny pomóc zbalansować owe proporcje, adekwatnie do faktów stojących za skutecznością samej A.T, i stosownie do naszego charakteru, wiedzy, możliwości i wszelkich innych związanych z inwestowaniem kompetencji.

Powód niedziałania nr 1. Nieistniejąca przewaga statystyczna

Jeśli chcielibyśmy, aby to sama A.T. stanowiła zasadniczą lub jedyną siłę napędową naszych transakcji, musimy dobrze poznać realną przewagę statystyczną możliwą do uzyskania przy pomocy poszczególnych narzędzi i zbudowanych na nich strategii gry. Wybieramy wówczas nie te, które nam się najbardziej podobają, lecz te, które pozytywną przewagę są w stanie wygenerować. Z moich doświadczeń z pracy z traderami wynika, że zdecydowana większość nie miała pojęcia o tym, że od A.T., która „ma działać”, należałoby oczekiwać jakiejś statystycznej przewagi (pozytywnej wartości oczekiwanej w sensie statystycznym).

Można to zrobić zresztą drogą nie tylko intensywnego testowania wszystkiego co dostępne, by uzyskać, jak w cytowanym wcześniej badaniu, 170 zyskownych strategii z 28.000 możliwych, ale również działaniem eliminacyjnym, niejakoby „od tyłu”, a więc sprawdzaniem jak i dlaczego to, co już używamy, działa lub nie działa.

Moja praca z traderami wyglądała w tym punkcie zwykle w taki oto sposób:

Prosiłem każdego o opis używanej strategii, czyli jakimi narzędziami, stopami, wielkościami pozycji się posługuje i w jaki sposób.

Potem kodowałem to w programie (Amibroker, Wealth-lab lub prostsze rzeczy nawet w arkuszu kalkulacyjnym dla lepszego zrozumienia) i robiliśmy testy na danych tych instrumentów, które używa.

Jeśli kodowanie było niemożliwe (np. subiektywnie rysowane formacje), testowaliśmy ręcznie, tocząc czasem boje o to, czy w danym miejscu formacja istnieje i w jakiej formie.

Dość powiedzieć, że wyniki większości tych testów wypadały negatywnie, co oznacza, że tak stosując A.T. trader nie miał szans zyskiwać inaczej niż tylko losowo. To był w wielu wypadkach wstrząs i orzeźwiający moment zrozumienia dotychczasowych strat. Drogą doświadczalnych i naocznych eliminacji można w ten sposób przynajmniej poczuć dewastacyjną siłę wszystkiego tego, co nie działa na danych w przeszłości, wobec czego raczej złudą byłoby oczekiwać, że zadziała w przyszłości. Tego typu testy eliminacyjne bardzo trwale pozostają w pamięci i są czasem lepszą lekcją niż tzw. „data mining”, czyli poszukiwanie wśród setek strategii takich, które działają.

Potem zmienialiśmy parametry (np. używając innych okresów dla średnich) albo używając różnej szerokości stopów, a to wszystko w poszukiwaniu takich obszarów ustawień, które w przeszłości mogły dać nadzieję na jakieś zyski, co było pierwszym przebłyskiem zrozumienia roli przewagi i nadziei w oczach owych traderów.

Zawsze wówczas obowiązkowo pytałem: czy wierzysz w to, że jeśli dana strategia techniczna nie jest w stanie działać sama zyskownie, to swoją intuicją tak ją elastycznie poprowadzisz, że zamieni się w skuteczne narzędzie? Bywało, że padała odpowiedź: tak. Wówczas prosiłem o zrobienie transakcji, które to udowodnią. W większości wypadków kończyło się to negatywnie.

Automatyczne strategie są wprawdzie również z wielu powodów niedoskonałe, ale obcowanie z nimi uczy systematycznego myślenia i pozwala oswoić się ze zjawiskiem zdobywania przewagi. Nigdy nie przekonywałem, by opierać swoje inwestowanie wyłącznie na nich. Moją intencją było dać za ich pomocą poczucie siły działania statystycznej przewagi i zrewidowanie rzeczywistej wartości technicznych narzędzi.

A jeśli nie automaty, to co? Otóż istnieje inna, dużo trudniejsza droga.

Od zawsze twierdzę, że intuicyjny trading powinien być finałem edukacyjnej ścieżki tradera, a nie jego początkiem. Zasadne jest bowiem najpierw poznanie tego, co nie działa i dlaczego. Poza tym korzystanie z intuicji wymaga najpierw załadowania do pamięci użytecznych wzorów działania, pozytywnych przykładów i doświadczeń. Połączenie potem A.T. z intuicją nie jest pomysłem skazanym na porażkę. Wymaga jednak uprzednio intensywnego treningu. Spora część traderów, którzy przeżyli lata w tym biznesie, ewoluuje do tego właśnie etapu.

Minusem tego podejścia jest to, że nie można ocenić jego wartości inaczej niż na podstawie realnych wyników, testów na danych historycznych nie można bowiem rzetelnie wykonać z użyciem intuicji.

To jest jednakże ten magiczny moment, którego nie potrafią żadną miarą uchwycić naukowcy. Podejmowania zyskownych decyzji przez Lindę Raschke czy Victora Sperandeo nie sposób zapisać w bity i przeczołgać przez statystyczne testy. Tam bowiem poza samą A.T. tkwi spora wartość dodana pochodząca od tradera.

Na czym ta „magia” polega? O tym w kolejnym wpisie.

—kat—-

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Klauzula informacyjna

Administratorem Pani/Pana danych osobowych jest Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. („My” lub „DM BOŚ”) z siedzibą w Warszawie (ul. Marszałkowska 78/80, 00-517 Warszawa). Będziemy przetwarzać, Pani/Pana dane na potrzeby udzielenia odpowiedzi na Pani/Pana zapytanie, możliwości skorzystania z usługi oferowanej przez DM BOŚ, a także realizacji naszych prawnie uzasadnionych interesów, tj. rozpatrywania skarg oraz obrony przed roszczeniami. Ma Pani/Pan prawo dostępu do danych, żądania ich sprostowania, usunięcia, ograniczenia przetwarzania i przenoszenia. W dowolnym momencie może Pani/Pan także wnieść sprzeciw, z przyczyn związanych z Pani/Pana szczególną sytuacją, wobec przetwarzania Pani/Pana danych dla realizacji prawnie uzasadnionych interesów DM BOŚ. Może się Pani/Pan z nami skontaktować wysyłając e-mail na adres: makler@bossa.pl lub list na adres: ul. Marszałkowska 78/80, 00-517 Warszawa, dzwoniąc na infolinię pod numer + 48 225043104 lub odwiedzając jedną z naszych placówek (lista dostępna pod http://bossa.pl/dmbos/oddzialy/). Może Pani/Pan skontaktować z Inspektorem Ochrony Danych m.in. korzystając z e-mail: iod@bossa.pl lub listownie na nasz adres. Więcej informacji o przetwarzaniu Pani/Pana danych, czasie przechowywania, prawach i sposobach kontaktu znajduje się w naszej Polityce Prywatności.