Kilka miesięcy temu znalazłem interesującą opinię o przydatności w inwestowaniu danych makroekonomicznych. Brzmiała ona tak: gdyby dane makro były przydatne w inwestowaniu to nie byłyby darmowe.
Nie traktowałbym tej opinii dosłownie. Wiele przydatnych w inwestowaniu danych jest darmowych. Strategie oparte na momentum czy wartości korzystają z ogólnodostępnych danych. Myślę, że autor stwierdzenia ze wstępu chciał raczej podkreślić, że inwestorzy mają tendencję do przeceniania użyteczności danych makro w tworzeniu skutecznych strategii.
W marcu 2015 roku media finansowe poinformowały jednak o inwestorze, który przez kilka miesięcy bardzo skutecznie spekulował na australijskim dolarze w oparciu o dane makroekonomiczne publikowane przez Australijskie Biuro Statystyczne. Od września 2013 do maja 2014 w kilkudziesięciu transakcjach zarobił prawie 7 mln AUD przy kapitale początkowym na poziomie 9 tysięcy AUD.
Nie będę dłużej ukrywał kluczowego faktu: inwestor dysponował publikowanymi danymi makro kilkadziesiąt minut przed szerokim rynkiem. Mamy więc do czynienia z historią insider tradingu a nie genialnej strategii inwestycyjnej. Jest to jednak całkiem interesująca historia.
Wspomniany inwestor, Lukas Kamay, był pracownikiem jednego z największych australijskich banków – National Australia Bank (to bank komercyjny a nie bank centralny), w którym był zatrudniony jako trader walutowy. Wspomniane wyżej transakcje dokonywał jednak na kilku prywatnych kontach brokerskich, na własny rachunek.
Publikowane dane makroekonomiczne otrzymywał wcześniej od kolegi ze studiów, który pracował w Australijskim Biurze Statystycznym. Kamay koncentrował swoją uwagę na comiesięcznych danych z rynku pracy, danych z rynku mieszkaniowego i sprzedaży detalicznej. Z reguły dokonywał transakcji na kilka minut lub kilkadziesiąt sekund przed publikacją danych. Zdaniem brokera, z którego usług korzystał wielkość jego transakcji w stosunku do kapitału na rachunku sugerowała pozycje „wszystko albo nic”.
To zresztą Kamaya zgubiło. Australijskiego regulatora rynków finansowych a potem policję zawiadomił broker. Pierwszym sygnałem był podejrzany wzór transakcji: tylko na AUD, na krótko przed publikacją danych i to danych z jednego źródła a do tego podejrzanie wysoka trafność transakcji. Kamay i jego współpracownika pogrążyły jednak media społecznościowe – pracownicy brokera zobaczyli na LinkedIn, że Kamay jest znajomym kogoś z Australijskiego Biura Statystycznego i że obaj studiowali w tym samym czasie na tym samym wydziale tego samego uniwersytetu.
Po doniesieniu brokera, policja rozpoczęła kilkumiesięczne dochodzenie, w czasie którego ściśle śledziła ruchy podejrzanych. To druga ciekawostka związana z historią: insider trading zaczął się we wrześniu 2013 roku, w styczniu broker zaczął coś podejrzewać, w lutym zawiadomił władzę (część źródeł podaje, że stało się to już we wrześniu), w maju 2014 roku nastąpiło zatrzymanie, w marcu 2015 roku zapadły wyroki – 7 lat dla tradera i 3 lata dla informatora, bez zawieszenia. Można napisać, że system regulacyjny spisał się bardzo sprawnie.
Co ciekawe, z doniesień policji wynika, że Kamay starał się zawierać także stratne transakcje by rozwiać ewentualne podejrzenia. Cóż, najwyraźniej zawierał ich zbyt mało. Faktem jest, że mimo popularnego wśród inwestorów przekonania, że reakcje rynku na dane makroekonomiczne trudno przewidzieć Kamay’owi udało się to robić o czym świadczą wyniki jego rachunków. Kamay rzeczywiście dysponował danymi na kilkadziesiąt minut przed rynkiem, wiedział czy odbiegają one od oczekiwań ale nawet takie informacje wymagały założenia, że na przykład rynek entuzjastycznie zareaguje na dane o zatrudnieniu dużo lepsze niż prognozy. Tymczasem, w dobie istotnego znaczenia polityki monetarnej, taka reakcja rynku nie jest oczywista.
Historia insider tradingu z Australii zawiera jeszcze jeden interesujący szczegół. Kamay i jego informator ustalili, że nielegalna aktywność ma im zapewnić 200 000 AUD, którymi mieli się podzielić. Kolega Kamay’a nie miał pojęcia, że jego trading walutowy przyniósł mu 7 mln AUD zysków. Jak widać łatwe pieniądze są bardzo wciągające a darzenie zbyt dużym zaufaniem wspólnika w przestępstwie nie jest rozsądną postawą.
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
A czy podali w jaki sposób zainteresowani wymieniali informacje? Zgaduję, że prosty telefon/mail/sms był zbyt oczywisty skoro próbowano tuszować oszustwo dodawaniem specjalnych stratnych pozycji.
@ Paweł Cymcyk
Z opisu wygląda, że telefonami. Pracownik Biura Statystycznego zapisywał dane na kartce i wynosił. A potem przekazywał je telefoniczne chyba. Pod koniec, gdy zaczęli się domyślać, że coś się dzieje (zlecenia były wykonywane z opóźnieniem bo broker czekał na zgodę śledczych) kupili chyba kilka telefonów na kartę. Tak przynajmniej zrozumiałem – wiadomo, że przecieki ze śledztwa nigdy nie będą jednoznaczne.
Z jaką dokładnością on przekazywał te dane o PKB czy sprzedaży skoro musiał je aż na kratce zapisać 😉 Szkoda, że skanu kartki nie wrzucał na Instagrama. Też byłoby nielegalnie, a o ile śmieszniej 🙂