Dlaczego warto czytać umowy?

Na przełomie lutego i marca Dan McCrum z FT Alphaville opublikował dwa teksty o najprawdopodobniej najgorszym na świecie kontrakcie ubezpieczeniowym. Historia, którą opisał McCrum jest dobrym przypomnieniem o pożytkach z czytania umów. Oferuje także pewnego rodzaju odpowiedź na pytanie o to jak efektywne byłoby inwestowanie z umiejętnością prognozowania.

W latach 80. i 90. firmy ubezpieczeniowe w Europie Zachodniej oferowały swoim zamożnym klientom ubezpieczenia na życie połączone z funduszem kapitałowym, w ramach których klienci mogli przenosić swój kapitał pomiędzy funduszami po cenach z przeszłości. W przypadku kontraktu, który opisuje McCrum, którego aktualną stroną jest duża firma ubezpieczeniowa Aviva France, istniała możliwość zawierania transakcji po cenach z piątkowego zamknięcia przez cały następny tydzień.

W 2015 roku ten mechanizm wydaje się wręcz absurdalny ale on rzeczywiście oznacza, że właściciel polisy ma prawo przenosić kapitał pomiędzy funduszami po cenach z piątkowego zamknięcia przez cały następny tydzień. Jeśli ktoś kto miał cały swój kapitał w funduszu rynku pieniężnego widzi w czwartek, że rynek akcyjny zyskał od początku tygodnia 5% to może kupić fundusz akcyjny po cenie z poprzedniego piątku. Termin najgorszego kontraktu ubezpieczeniowego, którego użył McCrum wydaje się w tej sytuacji zrozumiały.

Jeden ze szczęśliwych posiadaczy „magicznej polisy” poinformował McCruma, że Aviva France przegrała już kilkadziesiąt spraw sądowych związanych z „magicznymi polisami” a kolejne francuskie sądy potwierdzają ważność tych kontraktów. Co ciekawe, adwokatem wielu właścicieli „magicznych polis, w tych bohatera tekstu na FT Alphaville jest nie kto inny jak  Nicolas Lecoq-Vallon prawnik znany z reprezentowania ofiar Piramidy Madoffa.

Aviva France uspokaja swoich inwestorów i twierdzi, że ma wszystko pod kontrolą, na „magiczne polisy” zawiązano wiele lat temu rezerwy a kwoty, do których miały urosnąć inwestycje właścicieli „magicznych polis” nie mają żadnego oparcia w rzeczywistości.

McCrum podaje w tekście, że ekspert wyceniający wartość inwestycji jednej z rodzin, która wykupiła polisy w 1997 roku stwierdził, że w okresie następnej dekady, a więc do 2007 roku rosła ona w tempie około 68,6% rocznie. Przy tych stopach zwrotu 8 tysięcy euro zmienia się w 1,4 miliona euro w dekadę. Jeśli założymy, że chociaż kilkadziesiąt właścicieli polis równie skrupulatnie wykorzystuje ich zapisy co rodzina George’ów to rozważania o tym, że za kilka lub kilkanaście lat zobowiązania ubezpieczyciela wobec klientów sięgną gigantycznych rozmiarów wydadzą się zrozumiałe. Tym bardziej, że zgodnie z warunkami kontraktu mogą oni wpłacać dodatkowe środki.

Z drugiej strony zarówno zachowanie rynku akcyjnego jak i procesy konsolidacyjne, w których bierze udział Aviva sugerują, że szeroko rozumiany rynek nie bierze tego zagrożenia poważnie. Wydaje się, że większość właścicieli „magicznych polis” podpisuje ugody. Być może nagłośnienie tej sprawy to jedynie element nacisku na spółkę by zaproponowała korzystniejsze warunki, tym którzy jeszcze ugody nie zawarli.

Mamy więc odpowiedź na jeden z postawionych na początku tekstu problemów: jak efektywne byłoby inwestowanie z niemal doskonałą znajomością przyszłości? Właściciele „magicznych polis” w pewnym sensie znają przyszłość i są w stanie regularnie wypracowywać, przynajmniej na papierze, wysokie kilkadziesiąt procent rocznie. Trzeba jednak podkreślić, że ich inwestycyjne możliwości są istotnie ograniczone – do oferowanych przez ubezpieczyciela funduszy.

Wspomniałem na początku, że opisana historia uczy także pożytków z czytania umów. Dlaczego? Otóż, gdy pod koniec lat 90′ kadra zarządzająca uświadomiła sobie niebezpieczeństwo związane z „magicznymi polisami” to wysłała do ich właścicieli list z propozycją nowego kontraktu, za którego podpisanie zaoferowała komiczną wręcz przynętę – około 10 euro. Można się domyśleć, że cała dokumentacja miała formę jakiegoś standardowego aneksu i wyglądała jak kolejna kłoda rzucona pod nogi przez biurokratyczną maszynę korporacyjną. Większość ludzi nie zadaje sobie trudu studiowania tego typu dokumentacji.

Powstaje wreszcie pytanie: co u licha mieli w głowach ludzie w korporacji, którzy wymyślili i sprzedawali „magiczną polisę”? Najwyraźniej, w latach 80. i 90′ ograniczony dostęp do notowań rynkowych i składania zleceń lub inne czynniki natury technicznej uniemożliwiały większości klientów pełne wykorzystanie możliwości związanych z kupowaniem i sprzedawaniem po cenach z ostatniego piątku. Wraz z postępem technologicznym wspomniane możliwości powiększyły się co zapewne uświadomiło zarządzającym w jak wielkie tarapaty się wpakowali. To jest chyba najbardziej sensowne wytłumaczenie tej nieprawdopodobnej historii. To także swego rodzaju przypomnienie jak bardzo w ostatnich dekadach zmieniło się środowisko rynkowe dla przeciętnych, indywidualnych inwestorów.

2 Komentarzy

  1. GZalewski

    Jeszcze przed 2002 rokiem niektóre fundusze w Polsce tak wyceniały swoje jednostki, że zgłaszając umorzenie przed 14, obowiazywała wycena z dnia wczesniejszego. Co w przypadku krachów miało ciekawe konsekwencje, zwłaszcza dla funduszy o małych aktywach

  2. adalbertus

    Na opisane zjawisko istnieje w języku angielskim nazwa: late timing.

Skomentuj adalbertus Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *