Polskie media poświęciły wczoraj sporo uwagi decyzji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w sprawie polisolokat. Zapewne jedną z przyczyn zainteresowania mediów były relatywnie wysokie kary nałożone przez Urząd na cztery instytucji finansowe – łącznie ponad 50 mln zł.
Warto więc zauważyć, że UOKiK ocenia, że całkowita wartość sprzedanych polisolokat* to około 50 mld złotych (co stawia wysokość kary w trochę innym kontekście). Z punktu widzenia klientów sektora usług inwestycyjnych Urząd zajął się więc poważnym problemem, który zdaniem od dawna piszącego o problemie polisolokat Macieja Samcika, może dotyczyć kilkaset tysięcy a nawet milionów ludzi. W ostatnich latach do organów regulacyjnych wpływało ponad tysiąc skarg rocznie. Do tej pory UOKiK ukarał 5 instytucji w ramach 6 postępowań. Kolejne 24 postępowania są w toku.
Moim zdaniem przyglądnięcie się problemowi polisolokat może wnieść interesujące idee do dyskusji o zasadach inwestycyjnych, edukacji finansowej i regulacji sektora finansowego. Z czterech wczorajszych decyzji UOKiK najbardziej interesujące wydają się te dotyczące Open Finance i Idea Bank.
Dwie pozostałe decyzje wydają się być konsekwencją oczywistego łamania istniejących regulacji przez Aegon TU na Życie i Raiffeisen Bank Polska (odpowiada za uchybienia przejętego Polbanku). Zgodnie z komunikatem Urzędu pierwsza instytucja najpierw pobierała niedozwolone (wynoszące… 100% pobranych składek) opłaty likwidacyjne w przypadku rozwiązania umowy w pierwszych dwóch latach jej trwania a następnie niezgodnie z prawem zmieniła warunki umowy ubezpieczenia modyfikując opłaty likwidacyjne po niekorzystnym wyroku Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów z 2012 roku. Zdaniem UOKiK, druga wymieniona instytucja nie wywiązywała się z przepisów regulujących zawieranie umów przez telefon – nie wysyłała wymaganych dokumentów i nie uznawała odstąpień klientów w przewidzianym przez prawo terminie.
Uzasadnienie decyzji Urzędu w dwóch pozostałych sprawach jest dużo bardziej interesujące. Za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów uznano polegające na przekazywaniu w trakcie prezentowania cech produktów informacji dotyczących możliwości przystąpienia do grupowego ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym w sposób mogący wprowadzać konsumentów w błąd w zakresie ryzyka związanego z inwestowaniem środków pieniężnych w ramach przedmiotowego produktu, poprzez wyeksponowanie korzyści związanych z inwestycją kosztem informacji dotyczących okoliczności, w których inwestycja może nie przynieść zysku lub wygenerować straty, a także kosztów związanych z rozwiązaniem umowy w trakcie jej trwania.
Z lektury poszczególnych decyzji, z komunikatu Urzędu oraz z wypowiedzi prezesa i wiceprezes wynika, że skargi klientów i zarzuty UOKiK dotyczyły głównie dwóch kwestii:
- przedstawiania polisolokat jako bezpiecznych inwestycji, pozbawionego ryzyka sposobu na lokowanie oszczędności (odpowiadającego lokatom bankowym) co wprowadzało klientów w błąd co do rzeczywistego charakteru tych produktów
- nieinformowania o wysokich kosztach rezygnacji (zwłaszcza w początkowym okresie), wręcz przeciwnie podkreślaniu korzyści związanych z możliwością wycofania się z programów
Skrupulatny, lecz odrobinę złośliwy, obserwator mógłby zauważyć, że klienci zdołaliby uniknąć obydwu pułapek gdyby uważnie zapoznali się z podpisywanymi umowami, w których znalazły się wszystkie istotne warunki (choć zdaniem UOKiK dołączane do umów materiały jednostronnie eksponowały potencjalne, atrakcyjne zyski w pozytywnym scenariuszu). To jest moim zdaniem poważny problem związany z edukacją finansową – konsumenci usług finansowych często wpadają w problemy z powodu zaniedbywania dosyć elementarnej czynności jaką jest czytanie podpisywanych dokumentów (przy czym autor niniejszego tekstu w żadnym wypadku nie jest pod tym względem wzorem do naśladowania). Powstaje pytanie: jak nauczyć ludzi czytania umów? Czy potrzebne są do tego lekcje w szkołach? Znajomość matematyki? Moim zdaniem przytłaczająca część zagadnień związana z kompetencją finansową ma charakter behawioralny i jest niezwykle trudna do kształtowania w ramach interwencji edukacyjnej.
Drugim wnioskiem, moim zdaniem najważniejszym, jaki można wyciągnąć z zamieszania związanego z polisolokatami jest idea, że im bardziej skomplikowany jest produkt finansowy lub inwestycyjny tym więcej daje możliwości ukrycia w nim opłat, prowizji i innych elementów korzystnych dla jego sprzedawcy. Takimi właśnie produktami są polisolokaty łączące elementy ubezpieczenia i produktu inwestycyjnego w formie, która przypomina zwykłą lokatę bankową lecz nią nie jest. Jedną z najbardziej korzystnych reguł, którymi może się kierować klient sektora finansowego jest preferowanie prostych, zrozumiałych produktów. Po pierwsze, oferujące je instytucje mają mniej możliwości by ukryć w nich dodatkowe opłaty (te produkty nie są wysokomarżowe). Po drugie, kupujący je klient ma większe szanse na zrozumienie tych produktów i ocenę czy odpowiadają one jego potrzebom.
Z drugiej strony można popatrzeć na problem polisolokat jak na przykład niefortunnego wychodzenia sektora finansowego naprzeciw potrzebom klienta. Matt Levine fenomenalnie zauważył, że sensem bankowości jest ukrywanie ryzyka. Sektor finansowy, zgodnie z oczekiwaniami klientów, stara się zamieniać ryzykowne inwestycje (kredyty) w pozbawione ryzyka aktywa (depozyty, lokaty i podobne produkty). Naturalnie, nie istnieje możliwość likwidacji ryzyka, z reguły najłatwiej jest go ukryć. Rzecz w tym, że tego właśnie oczekują klienci sektora bankowego – w skargach na polisolokaty wielu klientów przyznawało, że skusiło je atrakcyjne oprocentowanie produktów, które wydawały się być równie bezpieczne i stabilne jak zwykłe lokaty. O tym, że w rzeczywistości nie były to lokaty zdecydowały szczegółowe warunki, które wielu klientów zignorowało.
W tym miejscu wyłania się problem regulacji sektora finansowego. Z wypowiedzi wiceprezes UOKiK, Doroty Karczewskiej, wynika, że UOKiK zakwestionował praktykę sprzedawania produktów nieodpowiadających oczekiwaniom i potrzebom klienta – na przykład sprzedawanie długoterminowego programu inwestycyjnego seniorom albo sprzedawanie ryzykownych produktów inwestycyjnych osobom, które oczekiwały produktów podobnych do lokaty bankowej. Pani wiceprezes porównała to do zachowania sprzedawcy w sklepie, która wmawia klientowi, że dobrze wygląda w sukience o kilka numerów za małej**. Mam wrażenie, że wielu czytelników potraktuje to stanowisko jako bardzo rozszerzającą interpretację zadań regulatora usług finansowych. Jeśli wypowiedź Pani Karczewskiej odzwierciedla stanowisko Urzędu (w swojej wypowiedzi prezes Adam Jasser zasugerował, że zawodzi samoregulacja branży finansowej) to najwyraźniej UOKiK uznał, że mechanizm rynkowy jest zbyt słaby by skłonić część instytucji finansowych do oferowania produktów odpowiadających potrzebom klienta i potrzebne są w tej sprawie interwencje regulatorów. Konsekwencje przyjęcia tej doktryny przez cały sektor regulacyjny mogą być poważne (na przykład jeśli objęte nią zostaną wszystkie produkty inwestycyjne). Nie mam też wątpliwości, że wielu czytelników zdecydowanie zakwestionuje sensowność takich działań.
* Polisolokaty to ubezpieczenia na życie i dożycie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Niewielka część środków trafia na ubezpieczenie, przeważająca część na inwestycje, których wyniki, często powiązane są z jakimś indeksem bazowym, na przykład giełdowym indeksem akcyjnym.
** Uważam, że Pani wiceprezes pochopnie porównała sprzedaż polisolokat do sprzedaży sukienek. Moim zdaniem, silnym argumentem za aktywną działalnością regulacyjną państwa w sektorze finansowym jest fakt, że użyteczność (wartość dla konsumenta) oferowanych przez sektor produktów jest dla przeciętnego klienta bardzo trudna lub niemożliwa do oceny przed zakupem, a często nawet po zakupie. Przeciętny konsument ma istotnie mniejsze problemy z oceną użyteczności sukienki niż z oceną użyteczności skomplikowanego produktu inwestycyjnego lub ubezpieczeniowego.
6 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
W ostatnich latach do organów regulacyjnych ponad tysiąc skarg rocznie. Wpłynęło?
@ PiotrB
Dzięki.
Wg mnie termin „polisolokata” pierwotnie obejmował ubezpieczenia na życie i dożycie w formie lokaty, których sensem było obejście „podatku belki” – podobnie jak „lokaty antybelkowe”. Produkty te nie miały nic wspólnego z żadnymi funduszami i raczej były korzystne dla klientów. Obecnie ta luka podatkowa została już załatana.Tymczasem tekst dotyczy raczej polis inwestycyjnych. Możliwe że bankowcy pomieszali klientom jedne z drugimi i stąd te kłopoty z terminologią.
„raczej były korzystne dla klientów” – raczej nie były.
Pierwsza fala nierzetelnych produktów to były zwykłe ubezpieczenia na życie – gdzieś w okolicach 2002-2004 nastąpił ich krach. Ludzie (w zwiazku z panujaca wowczas recesją) cieli koszty, szukali oszczednosci i nagle zobaczyli, ze ich nie stac na wysokie skladki, a gdy zamykają calosc, dostaja marne grosze).
Pozniej przyszly rozne pseudoprodukty inwstycyjne. Tu marketing byl już inny, ale zasada taka sama – naklonic klienta do regularnych wplat z ogromnymi ukrytymi kosztami.
„Możliwe że bankowcy pomieszali klientom jedne z drugimi i stąd te kłopoty z terminologią.”
A ja uwazam, ze teo byla swiadoma polityka firm ubezpieczeniowych, namieszac i pomylic terminologię – do dzis mamy tego skutki.
Gdy ktos pyta np o IKE – pada „a mam tam jakies ubezpieczenie na życie”
Kiedyś, bardzo nieświadomy, trafiłem przypadkowo na spotkanie rekrutacyjne do jakiegoś mniej znanego MLM, który miał sprzedawać strony internetowe. Zadawałem naiwne pytania, nie rozumiejąc jak to ma właściwie działać i w końcu ktoś zniecierpliwiony mi przerwał: „To nie jest ważne jak to ma działać, chodzi o że był na czym robić biznes, kiedyś były odkurzacze, teraz jest Internet, a potem będzie coś innego”. Wtedy zrozumiałem wreszcie.
To nie chodzi o to że produkty były nierzetelne, tylko że one MUSZĄ być nierzetelne żeby dać zarobić grupie ludzi gotowych sprzedawać cokolwiek, wspieranych przez grupę ludzi gotowych przygotowac cokolwiek żeby się sprzedawało.
Rozwiązaniem będzie bardziej działanie od strony regulowania dochodów sprzedażowych niż próbowanie łatania wszystkich możliwych dziur.
Była taka scena w filmie Inside Job, zdaje się, że wypowiadał się wtedy Soros, ale może ktoś inny, starszej daty, nie pamiętam dokładnie. Wspominał o tym, że kryzys jego zdaniem jest pochodną tworzenia tak skomplikowanych produktów finansowych, że mało kto (z klientów) je rozumie i jest w stanie przewidzieć wszystkie zagrożenia. Zdaje się, że powiedział, że on sam połowy z nich nie rozumie 🙂