Grzegorz rozpoczął coś co muszę dokończyć 🙂
Kręcimy się od paru tygodni w obrębie filozofii Analizy Technicznej i mam wrażenie, że część Czytelników ma tego po dziurki w nosie. Ale skoro inna część chce rozwałkowania tematu na czynniki pierwsze to z radością to czynię za pomocą odwołań do tego tekstu Grzegorza sprzed kilkunastu dni. Do postawienia ostatniej kropki w tym temacie jeszcze daleko więc korzystam z każdej okazji by dodawać przynajmniej kolejne przecinki.
W zasadzie sprawa nie dotyczy jedynie Analizy Technicznej, jako że problemy podobnego rodzaju dotyczą każdego innego sortu analizę prowadzącą do decyzji inwestycyjnych. A ponieważ poprawne wykonanie analizy to serce całego procesu więc głębokie zrozumienie wszystkich zależności na tym etapie może być dobrym wstępem do ewentualnego sukcesu na giełdzie. Warto więc rozmawiać nawet o drobiazgach.
***
Nie można się nie zgodzić z generalną zasadą opisaną przez Grzegorza – droga do zysków prowadzi ścieżką gruntownej praktyki. Ale kilka tez uzupełnię lub poddam nieco liftingowi.
Wynotowałem kilka cytatów z Grzegorza, obejmujących pewien wspólny wątek, który inspiruje mnie do zabrania głosu:
„Nie mam jednak przekonania, czy żeby korzystać z analizy technicznej wystarczy tylko „bierne” przyglądanie się wykresom, czy generowanym sygnałom przez czarne skrzynki.”
„Po prostu będzie przeglądał kolejne wykresy i w zasadzie nawet nie wiedział czego szuka. Ba nie będzie w stanie zweryfikować błędów, czy nielogiczności jakie się pojawiają w różnych formułach.”
„Wydaje mi się, że w przypadku wielu inwestorów rozpoczynających aktywność na giełdzie brakuje właśnie takiego żmudnego ćwiczenia. Codziennego obejrzenia, opisania i zrozumienia, nawet nie 40 ale choćby 10 wykresów”.
„Ale też nie należy się dziwić, że zerknięcie na wykres czy zapuszczenie automatu nie ma nic wspólnego z żadną analizą, nie tylko techniczną”.
Nie mam aż tak dekadenckiego obrazu tej rzeczywistości, mam realistycznie pragmatyczny 🙂
Wejście A.T. w erę komputerów zmieniło wprawdzie, ale przede wszystkim usprawniło proces wizualnej analizy. Wykres jednak nie ma duszy więc komputer w żadnym razie jej nie wykrada, a w „bierność” analityczną wpaść bardzo łatwo bez różnicy jak wykres się tworzy i przekształca.
Zwrócę uwagę na coś innego, dużo wg mnie istotniejszego. Na przekaz i formę, które są nieustannie nieprawdziwie serwowane w literaturze tematu, co prowadzi do „bierności” inwestorów i niezrozumienia, bo same błędy i tak w pewnym momencie zostają wykryte. Mówiąc nawet pół żartem: błąd w formule nie różni się specjalnie od subiektywnego kreślenia samodzielnie po wykresie 🙂
Otóż po pierwsze, i już nie będę rozwijał tego po raz kolejny, książki nie wspominają, że każde narzędzie techniczne, szczególnie subiektywnie stosowane, wymaga dodatkowego wysiłku ze strony intuicji, instynktu, wyczucia a także wiedzy oraz umiejętności i kompetencji poza technicznych. Ba, literatura popularna nie wchodzi niemal wcale w tematy subiektywności.
Po drugie – wykres jest jedynie statycznym obrazem uchwyconym w jednostkowym momencie, który wraz z naniesionymi kreskami i wskaźnikami pokazuje nieco upiększony i wystylizowany świat – nie oddający całej prawdy, sprawiający wrażenie prostoty, dający iluzję kontroli, nie uczący o realnych szansach i prawdopodobieństwach. Mamy na nim bowiem jedynie samą historię zatrzymaną w kadrze i wszystko co działo się na nim do tej pory wydaje się poukładane, proste w obsłudze i oczywiście w większości zyskowne. Nie wzbudza to wątpliwości bo wiemy już co byśmy zrobili a czego nie. To kolejny błąd poznawczy- efekt myślenia wstecznego. A to nie uczy niczego poza właśnie biernością i wzbudzeniem iluzji. Jak w historii z czołgami, którą kiedyś przywoływałem > tutaj.
Po trzecie – wykresy oglądane nawet w dziesiątkach, ale na chłodno, bez zaangażowania emocjonalnego (czyli w zasadzie finansowego) nie tworzą doświadczenia prowadzącego do czegoś co w skrócie nazywamy intuicją, która ma być dla nich zasadniczym wsparciem, szczególnie w ekstremalnych chwilach.
Po czwarte – same wykresy nie tworzą zyskownego tradingu czy inwestycji, nie ma bowiem twardych dowodów na skuteczność rysowanych na nich powszechnie narzędzi. Poza analizą ilościową, ale nie o niej tutaj mowa.
Po piąte – nigdy nie ma nawet pewności czy kreślimy po nich poprawnie. Bo skoro ten sam wykres każdy analityk widzi inaczej i inne wyciąga wnioski decyzyjne przy użyciu tych samych narzędzi, to gdzie ukrywa się owa nieosiągalna zwykle „prawda”, do której próbujemy się nieustannie zbliżyć?
Nieco lepszy jest w tym układzie wykres bardziej dynamiczny, np. przesuwany na komputerze do przodu, czy trenowany na demo. A najlepszy ten z realnego tradingu, gdzie angażujemy choćby skromne pieniądze by nabrać pewności, obycia i poznać tajniki timingu przed wejściem w to na serio (co wcześniej określałem umownie jako: „don’t try it at home” zanim nie poczujesz gorzkiego smaku). Tam dopiero widać obraz realniejszy, oczywistości zaczynają wariować, emocje mniejsze lub większe zaburzają racjonalny osąd, krzywe i wskaźniki nie wyglądają już tak jednoznacznie, no i musimy podjąć decyzję nie tylko o narysowaniu dobrej kreski i otwarciu pozycji, ale dużo ważniejszą – o kontroli ryzyka w czasie rzeczywistym, której nie da się sprawdzić w narysowanym statycznie wykresie. To wszystko dopiero tworzy realną percepcję niepewności i ryzyka oraz daje kontekst emocjonalny, prowadzący do wykształcenia instynktu i intuicji.
Tak naprawdę więc powiedziałbym, że wystarczy tylko jeden taki dynamiczny wykres, ale który wzbudza emocjonalne zaangażowanie i nieustanne myślenie statystycznymi zależnościami, ważne by realnie wiedzieć co z nim zrobić a nie jedynie przeglądać się w nim. Narysowanie 40 statycznych obrazków to jedynie pułapka dla zmysłów. Coś jak oglądanie Formuły 1 w TV kontra siedzenie za kółkiem bolidu…
„Jak widać minęło ponad 20 lat a wielka debata o sensowności analizy technicznej (i ewentualnej przewadze fundamentalnej) jest w tym samym miejscu.”
„Z jakiej przyczyny?” zapytam sam siebie. Po części z braku dobrego aparatu pomiarowego (jak mierzyć intuicję?) i stabilnych dowodów. Poniekąd również z winy czasem dość powierzchownej literatury i przekazów. Nie mam na myśli jedynie tej od A.T. Aby się uczyć potrzebujemy porządnych wzorców, a więc rady tych, którzy ścieżkę sukcesu już przeszli. A wystarczy spojrzeć choćby na cztery tomy „Market Wizards” Schwagera. On są znakomite, ale poruszają się tylko po jednej dziedzinie – tzw. „behavior gap”, a więc pokazują jak unikać błędów, jak zyskiwać emocjonalną stabilność, jak utrzymywać konsekwencję, jak szukać własnej drogi i jak racjonalnie trzymać się realiów inwestycyjnych a nie iluzji. Ale nie ma tam tego „czegoś” – wskazówek i objaśnień jak w praktyce tych inwestycji dokonywać. Poza niektórymi wyjątkami (np. Gil Black wskazywał jak aktywnie grał jednostkami funduszy) widzimy raczej sporadyczne transakcje lub tylko ogólniki. O tym jak np. w szczegółach robił to Dennis Richard dowiadujemy się dopiero z książek Curtisa Faitha. Myślę, że po przeczytaniu kolejnych wywiadów czytelnik miałby problem z określeniem tego jak kolejny indagowany podejmuje szczegółowe decyzje na rynku.
Nie chciałbym żeby zabrzmiało to jako zarzut, po prostu stwierdzam pewien fakt. Mamy zwykle skrajności – albo zestawy porad jak przetrwać i nie zginąć albo suche wykresy, które nie pokazują intuicyjnej pracy w tle (np. Murphy).
„Jeśli popełnisz gafę pytając, dlaczego jest bez grosza, odpowie ci inteligentnie, że błędy leżą w naturze ludzkiej, nie zaś w wykresach i że wciąż za dużo ich popełnia. Swego czasu niemal zakrztusiłem się podczas obiadu z moim przyjacielem stosującym analizę techniczną, gdy wygłosił taki komentarz.”
Skoro wygłosił to Malkiel, orędownik rynku efektywnego i błądzenia losowego, wróg timingu, to w zasadzie nie dziwi żadne słowo. Stosującym A.T. jego opinie są w zasadzie obojętne, chyba, że zostaną przekonani do zajęcia się kiedyś indeksowaniem portfela zamiast aktywnego tradingu. Ciekawsze wydać się może stwierdzenie, że to nie wykresy się mylą. Bo w istocie tak właśnie jest. A to być może temat na cały wpis.
„Analiza techniczna w klasycznym tego słowa znaczeniu wymusza oglądanie zmian cen, szukania przyczyn zmian cen, oddzielania jednostkowych wydarzeń od treści ważnych i wreszcie kieruje w stronę wszystkiego tego, czym żyją również gracze ignorujący wykresy.”
A.T. jako katalizator poszukiwań przyczyn zmian cen jest być może ciekawym wyzwaniem intelektualnym, ale z punktu widzenia skuteczności i paradygmatów istnienia A.T. nieco bezcelowym. W dużej mierze odniosłem się do tego w tym wpisie sprzed kilkunastu dni.
W rezultacie każdy ma taką A.T. na jaką zasługuje, nie moje jednak zdanie lecz rynek rozstrzygnie wszelkie przekonania. Na koniec jeszcze mały cytat z Morgana Housela:
„Jeśli chcesz stać się mniej głupi w inwestowaniu, jedną z najlepszych rzeczy do zrobienia jest otoczenie się ludźmi, którzy nie zgadzają się z tobą i znajdują się w odmiennym stanie emocjonalnym niż ty.”
—kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.