Ostrożnie z „dobrymi radami” w inwestowaniu

Jeremy Grantham w swoim najnowszym kwartalnym liście do inwestorów zamieścił pierwszy odcinek świetnie zapowiadającej się serii: Zaliczone lekcje inwestycyjne – pomyłki z ostatnich 47 lat.

Od kilku lat uważnie śledzę spostrzeżenia Granthama i spodziewam się, że inwestorzy będą mogli się wiele nauczyć z opisywanych przez niego pomyłek. Pierwszy odcinek dotyczy młodości Granthama, który pierwszą inwestycję na rynku akcyjnym zrealizował w wieku 16 lat. To jest zresztą sam w sobie interesujący fakt, któremu warto będzie kiedyś poświęcić więcej uwagi.

Grantham zainwestował równowartość około 560 współczesnych dolarów w producenta rusztowań. Dlaczego wybrał akurat tę firmę? Jeden z jej pracowników był sąsiadem Granthamów i w czasie spotkań towarzyskich, którym przysłuchiwał się nastoletni Jeremy, entuzjastycznie i z dużą pewnością siebie wypowiadał się o rozwoju spółki i perspektywach dalszego wzrostu.

Co ciekawe, przez pierwsze dziesięć lat (najwyraźniej Grantham od zawsze był inwestorem długoterminowym) inwestycja spisywała się świetnie – jej wartość wzrosła około 6 razy. W tym czasie akcje należące do Jeremy’ego przejęła jego mama, która zainwestowała w producenta rusztowań także część rodzinnych oszczędności. Dlaczego? Pracujący w spółce sąsiad ciągle był pełen optymizmu co do przyszłości firmy, co więcej zainwestował w jej akcje także swoje oszczędności.

W następnym roku akcje spółki spadły do zera. Rodzina Granthama straciła zainwestowane pieniądze. Ich sąsiad, tuż przed emeryturą stracił większość swoich oszczędności. Okazało się, że spółka „przeinwestowała” i upadła pod ciężarem długu. Sąsiad Granthamów praktycznie do samego końca nie zdawał sobie sprawy z problemów firmy, które przysłonięte zostały dobrymi wynikami „na odcinku”, za który był odpowiedzialny.

Podstawową lekcją, którą Grantham wyciąga z tej historii jest wniosek o ograniczonej użyteczności informacji pozyskiwanych od „insiderów”. Oczywiście podstawowy problem z tymi informacjami, a przynajmniej dużą ich częścią, dotyczy zakazu ich wykorzystywania w inwestowaniu. Te wskazówki, sugestie, które mogą być przekazywane albo które mogą zostać zaobserwowane posiadają bardzo ograniczoną użyteczność – przede wszystkim dlatego, że inwestorzy nie wiedzą co naprawdę ich znajomy wie o sytuacji spółki albo branży. Najzwyczajniej w świecie, to co obserwuje na swoim stanowisku może nie odpowiadać generalnej sytuacji i perspektywom spółki.

Przytoczona przez Granthama historia przypomniała mi o interesujących badaniach empirycznych z Norwegii. Badacze mieli dostęp do transakcji zawieranych na giełdzie w Oslo przez indywidualnych inwestorów w okresie 10 lat oraz dostęp do informacji o ich sytuacji zawodowej (między innymi danych o miejscu zatrudnienia i zajmowanym stanowisku). Trond Doskeland i Hans  Hvidey sprawdzili między innymi jak spisywały się inwestycje w spółki z sektorów znanych inwestorom (zbliżonych do tych, w których byli zatrudnieni) Okazało się, że inwestorzy osiągali ujemne nadzwyczajne stopy zwrotu na inwestycjach w spółki, których działalność prowadzona była w sektorach zbliżonych do tych, w których zatrudnieni byli inwestorzy. Wyniki nie zmieniły się gdy badacze uwzględnili charakterystykę wybieranych przez inwestorów spółek (na przykład kapitalizację rynkową).

Autorzy badań zasugerowali, że inwestorzy nie posiadali użytecznej na rynku przewagi informacyjnej gdy inwestowali w spółki działające w znanych sobie sektorach. Wniosek ten dotyczył także profesjonalistów w swoich zawodach, czyli pracowników posiadających co najmniej wyższe wykształcenie – związane z wykonywanym zawodem. Zdaniem autorów badań to nadmierna pewność siebie wyjaśnia wzmożone zainteresowanie indywidualnych inwestorów spółkami z sektorów znanych im z pracy zawodowej.

Z całą pewnością przedstawione wyżej wnioski nie dotyczą wszystkich inwestorów. Warto natomiast pamiętać, że nie każda dodatkowa informacja, nie każda przewaga informacyjna jest użyteczna i stworzy inwestorowi przewagę na rynku, która przełoży się na wyniki inwestycyjne.

Drugim ważnym wnioskiem z historii przytoczonej przez Granthama jest potrzeba dywersyfikacji – w przypadku inwestorów indywidualnych także dywersyfikacji pracy zawodowej i inwestycji. Inwestowanie swoich oszczędności w akcje spółki, w której się pracuje może wydać się atrakcyjne ale warto pamiętać, że w przypadku poważnych problemów tej spółki inwestor otrzyma dwa silne ciosy – straci pracę i źródło dochodów oraz straci dużą część oszczędności.

31 Komentarzy

  1. pit65

    Ach tam dobre rady.
    Nie lepiej aktywnie podejść do tematu.
    Po 10 latach ciszy dowiaduję się jak zasiliłem kilkoma złotówkami nie swoje konto w Szwajcarii 🙂
    NIezwykłą koincydencja przypadków, i ta niewidzialna ręka rynku.

    appfunds.blogspot.com/2014/02/jak-zarobic-miliony-na-giedzie-w-100.html

    1. trystero (Post autora)

      @ pit65

      Byłeś na FW20 w lutym 2004? Byłbyś w stanie odtworzyć swoje stany emocjonalne po tej kolejce górskiej?

  2. pit65

    @Trystero

    NA FW to jestem od początku ich istnienia z małymi lub większymi przerwami 🙂
    W lutym 2004 to już stosowałem się do jako takiego zarządzania ryzykiem więc strata była do wytrzymania choć spora.
    Swój chrzest nadmiernej pewności siebie na lewarze razy 3 kapitał /akcje/ + 5 futków miałem o wiele wcześniej gdzieś na którymś kryzysie /rosyjski czy argentyński pod koniec lat 90 u.w./ .
    To był dopiero emocjonalny „rollercoaster” jak widzisz swój „kapitał” zjeżdżający do zera w tempie ekspresowym w ciągu 1 dnia , całkowity paraliż decyzyjny , dziwne reakcje zmysłów i ciała /nogi z waty, zimny pot / na taki wyczerpujący stres i to co najbardziej mnie wkurza czyli świadomość bezsilności. Uczepiłem się jedynie takiej obserwacji ,że to co za szybko spada w pierwszym odruchu mocno odreagowuje no i tak było choć wcale nie musiało.
    Ostatecznie zakończyło się to na -40% z hakiem na kapitale w jeden dzień i wakacjami od rynku na ponad rok celem przemyślenia błędów i poszukiwania rozwiąząń , a także uzdrowienia psyche bo przez pewien czas nie byłem w stanie skierować nawet myśli by pofatygowac się do biura maklerskiego /internetu nie było/ 🙂

    Tak że do roku 2004 to przystąpiłem już dobrze zahartowany z mocnym postanowieniem „nigdy więcej” po wcześniejszym wydarzeniu.
    To co dominowoło w 2004 to jedynie złość na nadzór i świadomość ,że będzie trzeba to z mozołem odrabiać .
    Ale też się czegoś nauczyłem , a mianowicie ,że stop z limitem PKC możę zadziałać na twoją niekorzyść 🙂
    Dziwiło mnie jedynie,że prezes Rozłucki nie unieważnił sesji bo takie numery z podkładaniem zleceń na maks widełkach i puszczanie później odpowiedniego zlecenia po PKC były częste na mało płynnym rynku obligacji 3 letnich . Tam było do wzięcia 5%, ale i skala procederu znikoma.
    Po 10 latach właściwie nie jestem wcale zdziwiony ,że sekwencja opisywanych zdarzeń była taka jak była. Taka miała być w zamyśle nic samo z siebie się nie dzieje w tego typu przypadkach.

    1. trystero (Post autora)

      @ pit65

      Interesujący jest wątek sparzenia się. Gdzieś czytałem, że ta reakcja emocjonalna jest skopiowana z fizycznej reakcji organizmu na zatrucia.

      Nie miałem nigdy tak spektakularnej straty na rachunku jak to co opisałeś ale sparzyłem się na jednym IPO pod koniec hossy na MiSiach. Głównie przez oczekiwanie absurdalnie dużej redukcji, lewar i redukcję mniejszą od oczekiwań. Efektem była pozycja zbyt duża jak na moje możliwości emocjonalne a dodatkowo trafiłem na IPO z negatywnym otwarciem. Straciłem wtedy nie niskie kilka procent portfela.

      Efekt był taki, że przez najbliższe kilka lat omijałem IPO szerokim łukiem. Z powodów emocjonalnych a nie merytorycznych.

  3. ekonom polityczny

    @ trys

    Ja będąc na L, załapałem się na wspomniany w tekście test z 8.01.04r.
    Emocji już dobrze nie pamiętam (były inne, gorsze i mocniejsze, te pamietam bardziej), ale to był dla mnie asumpt, by wynieść się z GPW na stałe gdzie indziej. Późniejsze 100 sekund tylko mnie w tym utwierdziło, a o ile dobrze pamiętam, już wcześniej kilka podobnych, choć mniejszych „błędów” się zdarzało.

    O ile też dobrze pamiętam, raczej zasadą, a nie wyjątkiem jest anulowanie przez giełdy podobnych, podejrzanych transakcji (chyba Euronext 2 albo 3 lata po 100 sekundach tak własnie zrobił)To był potężny błąd skądinąd nie najgorszego Prezesa Wiesława. Nie najgorszego na tle następców 🙁

  4. pit65

    @Ekonom

    „Ja będąc na L, załapałem się na wspomniany w tekście test z 8.01.04r.”

    No bo żeby ta „strategia” zadziałała zlecenia muszą być wystawiane przez jakiś czas permanentnie czekając na „przypadek”. A jak przypadek nie nadchodzi w sensownym czasie to trzeba „przypadkowi” pomóc.
    PAni Agnieszka była pewnie blondynką, która tak zakołowała przesyłającemu zlecenie w głowie ,że przypadek sie dopełnił był sam w formie pomyłki .

  5. ogif

    @ Pit

    Strata 40% to nie strata 😉
    Trzeba było widzieć mój portfel na początku 2009 roku 😉
    Wprawdzie nie należałem do jelonków którzy myśleli latem 2007 że będzie rosło do nieba. Nawet całkiem ładnie zarabiałem na spadkach (niestety zbyt małą pozycją bo jako patologiczny byk nie ufam bessie).
    Ale za to kilka tygodni po Lehmanie obróciłem pozycję i zamiast grzecznie zamknąć ją stop lossem ubzdurałem sobie że FW20 poniżej 1800 nie spadnie 😉 i uśredniłem do dołu znacznie zwiększając wielkość pozycji.

    Ostatecznie zarobiłem na tej pozycji, ale ……. po drodze zrobiło się niemiło 😉 Ratowałem się jokerami – pożyczką od przyjaciela i kredytem hipotecznym. To były BARDZO ciężko zarobione pieniądze. Never again.

    P.S. Wytrzymałbym do FW20=1100, gdyby zeszło niżej to miałbym katastrofę na fatalnych warunkach.

  6. pit65

    „Gdzieś czytałem”

    Tak bo to wszystko odczuwasz jak najbardziej fizycznie , jakbyś sie wydostał spod pedzącej cieżarówki, więc niepowracanie nawet myślami na miejsce zdarzenia odczuwasz jako wręcz uwolnienie i ulgę, wręcz sytuację relaksującą.
    Przy okazji stajesz face to face ze swoim butnym wyobrażeniem odporności na stres i w takim przypadku wcale Cię to nie buduje.
    Gdzie sie podział ten heros rynków 😉

  7. GZalewski

    „że stop z limitem PKC możę zadziałać na twoją niekorzyść”
    No, widze ze nauke mielismy podobną 🙂

  8. pit65

    @Ogif

    „Strata 40% to nie strata”

    W tym dniu to był zysk po stracie sięgającej 100%.
    Najgorzej było uwierzyć przy -100 ,że wyjdzie się w miarę cało w sytuacji kiedy nie ma nadziei, a przed oczami ma się następne 100 w plecy i organizm odmawia posłuszeństwa.
    O wiele łatwiej zaakceptować , uciąć ból i wyjśc na dołku.

    To nie był i nie jest dobry sposób na zarabianie 🙂

    Ty jesteś urodzony optymista więc może masz inny poziom bólu więc takie porownania nie dotykające bólu , a poziomów straty mają ograniczoną wartość poznawczą.

  9. _dorota

    Płytki rynek + impotencja instytucji (prezes Rozłucki) i organów ścigania. Bardzo bym chciała poznać uzasadnienie prokuratury, że nic nie zrobili z faktem „wygaśnięcia” blokady rachunku Cagliari.

    Jak to wszystko razem zebrać, to mamy polski rynek futeresów jako ponurą mordownię, gdzie duzi regularnie skubią małych, czasem z szybkością wyścigu na 1/4 mili.
    Ale przecież Wy do tej mordowni wchodzicie bez przymusu, prawda?

  10. ekonom polityczny

    @ dorota

    Coś się jednak w mordowni poprawiło – jakoś od 2004 r. nie ma na FW20 tego typu „pomyłek”. System WARSET albo jego następca nagle się poprawił 😉 ?
    Ja akurat wyszedłem z mordowni i nie mam zamiaru wracać. Handel ES cywilizacyjnie jest odległy o lata świetlne od tego, co pamiętam z rynku FW20

  11. pit65

    @dorota

    „Ale przecież Wy do tej mordowni wchodzicie bez przymusu, prawda?”

    Ależ oczywiście 🙂
    Czasami dla odmiany udaje sie kogoś zamordować i jest gites czyli ni mniej ni wiecej tyko gra o sumie zerowej 😉
    My tu tylko dyskutujemy o tzw. mordzie zbiorowym w świetle jupiterów przed którym rzekomo mają chronić procedury i nadzór.
    Poza tym mozna przeżyć 🙂

  12. ogif

    @ Pit

    Optymista ma łatwe życie. Polecam 😉
    Faktycznie chyba mój ówczesny ból był lightowy w porównaniu do tego co inni przeżywaliby na moim miejscu.
    Powiedziałem żonie, że niedługo będziemy biedni i zadłużeni ale żeby nie wymiękała bo pojadę do Reichu na roboty i się odkujemy 😉

    W sumie to nie zrobiłem wówczas aż takiego znowu szaleństwa. Poziomy indeksu były ekstremalnie atrakcyjne, zarobek dla eLek po 1800 absolutnie pewny. Pozostawała kwestia utrzymania pozycji.

    Po pierwsze byłem przekonany że nie obsunie się aż tak bardzo jak się obsunęło (to jednak nazwijmy brakiem rozsądku lub głupotą).
    Po drugie byłem przekonany że w razie czego podeprę się zwiększeniem hipoteki na chałupę. Rozmawiałem z bankiem w tej sprawie i sądziłem że mam krycie do zera.

    Niestety wtedy banki bardzo dynamicznie zmieniały swoją politykę kredytową i dostałem śmiesznie mało tego kredytu. Na zabawę z alternatywnym bankiem nie było czasu i ZROBIŁO SIĘ CIEPŁO.

    Ale luzik. Na szczęście się udało.

  13. _dorota

    @ Pit
    Powiedziałabym, że to raczej kompromitacja instytucji (konkretnie Rozłuckiego), nadzoru i organów ścigania (w prokuraturze powinny polecieć głowy), bo procedury zawsze można złamać.

    Jeżeli jednak wiesz, że nikt Cię nie chroni, to najrozsądniej jest unikać zachowań ryzykownych. Cała reszta jest na własne życzenie.

  14. ogif

    @ Dorota

    Zdumiewa to że KNF sprawdza się w nadzorze nad bankami, a w nadzorze nad giełdą jest żenujący.
    Milczy nawet w przypadku ewidentnie złodziejskich emisji akcji. Ta sprawa o której dzisiaj rozmowa to też kuriozum.

  15. pit65

    @dorota

    Po pierwsze nie wszystko daje sie umieścić w procedurach, po wtóre nadzory zawsze działają „PO FAKTACH” i ich celem jest wtedy jedynie udowadnianie własnego se istnienia prze ciałem wyższym /może to byc też ogół inwestoriatu/ co rykoszetem czasami sprawia , że cos tam zaczyna lepiej działać tylko ,żę wylane mleko przeważnie nie jest do odzyskania .
    W zasadzie lepiej dla siebie myśleć ,że mnie nikt nie chroni.
    To ma te zaletę ,że nie usypia czujności, aka procedura STOP z limitem PKC sie kłania 🙂
    A co do unikania ryzyka na rynku to w nadmiarze też raczej nie pomaga 🙂

  16. ekonom polityczny

    @ ogif

    Nie znam struktury urzędników w KNF, ale stawiam w ciemno, że większość z nich to są byli bankowcy, nieźle rozumiejący zasady działania banku i prawo bankowe, ale kiepsko kwestie bezpieczeństwa obrotu giełdowego i bez własnej praktyki rynkowej.
    To ostatnie uważam za bardzo pomocne i poprawiające wyobraźnię co do możliwości przekręciarskich na rynku.
    Też mnie to trochę zastanawia, zwłaszcza w świetle tego, że w co bardziej rozwiniętych krajach OECD giełdziarze są bez porównania mocniej ścigani, karani i ograniczani w swych „numerach” od bankowców.

  17. GZalewski

    @ogif
    KNF w sprawie 4 lutego zrobil sporo. Raport, który wówczas wyprodukowali był jednym z najbardziej wyczerpujacych jakie powstaly na naszym rynku, jesli chodzi o mechanizmy i szybkie dojscie do tego co sie stalo. To dzieki ich inicjatywie doszlo do zablokowania kont. niestety kolejne instytucje nie wiedzialy co z tym zrobic. NIestety w archiwum KNF juz tego raportu nie widac, a ja gdzies mam na starych dyskach

  18. lesserwisser

    @ trystero

    „Pracujący w spółce sąsiad ciągle był pełen optymizmu co do przyszłości firmy, co więcej zainwestował w jej akcje także swoje oszczędności.

    W następnym roku akcje spółki spadły do zera. Rodzina Granthama straciła zainwestowane pieniądze. Ich sąsiad, tuż przed emeryturą stracił większość swoich oszczędności. Okazało się, że spółka „przeinwestowała” i upadła pod ciężarem długu. Sąsiad Granthamów praktycznie do samego końca nie zdawał sobie sprawy z problemów firmy, które przysłonięte zostały dobrymi wynikami „na odcinku”, za który był odpowiedzialny.”

    W mojej ocenie tu ten pan Grantham opisując ten przypadek nie uwzględnił pewnego istotnego aspektu, który mógł mieć wpływ na losy owej firmy.

    Otóż w tamtych czasach dominowało przekonanie, że zadłużenie firmy zwiększa jej wartość (teoria noblistów Modiglianiego-Millera), która jest największa gdy firma jest totalnie zlewarowana (teoretyczne 100% długu).

    Teorię te wspierały głosy różnych ekonomicznych koryfeuszy, autoryteciaków i rozmaitych doradców firm więc nic dziwnego że wiele zarządów poszło tą drogą a skończyło się tym, że koniec końców padały one pod ciężarem długu, zazwyczaj osiągając przedtem swoje szczytowe notowania na giełdzie.

    I mówiło się potem, że to były błędy z zarządzaniu podobnie jak się mówi przy katastrofach lotniczych, ze to był błąd pilotażu.

    A dobre rady zawsze w cenie!

  19. GZalewski

    Dla zainteresowanych, oryginalny raport KPWiG w sprawie 4 lutego 2004
    http://goo.gl/t0bCwM

  20. lesserwisser

    „Dla zainteresowanych,oryginalny raport KPWiG w sprawie 4 lutego 2004”

    Ściągłem se, ale jest rozczarowanie, bo tylko 8 stroniczek, coś oszczędni w słowach są. W innych krajach byłoby co najmniej 80 a w Ameryce z 800!

    1. trystero (Post autora)

      @ lesserwisser

      800 to dopiero w fazie finalnej, po konsultacjach z lobbystami 🙂

  21. pit65

    @less

    Mają 800, a może 8000 ,maja także Madoffa 🙂

    Kwestia amplifikacji skali i wprost proporcjonalnego do tej skali opisu.

  22. GZalewski

    @less
    wtedy to był naprawde przełom. Po raz pierwszy coś takiego nasz nadzór publicznie ujawnił. Z takimi szczegółami

  23. lesserwisser

    @ GZ

    Zdaję sobie z tego sprawę, natomiast władze Giełdy nie stanęły na wysokości działania.

  24. GZalewski

    @less
    niestety, niestety….

  25. kathay

    Prezes GPW i szef KNF nie darzyli się sympatią więc zrobienie tego raportu całkiem zasadnego zresztą miało pokazać kto się liczy na dzielnicy.
    Trzeba jednak przypomnieć, że rynek wówczas był kadłubkiem w tym zakresie a nie prawdziwym rynkiem. Pomimo kilku wcześniejszych pomyłek na kontraktach nie było ŻADNYCH procedur anulacji, dopiero wieloletnie konsultacje to zmieniły. Niemniej jednak możliwość prawna anulaty jak najbardziej istniała a prezes miał takie prerogatywy. Nie stanął na wysokości zadania i mam nadzieję, że tylko z tego właśnie powodu zostanie pamiętany.

  26. GZalewski

    no to dodac trzeba jeszcze, ze mimo zapewnien wowczas wladz GPW, ze nie ma w zwyczaju anulowania takich zlecen, kilka tygodni wczesniej anulowano transakcje bedace konsenwencją pomylki na eurexie

  27. --

    Jaki ten swiat maly, wyglada na to ze makler ktory udostepnil swoj kod dostepu do systemu WARSET wykorzystany do zlozenia „blednych” zlecen pracuje obecnie w DM BOS 🙂

  28. pak

    Bardzo mądry wpis – dokładnie tak jest (na bazie moich i moich kolegów doświadczeń), że nie ma co przesadzać z koncentracją oraz zgadzam się że więcej można ugrać poprawnie interpretując ogólnie-dostępne informacje niż mając dostęp do niekoniecznie nawet poufnych informacji ale jakby bardziej detalicznych – jak się nie umie tych informacji interpretować to nic z nich nie wyniknie dobrego.

Skomentuj ekonom polityczny Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *