Poprzednia notka O szaleństwie znalazła ograniczone zrozumienie i czytelników, ale – nie wątpię – utrwaliła obraz mojej skromnej osoby, jako zwolennika chciwych drani. Widać taka rola blogera, że pisze a internet słowa nosi. Z honorem zatem przyjmuję obsadzenie w roli ambasadora zepsutej Wall Street, pociągnę temat w przyszłości a dziś zajmę się kolejną kliszą, jaka funkcjonuje w opisie rynku – chciwością.
Postawię tezę, iż nie ma rynku osoby zajmującej się spekulacją, inwestowaniem czy chociażby śledzeniem wydarzeń giełdowych, która nie słyszała o Gordonie Gekko. Bohater filmu O. Stone’a stał synonimem bankiera inwestycyjnego, który z gry w oparciu o poufne informacje uczynił sposób obecności na rynku. Rysunek postaci Gekko w „Wall Street” był na tyle wyraźny, iż w powszechnym mniemaniu Gekko i „Wall Street” stały się właściwie jedynymi kalkami, jakimi operuje się, gdy przychodzi pisać o wydarzeniach na rynku. Nie ma właściwie afery, aferki czy plotki z Wall Street, przy której nie sięgałoby się po Gekko.
Problem w tym, że postać Gekko to charakter rodem z Wall Street lat osiemdziesiątych XX wieku a nie początku XXI wieku. W istocie stylu, w jakim operowano przeszło 25 lat wstecz już dziś nie ma. Skończyła się epoka wrogich przejęć na masową skalę tylko po to, żeby poszatkować spółki i sprzedać w częściach nic nie robiąc sobie z tego, że przy okazji likwiduje się setki miejsc pracy. Nikt sięgając dziś po kalkę Gekko nie zauważa, iż Wall Street bliżej do kreowania często dobrych połączeń i przejęć – świetny przykład to ślub Hewlett-Packard i Compaqa – niż wrogich najazdów w celu zaorania firmy w poszukiwaniu zysku. Dziś rolę barbarzyńców typu Gekko przejęli często szanowani ludzie, których nazywa się mianem aktywnych udziałowców (nie mamy chyba polskiej nazwy dla activist shareholder).
Jak bardzo wpleciona w umysły jest klisza Gekko dobrze widać po zupełnym niezrozumieniu drugiej części Wall Street. W prasowych doniesieniach większość skupiała się na ewolucji postaci Gekko, który wychodząc z więzienia zmienia się w zawziętego krytyka Wall Street. Naprawdę jednak dziadunio Gekko wychodzi z więzienia do świata, którego już nie ma. Nikt, z kim rozmawiałem o drugiej części Wall Street nie odnotował, iż w sequelu nie ma już doprowadzonego od mistrzostwa – jakkolwiek je rozumiemy – insidingu. Całość gry przesunęła się na poziom zarządów banków, które do spółki z nadzorem i rządem muszą ratować inne banki, bo wywrócił się system a nie jeden czy drugi spekulant na Wall Street. Inaczej mówiąc po 25 latach słynne greed is good funkcjonuje, jako ciekawostka a nie klucz do rozumienia rzeczywistości.
Prywatnie uważam, że Wall Street nie jest dziś dużo bardziej zepsuta niż inne branże i bez trudu mogę poszukać w pamięci przykładów z sektorów, które są znacznie bardziej zdemoralizowane a za którymi nie ciągnie się klisza Gekko. Sądzę, że większość czytelników bez trudu sięgnie do własnej pamięci po przykłady afer w sektorach paliwowych, farmaceutycznych, zbrojeniowych czy nawet wielce szanowanego sektora przemysłowego, w których roi się od przekupstw, łapówek, lobbingu czy fałszywych dokumentów. Wszyscy jednak będziemy mieli problem ze znalezieniem kliszy, która spersonifikuje zepsucie jakiegoś przedstawiciela zawodu czy całej branży. Zwyczajnie w popkulturze figura chciwego drania została zarezerwowana dla Wall Street.
Oczywiście ktoś może postawić pytanie, dlaczego inne branże nie dorobiły się takiego popkulturowego pomnika, jak Gekko? Nie umiem odpowiedzieć, ale bez trudu zadam inne. Może Gekko nie był wcale czymś charakterystycznym dla Wall Street i dziś świat roi się od różnych Gordonów G., którzy po cichutku robią te swoje mniejsze lub większe przekręty? Może wszyscy dziś już wiedzą to, co wiedział Brel pisząc finałową zwrotkę Les Bourgeois? Badacze, którzy zechcieli porzucić stereotyp Wall Street, jako siedliska chciwych węży wzajemnie zjadających własne ogony, przyznają, iż w 2008 roku bailout nie był wcale bailoutem Wall Street, ale bailoutem całego stylu życia zbudowanego wokół rynków finansowych i pieniądza, jako takiego.
Dla uprzedzenia pewnych zarzutów, które – mam prawo podejrzewać – pojawią się pod notką wyjaśnię, iż nie stawiam tu pomnika bankom z Wall Street, insiderom i różnej maści przestępcom w białych kołnierzykach. Pytam tylko skromnie, czy sięgając od blisko trzydziestu lat po ducha Gekko nie popadamy w truizm i nie gubimy przy okazji szerszego obrazu, w którym problemem nie są wcale rynki finansowe, ale splot interesów, pragnień, nieodpowiedzialnych polityków i konsumentów? Dlatego, kiedy następnym razem ktoś będzie wmawiał wam, iż Gekko pozostał symbolem sięgnijcie po lustro, które postawił światu znacznie ważniejszy dziś film o związkach Wall Street z rzeczywistością – Margin Call. Mam przekonanie, iż pięć lat po kryzysie ciągle z trudem przebija się teza, iż w 2008 roku to nie chciwa Wall Street dostała wezwanie do uzupełnienia depozytu, ale świat, jako taki.
66 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
nie chce mi sie czytac tego wpisu ale generalnie chciwośc to nic innego jak przeszacowywanie szans, obstawianie wydarzeń o mniejszym prawdopodobieństwie, no bo co??
@ zchęcizysku
Czasami też niedoszacowanie ryzyka a czasami przymus podejmowania ryzyka.
Proszę nie mieszać ludziom w głowach. Chciwość nie jest wcale dobra, chciwośc jest zła, nie przypadkowo więc chciwość jest uważanajeden za jeden z grzechów głównych.
A grzech to grzech, oczywiście za wyjatkiem Grzecha Schetyny! 🙂
Jak się można było domyśleć nie zgadzam się, zdecydowanie się nie zgadzam z pogladami autora. Diagnoza jest błędna.
Oj będzie chyba będzie się działo no i emocji będzie niemało.
PS
Warto poczytać, bo jesli nie pomoże to raczej nie zaszkodzi.
http://www.katolik.pl/czym-jest-chciwosc-,1295,416,cz.html
@ lesserwisser
Nikt chyba jeszcze nie próbował mnie egzorcyzmować, więc zapowiada się ciekawie.
@ astanczak
Kiedyś musi być ten pierwszy raz. Od dawna widzę potrzebę wypędzeniua tego demona, którego wprawdzie nie ty stworzyłeś, ale chołubisz jego wizerunek jak jakiś nawiedzony.
Najwyższy czas opowiedzięć się po jasnej stronie mocy.
@ lesserwisser
Tylko pytanie, czy akurat lesserwisser-spekulant jest najlepszym materiałem na egzorcystę? Zrozumiałbym, gdyby przyszedł tu gość, który nie gra na rynku, nie ma konta w banku, nie miał nigdy żadnego kredytu itd. Jak Waćpan kiedyś „podał rękę diabłu” to coś słabo to widzę – ja nie nadaję się na spowiednika i lekarza cudzych grzechów.
@ astanczak
Czemu odrazu spekulant! A nie lepiej to powiedzieć – iwestor albo gracz, który nigdy nie dostał czerwonej kartki a żółtą bardzo rzadko.
Tak więc grzechów ci u mnie niewiele, nie czuję więc potrzeby spowiedzi ani eskpiacji.
„Problem w tym, że postać Gekko to charakter rodem z Wall Street lat osiemdziesiątych XX wieku a nie początku XXI wieku. W istocie stylu, w jakim operowano przeszło 25 lat wstecz już dziś nie ma.”
To fakt ale niestety, według wielu, dziś jest dużo gorzej.
Większość pamięta wypowiedź Gekko z Wall Street o dobrej chciwości, ale mało kto przywołuje wypowiedź z Wall Street II –
„Someone reminded me I once said, ‚Greed is good’ Now it seems that it’s legal because everyone is drinking the same Kool-Aid.”
A ponieważ pieniądze nigdy nie śpią, to nie dziwota, że w związku z tym finansiści z WS są niewyspani, a chroniczny brak snu powoduje, że nie tylko głowa nie pracuje tak jak trzeba, szwankuje pamięc -zapomina się o etyce i puszczają nie tylko zwieracze ale i hamulce moralne.
„Mam przekonanie, iż pięć lat po kryzysie ciągle z trudem przebija się teza, iż w 2008 roku to nie chciwa Wall Street dostała wezwanie do uzupełnienia depozytu, ale świat, jako taki.”
A ja mam przekonanie, iż pięc lat po kryzysie, u niektórych ciągle z trudem przebija się teza, iż w 2008 roku to chciwa Wall Street wezwała świat do uzupełnienia swoich depozytów, a światek polityki je gorliwie uzupełnił.
Dzięki temu branża (sprawca kryzysu) nie tylko przetrwała ale też mogła bezczelnie wypłacić sobie od razu sowite bonusy, z pieniędzy
podatników i na koszt społeczeństwa.
Nie było tak? Ot przewrotny paradoks współczesności!
> Nie było tak?
Było troszkę inaczej, ale wszak kija nie bierze się po to, żeby rysować portrety niewiniątek, tylko pyski marynarzy w ciemnym porcie, więc pozwolisz, że już nie podejmę polemiki.
„Gdy żądza posiadania przekroczy granice umiarkowania, staje się grzechem”
Uf, to odetchnęłam.
Panowie, zdefiniowanie tego, o czym rozmawiacie ujęło by całej kontrowersji. Chciwość w zaproponowanym przez Lessa ujęciu katolickim (ugruntowanym kulturowo, więc do przyjęcia) jest jednoznacznie negatywna. Wyłącznie destrukcyjna. Nie do obrony.
Tu by można dyskutować tylko, czy tej definicji nie naciąga się w rozmowie o rynkach kapitałowych.
PS. Cieszy mnie ten koncept, że żądza trzymana w granicach umiarkowania grzechem nie jest. Katolicy, a dadzą pożyć 🙂
@ dorota
„Tu by można dyskutować tylko, czy tej definicji nie naciąga się w rozmowie o rynkach kapitałowych.
Cieszy mnie ten koncept, że żądza trzymana w granicach umiarkowania grzechem nie jest. Katolicy, a dadzą pożyć.”
Pozwoliłem sobie dać namiar na ten artykuł o chciwosci, nie tylko z powodu tego że zasadniczo mam na ten temat zbieżny pogląd, ale również z uwagi na pewne konotacje personalne.
I nie chodzi mi tu wcale o AS, ale o pewnego Anglika, zarzadzającego i współwłaściciela funduszu hedgingowego (ponad 1 miliard dolarów aktywów), którego całkiem nieżle znam z dawnych lat.
Gość jest, rzekłbym nadgorliwym chrześcijaninem (new born Christian), ciagle nawiązuje do Biblii, do Boga, do wiary (mówi też o chciwości).
Ba, sam zresztą odbył jakies studium religijne i nie tylko czyta Ewangelie w kościele ale nawet osobiście odprawia msze.
Tymczasem w biznesie ma bardzo rozwiniety, jak to określił Gordon Gekko killer instinct, i działa jak bezwzględny predator.
Jego wieloletni wpółpracownik powiedział kiedyś tak, dziwi mnie to, że Mike w interesach jest tak bezwzgędny i zawzięty, nie wykazuje wcale nie tylko miłosierdzia ale nawet wyrozumiałości dla bliźniego, co trochę kłóci mi się z wznawanymi przez niego w życiu osobistym prncypiami wiary. Popatrz powiedział, co ten biznes robi z ludzi, a było to w czasach G. Gekko.
Facet zawsze robił na mnie wrażenie oschłego i ascetycznego, na wisus to powiedziałem kiedyś na lunchu, że wyglada mi na księdza, co spowodowało wtedy salwę śmiechu (wówczas nie wiedziałem o tej stronie jego życia).
W kontaktach biznesowych był niezwkle zasadniczy, wiecznie sprężony, nie wykazywał żadnego luzu i był bezwgledny gdy był górą, natomiast gdy mu na czymś akurat zależało to był niezwyle milusi.
Ja jestem zupełnie odmiennej konstrukcji dlatego też wolałem zawierać transakcje z jego szefem, Niemcem, który też był doskonałym fachowcem, ale sympatycznym i na luzie.
Może kiedś tę ciekawą postać szerzej opiszę, bo to jednak człowiek nietuzinkowy jest.
Właśnie, co ten biznes robi, nawet z takich, ludzi!
@ Less
Przypadki diabłów przebranych w ornat (czyli silnej niezgodności kreowanego wizerunku ze standardami postępowania) są w każdej branży. Zastanawiamy się, czy to jest cecha Wall Street. Immanentna. AS oponuje.
Tak offtopikowo – powinien Ci się spodobać ten artykuł:
http://forsal.pl/artykuly/744722,kiezun-polska-afryka-europy-transformacja-byla-klasyczna-neokolonizacja.html
@ Autor
„(…) w 2008 roku bailout nie był wcale bailoutem Wall Street, ale bailoutem całego stylu życia zbudowanego wokół rynków finansowych i pieniądza, jako takiego.”
Chwilkę, chwilkę. Ktoś konkretnie dostał te pieniądze, prawda? Ktoś powypłacał sobie sowite premie? Pamiętasz opisy imprezy firmowej AIG w luksusowym spa tuż po bailoucie? Mówimy o przepływie określonych kwor, a nie enigmatycznie o „stylu życie”.
„Oczywiście ktoś może postawić pytanie, dlaczego inne branże nie dorobiły się takiego popkulturowego pomnika, jak Gekko? Nie umiem odpowiedzieć (…)”.
Patrz wyżej. Pewna branża zdominowała gospodarkę (jak nowotwór), silnie skorzystała na bańce spekulacyjnej (którą aktywnie współtworzyła) po czym otrzymała gigantyczne pieniądze od podatników. Czy ci biedni podatnicy mają prawo do oburzenia, czy uznamy, że mają po prostu stulić pysk, oto jest pytanie.
Powiedziałabym: ustrojowe.
@ _dorota
> otrzymała gigantyczne pieniądze od podatników.
W ogólnym obrazie tak to może wyglądać, ale ja twierdzę, że podatnicy wykupili system, jako taki a państwo wykupiło również samych podatników ratując system, w którym uczestniczyli. Każdy, kto wydawał więcej niż zarabiał był częścią tego bałaganu.
„podatnicy wykupili system, jako taki a państwo wykupiło również samych podatników ratując system”
Ja Cię nie mogę, musze se to w ramke oprawić jak to Państwo wykupiło podatników , dzieki czemu wykupili Oni/podatnicy/ system dzieki czemu to Panstwo uratowało system 🙂
Ave i szczęśliwośc wiekuista 🙂
@ pit65
Przyznaj sam, że jak zaczniesz kopać tak do kości w tym finale z 2008 roku, to okazuje się, że wszyscy chcieliby widzieć winę tylko w Goldman Sachs a żadnej po swojej stronie, bo:
„tylko chcieliśmy mieć nowe autko, dwa pokoje więcej w domu i może jeszcze skoczyć na Karaiby. Czy było coś w tym złego, że robiliśmy to, jak kredyt był taki tani?”
A teraz płacz na modłę „My nie winni, oni winni, bo nam dawać nie powinni”.
@ dorota
tego Kieżuna oczywiście znam, bo czytam z zainteresowaniem wszstkie wywiady z nim i jego artykuły, polecam jego książkę „Patologie transformacji”.
Niestety wszstko to co pisze to wszystko prawda, a to co jest niedopowiedziane jest jeszcze gorsze.
Z obrzydzeniem obserwowałem to całe curestvo jaklie miało miejsce w tamtych czasach i nie chciałem w nim uczestniczyć i zastanawiałem się czy ludzie, którzy na to szli są aż tacy głupi czy aż tak zepsuci. Latarni by zabrakło, a kul szkoda.
Och jak tak kopać do kości naprawdę to i tak zatrzymasz się na atomowych cześciach Dekalogu przynajmniej tych dotyczycących ziemskiego padołka pkt 4-10 nie pomijając pośledniejszych grzeszków, w których chciwość gra niepoślednią rolę 🙂
„tylko chcieliśmy mieć nowe autko, dwa pokoje więcej w domu i może jeszcze skoczyć na Karaiby. Czy było coś w tym złego, że robiliśmy to, jak kredyt był taki tani?”
To nic złego tylko drobiażdżek trzeba to móc i chcieć oddać .
No i meritum dlaczego był taki tani.Wszak mamy gospodarke rynkową podobno i wielu w to wierzy jak w fetysz, inni zwłaszcza animatorzy systemowi- bo jest piękna wymówka.
No bo jak wszyscy chcieli to powinien podrożeć tak , coby był za drogi na takie chcenie /wszak 2008 pokazał ,że można tylko powód był inny/ . Jakie to anioły systemowe to umożliwiają by strumień zaczął płynąć pod górkę wbrew prawu grawitacji.
„wszyscy chcieliby widzieć winę tylko w Goldman Sachs”
Ano widzisz ,żyjemy w czasach sprawiedliwości społecznej czyli ludowej na modłę niekdysiejszych pręgierzy i szafotów, która wymaga ofiar , czy raczej kozłów ofiarnych płonących w imię sprawy jak się sprawa ry..ie, więc nikt by się nie pogniewał by był to sporych rozmiarów kozioł najlepiej sytemowy co by uwiarygodnił wiarę w system wyznawcom miast szerokiej rzeszy koziołków.
Jedna taka ofiara i koziołki płaciłyby każdy bailout przez następne dziesiątki lat bez wnikania.A tak wiara sie załamuje co widać i słychać i czuć.
@ pit65
Mnie więcej.
Problem w tym, że diagnoza kierująca złość ludzi na Wall Street nie funduje na nowo świata, tylko mówi; OK, tylko tu poprawimy, tam podkleimy, tego zetniemy a tego wsadzimy i znów będziemy wszyscy pięknie i długo żyli z pięknymi dziećmi w pięknych domach.
Znaczy znów mamy mieć prawo do szczęścia na… kredyt. Jak rozumiem ten kredyt na masową skalę mamy mieć bez sektora bankowego?
@ astanczak
Wykreowano bańkę spekulacyjną, bez dwóch zdań. Tylko, że jej negatywne skutki poniosła wyłącznie jedna strona – podatnicy. Sektor bankowy wręcz się umocnił!
Nigdy dość pytań fundamentalnych: dlaczego np. skutkiem bailoutów nie były zmiany właścicielskie w ratowanych instytucjach finansowych. Logicznie rzecz biorąc: jeśli ktoś (podatnik) łoży ciężkie miliardy ratując prywatne spółki, to powinien stać się ich właścicielem. Tymczasem rzecz skonstruowano tak pod względem prawnym żeby zachować statu quo. Już to samo to jest przekręt wszechczasów.
Po doświadczeniach ostatnich lat nie da się przenieść odpowiedzialności moralnej na kredytobiorców. Widać gołym okiem, że jedynym wygranym jest sektor finansowy.
@ _dorota
> dlaczego np. skutkiem bailoutów nie były zmiany właścicielskie
Ależ tak było. Przecież był cały system warrantów, którymi zabezpieczano pomoc. Formalnie rzecz biorąc taki Goldman Sachs spłacił TARP i to z nawiązką. Akurat Goldman bardzo spieszył się z wywaleniem zależności od rządu i chciał oddać pożyczki wcześniej, ale Fed nie wyraził zgody, bo zależało mu na zachowaniu płynności w każdej części systemu. Zrobili to przy pierwszej możliwej okazji.
Oczywiście bailout obejmował też spółki, w których sektor bankowy miał udziały i które nie podniósłby się z dołka (np. AIG). Nikt o tym nie mówi, ale na części pożyczek dla kilku firm sektora rząd jeszcze zarobił lub ciągle ma udziały. Pamiętamy jeszcze tytuły w gazetach o największym inwestorze na świecie – rządzie USA?
> Widać gołym okiem, że jedynym wygranym jest sektor finansowy.
Tylko? Powiedzmy, że dopuszczamy w 2008 roku do spirali upadku banków, przemysłu (ktoś pamięta jeszcze, jak ratowano sektor motoryzacyjny?). Czy wówczas ludzie byliby dalej wstanie spłacać te swoje domy, dwa samochody, płacić za szkoły dla dzieci? Studenci byliby wstanie spłacać kredyty na studia? Myślę, że wątpię. Bailout sektora finansowego był ratowaniem całego tego systemu a nie tylko banków.
Przecież teraz cały czas trwa bailout ludzi z pożyczkami na nieruchomości. Fed manipuluje stopami procentowymi, żeby obniżyć raty kredytów. Jak rozumiem moralne jest pozbawianie banków potencjalnie wyższych odsetek od kredytów i ludzi oszczędzających z wyższego dochodu z lokat?
„„tylko chcieliśmy mieć nowe autko, dwa pokoje więcej w domu i może jeszcze skoczyć na Karaiby. Czy było coś w tym złego, że robiliśmy to, jak kredyt był taki tani?”
To raczej normalne oczekiwania u ludzi, a nie jakieś nadzwyczajne zachcianki.
Z naszego podwórka, Olek syn znajomych wział kredyt w pewnym banku, nazwy nie wspomnę (ale pracują tam Władek, Bolek i Karolek).
I właśnie ów Karolek zrobił tego Olka w bolka, usilnie namawiając go na kredyt frankowy na lepsze mieszkanie oraz korzystny kredt złotowy na meble, lcdeka, lodówkę itp, prawie bez formalności.
I potem okazało się w praniu, że spred SFR złoty jest u nich 6%, zapis według tabeli kursowej banku i potem wzieli go za gardło, prosił o jakieś ulgi, pomoc a tu nic.
A Karolek na to tak – Niech pan nie narzeka, bo podobno w innych bankach bwa to nawet 12% ??? (przynajmniej tak powiedział).
Chciał pożyczyć ratunkowo w złotych, a tu figa, bo przekroczona zdolność kredytowa.
No to dobra siostra ostanowiła mu pomóc i chciała wziać kredyt złotowy a tu pan Karolek mówi sorry nie kwalifikuje się pani. Pani na to tak – Jeszcze miesiąc temu wciskał mi pan ten kredyt na siłę. A on na to – To było miesiąc temu a teraz kierownictwo zminiło nam politykę kredytową.
Czyli sprawdza się stare powiedzenie, że banki najchętniej pożyczają tym co wcale pożyczek nie potrzebują.
@ lesserwisser
Patrz Pan, jaki ten świat jest straszny. Jak bankowcy pożyczali wszystkim to ich krytykują za to, że pożyczali wszystkim. Jak nie chcą pożyczać wszystkim, to też niedobrze. Normalnie banksterzy! Koniecznie trzeba zrobić jakąś ustawę, żeby pożyczali wszystkim – każdy ma prawo do „normalnych oczekiwań”. Normalnie RPP powinna wprowadzić ujemne stopy procentowe, żeby każdy miał prawo realizować swoje marzenia.
@ astanczak
Panie kolego to nie było tak, miły pan z banku podobno dzwonił bez przerwy, słał maile itp. usilnie namawiają na kredyt, tak że wreszcie mu się udało, choć delikwent az tak bardzo tych kredytów wcale nie potrzebował, ale w końcu się skusił motany przekonującym argumentem -bierz pan bo potem taka korzystna okazja może się już nie powtórzyć.
„Patrz Pan.”
Patrzę i jakoś nie widzę komentarza odnośnie wysokości owej marży kursowej!
@ lesserwisser
> Panie kolego to nie było tak, miły pan z banku podobno dzwonił bez przerwy
Do mnie cały czas dzwonią różni, żeby uraczyć mnie jakimś ubezpieczeniem i za każdym razem słyszą to samo.
> Patrzę i jakoś nie widzę komentarza odnośnie wysokości owej marży kursowej!
Nie brać kredytów w walucie.
@ astanczak
Pisząc o zmianach właścicielskich miałam na myśli zmiany właścicielskie 🙂 Akcje (ew. inny rodzaj udziałów), wymiana zarządu, podejmowanie decyzji, dywidendy, etc. To nie nastąpiło.
Tak z ciekawości sprawdziłam bilans bailoutów w Ameryce. W tej chwili jeszcze lekko ujemny:
http://projects.propublica.org/bailout/list
@ _dorota
> To nie nastąpiło.
Rozumiem potrzebę, tylko trzeba każdy z tych przypadków jakoś odróżniać. Częścią programu pomocy było jednak przymuszanie do przejęć. Przecież w tamtym czasie duzi gracze musieli przejmować innych, o których wiadomo było, że mają zamieszanie w bilansach, więc część tych działań to był też pistolet – wykupcie się wzajemnie z naszymi gwarancjami.
> W tej chwili jeszcze lekko ujemny
Głównie ze względu na duet FM, powołany do życia, żeby robić dystrybucję „american dream”.
@ astanczak
„Nie brać kredytów w walucie”
Niezły greps, ale zupełnie nie na miejscu i do tego niezbyt poważny.
Odpowiem tak – Trza było uczciwie poinformowac klienta, że oprócz nagłośnionego niskiego oprocentowania i marży bankowej bedą również ukryte koszty (spread ask-bid) oraz ryzyko kursowe. I odpowiednio pokazać to w symulacjach, przed podpisaniem umowy.
No ale ci poczciwi bankowcy najwidoczniej zapomnieli uprzedzić swoich ufnych klientów, że będą frajerów rżnęli niemiłosiernie, na spreadzie ustawionym specjalnie pod nich. Tak jak przystało na prawdziwy bank -podobno instytucję zaufania publicznego.
Widocznie w Polsce chciwośc w tym interesie nadal obowiązuje, w przeciwieństwie do postepowania niewiniątek z WS. No ale my zawsze byliśmy trochę w tyle. Na szczęście kroczem naprzód.
http://disinfo.com/2010/12/danny-schechter-on-the-secret-wall-street-bailout/
🙂
@ lesserwisser
Pomyliłeś adres. Nie sprzedaję kredytów w walucie, nie sprzedawałem a jak były w modzie, to odradzałem właśnie ze względu na ryzyka kursowe, spready i jeszcze kilka innych rzeczy wpisanych w całość małym drukiem. Od zawsze pytany o kredyty walutowe mówię „Nie brać kredytów w walucie” i nawet nie wdaję się w argumentowanie, bo większość i tak nie zrozumie, do jakiego stolika siada.
Inaczej mówiąc, w kwestii informowania to nie zawsze działa. Jak moje dziecko miało operację, to lekarz przedstawiał zalety a jak zapytałem go o ryzyka (zboczenie zawodowe), to zaczął jąkać wystraszony tylko o anestezjologicznym, pomijając kilka innych, które są oczywiste, choć mało prawdopodobne.
Wyobrażam sobie, że część rodziców czy klientów banków nie rozumie nawet słowa ryzyko a szczegółowych ryzyk to już zupełnie, więc „informowanie” to ładny postulat, ale zakłada, że jeden mówi a drugi może usłyszeć.
Wszystkim ( a szczególnie apologetom WS) polecam lekturę –
8 Reasons Wall Street Greed Is the Cause, and the Solution, To Phony Fiscal Cliff Crisis;
Big Finance is once again getting a free pass.
http://www.alternet.org/economy/8-reasons-wall-street-greed-cause-and-solution-phony-fiscal-cliff-crisis
„Widać gołym okiem, że jedynym wygranym jest sektor finansowy.”
NIe może być inaczej i wynika to jednoznacznie z umiejscowienia sektora w systemie.
1.Uprzywilejowanie polityczne i rynkowe. Rynkowe takie ,że może sprzedawać ten sam produkt /np. kredyt/ wiele razy w tym samym czasie czego nie są w stanie robić inne sektory. Wyobrażmy sobie że GM sprzedaje samochód jednocześnie dla 5 osób 🙂 Kryminał.
2. W związku z 1 na rynku należy te instytucje postrzegać jako jeden organizm , który zobowiązany jest ze sobą współpracować bo największym zagrożeniem nie jest bankructwo pojedynczych jednostek wynikających z quazi konkurencji lokalnych między nimi, tak naprawdę są i tak technicznymi bankrutami każdy z osobna , ale niewypłacalność w sensie całości. Dlatego też dochodzimy do kolejnego punktu BC
3. BC jako kredytodawca ostatniej szansy tworzący pieniądz w sensie liczb w zasadzie teoretycznie nieskrępowany w tym ile może dopisać zer.Wszystko inne to pozory, które znikają gdy system /branżą/ dochodzi do ściany.
4.Pośrednik- efekt myta. Czy się stoi czy się leży tfu drukuje zera -sie należy.
5. W związku z tym dodrukiem sektor jest pierwszy w procesie prania nowo wytworzonych liczb /mapowania liczb na towary/ w obiegu na rynku , a więc jest to miejsce najmniej narażone na inflacyjną naturę tego procesu. Bankier jako pierwszy dysponuje największą siłą nabywczą wpuszczanych do obiegu zer.
6.Know how w sensie inżynierii finansowej czyli praktyczna implementacja bajki Andersena „Stoliczku nakryj się” 🙂
Czy trudno sie teraz dziwić ,że sektor ma się relatywnie dobrze w tzw. kryzysie dla którego tak prężnie budował drabine /aka fundamenty/.
I nawet jeśli przyjąć stronę astanczaka ,że to politycy etc. to powiedziane jest ,że ten kto trzyma drabinę jest wspólnikiem tego kto na nią chce wejść celem…. :-)Finito.
@astanczak
„Formalnie rzecz biorąc taki Goldman Sachs spłacił TARP i to z nawiązką.”
Formalnie to
Każdy złodziej ma taką niezbyt bystrą ripostę jak go złapią, i mówi ,że pożyczył sobie na chwilę , a później odda .Szacun za to ,że wyraził· chęć szybciej.
NIe na darmo mówią ,żę to okazja czyni…. ale złodziejem się jest przez to ,że się wzięło i nie przestaje gdy się oddało bo IMO kwalifikacją procederu jest tu brak zgody właściciela, a nie czyny sprawcy. To czy sie pózniej odda czy nie nie zmywa piętna oprycha . Co najwyżej lekko łagodzi.
Rozumiem ,że wśród tych co „tylko chcieliśmy mieć nowe autko…” taki proceder może wydawać się całkiem OK . Ale raczej taki nie jest IMO bo nie widzę hamulców dla tej karkołomnej tezy . Koniec końców Ci co produkują te autka i tak dopłacają do tych co biorą na nie kredyt wykreowany z liczb w postępie geometrycznym dla którego brakuje pokrycia w liniowej rzeczywistości
To co zarobią oddają póżniej w postaci póżnijszych podatków i innych prtycypacji w ratowaniu systemu z ewentualnym własnym bankructwem włącznie.
.To jest chore od podstaw bo tworzy rynek NULL za Towar w miejsce tego który ma być czyli Towar za Towar.
@ pit65
> Uprzywilejowanie polityczne
Przepraszam, ale większa część klasy politycznej sprzedaje towar, którego nigdy nie dostarczają – dlatego wolę bankierów z Wall Street od tych, którzy ich próbują ganiać.
Zgoda, tego świata już nie ma. Ale napisałeś: „Dziś rolę barbarzyńców typu Gekko”
Barbarzyńców?! Może niektórych rażą słowa „greed is good”. Ale co Gekko powiedział przed tym? Przytaczam za http://www.pophistorydig.com/?tag=gordon-gekko-speech
„GEKKO: [-] in the days of the free market, when our country was a top industrial power, there was accountability to the stockholder. The Carnegies, the Mellons, the men that built this great industrial empire, made sure of it because it was their money at stake. Today, management has no stake in the company!
All together, these men sitting up here [pointing to Teldar management] own less than 3 percent of the company. And where does Mr. Cromwell put his million-dollar salary? Not in Teldar stock; he owns less than 1 percent.
You own the company. That’s right – you, the stockholder. And you are all being royally screwed over by these, these bureaucrats, with their steak lunches, their hunting and fishing trips, their corporate jets and golden parachutes.
CROMWELL: This is an outrage! You’re out of line, Gekko!
GEKKO: Teldar Paper, Mr. Cromwell, Teldar Paper has 33 different vice presidents, each earning over 200 thousand dollars a year. Now, I have spent the last two months analyzing what all these guys do, and I still can’t figure it out. One thing I do know is that our paper company lost $110 million dollars last year, and I’ll bet that half of that was spent in all the paperwork going back and forth between all these vice presidents.
The new law of evolution in corporate America seems to be survival of the unfittest.”
Nie zgadzacie się z tym? Gekko nie ma racji? Bo powiedział potem „greed is good”, a to jest politycznie niepoprawne?
Czy nie przydałby się taki Gekko u nas, w Polsce? Nieruchomości które mają choćby takie PKP są bodaj więcej warte niż cała ta firma, do której ciągle trzeba dopłacać. Gdyby taki Gekko to kupił, rozparcelował: tu będą intercity, tu linie z węglem do hut, resztę na złom, wyasfaltować i zrobić drogi! Uwolniłby aktywa. Ludzie straciliby pracę. Ale cóż to za praca skoro pensje są z kieszeni podatnika? To raczej zasiłek!
„I am not a destroyer of companies. I am a liberator of them!” mówi Gekko. Dla mnie taki Gekko w gospodarce jest jak bakterie i grzyby w przyrodzie – bez nich świat byłby wypełniony zwłokami martwych zwierząt i roślin. Tak jak nasza gospodarka wypełniona jest zwłokami martwych firm, takich zombie, co to się ruszają jak do nich budżet dopłaci. Ale nie tykajmy ich, bo przecież miejsca pracy!
Piszesz „przy okazji likwiduje się setki miejsc pracy”. W bardziej wydajnej gospodarce ludzie pracowaliby mniej i zarabiali więcej. I bardzo dobrze! Ludzie nie chcą pracy tylko pieniędzy i wolnego czasu (ale tego nie mówią bo też politycznie niepoprawne). Gdyby tak nie było, nikt by nie grał w totolotka. Miejsca pracy przy produkcji kamiennych maczug dawno zniknęły. To chyba dobrze? Sorry, poniosło mnie, ale tak już mam gdy widzę miejsca pracy sponsorowane z kieszeni innych ludzi.
@ AlGebroid
Przyjąłem w notce taki zabieg stylistyczny, z którym wybijam argumenty przeciwników figur typy Gekko i tego najazdu na spółki charakterystycznego dla lat 80, ale sam nie opowiadam się po żadnej ze stron. To ma nawet zapomnianą już nazwę corporate raider.
Jeśli coś tylko warto odnotować, to fakt, iż świat nie zaakceptował tej idei wrogich przejęć i wymyślono dla spółek strategie typu poison pill.
@ astanczak
Nie mogłem pomylić adresu bo żadnej takiej korespondencji ani informacji pod wskazany adres nie wysyłałem. Ba, nawet cienia sugestii żeś sprzedawał kredytu w walucie ani kogokolwiek namawiał.
Niepotrzebnie bierzesz do siebie ogólny przykład, autentyczny bo z życia banków wzięty. Przykład potwierdzajacy zresztą ogólną prawidłowość.
Zgodnie z wymogami MIFiD bank jest zobowiązany tak poinformować klienta o zawiłościach i ryzykach by zrozumial i miał pełną świadomość. Wypada przy tym dolożyc minimum niezbednej staranności i sprawdzić, że klient faktycznie to dobrze zrozumiał. Samo zapewnienie klienta, i jego podpis, nie wystarczą, bo czasem klient się wstydzi przyznać ze nie kuma, a czasem mu się tylko zdaje że zajarzył.
Ludzie z banków i biur maklerskim powiedzieli mi prywatnie wprost, ze kierownictwo nieoficjalnie poinstruowało ich, że najwazniejsze to zdobyć podpis klienta, że zrozumiał, nie wązne że nie zrozumial, bo trza mu mówić ogólniki i tak zamotac by nie rozumiał ryzyk i zawiłości. Z czterech zródeł podobne doświadczenia mam.
Co do lekarz to porówanie trochę nie przystające: lekarz generalnie chce pomóć choremu pacjentowi i z założenia robi wszystko by tak sie stało. Jednak czasem mu to nie wychodzi, bo jest za mało wyedukowany, żle rozpoznał, popelnił jakiś błąd , coś zaniedbał, albo dany pacjent zareagował nietypowo lub po prostu miał pecha, bo jak mawiają lekarze-Gdy pacjent chce żyć to lekarze są bezradni.
Finansiści raczej nie są nastawieni na to by pomóć potrzebującym klientom ale raczej są ukierunkowani na to by na nich zarobić, czasem nawet ich kosztem.
@ pit65
Mocno przywaliłeś, oj mocno, i to akurat na punkt, czyli w samą słabiznę. 🙂
@astanczak
„Przepraszam, ale większa część klasy politycznej sprzedaje towar, którego nigdy nie dostarczają – dlatego wolę bankierów z Wall Street od tych, którzy ich próbują ganiać.”
Ależ ja wcale nie faworyzuje polityków bo tu nie ma co wybierać i przeciwstawiać nawzajem w sensie takiego pseudo wyboru.
Jedyna polaryzacja jaka jest to taka jak w ramach jednej baterii możęmy wyróznić dwa bieguny , pozornie przeciwstawne , ale razem tworzą całość.
Pytanie o wybór JAk sie wyładuje czy winić bardziaj biegun dodatni czy ujemny jest raczej bezzasadne.
Całość do wymiany.
O ile politycy próbuja sprzedawać kit słowami to o tyle jest to groźne o ile bankier umożliwia materializowanie części z tego kitu i odbywa sie to za pomocą depozytów tych co biorą puste liczby za dobrą zapłatę produkując za nie domy , samochody.
Wszystko OK do czasu jak trzeba odwrócić czary mary i wyjąć kapelusz z króliczka.
wtedy sięga sie do arsenału takiej „magii” jak zobaczyliśmy to na Cyprze. Nawiasem nie zdziwię sie jak eurozone sięgnie po to przy nastepnęj odsłonie i nie ma pytania czy tylko kiedy IMO.
AlGebroid prztoczył większy fragment wypowiedzi Gekko, który buduje pewne tło znaczeniowe dla jego stwierdzenia, ze greed is good.
Ja przedstawię rozpudowaną wersję tego greeda, bo szerszy kontekst łagodzi nieco jej ton i nadaje mu trochę inny sens, o wiele głebsz i nie tak dosłowny jak się przyjeło.
Gekkon powiedział albowiem tak:
„Greed, for lack of a better word, is good. Greed is right. Greed works. Greed clarifies, cuts through, and captures, the essence of the evolutionary spirit.
Greed, in all of its forms; greed for life, for money, for love, knowledge, has marked the upward surge of mankind and greed, you mark my words, will not only save Teldar Paper, but that other malfunctioning corporation called the U.S.A.”
Czy greed for life, love and knowledge is bad? Przykładowo ja, jestem pazerny na wiedzę rynkową i dlatego czytam blog bossy, czy to źle?
Greed to nie tyko chciwość, ale i pazernośc, zachłanność, łapczywość, żądza, nieodparta chęć (głównie na dobra materialne i jedzenie, ale nie tylko), z konotacją – przesadna, nadmierna, niepohamowana.
Greed for love = lust for love = żądza, pasja życia.
Postać Gordona Geko byla oparta miedzy innymi na osobie Prosiaka – Ivana (Piggy) Boesky;ego – znanego arbitrażysty (takeover arbitrage), który w połowie lat 80 – zrobił ogromny kapitał na kupowanie nielegalnych informacji o planowanch przejęciach firm (za co zaploacił sporą karę i poszedł do paki).
Tenże Boesky podobnie powiedział wczesniej o chciwości. Otóż podczas wykładu w Szkole Biznesu Uniwersytetu Berkeley w 1986 t. tak się wraził:
„Greed is alright, by the way. I think greed is healthy. I want you to know that, I think greed is healthy. You can be greedy and still feel good about yourself.”
Jak doniosła prasa ta wypowiedź wzbudziła smiech i wielki aplauz studentów, podobnie jak sentencja Geko, która stała się mottem wielu ówczesnych studentów i pracujących już młodych adeptów biznesu i finasów. Dziś ci, do których tak trafiło owo powiedzenie (trochę sprofanowane) są na wysokich stanowiskach w korporacjach więc nic dxziwnego, że kultura chciwości dominuje na Wall Street, bo oni wciąż wważają że „greed is good”.
Gordon Gekko tak był utożsamiany z typ powiedzeniem, że Michael Douglas został poproszon o to by w ramach kampanii przeciw korupcji na Wall Street powiedzieć, jako twarz jej, że tak rozumiana chciwość wcale nie jest dobra, a wręcz przeciwnie jest ona zła. Zrobił tak bo mial swiadomośc, że skutki tej „jego” wypowiedzi pokutują do dziś i zbierają żniwo.
Nie zapominajmy więc, że Goron Gekko powiedział: „”Greed, for lack of a better word…”
Less is good, more is bad! 🙂
Nie chcę się wypowiadać w głównym temacie (że niby sektor finansowy to cud, miód i orzeszki), bo nie chcę sobie niepotrzebnie podnosić ciśnienia, ale chciałem podkreślić, że fuzja Hewletta-Packarda i Compaqa to była jak najbardziej destrukcja obydwu firm przez zarząd. Carly Fiorina, która do tej fuzji doprowadziła, to zaś klasyczny „produkt Wall Street”, osoby, która nie zna się absolutnie na tym, czym zarządza, dobrze jednak obraca się w środowisku. Jak wyrzucono w końcu Fiorinę ze stanowiska, inżynierowie z HP wiwatowali.
@ poszi
> inżynierowie z HP wiwatowali.
Bo, jak wiadomo rolą spółki akcyjnej jest to, żeby inżynierowie wiwatowali.
Na początek wykresik:
http://images.huffingtonpost.com/2008-04-09-Picture3.png
a później tekst:
http://www.huffingtonpost.com/ben-rosen/the-merger-that-worked-co_b_95873.html
Oj, ja to bym dał do wiwatu tym inżynierkom z HP, o dał bym, za to że ich komputery -laptopy tak się grzeją, że aż mi udo oparzyły.
Z tym problemem HP boryka się od lat i nie może sobie poradzić, choc inni producenci laptopów jakoś potrafili tak zaprojektowac dukty wentylacyjne, że jest i cicho i zimno (no może z wyjatkiem Della).-
@ lesserwisser
Pod tym wzgledem jeszcze gorszy jest chyba Acer. Tak sie grzeje, ze ozej spokojnie jedwab tym prasowac. Mialem dwa laptopy tej marki
i nauczylem sie, zeby nie powtarzac bledow.
„Bo, jak wiadomo rolą spółki akcyjnej jest to, żeby inżynierowie wiwatowali”
Bo, jak wiadomo, w spółce rodzaju HP inżynierowie są tylko kłopotliwym dodatkiem do błyskotliwego menedżmętu i powinni o tym pamiętać.
@ astanczak
Żeby zakończyć temat przekształceń własnościowych jako rezultatu bailoutu: jedynym uczciwym (wobec podatników) rozwiązaniem byłaby emisja akcji skierowana do Skarbu Państwa (Departamentu Skarbu). Ze wszelkimi jej konsekwencjami: przejęciem władzy w spółce i wymianą zarządu. Tak, nacjonalizacja, jeśli ktoś chce użyć tego słowa. Jak naród płaci, to spółka powinna stać się własnością narodu.
Fakt, że tak się nie stało (uratowano instytucje finansowe w taki sposób, żeby jak najmniej w nie ingerować) najdobitniej świadczy o tym, kto jest rzeczywistym suwerenem.
@ Pit
Interesujące to wyliczenie przewag sektora finansowego.
@ _dorota
> jedynym uczciwym (wobec podatników) rozwiązaniem byłaby emisja akcji skierowana do Skarbu Państwa (Departamentu Skarbu).
Jedynym uczciwym jest sięgnięcie do archiwum tego, co działo się w 2008 roku a nie skupianie się na tym, jak zbudowano mit chciwych banków. Częścią zamieszania było zmuszanie przez rząd do przejęcia jednych instytucji przez drugie.
Proponuję przypomnieć sobie kulisy zakupu ML przez BofA a później możemy rozmawiać dalej. Jak na poziomie tej rozmowy – czytaj chciwe dranie szantażowały świat upadkiem – znajdziesz wyjaśnienie dlaczego Bank of America zapłacił a szykujący się do upadku Merrill Lynch kosmicznie powyżej rynku i to w ciemno (deal chyba trwał dwa dni), to możemy rozmawiać dalej o faktach.
> kłopotliwym dodatkiem do błyskotliwego menedżmętu i powinni o tym pamiętać.
Nie interesuje mnie życie wewnętrzne inżynierów i zarządu HP. Interesują mnie fakty: połączenie dało fantastyczne efekty jeśli chodzi o wartość spółki akcjonariuszom (a więc właścicielom) a firma zachowywała się lepiej od rynku. End of story z punktu widzenia osoby zainteresowanej inwestycjami na rynkach akcji.
off topic: safety is first
http://www.youtube.com/watch?v=iszwuX1AK6A
😉
@ astanczak
Sprawdziłam to z ciekawości – pominąłeś pewien drobiazg: przynajmniej część pomocy tarpowskiej dla BofA (20 z 45mld) uzależniona była od zgody rady nadzorczej BofA na przejęcie ML
http://wyborcza.biz/biznes/1,101562,6535149,Pogrozka__strach_i_prosba__czyli_jak_kupowano_Merrill.html
Tak więc rząd wsparł tą transakcję.
Pozostaję przy swojej opinii: wydając kilkaset mld dolarów na pomoc instytucjom finansowym nie zadbano o zmiany właścicielskie. W żadnym normalnie działającym biznesie nie byłoby to możliwe.
„(…) a nie skupianie się na tym, jak zbudowano mit chciwych banków.”
Rzecz w tym, że to nie jest mit. A dużo istotniejszą jego częścią jest bezprecedensowa pobłażliwość i hojność władzy wykonawczej, która asygnuje gigantyczne kwoty nie żądając niczego wzamian.
@ _dorota
> Tak więc rząd wsparł tą transakcję.
Nie wsparł, ale wymusił. Czas na liczby, których wszyscy tu unikają, jak ognia i nikt do nich się nie odnosi, tylko większość uprawia kaznodziejstwo.
ML szukając kupca miał prawdopodobnie kilkanaście mld dolarów straty. BofA kupując ML przepłaca za akcje od jeśli pamiętam 60 czy 70 procent. W efekcie z tych 45 mld dla BofA większość idzie faktycznie na uratowanie ML. Jeśli dołożyć do tego fakt, iż strata ML mogła być większa – kupowano spółkę, która za dwa dni mogła być drugim Lehmanem – to przepraszam, na czym polega ta pomoc dla BofA? Gdyby BofA naprawdę chciał kupić ML po taniości, to poczekałby do poniedziałku i kupił akcje nie po 29 dolarów a po 5 dolarów albo taniej. To było przymuszenie do zakupu potencjalnego bankruta, żeby system się nie zaraził dalej. Domknięto sprawę między piątkiem a poniedziałkiem pod pistoletem przy głowie zarządu BofA. Rozumiem, że w zamian BofA miał jeszcze zgodzić się na nacjonalizację?
Pominę już fakt, iż rząd i Fed nie mogły pozwolić sobie na znacjonalizowanie banków, bo szok byłby taki sam, jakby banki po prostu upadły.
Z mojego punktu widzenia wybrano naprawdę poprawne rozwiązanie. Po 5 latach banki są w miarę zdrowe, dobrze skapitalizowane a system, jako taki nie upadł. Reszta to urban legend.
„Nie interesuje mnie życie wewnętrzne inżynierów i zarządu HP.
Interesują mnie fakty: połączenie dało fantastyczne efekty jeśli chodzi o wartość spółki akcjonariuszom (a więc właścicielom) a firma zachowywała się lepiej od rynku.”
End of story z punktu widzenia osoby zainteresowanej inwestycjami na rynkach akcji.”
Kolega Adam stwierdza, z duża stanowczością, w oparciu o prztoczoną jedną opinię, wypowiedzianą niedługo po połączeniu. Nietrudno znależć wiele przeciwnych opinii.
Ale powiedzmy uczciwie, co człowiek to opinia, nikt nie jest nieomylny, kolega Adam może się mylić, ja mogę się mylić, to i inni mogą się też mylić, bo kuda im tam do nas. Nieprawdaż!
Ale jest ktoś, kto podobno się nie myli, ktoś o kim mówią że zawsze ma rację, niejaki mister Market. Warto więc zobaczyć co myślał o tym rynek i jak zareagował na wyrzucenie wszechwładnej pani Carli.
Mówię więc, zraz, zaraz, żadne end of story, żadne koniec kropka, żadne i basta, chwila moment nie odtrąbiajmy końca tej historii tak szybko.
Po pierwsze to karygodnym błędem jest pomijanie czy nawet lekceważenia życia wewnętrznego firmy (roli wiodących pracownik i kierowników), bo to wiąże się z kulturą organizacyjna firmy, utożsamianiu się pracowników z jej misją, poparciem dla celów
i planów poastawionych przez zarząd i dla ogólnej atmosfer pracy.
Element ten odbija się nie tylko na wynikach finansowych firmy ale
ma też całościowo istotny wpływ na postrzeganie firmy przez rynek, a co za tym idzie na wspomnianą jej wartośc dla akcjonariuszy.
A jak rynek postrzega robotę i politykę pani Carly Fioriny? Ano tak!
„When CNN reported Fiorina’s sacking at the time (February 10th 2005) they reported this:
“Shares of HP jumped 6.9 percent in heavy trading on the New York Stock Exchange Wednesday on the news. But at one point, the stock was up as much as 10.5 percent.
‘The stock is up a bit on the fact that nobody liked Carly’s leadership all that much,’ said Robert Cihra, an analyst with Fulcrum Global Partners. ‘The Street had lost all faith in her and the market’s hope is that anyone will be better.’”[2]
It’s not exactly a glowing testimonial to Fiorina’s stewardship. When she joined HP in 1999, stock stood at $52; when she was dismissed by the board five years later, it stood at $21. Fiorina, not surprisingly, came in for a lot of stick. The cruellest epithet must be the one given to Fiorina by Infoworld, who dubbed her an ‘anti-Steve Jobs’ (everything that Steve Jobs touches seems to turn to gold . . . you get the picture).
The market never liked the idea of the merger. HP was market leader in the high-margin printer business. Compaq was facing stiff competition in the PC market from companies like the low-cost, direct-marketing manufacturer, Dell. PCs were becoming a low-margin commodity.
Fortune magazine said this in February 2005: “The HP-Compaq merger was a big bet that didn’t pay off, that didn’t even come close to attaining what Fiorina and HP’s board said was in store. At bottom, they made a huge error in asserting that the merger of two losing computer operations, HP’s and Compaq’s, would produce a financially fit computer business.”
Michael Dell, of Dell Computers’ called it ‘the dumbest deal of the decade.’
The general consensus was that bringing together two not very successful computer manufacturers companies didn’t make one successful computer manufacturer that could challenge, for example, Dell, and that the two companies merged assets still did not allow it to compete with, for example, the systems and solutions giant, IBM. The merged company was neither flesh nor fowl, just bigger.
Two days after the announcement of the merger (in which HP bought Compaq for $24 billion in stock) HP shares had fallen by 21.5% and Compaq share had fallen by 15.7%. The two companies had just managed to lose $13 billion in market capitalisation.[3]
On the other hand, in 2006 the newly-merged company had revenues of $87 billion and profits of $2.4 billion (2.8%). In 2007 it had revenues of $92 billion and profits of $6.2 billion (10.5%). There may have been worse ‘failures’.”
http://jonathangifford.com/carly-fiorina-and-the-hp-compaq-merger/
Są rózne punkty widzenia, różne perspektywy patrzenia i różne nastawienia w dyskusji. Jak powiedział niejaki Seneka Młodszy –
„Błądzić jest rzeczą ludzką” i póżniej jak trochę dorósł i stał się Seneką starszym stwiedził – „Człowiek broni błędów, które kocha.”
I ja niestety taki jestem. 🙁
@ lesserwisser
> Po pierwsze to karygodnym błędem jest…
Jeszcze raz podkreślę – nie zajmuje mnie życie wewnętrzne. Zostawiam to kaznodziejom.
@ astanczak
„Po pierwsze to karygodnym błędem jest…
„Jeszcze raz podkreślę – nie zajmuje mnie życie wewnętrzne. Zostawiam to kaznodziejom”
Ok, w takim razie ujmę to tak:
„Po pierwsze to kardynalnym błędem jest…” 🙂
PS
Ciekawe co na to specjaliści od zarzadzania by powiedzieli?
@ lesserwisser
> Ciekawe co na to specjaliści..
To zależy, z jakiej dekady weźmiesz podręcznik do zarządzania. Były kiedyś prowadzone badania pokazujące typ idealny menadżera wysokiego szczebla na podstawie podręczników zarządzania w różnych okresach. Można poszukać i doczytać, jak ktoś będzie chciał się tym zająć dzisiaj. Słowem – tu też należy liczyć się z modami, które przemijają.
@astańczak,
> Na początek wykresik:
> http://images.huffingtonpost.com/2008-04-09-Picture3.png
Wspaniale wybrana data początkowa: 2002 rok, kiedy rynek m.in. już od prawie roku przetrawił (negatywnie) plany fuzji.
Porównywać to trzeba do lipca 1999, kiedy „genialna” Carly Fiorina zaczęła swoje wspaniałe rządy, a nie od 2002, kiedy jej destrukcyjna działalność już była w pełnym biegu:
http://tinyurl.com/nzd8eae
Już wychodzi sporo mniej genialna niż IBM czy NASDAQ.