Blogi bossy pominęły jakoś zamieszanie wokół rewelacji Guardiana. Zapewne częścią problemu jest fakt, iż nikt nie czuje się do końca kompetentny, by komentować stronę technologiczną a moralizowanie zostawiamy innymi. Niemniej jest to pierwszy poważny kryzys branży internetowej od 2001 roku, który domaga się skomentowania.
Osobiście do zawsze uważałem, że internetowa rewolucja – raczej wcześniej niż później – przejdzie z fazy fajerwerku wolności w fazę skrajnej komercjalizacji i powieli degenerację, jaka spotkała wcześniej telewizję. Od zawsze TV miała dwie dominujące domeny – informację i rozrywkę. Z czasem informacja i rozrywka zlały się w coś, co z angielska nazywa się infotainmentem. Punkt, w którym doszło do zatarcia różnicy pomiędzy informacją a rozrywką stał się momentem śmierci telewizji, jako wiarygodnego źródła informacji i – de facto – ograniczeniem zaufania do wiarygodności informacji. Z czasem TV stała się domeną informacji ludycznej a wręcz pseudoinformacji kierowanej do ludzi o najmniejszej dawce zmysłu krytycznego, czyli z tzw. najniższych klas społecznych.
Internet zdawał się mieć tę przewagę nad TV, iż wymagał pewnej dawki kompetencji technologicznej. Inaczej mówiąc treści w sieci wymagały aktywności i umiejętności znacznie wykraczających poza przyciskanie kilku guziczków na pilocie. Interaktywność zakładała aktywność a nie bierność. W efekcie najłatwiej radziły sobie w nim osoby, które zaczęły przygodę z komputerami w czasach, gdy GUI nie były spopularyzowane a operowanie w konsoli tekstowej nie było wyzwaniem. Inaczej mówiąc, kumały bazę a nie tylko nadbudowę. Z czasem dostępność technologii była coraz większa i z sieci mogła korzystać osoba, która nie rozumiała z tego dosłownie niczego. Mieszanka technologicznej ignorancji i przekonania o nieograniczoności sieci dała poczucie bezgranicznej wolności, którą limituje tylko prędkość łącza i szybkość maszyny.
W takim świecie pojawiły się firmy takie, jak Google, Facebook czy cała masa innych, które sprawiały wrażenie zbudowanych przez użytkowników samej sieci a ich sukces nie niósł za sobą zazdrości. Ktoś jeszcze pamięta, z jakimi wypiekami na twarzy przesiadaliśmy się na wyszukiwarkę Googla? Z jaką radością witaliśmy tych fajnych gości, którzy rzucili wyzwania gigantom starego świata? Czy w tym samym czasie obiektem powszechnego kultu była np. firma Cisco i jej prezes? Nie, bo szacunek dla Cisco mogły mieć tylko osoby pracujące w fizycznej sieci a nie w wyobrażeniu, czym jest sieć dla końcowego użytkownika. Czy ktoś piał z zachwytem nad firmą Sun Microsystems i jej twórcami? Dla ludzi widzących w sieci nieco więcej niż piksele na ekranie to są postaci i firmy równie ważne, jak Google czy Microsoft.
Dla małego testu, czy ktoś wie, kim jest Scott McNealy? Ktoś z czytelników blogów zna to nazwisko? Szkoda, bo to jeden z twórców firmy Sun Microsystem, który już w 1999 roku powiedział, że „czasy prywatności minęły – dostosujcie się” (You have zero privacy anyway. Get over it). Niemniej Google czy Facebook ciągle operowały pod sztandarem, iż mamy prawo do prywatności, chociaż w tle gromadziły na nasz temat dane na bezprecedensową w historii świata skalę. Spora część modelu biznesowego obu firm polegała właśnie na tym, żeby sprzedawać użytkownikom wszechświat internetowy za małą daweczkę prywatności, którą oni i tylko oni zamienią na drobne centy a centy w górę dolarów. Ludzie chcieli w to wierzyć, więc gremialnie zakładali konta na gmailach, FB i całej masie podobnych serwisów.
Rewelacje Guardiana zerwały intymny związek pomiędzy internetowymi gigantami a ich klientami. Teraz inteligentniejsi zaczną robić to, co inteligentni robili już wcześniej – ograniczać własną ekspresję w sieci. Sieć stanie się coraz bardziej pozorem realnej obecności ludzi a awataryzacja będzie coraz większa. W efekcie awataryzacji idioci, którzy nie będą potrafili zbudować swojej technotożsamości staną się niczym wioskowe głupki, których naciągają na rynku małomiasteczkowe cwaniaczki. Inaczej mówiąc sieć znów zmieni się w rzeczywistość wirtualną, w której będziemy widzieli raczej namiastkę świata niż świat sam w sobie, jak dziś w telewizji widzimy kreację faktów a nie fakty. Z czasem obcych w sieci zaczniemy traktować tak, jak obcych w realnej rzeczywistości, bo zrozumiemy, że piękna Kasia czy miły Krzysio mogą być niczym więcej niż sztucznymi kwiatkami posadzonymi na wymalowanym trawniku.
Nie ukrywam, że z wielkim zainteresowaniem będę oglądał, jak spece od PR w firmach Google, Microsoft, Facebook i innych poradzą sobie z wyzwaniem, jakie wywołało masowe zainteresowanie wielkim uchem w sieci. To, że rządy nas podsłuchują, podglądają i łamią naszą prywatność nie jest zaskoczeniem. Wiemy, wściekamy się na to lub nie, ale generalnie uznajemy, że akurat państwo musi czasami robić rzeczy, których nie chcielibyśmy, żeby robiło. Dlatego spodziewam się, że polityczny szum wokół szpiegowania nas szybko opadnie a ludzie zrobią się w sieci zwyczajnie ostrożniejsi. Zdejmą nogi z gazu i pogodzą się z tym, że Wielki Brat patrzy, jak godzą się z tym, że zdjęcie z radaru oznacza mandat. Nie pogodzą się jednak z tym, że prywatne firmy robią kasę na handlowaniu ich prywatnością i to będzie w pewnym sensie finał dominacji internetowych gigantów.
51 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
„którą limituje tylko prędkość łącza”
Przepustowośc 🙂 Prędkość jest zawsze taka sama.
To tak jak z rzeka płyną 2 obok siebie jedna szeroka na 1 km a druga na 100 m . Pędkośc taka sama 🙂 Niby to samo , a nie to samo 😉
„To, że rządy nas podsłuchują, podglądają i łamią naszą prywatność nie jest zaskoczeniem.”
Nigdy nie było i nie będzie bo jest powszechna i totalna WIARA w państwo niczym Istote Wyższą.
I dajemy na to przyzwolenie.
Jedno pytanie:
Kto szyfruje swoja pocztę? Sprawa trywialna i dostępna już od pokolenia.
JAk sie zapytasz czy takie coś stosuje to popatrzą na Ciebie jak na istote nie z tej ziemi.
A jak się zapytasz czy wysyłasz listy pocztą nie zaklejając koperty – to każdy też powie- tylko idiota tego nie robi.
No to się pytam dlaczego idioto nie szyfrujesz swojej poczty elektronicznej czyli wysyłasz jawnie jak list by wszyscy czytali.
Dlatego też lamenty Guardiana zostaną szybko zapomniane , a urzędasy od tzw „bezpieczeństwa” spokojnie sobie będą robić swoje.
Who cares.
Huxley się zbliża milowymi krokami.
@ pit65
Jednak prędkość – odwołałem się do tego, jak ludzie mówią o tym, co ich ogranicza. W rozmowach nigdy nie pada pytanie, jak przepustowe masz łącze, tylko jak szybko pobierasz coś tam.
> Kto szyfruje swoja pocztę?
Pilnowanie korespondencji w sieci było możliwe w czasach, w których ludzie cokolwiek z tego rozumieli. Teraz komunikacja umasowiła się i jest zamiecione. Z jakiegoś powodu w części firm ciągle wydaje się majątki na podróże służbowe mimo tego, że sporą część można już załatwić telekonferencjami. Ludzie, którzy liczą pieniądze i znają wagę pewnych informacji wiedzą, że niektóre rzeczy muszą być powiedziane tak, żeby nie został po tym ślad.
Z drugiej strony ta paranoja „że mnie podsłuchują” ma też drugie dno – większość ludzi na świecie zwyczajnie robi rzeczy, które nie niosą żadnej treści. Są jednymi z miliarda, którzy rzucą mięsem, nakrzyczą na dziecko czy rzucą butem w psa. Doprawdy, jak jakiś Pan X dowie się, że w dzień matki nakrzyczało się na teściową, to nie robi to wielkiego problemu. Problem mają hipokryci, którzy prezentują się, jako świeci a w prywatnym życiu lubią pooglądać filmy, które większość uznaje za brudne.
Porządny człowiek nie ma nic do ukrycia 🙂
Kiedyś taki argument wydawał mi się głupawy, ale w zasadzie przecież tak jest. To, że w portalu finansowym wyświetla mi się reklama sklepu z bielizną, w którym przed chwilą byłam, może mnie drażnić. Ale nie niesie żadnego zagrożenia. Jestem jednym z miliarda śledzonych ziarenek piasku.
Poza tym – jaki „intymny związek”??? Czy ktoś zdrowy na umyśle może mieć wątpliwości co do tego, że informacje o sobie trzeba limitować?
PS. cała sprawa to walka mocarstw. „Pan przeciek” jakoś dziwnie wybrał wolność w kraju najwyższych standardow demokracji i poszanowania praw człowieka. No i od razu zniknął 😉 (good job, guys).
_dorota
> jaki „intymny związek”??
Jak ludzie wpisują w google np. „Madonna … tape” to jednak powierzają wyszukiwarce część prywatności i liczą na to, że ich pracodawca nie dowie się, że coś takiego robili. Jak wrzucają na FB zdjęcie z sali porodowej i ograniczają dostęp, to naiwnie ufają, że ograniczyli dostęp do grona zaufanych. W tym sensie są to relacje intymne z tymi firmami.
> „Pan przeciek” jakoś dziwnie wybrał
Dla osób, które umieją czytać politykę jest jeszcze jedno ciekawe pytanie – dlaczego materiały Guardiana pojawiły się właściwie na dzień przed szczytem US-China, gdzie US zagrało wcześniej kartą o chińskich cyberszpiegach? Zbieg okoliczności? Możliwe, ale wyjątkowy.
Dlatego strony politycznej całego szumu lepiej nie ruszać bez chwili namysłu, ale jęki Google czy FB, żeby rząd pozwolił im coś powiedzieć są już faktem. Generalnie Google ostatnio dostaje mocno kijami. W US podsłuchiwanie, które w pierwszym odruchu władza broni zdaniem „podsłuchujemy, ale nie w USA” (ciekawe co ludzie z Google’a na to, bo to strzał w kolano). W UK szum wokół podatków. Za chwilę wyjdą kolejne newsy i zrobi się naprawdę gęsto. W efekcie zamiast kolejnego doniesienia o sukcesie z samochodem bez kierowcy będzie trudno o dzień o kolejnej wtopie.
Jeśli już to:
„„którą limituje tylko prędkość łącza”
Raczej „szybkość” a nie prędkość (bo to formalnie biorąc dwa różne pojęcia , szybkość to droga przez czas, a prędkość to wielkość przesunięcia przez czas).
„Przepustowość. Prędkość jest zawsze taka sama”
Jeśli już to chyba raczej „szybkość” niż prędkość, a w ogóle raczej przepłynność a nie przepustowość!
Przepustowość to maksymalna ilośc informacji (w bitach) jaką w danej jednostce czasu da się przesłać danym kanałem łączności natomiast przepłynność (bit rate) to faktyczna ilość informacji („szybkość”)z jaką przesyłana jest informacja w danym momencie.
Przybliżona analogia: na autostradzie możemy jechać z prędkością 110 km a dane auto jedzie do max 90 bo to maluch kierowany przez emeryta.:)
„Jednak prędkość – odwołałem się do tego, jak ludzie mówią o tym, co ich ogranicza. W rozmowach nigdy nie pada pytanie, jak przepustowe masz łącze, tylko jak szybko pobierasz coś tam.
„Jednak prędkość – odwołałem się do tego, jak ludzie mówią o tym, co ich ogranicza. W rozmowach nigdy nie pada pytanie, jak przepustowe masz łącze, tylko jak szybko pobierasz coś tam.”
Też tak mam, bo mówię jak szybko a się ściągnąć te fotki-psotki, a nie jak prędko. Za to mówię jak tylko ściągnę to prędko obejrzę, to znaczy zaraz, niezwłocznie (zanim przyjdzie żona). 🙂
Różnica polega na tym, że w prędkość może równać się 0, pomimo przebytej drogi, jeśli na jej końcu znajdujesz się w punkcie wyjściowym (w miejscu startu).
Przykładowo wyjeżdżamy, z niespodziewaną wizytą, żoną i dziećmi do teściowej, która mieszka 15 od nas i mamy akurat „pecha” jej nie zastać, więc zawiedzeni wracamy do domu. Przejechaliśmy 30 km w pół godziny, więc ze średnią prędkością 60 km/h, ale nasza prędkość w momencie powrotu do domu jest zerowa.
Podobnie obejrzeliśmy do końca jakiś film przyrodniczy z serii blue movie np. Blue Danube (czyli Nad pięknym modrym Dunajem) i magnetowid przewinął do początku taśmę i zatrzymał się.
Prędkość jej jest więc zerowa, ale my szybko włączamy go znowu bo emocje w nas wezbrały jak ostatnio wody Dunaju ( tyle że już nie takie błękitne :() 🙂
Na prawa fizyki i biochemii nie ma rady!
Po łyku kawy przyszła mi do głowy inna analogia, z zakresu ekonomii-finansów. Różnica pomiędzy prędkością i szybkością jest w podobie jak między pożyczką i kredytem.
Subtelna ale istotna!
Oczywiście idzie o przepływność a nie przepłynnność, co zaznaczam na wszelki wypadek, aby uprzedzić ewentualnych korektorów.
To wszystko przez tę siłę przyzwyczajenia, gdyż niezmrożony alkohol jest przepłynny (ale niesmakowity) zaś zmrożony jest gęsto-lepki ale jakże mniamniuŚny. 🙂
@ lesserwisser
> Po łyku kawy przyszła mi do głowy inna analogia
że toczymy spór o to, czy bułka paryska/francuska może być jednocześnie angielką 🙂
@ astanczak
albo wrocławską.
PS
Ja tu akurat sporu nie widzę, jedynie niezbędne fachowe doprecyzowanie.
To jest tak jak z pewną panią, która przyszła do doktora i mówi że boli ją woreczek żółciowy, a doktor na to rzecze tak: Woreczek to niech pani przygotuje z forsą i to co najmniej taki jak pani pęcherzyk zółciowy, bo bez operacji się nie obędzie!
@Less
BIega o prędkość rozchodzenia sie fali w ośrodku.
JAk wolisz może byc szybkość .
Przepustowośc użyłem , ale prawidłowową miarą telekom byłaby pojemność łącza.
Zawsze jak Ci sie zwiększa szybkość ściągania to nie za sprawą większej prędkości na łączu /praw fizyki nie zmieniosz/ tylko zwiekszenia pojemności łącza 🙂
Na marginesie to nie są pierdoły cioci MArysi bo praktycznie możesz używać telefonię internetową i jednocześnie np. „ciągnąć” se filmik np. IP MAN /dobry/ no i jak se dzwonisz do PAni Krysi to głos przycina.Ki licho myślisz ostatnio za namową marketingowca zwiększyłem prędkość.
Fachowiec z markitingu w telekomie powie Ci za mało potrzebne szybsze łącze i będzie po sprawie .Sprzeda drożej jego zysk.
Ty kupiłeś szybsze i zonk.
A gdybyś wiedział ,że nie szybkość tylko pojemność gra rolę i jej zwiekszenie nie zmieni w podanym przykładzie zaników głosu VoIP-a to by i sie w kieszeni co miesiąc więcej zostało i rozwiązanie byłoby inne.
A tak naciskanie manetki pseudogazu do dechy nic nie da, choć wszyscy w ten sposób zwiększają prędkość 🙂
Tak to powstaje obiegowa wersja o róznych prędkościach internetu im większa tym lepiej 🙂
NO żeby nie było to zgodze sie na wyrażenie:
„szybkośc ściągania” danach rozumianych jako czas potrzebny na otrzymanie takiej , a takiej ilości danych w ciągu pewnego czasu.
TYlko to nie ma nic wspólnego z taką czy inną prędkością na łączu rozumianą jako zwiększanie czy zmniejszanie tej prędkości.
Hope it helps.
Pewnie, że to nie są pierdoły, dlatego też zamieściłem swój komentarz.
„jak se dzwonisz do PAni Krysi to głos przycina”
E tam jak głos przycina, gorzej jak obraz przycina, bo taśma nie jest przepłynna! 🙂
Ip Mam jest świetny (widziałem 3 ), szczególnie ten z Donnie Yen’em.
Teraz poluje na jego IP 2, w Hong Kongu, widziałem tylko fragmentu w YT.
@ all
http://news.yahoo.com/video/did-obama-just-destroy-u-160030664.html
Powoli dociera do mainstreamu, co się stało.
„Nie pogodzą się jednak z tym, że prywatne firmy robią kasę na handlowaniu ich prywatnością i to będzie w pewnym sensie finał dominacji internetowych gigantów.”
Jezu, naprawdę wierzysz, że ostatnia sytuacja cokolwiek zmieni?
Ludzie obudzą się ze snu itd.? Przecież to nie były rzeczy na miarę jakiejś kompletnej rewelacji. Lud przyjmie to tak samo jak trzęsienie ziemi w Chile albo pożar fabryki w Bangladeszu.
Quote: unchanged.
(Co więcej, cała ta akcja może tylko paradoksalnie wzmocnić wielkie rodzeństwo.)
Ps. Fajna narracja. Myślałem przez chwilę, że eseik Orlińskiego czytam 😉
„Teraz inteligentniejsi zaczną robić to, co inteligentni robili już wcześniej – ograniczać własną ekspresję w sieci.”
Mhm. Pozwól, że zapytam: posiadasz przypadkiem telefon komórkowy?
> Pozwól, że zapytam: posiadasz przypadkiem telefon komórkowy?
Tak, prepaida, ale wiesz – ja prowadzę banalne życie. Mam jedno hobby od lat. Jedną żonę, jedno dziecko i jeden samochód. Mam kilka rzeczy za dużo, ale uzależniony jestem tylko od kupowania książek w hardcopy i właściwie moje życie sprowadza się do banałów, które bardzo sobie cienię. Podpisuję się pod tym, co powiedział kiedyś Robert Fripp: Me and a book is a party. Me and a book and a cup of coffee is an orgy. Zainteresowanie polityką ograniczyłem do minimum, żeby nie musieć podkładać bomb. Gdybym miał jakoś określić swoją osobę, to tylko słowami Bono:
And I’d join the movement
If there was one I could believe in
Yeah, I’d break bread and wine
If there was a church I could receive in.
Mały ze mnie pożytek dla świata 😉
„Zainteresowanie polityką ograniczyłem do minimum, żeby nie musieć podkładać bomb.”
Kurde, akurat jadłem czytając to zdanie.
Dobrze, że nie dałeś taga #explosives – tak w kontekście Twojego wpisu i daleko posuniętej ostrożności 😉
„Jedną książkę w życiu można napisać, jedną piosenkę ułożyć, raz się zakochać i jednym życiem żyć. Ponad to wszystko jest rozpustą.”
Gwoli ścisłości trzeba jednak dodać, że nie jest to obecnie pogląd powszechny 🙂
http://www.guardian.co.uk/business/2013/jun/24/barclays-bank-sell-customer-data
LOL
@ blackswan
najlepszy jest ten fragment: „standard practice at many companies” czytaj: wiecie, rozumiecie, inni już to robią, więc właściwie dlaczego mamy nie zarobić, skoro wiemy tak dużo o was łącznie.
Do tego „It is not about providing information for sales or marketing use and does not include any personal data.” mogliby już dzisiaj dopisać „for now”.
Nie LOL tylko Lolita, czyli po naszemu I-won-ka albo murwa kadź! 🙂
A co na temat mówi Bruce Schneider jeden z najbardziej znanych specjalistów od bezpieczeństwa.
youtube.com/watch?v=m3NJ-Ow2Lvg
@ astanczak
Szczerze, to coś mnie się wydaje, że ktoś lekko przysnął i zamiast draft pod dyskusje na zarządzie wysłali oficjalny komunikat prasowy. Chyba, że to taka próba mikrofonu – zobaczymy jak tłum przyjmie wiadomość, jaki flejm pojawi się w mediach i potem dostosujemy się do reakcji. W sumie trzeba szanować ich za odwagę takiego wyjścia z szafy jako pierwsi.
@ blackswan
Albo wiedzą, że za chwilę pojawi się jakiś whistleblower w sektorze bankowym, który zerwie kurtynę milczenia i mleko się rozleje, więc już zarządzają przyszłym kryzysem.
@ astanczak
Tak czy inaczej każdy bank powinien być wielce ucieszony, że ktoś ryzyko PR-owego epickiego samobója wziął na swoją klatę, zostawiając możliwość kolektywnego podziału łupów w przypadku sukcesu.
@ pit65
Dzięki za ten link. Po 20 minutach wygląda świetnie. Od 17 minuty świetne tezy o relacji pomiędzy władzą a siecią. Ciekawostką jest to, że film widziało tylko 3000 ludzi – Snowden naprawdę mógł mieć autentyczne powody, żeby bić na alarm.
Cytat „FB – the NSA wet dream” – cudo
to jeszcze suplement z Siły nawyku
„(Target w oświadczeniu odmówił wskazania, z jakimi firmami zbierającymi dane demograficzne współpracuje i jakiego rodzaju informacje analizuje).
„Czasy, w których firmy wiedziały o kliencie tylko to, co on chciał im powiedzieć, już dawno minęły”, powiedział Tom Davenport, jeden z wiodących badaczy w obszarze wykorzystywania danych i ich analizowania przez przedsiębiorstwa. „Ten świat jest już dawno za nami. Bylibyście w szoku, gdybyście wiedzieli, ile wokół krąży danych — i każda firma je kupuje, ponieważ to jest jedyny sposób, aby przetrwać”.”
No, nie wierzę własnym oczom – to Snowdena jeszcze ktokolwiek uważa za „whistleblowera”? Co musi się stać, żeby gęgacze zrozumieli, w czym biorą udział?
> Co musi się stać, żeby gęgacze zrozumieli, w czym biorą udział?
Firmy do spółki z rządami muszą przestać udawać, że nic się nie stało. Nie interesuje mnie status Snowdena – może być marsjańskim szpiegiem. Może być nieświadomym narzędziem wpływu. Interesuje mnie, czy firma X czy Y dała dostęp do moich danych rządom. Zawsze spodziewałem się, że dała – chcę, żeby to powiedzieli wprost. Jeszcze raz podkreślę – nie zajmuje mnie w tym wypadku to, co robiła strona rządowa uznając, że w naturę władzy, od zawsze wbudowana jest degeneracja i dlatego od czasów republiki rzymskiej ludzie próbują znaleźć sposób na jej ograniczenie. Sprawa szpiegowania obywateli, to zadanie dla parlamentów i konstytucjonalistów.
Interesują mnie spółki giełdowe, które zarabiają miliardy na handlowaniu danymi. Chcę, żeby padło wyjaśnienie, co przez „Making the World More Open and Connected” mają rozumieć ludzie podpisujący się pod misją Facebooka. Jeśli mamy rozumieć „niewinni nie mają się czego bać” to chcę to usłyszeć.
Na tym podrzuconym przez pit-a wykładzie dla Google, Schneier w 48 min. odpowiada na pytanie, które dobrze odnosi się do sytuacji Barclays:
Q: If I can get a lot more customers by having a very clear privacy policy that respects you in a way that the other guy doesn’t…
A: It seems not to be true. It seems you can be getting a lot more customers by obfuscating the privacy policy.
@ blackswan
W sumie nie ma się czemu dziwić – autorytaryzmy generalnie przeszkadzały zawsze garstce ludzi a rewolucje robiły mniejszości. Reszta zupełnie nie przykłada wagi do tego, że mając konto mailowe np. u googla jest się jednocześnie przedstawicielem handlowym ich biznesu w gronie własnych znajomych.
Zapraszając – mam to każdego tygodnia – znajomych na swój profil np. LinkedIn czy inne tego typu nieświadomie sprzedaje się adres mailowi swojego znajomego jakieś firmie. Doprawdy, jakim trzeba być kretynem, żeby osobę, której sprzedało się na allegro starą książkę zapraszać na swój profil do jakiegoś portalu?
W sumie sam sobie odpowiem – nieświadomym pajacem wykonującym za free pracę akwizytora. Ale czego spodziewać się po ludziach, którzy jak dostaną koszulkę z logiem firmy X do puszki z piwem, to defilują w tej koszulce po ulicach? Ten idiotyzm był na świecie od zawsze – sieć go obnażyła.
@ astanczak
Zauważ, że dokładnie wyżej wymienione przez Ciebie powody zaprzeczyły Twoim poprzednim wnioskom. W swoim tekście napisałeś:
„Nie pogodzą się jednak z tym, że prywatne firmy robią kasę na handlowaniu ich prywatnością i to będzie w pewnym sensie finał dominacji internetowych gigantów.”
@ blackswan
> zaprzeczyły Twoim poprzednim wnioskom.
Nie wydaje mi się. Jeśli uda im się wygasić dyskusję – robią to idealnie – lub wmówić ludziom, że nie ma problemu i nic się nie stało, to uda im się utrzymać ideę, że skrzynka mailowa na google jest prywatna a strona na FB ich stroną.
Spodziewam się jednak, że wcześniej, czy później upublicznianie treści w sieci zacznie wracać do ludzi kopiąc ich w tyłki (patrz zdjęcia córki MF) i zaczną traktować sieć, nie jako domenę prywatności i wolności, ale podzieloną na sfery wpływów ziemię całkowicie sprywatyzowaną przez wielkie koncerny sieciowe, gdzie straciło się kontrolę nad własną prywatnością.
Dziś już nie ma ludzi, którzy kochają firmę BP, bo robi dobre paliwo i ma zielone kolory w logo. W przyszłości nie będzie ludzi, którzy uważają Zuckerberga za fajnego gościa i kolejnego z nas – stanie się brutalnym przedsiębiorcą zarabiającym na ich danych.
Podkreślam jednak, że cały czas ludzie mają intymny związek ze swoją skrzynką mailową na Google, z wyszukiwarką Googla czy stroną na FB – wpisując tam swoje zainteresowania. Przecież gość wpisujący w Google tekst typu „60-latki XXX” czy coś podobnego mówi Google więcej niż własnej żonie czy mężowi. Kiedy dyskusją rozwinie się na tyle, że dotrze do ludzi, że właśnie stanęli pod Statuą Wolności i krzyczą, że mają ochotę na coś z 60-latkiem/ą, to intymny związek z gigantami w sieci zostanie zerwany.
„Kiedy dyskusją rozwinie się na tyle, że dotrze do ludzi, że właśnie stanęli pod Statuą Wolności i krzyczą, że mają ochotę na coś z 60-latkiem/ą, to intymny związek z gigantami w sieci zostanie zerwany.”
Wydaje mi się, że nie doceniasz postępującego ekshibicjonizmu. Pojęcie „normalności” ulega ciągłej zmianie, spotęgowanej chociażby przez sieci społecznościowe. Kto wie czy nie dojdzie do sytuacji, kiedy ludzie będą dumni z tego, że mają ochotę na coś z 60-latkiem i nie będą wstydzić się (redefinicja norm) wyjść ze sztandarem reklamującym ich ochoty na ulice. Wiem, że jest to przerysowanie, ale chodzi mi jedynie o kierunek postępującej zmiany.
Ten intymny związek z gigantami ma w sobie bardzo toksyczny element, którego koszty zerwania cały czas rosną. Zauważył to zresztą Schneier odpowiadając na ostatnie pytanie wykładu. Redefinicja norm zostanie wymuszona poprzez konieczność pozostania w takiej a nie innej sieci społecznej, opartej coraz bardziej na dzieleniu się każdą informacją o sobie.
Jedyną furtką, w przypadku której nie zaprzeczyłbyś sobie jest ta mająca nastąpić kiedyś rewolucja. Być może spowodowana będzie oddolnym ruchem sprzeciwu (garstka świadomych, a wobec tego pokrzywdzonych – bo przecież ciężko mówić o krzywdzeniu nieświadomych). Być może jednak będzie to rewolucja zupełnie innego typu, polegająca na stopniowym zacieraniu granic, co zresztą jest procesem postępującym, pomiędzy zachowaniami dopuszczalnymi i niedopuszczalnymi, społecznie akceptowalnymi i odrzucanymi.
Wydaje mi się, że z jednej strony zauważasz nonsens pewnych zachowań w sieci, powszechny brak internetowej higieny osobistej, z drugiej strony wydaje Ci się, i popraw mnie jeśli się mylę, że jest to proces odwracalny. Proces, który zostanie powstrzymany w momencie przekroczenia przez którąś korporację/rząd jakiejś niewidzialnej na razie granicy. Cóż, poczekamy zobaczymy.
> stopniowym zacieraniu granic, co zresztą jest procesem postępującym, pomiędzy zachowaniami dopuszczalnymi i niedopuszczalnymi, społecznie akceptowalnymi i odrzucanymi.
> „ten idiotyzm jest uleczalny i da się go powstrzymać”
W bardziej prywatnym gronie rozmawialiśmy kiedyś o tym i napisałem, że proces może mieć jeszcze inny przebieg – ludzie nie tyle będą chwalili się czymś, co dziś jest wyśmiewane, co raczej brak tajemnicy obnaży czy raczej podniesienie do rangi normy lub banału zachowania dziś skrywane. Jak okaże się, że X, Y czy Z lubi przyklejać sobie znaczki na szyję a do tego jest całkiem normalnym gościem, to przyklejanie znaczków przestanie być poniżające i wyśmiewane. Słowem – świat zrobi się przyjaźniejszy dla dzisiejszej fanaberii i Dude Lebowski wchodzący do sklepu w szlafroku i płacący za mleko czekiem nie będzie śmieszny tylko banalny. BTW – co wtedy stanie się z komedią?
Taka sytuacja ma już miejsce z tatuażami. Dla ludzi mojego pokolenia tatuaże były domeną gasnącej subkultury gitów, którą w mojej młodości konserwowała jeszcze grypsera. Dziś są popkulturą. Dla mnie ciągle tylko i wyłącznie są jednym – sposobem na rozprzestrzenianie żółtaczki. Mam poczucie, że to podejście niszowe, ale ja już się nie uleczę z tego.
@astanczak
„Ten idiotyzm był na świecie od zawsze – sieć go obnażyła.”
musiałbyś uzupełnić dopiskiem:
„ten idiotyzm jest uleczalny i da się go powstrzymać”
„ludzie nie tyle będą chwalili się czymś, co dziś jest wyśmiewane, co raczej brak tajemnicy obnaży czy raczej podniesienie do rangi normy lub banału zachowania dziś skrywane.”
Dokładnie tak! „Who gives a f*** anyways?” stanie się nowym mottem dla masy, jej sposobem na życie.
> nowym mottem dla masy,
Pytanie, jakie będą konsekwencje dla procesów politycznych – większa waga demokracji bezpośredniej czy większa alienacja elit, które nie będą dawały wiary w zdanie „I don’t give a monkey”?
Jeśli świat ma się stać globalną wioską, to z pojęciem wioski związane jest jednak pojęcie większej kontroli społecznej typu nieformalnego – zwyczaju, rytuału itp. To miasta z ich anonimowością były pożywką dla większej wolności a nie małe osady. Znów odwołując się do wystąpienia podesłanego przez pita – jeśli sieć sfeudalizuje użytkowników pod rządami kilku monopolistów, to monopoliści wyznaczą normę i może być jeszcze bardziej konserwatywnie niż jest w fazie przejściowej – czyli dzisiaj.
Na boku – my tu sobie o sieci i wielkich ideach a za kilka godzin może okazać się, że GPW właśnie przechodzi do historii, bo rząd postanowił „wygasić” OFE skazując je na uschnięcie.
„bo rząd postanowił „wygasić” OFE skazując je na uschnięcie.”
To już jest od dawna widoczne bo dyndamy sobie od dłuższego czasu na minimach.
Mówią ,że jest to odwrót od ryzyka EM , tylko ,że w międzyczasie EM zahaczyły o swoje szczyty , a my nie.
Wydaje sie ,że taki jest koszt „wygaszania” tzn budowania kapitalizmu bez kapitału-wychodzi efemeryda czyli dosłownie i w przenośni „dziadostwo”.Czysto Polska specjalność.
Ważne ,że się budżet domyka każdemu więc w potocznym rozumieniu tej propagandy bedzie sie ,żyło dostatniej.
I tak trzymać.
Ładny flash crash dzisiaj był na futach.
Ciekawe jak się skończy.
parafrazując
..koniec fazy romantycznej nie tylko w necie , ale i na GPW 🙂
@ astanczak
„Firmy do spółki z rządami muszą przestać udawać, że nic się nie stało.”
Może lepiej, żeby użytkownicy internetu (większości obszarów) zrozumieli wreszcie, że korzystają z przestrzeni publicznej. Kruszyłabym kopie dopiero o naruszenie poufności danych szyfrowanych. Inne są z natury swojej publiczne, odkąd zostały „wpuszczone” w internet w jakikolwiek sposób (choćby przez fakt wyszukiwania hasła w góglach).
A żeby podsumować wystąpienie p.Snowdena – teraz na lotnisku Szeremietiewo prostytuuje się na wysokim poziomie negocjując ze służbami rosyjskimi cenę ukradzionych dokumentów. Nie zmienia to faktu, że dla gęgaczy pozostanie bojownikiem o prawa obywatelskie.
@ OFE
Kilka dni temu czytałam felieton Rybińskiego, w którym bardzo sensownie łączy propozycję reguły wydatkowej ze zmianami w OFE. Dotyka istoty sprawy:
http://www.rp.pl/artykul/1019808.html?print=tak&p=0
@ _dorota
> Snowden
Starałem się pomijać go od samego początku – za mało mam danych.
@ OFE
Obstawiamy troszkę, ale chyba wybiorą jednak umorzenie obligacji.
„Dotyka istoty sprawy:”
Klasyczna zagrywka każdego kolektywisty, gdy zamyka sie furtka życia na cudzy koszt w terazniejszości- ucieczka w przyszłość.
Zauważ ,żę super uzdrawiająca operacja „Twist” w USA to ten sam schemat ucieczki w innym wydaniu.
PS. Inna sprawa ,że Ryba między wierszami wyraża nadzieję,że ta opcja w następnym rządzie rozdawać kart nie będzie 🙂
„1.Jestem za drugim filarem, ale przeciw OFE. Uważam, że drugi filar powinien inwestować środki prawie bez prowizji (powinna być zmniejszona stukrotnie), zarządzanie powinno być pasywne i oparte na zasadzie dywersyfikacji ryzyka. Do tego nie są potrzebne ani PTE ani OFE, tylko jeden duży fundusz replikujący globalny benchmark inwestycyjny.”
O żesz… Cały ten fragment, ale szczególnie ostatnie zdanie…powalają…Zamknąłem na chwilę oczy i wyobraziłem sobie implementację takiego planu oraz bezpośrednie konsekwencje. Jedna czerwona flaga na drugiej. Nie róbcie tego Polacy 🙂
Czerwonych flag jest więcej – OFE, które nie mogłyby inwestować w obligacje zostaną z częścią wyłącznie akcyjną. Zmienność takiego portfela obłędna po prostu.
Generalnie – dawno nie słyszałam takiego popisu demagogii, jak wystąpienie minfina. Fuj!
Widzę, że moja przedmówczyni nie zorientowała się, że fragment, który zacytowałem, celowo nie podając jego źródła, pochodził z bloga profesora Rybińskiego, a nie z konferencji JVR.
Poglądy Rybińskiego nie są (że tak powiem) konstytutywne, a poglądy Vincenta niestety są. Dlatego pozostawmy na razie profesora na boku. Zacytowałam jego felieton, bo obnaża „kuchnię” zamiarów rządowych.
A jak słucham dokładnie teraz minfina, to ujawniają się smakowite szczegóły planu. Smakowite lecz niepokojące.
@ _dorota
Najgorsze jest to, że właściwie ciągle nie wiemy, co dalej. Zlikwidować nie zlikwidują, bo koszty polityczne będą za duże. Ususzą? Demokratycznie patrząc majstersztyk – naród w trzymiesięcznym, pełzającym referendum zagłosuje brakiem głosowania i rząd umyje ręce robiąc to, co lud zdecyduje. Nie wiem tylko, czy zakaz akwizycji OFE nie ogranicza możliwości wpływania na decyzję o pozostaniu w OFE. Właściwie jedynym elementem pewnym zdaje się być umorzenie obligacji, bo pozwoli szybko uporać się z progami ostrożnościowymi a później rządzić może ktoś inny.
suplemencik:
http://aleksandermakowski.natemat.pl/65923,snowden