Dzień, w którym Nikkei spada o przeszło 7 procent a na rynkach pojawia się strach przed mocnym cofnięciem nie jest najlepszym czasem na notkę o megahossie. Niemniej seria wpisów, jaka pojawiła się ostatnio na blogach bossy i część komentarzy amerykańskich analityków aż prosi o zadanie pytania, czego potrzebują rynki, by festiwal zakupów trwał jeszcze nie tyle przez tygodnie, co lata.
Grzesiek Zalewski porównywał pesymizm komentatorów z dołkiem poprzedniej bessy i pokazywał, jak zachowały się rynki w kolejnych pięciu latach. Wydaje się jednak, iż ostatnie lata zwyżek i mocne wzrosty indeksów amerykańskich od początku roku oraz maksima w trendach zmuszają do szukania analogii nie w okresie 2003-2008, ale w okresie 1995-1999. Na progu 1995 roku – jak dziś – indeksy były po kilku latach zwyżek i szybowały na historycznych maksimach. GPW była wówczas w okresie berka kucanego a wszyscy obecni na rynku dogaszaliśmy w głowach zgliszcza po bańce spekulacyjnej z roku 1993.
Szczerze mówiąc, jak przez mgłę pamiętam tamten okres i nie potrafię przypomnieć sobie nastrojów z roku 1994 na świecie. W Warszawie był to okres pierwszej poważnej bessy, czy raczej kaca po roku 1993. Po blisko 20 latach 40-procentowy spadek indeksu WIG z roku 1994 zdaje się nie oddawać klimatu, w jakim operowaliśmy oglądając notowania na GPW. Osobiście terminowałem wówczas na rynku, jako studencik i – co tu dużo mówić – z zazdrością zaglądałem do sali dogrywek, która była kosmosem dla krasnali z drobniakami na rynku. Tam siedzieli ludzie, których w większości dziś nie chciałbym spotykać, ale początek budowania kapitalizmu był okresem, w którym nie pytało się skąd X czy Y ma pieniądze, ale ile może położyć na stole.
Niemniej, kiedy Warszawa lizała rany, amerykańska gospodarka znalazła się na progu jednego z największych boomów gospodarczych w swojej historii a Wall Street kolejny raz odbudowywała swoją reputację tworząc trzydziestoletnich milionerów. Efekty rynkowe tego okresu najlepiej oddaje poniższa tabela, która pokazuje roczne zwyżki trzech najważniejszych indeksów amerykańskich w latach 1995-1999. Oczywiście na pierwszy plan wybija się Nasdaq Composite, który do dziś nie sięgnął poziomów ze szczytu ówczesnej gorączki, ale nawet bez dot-com-bubble mamy do czynienia z okresem imponujących zwyżek, które wydawały się niemożliwe a jednak miały miejsce.
W istocie ocenianie ówczesnego okresu przez pryzmat finalnej bańki internetowej jest nadużyciem. To był okres rewolucji technologicznej, ale też czas radykalnego wzrostu inwestycji. Spółki pakowały kasę w środki trwałe na potęgę informatyzując produkcję, czego efekty widzimy do dziś na listach najbogatszych ludzi na świecie i listach spółek o największej kapitalizacji. Co ważne, wzrost gospodarczy nie miał korzeni w tanim kredycie. Z perspektywy czasu wydaje się to nieprawdopodobne, ale w 1995 roku podstawowa stopa procentowa Fed wynosiła chyba 6 procent i był to finał serii podwyżek ceny kredytu z 3 procent do wspomnianych już 6 procent.
Dziś cykl gospodarczy wydaje się być po stronie giełd i byków. Zatem zasadne jest postawienie pytania, co miałoby stać się drożdżami hossy, która mogłoby potrwać kolejne lata. W komentarzach pod poprzednimi notkami pojawiły się głosy, iż stale może być nimi kolejna odsłoną rewolucji, jaką w świecie wprowadzają nowe technologie. Pytanie, czy internet nie znalazł się już w fazie, w której raczej będzie kanibalizował inne segmenty gospodarki a w małym stopniu przekładał się na rewolucyjną zmianę, jaką stało się spopularyzowanie komputerów w latach 90 ubiegłego wieku. Naprawdę technologiczne rewolucje są jak Sowa Minerwy – stają się oczywiste dopiero w finalnej fazie – więc nawet nie będę próbował przewidywać przyszłości internetu.
W komentarzach sugerowałem jednak, że źródła widzę raczej w jakiejś rewolucji energetycznej. W USA pojawia się jej zarys w postaci wydobycia gazu łupkowego. Jeśli prognozy mówiące o niezależności energetycznej USA już w końcu obecnej dekady miałyby stać się faktem, to bez błędu możemy powiedzieć, że świat za 7 lat będzie wyglądał zupełnie inaczej. Mapa gospodarcza zmieni się w sposób, który narysować jest bardzo trudno. Jeszcze trudniej kreślić zmianę w układzie sił na mapie politycznej, która z racji braku zależności energetycznej USA wymusi ułożenie na nowo sojuszy militarnych i relacji Zachodu ze Wschodem. Czy w takim kontekście, ktoś z czytelników odważy się powiedzieć, gdzie będzie DJIA w 2020 roku?
43 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Niejaki W. Buffett jest chyba zapakowany w długoterminowe opcje. Wystarczy sprawdzić co wystawił lub kupił na 2020r. Proste 🙂
@ Deo Gratias
W 2020 roku Buffett nie będzie już prawdopodobnie żył a jego firma może być już wspomnieniem.
@ astanczak
Oczekiwana długość życia dla 83-latka w USA to około 7 lat teraz ale Buffett może mieć wyższą ze względu na swoją pozycję społeczną 🙂
@ trystero
Buffett chyba był już operowany w związku z jakimś nowotworem, ale szczerze mówiąc nie śledzę tej pornografii mediów wokół prywatnego życia CEO.
nawet wczoraj o tym myslalem (to byl strasznie wyniszaczajacy czas)
„W istocie ocenianie ówczesnego okresu przez pryzmat finalnej bańki internetowej jest nadużyciem. To był okres rewolucji technologicznej, ale też czas radykalnego wzrostu inwestycji. Spółki pakowały kasę w środki trwałe na potęgę się informatyzując, czego efekty widzimy do dziś na listach najbogatszych ludzi na świecie i listach spółek o największej kapitalizacji.”
No właśnie pewnie odpowiedź o przyszłość trwałych wzrostów jest w tych słowach.
Proste pytanie na dzisiaj- na co spólki wydają dzisiejszą świeżo drukowaną forsę otrzymywaną za pół darmo by wykreować trwałe wzrosty dyskontujące dzisiejszymi wycenami większe bogactwo wytworzone w przyszłości.
Jeżeli dzisiejsze „inwestycje” na tani kredyt nie spłaca sie w takim stopniu jak te z lat 90 to jest duże prawdopodobieństwo ,że wyceny zawrócą do punktu wyjścia, a to z koleji będzie wymuszało n-te QE przeciwdziałające prawom rynku.
QE jest w swej istocie przejadaniem poprzednich boomów w oczekiwaniu na nastepny, bo czas jest jedynym zjawiskiem, którego wuluzować i zadekretować nie sposób.
Szczerze mówiąc w porównaniu z latami 90 nie widzę analogii.
Łupki, Tesla, nie wiem migracja kapitału do Azji spowodowana postępem i demografią to chyba jeszcze nie ta skala.
„W 2020 roku Buffett nie będzie już prawdopodobnie żył a jego firma może być już wspomnieniem.”
To, że prawdopodobnie nie będzie już żył nie wyklucza, że inwestuje długoterminowo. Nie bardzo też rozumiem dlaczego jego firma miałaby nie istnieć. To marka, którą spadkobiercy będą chcieli zachować.
J.P.Morgan też już nie żyje.
Co do przyszłości – mówię Wam: grafen. Także w kontekście przesyłu energii.
W cywilizacji Zachodu fascynujące jest to, że dzięki wynalazkom potrafi cyklicznie dawać ogromnego „kopa” rozwojowego gospodarce. To żywotna przewaga nad resztą świata.
@ dorota
„Co do przyszłości – mówię Wam: grafen. Także w kontekście przesyłu energii.”
Co do przyszłości mówię Wam – to będzie coś, co się nam, dzisiejszym ludziom nawet nie śni. Na tym polega wielki urok przyszłości 🙂 Grafen już się niektórym śni, więc to nie będzie TO, choć z pewnością będzie w tym CZYMŚ uczestniczył.
„W cywilizacji Zachodu fascynujące jest to, że dzięki wynalazkom potrafi cyklicznie dawać ogromnego „kopa” rozwojowego gospodarce. To żywotna przewaga nad resztą świata.”
Myślę, że okres, gdy to cywilizacja Zachodu przodowała w wynalazkach właśnie się kończy. Każda kolejna rewolucja technologiczna będzie odbywać się z coraz większym udziałem szeroko rozumianych Azjatów
„Każda kolejna rewolucja technologiczna będzie odbywać się z coraz większym udziałem szeroko rozumianych Azjatów”
Szeroko rozumiani Azjaci nie są w stanie przyswoić sobie pojęcia własności intelektualnej. Dlatego ich udział w rewolucjach technologicznych będzie się ograniczał do poddostawstwa i nielegalnego kopiowania.
Tutaj najlepszy przykład:
http://www.nytimes.com/2013/04/02/business/global/top-court-in-india-rejects-novartis-drug-patent.html?pagewanted=all&_r=0
@ _dorota
Patenty to nie jest najlepszy sposób na sprawdzanie innowacyjności, bo część patentów, to bzdury, ale ich zestawienia pokazują, że Azja ma swój kawałek tortu.
@ astanczak
Możliwe, że Azja włącza się już w postęp technologiczny. Ale orzeczenie indyjskiego SN wskazuje raczej na to, że na razie dominuje podejście „aspirującego biedaka”: nie kupimy licencji, tylko ordynarnie skopiujemy, i co nam zrobicie.
To oznacza, że Azja mentalnie nie przyjmuje europejskiego modelu rozwoju innowacyjności, który zakłada pełną ochronę i spieniężanie dorobku umysłowego. Dlatego rewolucja przemysłowa na miarę europejską tam się nie zdarzy.
Mogą konkurować tylko półniewolniczą siłą roboczą, aż do wyczerpania tego zasobu.
@ dorota
Ja się Indiom kompletnie nie dziwię. Mało tego – w dużej części ich działania popieram. Z patentami doszliśmy już do kompletnej paranoi – przykład: patent zaokrąglonego kształtu smartfona jako przedmiot sporu Apple/Samsung
A niektórzy tę całą patentową hucpę bezczelnie przekuwają na mamonę – próba opatentowania przez Nestle Czarnuszki Siewnej (Nigella sativa), rosliny znanej od starożytności i takoż wykorzystywanej w lecznictwie, domaga się zdecydowanego przeciwdziałania, najlepiej poprzez ostrzegawcze rozstrzelanie części Zarządu koncernu, tak, by następnym razem nie znalazł się jakiś kretyn z kolejnego koncernu, próbujący opatentować koło: „no bo przecież nikt jeszcze tego nie opatentował i nikt tego nie chroni”.
@ dorota jeszcze raz
„To oznacza, że Azja mentalnie nie przyjmuje europejskiego modelu rozwoju innowacyjności, który zakłada pełną ochronę i spieniężanie dorobku umysłowego. Dlatego rewolucja przemysłowa na miarę europejską tam się nie zdarzy.”
Co oni na tych uczelniach wkładają za trefną wiedzę do głów współczesnym prawnikom?
A rewolucja parowa James’a Watt’a była chroniona patentami? A jednak się odbyła…
A wynalazki Tesli?
A czy Bach płacił tantiemy Vivaldiemu, a spadkobiercom Bacha – np. Liszt?
Życzyłbym właścicielom praw do współczesnych dzieł muzycznych, by ktoś za 300 lat słuchał ich dzieł równie często, jak my dziś nie chronionego Bacha i Vivaldiego.
Rewolucje przemysłowe nie zdarzają się ze względu na ochronę patentową, bądź jej brak, tylko ze względu na nowy pomysł, który komuś przychodzi do głowy.
Prawny obrót patentami to tylko rzecz wtórna w stosunku do pomysłów, choć prawnicy coraz częściej twierdzą, ze jest inaczej. 🙂
Patenty dziś odzwierciedlają technologiczną anegdote o psu ogrodnika:
sam nie zje , a drugiemu nie da.
Sa sposobem korporacji na zatrzymanie rozwoju w sensie koszenia konkurencji w zarodku celem utrzymania monopolu wszak wszystko można wykupić puki tanie, młode i głupie.
JAk się prześledzi historię rozwoju to np, PC-t zrobił furorę i wszedł pod strzechy dzieki uwolnieniu przez IBM prawa do powielania jego architektury,choc były bardziej rozwinięte technicznie projekty
acz nie wolne.
NIe byłoby dzisiejszych tabletów bez tzw. wolnego oprogramowania na licencji GPL /Android/ czy MAC na licencji BSD, który był sprzeciwem wobec zawłaszczania kodu przez korporacje.
itd itd
tak, że z tą ochrona prawną to ostrożnie bo mozna tak ostro chronić /czytaj nie dopuszczać by ktos inny tego uzywał/, że nikt nigdy nie będzie miał z tego pożytku tylko właściciel.
Pytanie czy to jest miara rozwoju ?
Panowie, czymś zupełnie innym jest „patent na zaokrąglony kształt smartfona” (absurdalne nadużycie), a czym innym na najnowocześniejszy lek zwalczający białaczkę. Przypomnę, że średni koszt dostarczenia na rynek nowego leku (prace koncepcyjne, badania, wdrożenie), to jest około miliard dolarów. Miliard!
Ekonomie – jeśli popierasz działania Hindusów, to weź pod uwagę też i to, że to TY zapłacisz za nich. Firmy farmaceutyczne (żeby w ogóle istnieć) muszą gdzieś indziej zrealizować zyski. Przykład Indii to typowa „jazda na gapę”. Płacisz Ty (jeśli nie jako pacjent, to jako ubezpieczony).
„A rewolucja parowa James’a Watt’a była chroniona patentami? A jednak się odbyła…”
Z ciekawości sprawdziłam, czy wynalazki Watta rzeczywiście nie były chronione – otóż były (co prawda, dosyć krótko):
http://pl.wikipedia.org/wiki/James_Watt
„Rewolucje przemysłowe nie zdarzają się ze względu na ochronę patentową, bądź jej brak, tylko ze względu na nowy pomysł, który komuś przychodzi do głowy.”
To istota sporu. W moim głębokim przekonaniu rozwój wymaga wyzwolenia przedsiębiorczości – a to jest możliwe tylko wtedy, gdy się (najprozaiczniej na świecie) OPŁACA. Przynajmniej tak dynamiczny rozwój, jak w czasie rewolucji przemysłowej, bo bardzo powolny, drogą maleńkich ulepszeń może obyć się bez ochrony (tak rozwijały sie starożytne Chiny).
Co do czarnuszki siewnej – jako takiej opatentować jej nie można. Zwracam uwagę na różnice między odkryciem a wynalazkiem. Natomiast można opatentować jej innowacyjne wykorzystanie (z naciskiem na innowacyjne).
PS. „ostrzegawcze rozstrzelanie części Zarządu koncernu” jako metoda zarządzania było praktykowane przez bolszewików, ale z umiarkowanym efektem ekonomicznym, drogi Ekonomie Polityczny 🙂
@dorota
Co do teggo rozwoju w medycynie to masz na myśli rozwój w sensie robienia biznesu czy dla dobra ludzkości.
KIedyś natknąłem się na taki filmek nie jestem w stanie niczego zweryfikować, ale po ostatniej „pandemii” ptasiej grypy i odgórnego aplikowania leku głu-ptakom nic nie jeż juz takie proste, nawet tak pospolita rzecz która mnie często dopada jak grypa, a co tu mówić o temacie z filmu.
youtube.com/watch?v=zIo45MrPBSA
@ Pit
Spotkałam się z opinią, że wit. B17 w leczeniu raka to jest jeden z tych humbugów propagowanych przez ludzi żerujących na rozpaczy chorych. Argument, że jest sekowana przez władze zlobbowane przez koncerny farmaceutyczne nie przemawia do mnie.
Przyznam, że kwestia utrącania konkurencji w tej dziedzinie może istnieć, jednak nie mam zdania w konkretnych przypadkach.
@astanczak
” jego firma może być już wspomnieniem”
Tak – jeśli pojawi się stado (nie stadko – stado) czarnych łabędzi, które zniszczą biznes reasekuracyjny Buffetta lub nastąpi całkowity upadek gospodarki USA. Poza taką ewentualnością – gadasz Pan bez sensu i/lub nie wiesz jakie biznesy są w Berkshire
@ Adam
Pan rozumiem masz akcje tego perpetum mobile, które łatwo przeżyje twórcę i oprze się stadzie sepów, które zleci się po jego śmierci i zamierzasz je podarować spadkobiercom w nadziei, że spadkobiercy przekażą je dalej.
ja bym obstawiał robotyke, biotechnologię i genetykę – jakis miszmasz, który nas zaskoczy
@astanczak
Po prostu mam trochę wiedzy nt.Berkshire i Buffetta i wiem, że nie będzie stada sępów bo cały proces „pośmiertny” jest dość dokładnie zaplanowany. A firma jest zdywersyfikowana pomiędzy wiele świetnych biznesów. Niewykluczone, że kiedyś BRK czeka smutny los ale mogę pójść o zakład (nawet duży i powiedzmy ze stawką 10:1; może nie są to dolary przeciwko orzechom ale chciałbym zarobić jeśli jest Pan pewien swoich racji:) ) że nie stanie się to do roku 2020
@ Adam
Zakłady są dla dzieci – w naszym środowisku przekonani o swojej racji idą na rynek opcji i udowadniają sami sobie ile są warci.
Proszę czekać na swoją szansę, kiedy tacy jak ja, pobłądzą w reakcjach na odejście Buffetta i zarobić kilka milionów. Przy pańskiej wiedzy to będzie bułka z masłem.
@_dorota
„W cywilizacji Zachodu fascynujące jest to, że dzięki wynalazkom potrafi cyklicznie dawać ogromnego „kopa” rozwojowego gospodarce. To żywotna przewaga nad resztą świata”
Taaa, Zachód ma wynalazki, południe i islam mają dzietność. Po pewnym czasie Zachodnie wynalazki będą służyć tym, którzy zamiast w wygodzie i zbytkach wymierać, woleli w biedzie i brudzie się mnożyć.
@astanczak
To co pan proponuje to takze zaklad tylko nie chce pan w nim uczestniczyc. Tak jak nie bedzie pan shortowal BRK. „w naszym srodowisku” hehe. Tak to jest jak sie palnie glupote,chcac wygladac na madrego. No chyba, że bossa placi za liczbę odsłon i komentarzy przy wpisie – wtedy mission accomplished
„w naszym środowisku przekonani o swojej racji idą na rynek opcji i udowadniają sami sobie ile są warci.”
To zdanie ma sens tylko jesli mowimy o wystawianiu opcji. Kupno opcji z zasady zaklada: „nie wiem co sie dzieje, ale podoba mi sie cena za taka ekspozycje”.
W kategoriach „przekonania o swojej racji”, stopniowanie wygladaloby w ten sposob (od najwiekszego przekonania o swojej racji do najmniejszego):
krotka opcja >>> delta1 >>> dluga opcja.
Ps. ale cudo teza o wplywie patentow na innowacyjnosc. Troche sobie pololalem. Dzieki!
@ blackswan
> stopniowanie
Cieszy mnie, że nie umieściłeś w tym stopniowaniu zakładu w sieci.
> wplywie patentow na innowacyjnosc
Może potraktuj to, jako jeden z symptomów a nie jednoznaczne potwierdzenie innowacyjności jakiegoś kraju. Przy założeniu, że patenty dostają najczęściej ci, którzy mogą cokolwiek opatentować a nie opierają swojej działalności tylko i wyłącznie na reverse engineering można postawić tezę, że gdzieś tam trwa jakiś proces szukania czegoś nowego. W takim ujęciu patenty nie równają się innowacyjności, ale są uchyleniem drzwi. Patentowanie, jak wszystko na świecie, co związane z kasą ulega degeneracji, ale przecież nikt z nas nie bronił tu idei patentów za wszelką cenę. Używano ich w dyskusji, jako wskaźnika.
PS. moim ulubionym przykładem szaleństwa trademarkowego raczej niż patentowego była próba firmy Harley Davidson, która chciała zastrzec ryk swojego silnika. Śmieszyło mnie to, ale jak przeczytałem opinie firmy, że są producenci, którzy – już nie pamiętam w reklamach czy też na motocyklach – umieszczają imitację ryku Harleya, to mój śmiech z firmy zmienił się w zażenowanie nad głupotą świata.
@astanczak
Patenty nie są głupotą.
MAją określony cel.
Czerpać korzyści z własności /także poprzez wykupienie i blokowanie/ ile sie da i jak długo sie da.Co jak co , ale Jankesi wiedzą czym jest własność, i jak czerpać z tego do ostatniej kropli.
U nas odwrotnie, sprzedajemy bo sie nie opłaca, za to innym tak.
A to ,że próbuje sie wynaleźć wszystko od nowa made in USA podkreśla jeno głupote tego wynalazku w kontekście tak pojetej wynalazczości.
Jeżeli sprzedajesz licencje na produkt w którym masz np 100 patentów to tak naprawdę niczego nie sprzedałeś tylko ożeniłeś kogoś i w każdej chwili możesz mu to zabrać w sensie ekonomicznym jeżeli stanie sie zagrożeniem dla twojej pozycji.Taki to ma cel główny, blokować konkurencje.Wspomniane pożytki z własności temu tutaj służą.
@astanczak
Patenty uchyleniem drzwi innowacyjnosci? Myslalem, ze cos takiego jak serendipity jest raczej niekontrolowane. Poza tym, gdybym juz musial bawic sie w sofiste i argumentowac ktorakolwiek ze stron, to wolalbym argumentowac teze: „patenty zamykaja drzwi innowacyjnosci”. Tak czy inaczej mamy do czynienia z kontrfaktycznoscia, wiec, oh well, zostawiam to dorotce i jej wikipedii 🙂
@ blackswan
> Patenty uchyleniem drzwi innowacyjnosci?
Nie uchyleniem drzwi, żeby coś otworzyć, tylko żeby zdiagnozować choćby na potrzeby dyskusji, w której padło zdanie, że Azja nie ma w sobie innowacyjności. Użyłem tego w takim sensie, w jakim liczba zarażeń HIV może być wskaźnikiem zmian społecznych w sferze seksualności. To nie jest jakieś obce nauce zjawisko. Mniej więcej od czasów Durkheima liczby samobójstw traktuje się, jako wskaźnik anomii społecznej. Użycie tego wskaźnika nie oznacza wcale pochwały samego samobójstwa.
@ pit65
Dyskusje mają to do siebie, że wcześniej czy później obsadza się drugą stronę w roli zwolennika – tu patentu – nie mam nabożnego stosunku do patentu. Naprawdę to nie mam żadnego stosunku do patentu – w skrajnej postaci postrzegam jako narzędzia monopolizacji. Patenty leżą w sferze, gdzie definicję i długość reguluje konsensus prawny. Zawsze w takich momentach przywilej narzucenia obowiązku przestrzegania prawa leży po stronie silniejszego. Kiedy dochodzi do monopolizacji jakiejś działki, to społeczeństwo wypowiada porządek prawny (przywołano problem Indii, ale w Afryce podróbki leków są na porządku dziennym) i monopol staje się fikcją. Przerabialiśmy to w przeszłości wiele razy – zawsze postęp technologiczny załatwiał sprawę.
Widzimy to w Polsce. TPSA miała faktyczny patent na telefony i internet i po 10 latach musi żebrać o porozumienie z konkurencją, bo core biznesu umiera. Widzimy to z monopolem dostarczania treści audiowizualnych i reklam. Do dziś pamiętam moje kontakty z biurem reklamy w czasach szczytowej popularności Gazety Wyborczej, które funkcjonowało na zasadzie „ty płacisz, ale to ja wymagam”. Minęło kilkanaście lat i świat zamiótł arogancją, jaką dawał monopol bycia wydawcą właściwie jedynej gazety w Polsce. Kwestia czasu i skończy się monopol całej masy dzisiejszych liderów. Kapitalizm ma jedną fajną cechę – stosunkowo szybko wyrównuje marże pomiędzy konkurentami i prowadzi to do zmiany.
Z drugiej strony, nie wiem, jaka jest średnia długość życia jakiego wynalazku na rynku, ale jeśli wydajesz na R&D X zasobów, a później nie możesz na tym zrobić pieniędzy, to pojawia się pytanie, dokąd nas to zaprowadzi? Znów, abstrahuję od bycia zwolennikiem czy przeciwnikiem patentów. Proszę potraktować mnie, jako osobę, która nie ma stosunku do patentów. Osobiście widzę tu zagrożenie starbucksizacją – ubieraniem pierdoły, jaką jest kawa z mlekiem w anturaż przyjemnych uśmiechów i ładnych fotelików. Końcowy klient zaczyna płacić głównie za opakowanie towaru i marzenia, które kupuje a nie za starą, banalną kawę.
@astanczak
Kapish.
@ blackswan
Argumenty proszę, a nie zdrobnienia. Sprawdziłam najprościej, że Watt patentował – i dokładnie kiedy ochrona wygasła, wycofał się z biznesu. Nie przekonuje? To co przekona?
@ astanczak
Skupiacie się na absurdalnych wyjątkach od potężnej reguły, bo tym jest „starbuksizacja”.
„Końcowy klient zaczyna płacić głównie za opakowanie towaru i marzenia, które kupuje a nie za starą, banalną kawę.”
Klient płaci za to, za co chce zapłacić. Jak przestanie mu się podobać, to te konkretne „marzenia” nie będą zbywalne. Problemu w tym nie widzę.
Ja piszę o rzeczy fundamentalnej: postęp techniczny najlepiej jest wyzwolić bodźcem materialnym, bo na większą skalę sama żądza poznania (jakże szlachetna) nie wystarczy. System ochrony dorobku intelektualnego podstawą rewolucji przemysłowej był. Amen.
PS. tak nawiasem mówiąc trochę zaskoczyło mnie, że w 18-wiecznej Anglii ochrona patentowa była tak rozwinięta. Szapo ba. Kiedy się pomyśli, czym wtedy zajmowano się w Rzplitej… głupio i wstyd.
@ _dorota
> Klient płaci za to, za co chce zapłacić.
Myślę, że większość nie wie – gdyby świat był pełen świadomych konsumentów kryzys 2008 roku miałby znacznie mniejszą skalę.
> Jak przestanie mu się podobać…
Nie do końca. Duże firmy potrafią tak podpisać umowę, żeby np. w ważnym punkcie X nie było żadnej firmy konkurującej z ich ofertą albo nie wynajmą tam lokalu. W efekcie klient przychodzący np. do centrum handlowego czy korzystający każdego dnia np. ze stacji metra Y jest skazany na obsługę tylko jednej firmy. Mamy więc przymus kupienia pewnego stylu konsumowania, jak w zdaniu „as long as it’s black”. Z czasem dochodzimy do punktu, które dobrze opisuje teza, że nie jest problemem to, że ludzie kupują sobie takie same prezenty – problemem jest, że wręczając je mówią to samo.
@astanczak
” zawsze postęp technologiczny załatwiał sprawę.”
Tak jest . Tylko monopole juz to też dostrzegły stąd dzisiejsza próba neo-patentowania podstawowych spraw czyli składowych niejako atomowych czesci projektu vide wspomniany kształt urządzenia, np w programowaniu to próba patentowania tak prozaicznej sprawy jak pętla.
A jak opatentujesz każda literę alfabetu technologicznego to każdym nowo powstałym dziełem literackim w tym zakresie naruszysz prawo.
MYśle ,że podąża to w tym kierunku.
Porównanie z Wattem jest o tyle mylne ,że w dzisiejszych czasach próbowałby nie tylko patentować maszynę , ale każdy trybik wraz z kształtem swego wehikułu, nie mówiąc już o forsie wydany na lobbing często stosując polityke faktów dokonanych.
W dziedzinie patentowania tez nastąpił znaczący postęp 🙂
@astanczak
TPSA to raczej przykład upadku monopolu , który nie miał na nic patentu, wszystkie próby patentowania rzeczywistości wcześniej wynalezionej made in TPSA były raczej torpedowane więc nie za bardzo pasuje do tematu IMO.
Mimo tego firma „dobrze sobie radziła” w sensie przychodów i zysków przez lat co najmniej 10 konserwując/patentując/ status quo jak mogła choć to co dzieje się dzisiaj przewidywano już 10 lat temu w sensie spadku wyników.
Jestem tu po raz pierwszy więc przede wszystkim witam wszystkich serdecznie.
@dorota @blackswan
Być może nie wiecie ale dyskutowany przez Was patent na maszynę Jamesa Watta wzbudza kontrowersje od lat. Dyskutowany jest jego wpływ na postęp rewolucji przemysłowej. Jest sporo głosów, które utrzymują, że patent ten zahamował rewolucję przemysłową na jakieś 20 lat (do 1800 roku).
http://www.dklevine.com/papers/imbookfinal01.pdf
Oczywiście jest mnóstwo innych głosów w tej dyskusji.
Ciekawy (choć sprzed roku) artykuł o patentach.
http://www.obserwatorfinansowy.pl/tematyka/biznes/europejskie-prawo-patentowe-grozne-dla-polskiej-gospodarki/
@daras
Dziękuję za linki. W wolnej chwili rzucę okiem, choć sama sytuacja Watta w ogóle mnie nie interesuje. Wolę meta-poziom 😉
Jestem pod wielkim wrażeniem torrentów – fenomentalne jest to, że im większy traffic i popyt na jakiegoś torrenta, tym szybsze ściąganie. Kompletnie przeciwnie do zwykłej strony internetowej. Ta technologia jest, używając lingo Taleba, „antifragile”. Trochę niezniszczalna imo.
Nie widzę jak tradycyjny biznes miałby mieć jakiekolwiek szanse w walce z torrentami i piratami. Argumenty natury etycznej kompletnie mnie nie przekonują, bo i tak nie będą miały żadnego znaczenia. To jest nierówna walka i piractwo jest siłą nie do zatrzymania. Jak jedynie mniemam, biznes doskonale to rozumie/czuje i będzie się do tego dostosowywał. Nie ma innego wyjścia po prostu. Patenty i prawa autorskie w swoich licznych paradoksach będą coraz bardziej martwym prawem.
@ daras
Witam, artykuł z OF jest dosyć ciekawy (choć z lekkim zabarwieniem ideologicznym). Nie wątpię, że Zachód stosował elastyczne podejście do własności intelektualnej w okresie, kiedy się rozwijał i że prawo patentowe może być narzędziem walki konkurencyjnej.
Jednak pozostaję przy wątpliwościach dotyczących wynalazków wymagających bardzo duzych nakładów (np. leki). Żeby w ogóle powstały firma musi założyć sobie pokrycie kosztów i jakiś zysk, inaczej projekt nie zostanie podjęty. Bez ochrony ten zysk możliwy nie jest.
Jesteśmy na innym poziomie złożoności technologii (w każdej dziedzinie) w stosunku do czasów rewolucji przemysłowej – stąd
pozyskanie wynalazku jest trudniejsze. Natomiast poziom technologiczny partnerów jest na tyle wyrównany, że skopiowanie wynalazku nie stało się trudniejsze. W tym widzę problem.
Generalnie podchodziłabym ostrożnie do stwierdzenia, że „Państwa zachodnie (…) chcą zarobić na krajach rozwijających się, kosztem ich wzrostu gospodarczego.” Trochę mi to antyglobalizmem wonia 🙂 bo ktoś jednak ten postęp musi wygenerować (a nie są to kraje rozwijające się, póki co).
„Jednak pozostaję przy wątpliwościach dotyczących wynalazków wymagających bardzo duzych nakładów (np. leki). Żeby w ogóle powstały firma musi założyć sobie pokrycie kosztów i jakiś zysk, inaczej projekt nie zostanie podjęty. Bez ochrony ten zysk możliwy nie jest.”
Ten argument da się zniszczyć na wiele sposobów, pozwolisz, że skorzystam tylko z jednego.
Porozmawiajmy o efektach ubocznych istnienia przemysłu farmaceutycznego na tak olbrzymią skalę.
Zacznijmy pytaniem czy istnieje jakikolwiek lek, wprowadzony na rynek nie później niż powiedzmy 10 lat temu, który nie miałby empirycznie potwierdzonych skutków ubocznych? Jeśli weźmiemy pod uwagę dalsze efekty, a jakikolwiek wykryty i znany efekt uboczny prowadzi do błędów dalszego rzędu, to probabilistycznie sytuację oceniając, stosowanie dużej części leków przez większość osób (dla których przyjmowanie leku nie jest koniecznością) jest bardzo mało rozsądne i dosyć niebezpieczne. W zależności od konieczności, tj. stadium zagrożenia spowodowanego przez chorobę itd., przyjmowanie określonego leku oferuje nie tylko różne korzyści – mamy do czynienia również z kompletnie innymi efektami ubocznymi i ich rolą w dalszym życiu pacjenta (inne znaczenie ma perkolacja błędu). Stosowanie leków jest warunkowane stadium zagrożenia przez co bardzo kontrintuicyjne.
Wielki przemysł farmaceutyczny zasadza się natomiast na kompletnie innym założeniu, będącym często pogwałceniem tej prostej analitycznie zasady.
Obecnie leczone są całe społeczeństwa, czyli wszyscy, bez względu czy leczenie jest konieczne czy też nie. Dzieje się tak ze względu na charakteryzującą kapitalizm konieczność ekspansji: poszukiwanie nowych rynków zbytu i tworzenie nowych potrzeb. W efekcie leczeni są coraz to nowi pacjenci, za pomocą coraz to nowych leków, na coraz to nowe choroby. Kapitalizm maluje własne karykatury lepiej niż najlepszy krytyk.
Dodatkowo, cały czas pojawia się duch mitycznych „korzyści skali”, które w rzeczywistości, całkiem przewrotnie, dotyczą korzyści skali w ograniczonym przedziale tej skali. „Im więcej zainwestujemy w leczenie, tym więcej osób wyleczymy, im większy nakład na wynalezienie leku, tym szybciej go wynajdziemy itd.” Bez względu na to czy analizujemy organizacje (państwo, biznes, służba zdrowia, wojsko itd), czy też przedsięwzięcie (budowy lotnisk ostatnio dają sporo przykładów), zależność pomiędzy korzyściami/stratami, a skalą przedsięwzięć przez nie prowadzonych jest nieliniowa, a nie, jak niektórzy mniemają, liniowo rosnąca (sic!). Czasami mniej znaczy więcej.
Meme dot. konieczności ponoszenia bardzo wysokich nakładów pieniężnych celem odniesienia sukcesu w dziedzinie np. odkryć medycznych jest pochodną tego wyświechtanego myślenia o korzyściach skali. Tak naprawdę bardzo możliwe, że mamy do czynienia z epifenomenem. Być może to wcale nie odkrycia są konsekwencją ponoszenia wysokich nakładów, lecz ponoszenie wysokich nakładów jest konsekwencją poprzednich odkryć. Skoro już bajdurzymy, to dodajmy, że historia wynalazków, wielkich odkryć itd. to proces emergentny, mający miejsce często w „garażach”, w dużym stopniu przypadkowy i w żaden sposób centralnie niezaplanowany (gdzieś, hen daleko, słychać teraz skowyt etatystów). Już samo myślenie, że pieniądz jest jedyną barierą powstrzymującą ludzkość przed wynalazczością jest myśleniem człowieka, który chcąc być konsekwentnym do tego pieniądza powinien się zacząć modlić – w końcu nie ma mitu bez rytuału. Chyba, że to nie mit, lecz sales pitch, wówczas zwracam honor.
Patenty z definicji są retrospektywne – chronią tych, którzy już stworzyli, a nie tych, którzy dopiero tworzą. Dlatego też podstawowym efektem ich obecności jest ochrona status quo, pomoc w przetrwaniu największych.
Patent w gruncie rzeczy jest nie tyle intelektualnie dziwnym tworem
ochrony największych (a więc potencjalnie najbardziej niebezpiecznych – spójrzmy na BP chociażby) co po prostu mechanizmem doprowadzającym do wykolejenia się układu.
Już w kontekście powyższego, większość rozważań z tego wątku uczestnika _dorota to jakaś aberracja, losowy zlepek faktów z Wikipedii, dziwnych opinii podlanych niespójną, samoobalającą się ideologią itd.
Za CEPR, 2 czerwiec 2013:
„Great story in the Washington Post (in the sense of very good news) about the successful trial in India of a cheap vinegar test for cervical cancer. According to the article this cheap and easy to administer test can substantially increase the early detection of this cancer. This test can save the lives of tens of thousands of women in India and elsewhere in the developing world who do not have access to more expensive tests.
An interesting and important sidebar is that it seems that this test was developed with support from the National Institutes of Health and an Indian non-profit. This perhaps should not be surprising, but many advocates of patent supported research insist that people become stupid when they get public funding. The success of this test, which holds the promise of enormous gains in public health, shows again that it is possible to have innovations that do not depend on patent support.”
http://www.cepr.net/index.php/blogs/beat-the-press/look-mom-no-patents-cheap-test-for-cervical-cancer-developed-with-public-funding
Bełkot.
Passus o skutkach ubocznych wręcz zabawnie nielogiczny (uśmiałam się).
Na dodatek info o diagnozowaniu raka szyjki macicy za pomocą octu winnego 🙂
Śmiać się czy płakac?
„Passus o skutkach ubocznych wręcz zabawnie nielogiczny (uśmiałam się).”
Passus o skutkach ubocznych był próbą łopatologicznego przedstawienia argumentu matematycznego (propagacja błędów w układach złożonych) osobie matematycznie niekompetentnej i intelektualnie nieuczciwej.
Nie spodziewałem się innej odpowiedzi niż ta, którą otrzymałem.
Mój wpis skierowany był jednak nie tyle do Ciebie, co do innych osób, które być może coś zainteresuje i są odpowiednio przygotowane merytorycznie aby poczytać dalej.
Powodzenia w walce z własnym dysonansem poznawczym. Mogę ci jedynie życzyć, aby się kiedyś pojawił. Pa
Jeden z bardzo wielu obecnie trwających projektów dot. zagadnień, które liznąłem w opisie będącym dla uczestnika _dorota tak nielogicznym i bełkotliwym. Polecam poniższy bełkot:
„Objective: The main subject of the proposed project is concerned with the question of whether and to what extent design principles for complex networks can be derived from the study of error propagation phenomenon (short EPP) in modern network structures found in biological, transportation and communication systems.
In this project, we generalize propagation model to explicitly consider failure propagation. First of all, different classes of failures should be identified, that might affect the scenario under the examination: explosion, flood, short-circuit, fire, disease, PC-virus, etc. Then, for each one, it should be identified how it spreads with appropriate taxonomy and the graph associated with the specific class of failures. By using the global and local efficiency the effects of errors and attacks both on the global and the local properties of the network can be investigated. The crucial point is that the global organization and local modularity efficiency are extremely sensitive to the following types of errors: omission, commission, contamination and crash, which play the main role in maintaining networks connectivity.
Five key objectives of the project are: (a) to develop a semantic network and a simulation tool for error propagation using real-time agents and example networks; (b) to perform empirical studies of example networks that enable to examine the robustness; (c) to analyse the effect of real and generated errors not only on the global properties, but also on the local properties of the network; (d) to develop and test new structures for complex systems less sensitive to errors and attacks than known structures and to measure its effects on network performance; (e) to combine results from simulations and empirical observations in order to investigate how system can be best (re)modelled to be less sensitive to errors and attacks.”
http://cordis.europa.eu/search/index.cfm?fuseaction=proj.document&PJ_LANG=EN&PJ_RCN=12494422&pid=2&q=2D2FAA8BD56D7B091CE67BB014675D61&type=adv
Ta dziedzina nauki przeżywa obecnie niesamowity rozkwit, również w kontekście HFT.