Dyskusja o zakupach nowych radarów, które uratują budżet w 2013 roku przestała już ekscytować media (i nie tylko). Mimo, że rzeczywistość skrzeczy to zakładać można sobie dowolne kwoty. Np. w tym roku Ministerstwo Finansów założyło, że wpływy z radarów wyniosą 1,5 mld złotych, wobec założonych w 2012 1,2 mld. Właściwie niczym takie założenia nie różnią się od tych ogłaszanych przez spółkę Infinity i Piotra Tymochowicza:
„Wg. ostrożnych założeń spółki po pozyskaniu tylko 100 000 klientów w przyszłym roku może osiągnąć wynik z 8 cyfrowymi liczbami.”
Co prawda spółka już nie rozwija multispejsowej świadomości, zaś Piotr Tymochowicz nie prezesuje konceptowi, nad którym myślał całe życie, no ale założenia są po to, żeby je czynić, a nie realizować.
Ale do rzeczy. Czytam ostatnio książkę „Czego nie można kupić za pieniądze” Michaela Sandela (wyd. Kurhaus Publishing). Co do założeń i tez autora mam mnóstwo wątpliwości i zastrzeżeń, ale nie o tym miała być ta notka. Tylko o koncepcji, o której aż się dziwię, że jeszcze na nią nie wpadli nasi urzędnicy, próbujący opodatkować wszystko (nawet zniżki, czyli coś czego faktycznie nie ma )
Oddajmy głos Sandelowi:
„W 2010 roku Eugene „Gino” DiSimone, niezależny kandydat na gubernatora Nevady, przedstawił nietypowy sposób zasilania budżetu stanowego, zaproponował by za 25 dolarów dziennie pozwolić kierowcom przekraczać ograniczenia na niektórych drogach w Nevadzie i jeździć z prędkością 90 mil na godzinę. Jeśli od czasu do czasu masz ochotę wcisnąć gaz, kupujesz transponder i, gdy tylko musisz dotrzeć gdzieś szybko, łączysz się ze swoim kontem za pomocą telefonu komórkowego. System ściąga 25 dolarów z twojej karty kredytowej, a ty przez kolejną dobę możesz gnać do woli bez obawy zatrzymania przez policję”.
Genialne, prawda. Na miarę naszych fiskalnych umysłów.
Dalej Sandel tłumaczy techniczne szczegóły wysyłania informacji do zbiorczej bazy danych, żeby zweryfikować zdjęcia robione danemu kierowcy, co w naszych rodzimych warunkach może sprawiać trochę kłopotów w realizacji, jak nie przymierzając pas startowy na lotnisku w Modlinie, ale uznajmy, że jest to możliwe.
Spójrzmy – z jednej strony można zarabiać na sprzedaży transponderów. Choć u nas pewnie ogłoszono by przetarg, na którym wygrałaby najtańsza firma, a później trzeba byłoby dopłacać horrendalne kwoty za serwis, na czym ostatecznie straciłby budżet. Ale nie bądźmy małostkowi.
No dobra, ile kierowcy byliby w stanie zapłacić za takie urządzenie – 50, 100, 250 PLN? Żeby nie był to jednorazowy wydatek, należałoby wprowadzić opłatę roczną za „utrzymanie urządzenia”. Według danych pierwszych z brzegu (http://www.motofakty.pl/artykul/czym-jezdza-polacy-1.html) w Polsce jeździ około 17 milionów samochodów. Powiedzmy, że 10% użytkowników zdecydowałoby się kupić takie urządzenie, za 100 złotych.
Pstryk i mamy w budżecie 170 mln PLN. To sześć razy więcej niż faktycznie zebrano w 2012 roku z radarów.
A to dopiero początek. Ustalmy stawkę dzienną na 25 złotych. Powiedzmy, że jeśli zapłacisz tyle, to możesz przekraczać prędkość o 20 km/h. Czyli na „gierkówce” zamiast 70km/h, za dodatkową opłatą możesz śmigać 90 km/h (czyli tyle, ile przeciętnie teraz jeżdżą tamtędy kierowcy). Skorzystajmy z tabelki (daje ona nieograniczone możliwości mnożenia).
Na odcinku Huta Zawadzka – Mszczonów (8km), dobowy ruch samochodów to 33 tysiące, z tego samochody osobowe stanowią 19 tysięcy (oczywiście ciężarowe powinny płacić wyższą stawkę). Ile dziennie kierowców skorzystałoby z takiego „abonamentu” – znów przyjmijmy 10%. Czyli dziennie 1,9 tys. kierowców płaciłoby 25 złotych, co daje 47,5 tysięca PLN. 365 dni w roku i .. pstryk, mamy kolejne 17,3 miliona.
Oczywiście możemy pstryknąć bardziej kreatywnie i założyć, że każdy z kierowców, którzy kupili odpowiednie urządzenie (przypomnę – 1,7 miliona osób) skorzystałby z takiej dziennej opłaty powiedzmy 5 razy w miesiącu. Rocznie daje to wydatek (przepraszam.. wpływ do budżetu) w wysokości 1500 PLN na kierowcę. Łącznie wychodzi 2,5 miliarda złotych.
Aż się kręci w głowie od możliwości.
Droga redakcjo, czy mogę zostać doradcą Ministra Finansów?
9 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Gdyby tylko zatkano w budżecie dziury, którymi wyciekają nasze pieniądze, nie trzeba byłoby ustawiać radarów. Dofinansowanie LOT-u na miliard, albo elastyczna linia kredytowa z MFW. Policzyłem, że kosztuje nas ona 367 mln złotych rocznie! Tyle samo, a nawet nieco mniej rząd wydaje na ochronę środowiska, ale ten wydatek uważam za potrzebny. I tak dalej, przykłady można mnożyć.
@WojtekS Ten wydatek na linię kredytową akurat uważam za potrzebny. Bo gdyby rząd przeznaczył te pieniądze na ochronę środowiska, to przestałyby mnie odwiedzać sympatyczne licealistki z prośbą o podpisanie zgody na automatyczne COMIESIĘCZNE odciąganie z konta kwoty na ochronę rysiów.
BTW, Panie Grzegorzu, o ile dobrze pamiętam, to któraś z książek Marcela Linka jest już w tłumaczeniu. Znana jest może data wydania?
„Genialne, prawda. Na miarę naszych fiskalnych umysłów.”
A co na to prawo.
Czy to jeszcze Temida czy juz Metresa na usługach swej siostry Mamony.
Ale rzeczywiście mamy tu nową jakość . Nasza Metresa wychodzi na wolność ograniczana przedtem jedynie do usług w ramach Departamentu of Justice.
@ Deo Gratias
Linka kupił jakiś inny wydawca, więc szczegolow nie znam
@pit65
Generalnie ta ksiazka Sandela o tym traktuje (choc z perspektywy zycia w PRL-u jest momentami naiwny – gdy np. pisze o etyce kolejek i „obrusza sie” na staczy kolejkowych
A co do etkyki takich rozwiazan – ona chyba nie rozni sie od etyki łapania na przekraczaniu prędkości i liczeniu na to, ze kierowcy będą to robić (a nie ograniczac prędkosc)
tu jest artykul do którego Sandel sie odwoluje:
http://autos.aol.com/article/pay-to-speed-nevada/
Eugene „Gino” DiSimone z całą pewnością nie jest prawnikiem, choć sądząc po posiadaniu pseudonimu może się wywodzić ze środowiska obeznanego z pewnymi aspektami prawa karnego. W każdym razie porażający kretynizm tej propozycji średnio rozgarnięty prawnik widzi w dwu obszarach.
1. Zaryzykowałabym tezę, że w każdym systemie prawa obowiązuje ono wszystkich obywateli (uwaga do Pita: teoretycznie), u nas przynajmniej tak jest. Odstępstwa od reguł są możliwe tylko na podstawie ustawy (nie ma możliwości, żeby zastąpiła ją decyzja urzędnika) i tylko w sytuacji, kiedy realizowany jest jakiś nadrzędny interes społeczny. Przykład bliski omawianemu tematowi: karetki pogotowia ratunkowego w określonych okolicznościach nie obowiązują przepisy ruchu drogowego. Okoliczności ściśle określone są ustawą, a interes społeczny oczywisty. Pomysł DiSimone byłby po prostu niekonstytucyjny.
2. Pomysłodawca nie ogarnął innego aspektu sprawy – co z odpowiedzialnością odszkodowawczą? Bo zezwolenie na przekraczanie prędkości to jest swoiste „licence to kill”. Co w przypadku kiedy taki kierowca spowoduje kolizję? Co w przypadku ofiar śmiertelnych lub utraty zdrowia, nie mówiąc o banalnym zniszczeniu mienia? Jak rozłożyć odpowiedzialność?
Krótko mówiąc: ten pomysł nie nadaje się nawet do obróbki legislacyjnej.
@_dorota
„, choć sądząc po posiadaniu pseudonimu może się wywodzić ze środowiska obeznanego z pewnymi aspektami prawa karnego”
Nie znając pewnych kulturowych uwarunkowań, byłbym ostrożny w szafowaniu „intuicyjnymi sądami” (ksywka jest pewnie z wojska):
http://en.wikipedia.org/wiki/Gino_DiSimone
Gino to prawdopodobnie od tego, że lubi gin a potem plecie co mu ślina na język przyniesie, podobnie jak mój znajomek Waldek „Browar” R., za młodu znany też jako „Alpaga” (ech, żyło się! :().
„Once he moves into the Governor’s Mansion, political newcomer DiSimone, 52, of Reno, plans to pick up an extra billion dollars a year for the state by letting people drive as fast as 90 mph on selected roads for a $25-a-day fee.
He intends to collect another $3.6 billion by paying all state debts in gold or silver. Nevada would buy the minerals from companies willing to give a 20 percent price discount — and then mint its own coins.
In exchange for giving the state the discount, the state would give the land where the precious metals are found to the mining companies.
DiSimone also believes he can secure another $1.4 billion by pulling the Nevada National Guard out of the control of President Barack Obama and order it to round up illegal residents.
Alan Coyner, administrator of the Nevada Division of Minerals, said DiSimone’s plan to buy gold at a discount would not generate near the amount of money he expects, if his idea is legal in the first place.
„About two-thirds of the gold in Nevada comes from private land,” Coyner said. „What would be the incentive for these companies to give us a discount?”
Capt. April Conway, a spokeswoman for the Nevada National Guard, said at least one governor has tried to take control of the National Guard from a president, but lost in court.
„Federal law trumps state law,” she said. „It is true the commander of the National Guard while in state service is the governor. But once federalized, the National Guard is owned by the president as commander in chief.”
http://www.lvrj.com/news/gubernatorial-candidate-courts-speeders-to-raise-state-revenue-101780968.html
Tak więc jęśli nie prawus to wyglada, że chyba lewus. 🙂
Więc zwracam honor – nie gangster, tylko weteran. To nie zmienia jednak faktu, że jego pomysły legislacyjne (łącznie z podanymi wyżej przez Lessa) są kuriozalne. Pierwszą moją myślą przy czytaniu o propozycji udzielania płatnych koncesji na przekraczanie prędkości było: ależ brawurowe jajcarstwo 🙂 A to serio jest…
To jest zresztą interesujące, jak facet rozumie proces tworzenia prawa: według niego jest to coś w rodzaju udzielania przywilejów (płatnego oczywiście) przez suwerena. Totalne niezrozumienie zasad demokracji, ale zjawisko naprawdę ciekawe.
Wszystkie powyższe przykłady byłyby kapitalnymi tematami zajęć ze studentami na pierwszym roku prawa. Dużo dobrej zabawy, szczególnie z tą prędkością na autostradach.