Richard Bookstaber jeszcze niedawno pracował w Komitecie do Spraw Stabilności Finansowej działającym przy amerykańskim nadzorcy rynku SEC. Od niedawna jest szefem działu badań w utworzonym na mocy ustawy Dodd-Frank (mającej na celu reformę WallStreet) Office of Financial Resarch. Jednak o wiele ciekawsza jest jego kariera wcześniejsza – w bankach inwestycyjnych, funduszach hedgingowych, współpraca z wielkimi nazwiskami lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych stojącymi za tym, co dziś wrzuca się do jednego worka pod hasłem „algo tradingu”, czy generalnie transakcji komputerowych.
Kilka miesięcy temu ukazał się polski przekład jego książki, którą przy kilku różnych okazjach wspominałem już na blogach bossa.pl (https://blogi.bossa.pl/?s=bookstaber). Książki niesłychanie ważnej, napisanej przez człowieka który współtworzył program trading, arbitraż statystyczny i był w centrum wydarzeń w październiku 1987 roku, podczas kryzysu rosyjskiego, znającego kulisy powstania i działania Long Term Capital Management.
Książkę pod polskim tytułem „Jak stworzyliśmy demona”, wydał Kurhaus Publishing i jako wydawca zazdroszczę nieco tego tytułu, a z drugiej podziwiam odwagę wydawcy. Jest to jeden z tych tytułów, które niesłychanie wartościowe, w Polsce może być potwornie trudno sprzedać. Raz, że czytelnictwo jest na koszmarnie niskim poziomie, dwa, że od wielu lat odnoszę wrażenie, że ludzie z branży finansowej ukuli sobie fantastyczne sformułowanie, że nie czytają bo nie mają czasu. A tym samym ich wiedza o trendach na świecie, przyczynach pewnych zjawisk stoi pod sporym znakiem zapytania – co zresztą widać w mediach. Jest sporo książek tego typu, których nie odważyłbym się wydać po polsku, wiedząc, że w najlepszym wypadku sprzedaż wyniesie kilkaset egzemplarzy (mam nadzieje, że tą notką poprawię wynik konkurencji 😉 ). No i w końcu trzy – trudność tłumaczenia terminologii. Choć przy niektórych propozycjach mam wątpliwości to jednak tłumacz (Olga Siara) przy współpracy z człowiekiem z rynku (konsultacja merytoryczna Adam Antoniak – Pekao SA) nieźle sobie poradzili.
Tymczasem nie wyobrażam sobie, żeby ludzie interesujący się rynkami, ryzykiem, relacjami między zachowaniem się traderów a rynków, na których działają, a w końcu dziennikarze finansowi tej książki nie znali. Wyjaśnienie mechanizmów, które prowadziły do kilku krachów w ostatnich 25 latach to wartość pozwalająca spojrzeć na rynek analitycznie, bez tworzenia teorii spiskowych „o grubasach”, „złych Goldmanach”, „automatach niszczących rynek”, „transakcjach z market-makerami” i co tam można jeszcze wyciągnąć przeglądając artykuły w polskiej sieci, czy też mediach finansowych w ostatnich miesiących.
Kolejna istotna cecha to pokazanie, w jaki sposób powstawały różnego rodzaju koncepty inwestycyjne – z jakimi problemami borykali się ich twórcy. Być może lektura tej książki uzmysłowi niektórym, że stworzenie automatycznego systemu tradingowego jest czymś więcej niż symulacją na danych historycznych a następnie opakowaniem marketingowym i wprowadzeniem na NewConnect (patrz spółka M10 http://gpwmedia.pl/ondemand/4086,20120912_m10.mp4) *) , czy stworzeniem nowego funduszu opartego wyłącznie na symulacjach.
Żeby już nie zanudzać Czytelników recenzją i kolejnymi zachętami jeden z moich ulubionych fragmentów:
„Niezależnie od rozmiarów zespołu można tylko analizować modele ryzyka i płodzić raporty o kwestiach, które umiemy zidentyfikować i zmierzyć. Właściwie, wraz z rozmiarami zespołu rośnie prawdopodobieństwo, że otrzymasz coraz dokładniejsze informacje o problemach, które już zidentyfikowano – i niewiele nowych danych. Łatwo mierzalne zagrożenia były lepiej kontrolowane, ale to nie one liczyły się najbardziej. Prawdziwym ryzykiem jest to, którego nawet nie dostrzegasz”
– a teraz marsz na zakupy:
Książka papierowa: http://www.kurhauspublishing.com/ksiazki/okladka/id/10
Ebook- http://www.nexto.pl/ebooki/jak_stworzylismy_demona_p33919.xml
PS. Pewnym zgrzytem jest dla mnie przedmowa do wydania polskiego. Poza tym, że stanowi raczej reklamówkę jednej z instytucji naszego rynku, to raczej pokazuje ogromny dystans, jaki został nam do nadrobienia w pewnych kwestiach.
Nie wiem też czy w papierowej wersji ten błąd też się pojawił, czy to tylko przy konwersji na ebooka nagroda Turning Prize powinna być oczywiście Turing Prize.
*Swoją drogą to ciekawe jak spółka, w której nie ma żadnych przychodów, zaś wynik finansowy (ujemny) jest na poziomie kilkuset tysięcy złotych, a kapitał własny na poziomie 350 tys dolarów (źródło ) radzi sobie z testami na kilkunastu rynkach (źródło), gdzie kapitał wymagany na depozyty pochłonie sporą część tegoż kapitału własnego. To było śmieszne już wcześniej, a teraz przeradza się w farsę.
46 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Kupuję 🙂
„Prawdziwym ryzykiem jest to, którego nawet nie dostrzegasz”
Prawda
Jak już myślisz ,że skwalifikowałeś i skwantyfikowałeś wszystko to oczekuj ,że się mylisz.
W nawiązaniu ostatnio doznałem dość dużego szoku czytelniczego związanego z odmiennością sposobu pisania oraz przedstawionego stanowiska. Po zakończeniu książki napisanej przez P. Schiff-a „Gospodarka…” wpadła mi do ręki książka o jakże odmiennym stanowisku „Zwierzęce instynkty” Akerlof, Shiller – polecam. Takie akurat przypadkowe „zderzenie” zdarzyło mi sie po raz pierwszy i porównałbym odczucia z mocno wygraną pozycja na rynku 🙂
> „Prawdziwym ryzykiem jest to, którego nawet nie dostrzegasz”
Ciekawe, jak bardzo można posługiwać się banałem i wychodzić na odkrywcę.
Pomijam Taleba, bo on zrobił się sławny po fakcie, ale od 2002 roku to już popkulturowy temat jest i można źródło tego mema ulokować u Rumsfelda, który publicznie powiedział, że „there are also unknown unknowns – there are things we do not know we don’t know”.
Zaskoczeni byli ci, który nie pamiętali, że Pascal żywił nadzieję wobec nauki i sygnalizował, że wraz ze wzrostem wiedzy naukowej spada ilość wiedzy nienaukowej w sferze wiedzy jako takiej. Kiedyś mieliśmy nadzieję, że sfera wiedzy ma granice i kiedy ją wypełnimy faktami, to niewiedza się skończy. Z czasem okazało się, że jednak wraz ze wzrostem wiedzy rośnie również ilość niewiedzy, bo powierzchnia sfery wiedzy poszerza się, jak balon – a lepiej mówić, że z jednej sfery wiedzy (balonów) pączkują nowe sfery (balony).
Generalnie od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że ekonomistom ktoś przystawił ogień do ogona i nagle nawrócili się na relatywizm, zaczęli kwestionować własne założenia i największy poklask zdobywają ci, którzy idą w krytyce zdolności poznawczych ekonomii najdalej. Osobiście mam pewną tezę dlaczego teraz nagle odkrywają błędy we własnych założeniach, ale nie chce nikogo urażać.
@ A. Stanczak
Generalnie od pewnego czasu odnoszę wrażenie, że ekonomistom ktoś przystawił ogień do ogona i nagle nawrócili się na relatywizm, zaczęli kwestionować własne założenia i największy poklask zdobywają ci, którzy idą w krytyce zdolności poznawczych ekonomii najdalej. Osobiście mam pewną tezę dlaczego teraz nagle odkrywają błędy we własnych założeniach, ale nie chce nikogo urażać.
Nie tylko ekonomistom. To jest części szerokiego nurtu populistycznego antyintelektualizmu (często pod hasłami ‚nauka to jeszcze jedna religia), który szturmem zdobył media pod hasłem „moja ignorancja jest warto tyle co Twoja wiedza”.
Jeśli przyjmiesz narrację, że historia ludzkości to dwa kroki w przód i jeden w tył to rozwój nauki, który sprawił, że ekspercka wiedza w poszczególnych dziedzinach wiedzy jest po prostu nieosiągalna dla większości nawet wyjątkowo uzdolnionych ludzi – po prostu nie ma czasu na to by zostać ekspertem w kilku dziedzinach, musiał wywołać reakcję zarówno zwykłych ludzi, zmęczonych im mówieniem co mają robić jak i części Akademii – moim zdaniem, tej części z rozdętym do karykaturalnych rozmiarów ego.
Tym niemniej, samo przypominanie o tym czego nie wiemy, czego nie możemy być pewni i to jak często mylimy szum z sygnałem, przy wszystkich skrzywieniach poznawczych w stronę optymizmu i nadmiernej pewności siebie, jest moim zdaniem bardzo pożyteczne. Bo istnieje też druga strona medalu, czyli ludzie zbyt pewni poprawności swoich metod badawczych i wyciągający zbyt pochopne wnioski z wyników badań.
Przeczytałem sobie ten fragmencik dostępny za free i nie wiem czy dobrze zrozumiałem ,ale autor jako remedium podaje „jednego szeryfa”.
ZAstanawiam się czy sam sobie nie przeczy rozwijając kwestię złożoności świata finansów w którym może mieć rację i podaje tak proste i naiwne rozwiązanie opierające się w istocie na centralizacji.
Innymi słowy to z czym nie daje radę wielu rozwiąże jeden.
To już było . Już dawno klasyk pisał w swym dialektycznym wywodzie o przewodniej sile porządkującej świat. Zaiste jeden szeryf zrobiłby porządek. Wierzę w to niezbicie wraz z autorem.
A czy świadomość swojej niewiedzy nie jest największą korzyśćią z chęci posiadania wiedzy.
Tylko przyznaj się do tego w świecie gdzie oczekuje sie eksperta od błyskawicznego rozwiązywania problemów nierozwiązywalnych błyskawicznie.
@ pit65
> A czy świadomość swojej niewiedzy nie jest największą korzyśćią z chęci posiadania wiedzy.
No tak, tylko od czasów Sokratesa wiemy, że nic nie wiemy. Pytanie, jak można było się tak długo uchować w nauce z przekonaniem o bezgranicy poznania własnej dziedziny.
@ trystero
> Tym niemniej, samo przypominanie o tym czego nie wiemy, czego nie możemy być pewni i to jak często mylimy szum z sygnałem, przy wszystkich skrzywieniach poznawczych w stronę optymizmu i nadmiernej pewności siebie, jest moim zdaniem bardzo pożyteczne.
Problem w tym, że przypominać sobie muszą ci, którzy nie chcieli dostrzegać w pewnym sensie oczywistości. Sedlacek dobrze to ujął „To zasadniczo różni ekonomię od innych nauk społecznych […] Na innych wydziałach studenci od początku słyszą, że jedna szkoła interpretuje jakieś zjawisko tak, a druga inaczej. Ekonomiści kują naszą Wiarę, żeby ją szerzyć i wdrażać. W tym sensie współczesna ekonomia idealnie odpowiada definicji mitu, czyli czegoś, w co się powszechnie wierzy, choć każdy wie, że to nieprawda”.
To jest ciekawy głos, bo wyjaśnia też zadęcie, z jakim w mediach branżowych występuje część analityków rynkowych i niczym kaznodzieje pouczają np. ministrów, co mają robić.
Ale wracając do notki: ja przyłożyć opinie Sedlacka do tego, co pisze Bookstaber, to mamy ładną diagnozę – nagle spora część ludzi uświadomiła, że żyli z pozorami wiedzy i byli zbyt mało krytyczni, przyjmowali część rzeczy na wiarę a teraz się dziwią, że coś nie działa. No i krzyczą, jak oszukane dzieci, którym ktoś zabrał lizaka, zamiast wrócić do korzeni i budować na jakimś nowym fundamencie.
Z negatywnego programu nie buduje się nauki.
@ astanczak
No i krzyczą, jak oszukane dzieci, którym ktoś zabrał lizaka, zamiast wrócić do korzeni i budować na jakimś nowym fundamencie.
Moim zdaniem, problem wielu alternatywnych, negatywnych systemów poznawczych polega na tym, że na nich z definicji nie da się nic budować ponieważ te same argumenty, które obalają tradycyjne teorie, obalają także alternatywne teorie.
To jest swoisty paragraf 22 i mam sporo zabawy z obserwowaniem jak na przykład ludzie, którzy twierdzą, że na podstawie statystycznych danych historycznych nie można wyciągnąć wniosku A, i wyciągają z
tych danych historycznychz tego faktu wniosek AA, że wniosek A jest fałszywy 🙂To może świadczyć o tym, że nasza ludzka chęć posiadania poczucia, że wiemy co się wokół nas dzieje, jest tak wielka, że ludzie szukają tego poczucia nawet w negowaniu tego, że wiemy co się wokół nas dzieje.
„No tak, tylko od czasów Sokratesa wiemy, że nic nie wiemy.
No cóż spróbuj wyłowić coś takiego od nowożytnych mędrców.
Oni raczej kreuja się na wszystko wiedzących.
Pytanie, jak można było się tak długo uchować w nauce z przekonaniem o bezgranicy poznania własnej dziedziny.”
A może jest tak ,że niewiedza określa naszą wiedzę i na odwrót.
Nie są to przeciwieństwa ale całość która należałoby określić jako całokształt wiedzy.
Pójście w niewiedzę jak i więdzę bez świadomości drugiej strony to dwie ślepe ulice tej samej monety 🙂
Kwestia przetrwania jest umiejętnościa korzystania zarówno z jednego jak i drugiego IMO . Przykład karalucha z wspomnianej książki to doskonałe ujęcie wykorzystania swojej wiedzy o niewiedzy.
Na drugim biegunie moglibyśmy postawić ćmę ze swym pędem do światła aka wiedzy , która w swej wiedzy ignoruje niewiedzę.
No cóż zacytuje pewnego autora nie pamiętam skąd ,że człowiek potrafił udowodnić ,że może wytrwać w warunkach które urągają jego człowieczeństwu i wiedzy natomiast nigdy jego wspaniałość i wiedza nie przetrzymywała próby czasu.
Cos w tym jest z wiedzy i niewiedzy IMO.
primum non nocere
„Z negatywnego programu nie buduje się nauki.”
ewolucja zdaje się twierdzić inaczej
> ewolucja zdaje się twierdzić inaczej
Ewolucja czego?
„Przeczytałem sobie ten fragmencik dostępny za free i nie wiem czy dobrze zrozumiałem ,ale autor jako remedium podaje „jednego szeryfa”.
ZAstanawiam się czy sam sobie nie przeczy rozwijając kwestię złożoności świata finansów w którym może mieć rację i podaje tak proste i naiwne rozwiązanie opierające się w istocie na centralizacji.”
co za bingo! brawo pit 🙂
„Ewolucja czego?”
ogólna paralela, vide: negative selection
Nie brnijcie w to przekonanie ze jest zwolennikiem nadzorcy. Wieczorem wyjasnie i podrzuce cytaty
„To jest swoisty paragraf 22 i mam sporo zabawy z obserwowaniem jak na przykład ludzie, którzy twierdzą, że na podstawie statystycznych danych historycznych nie można wyciągnąć wniosku A, wyciągają z tych danych historycznych wniosek AA, że wniosek A jest fałszywy”
i właśnie dlatego Trystero nie rozumie statystyki za grosz
@ gzalewski
podrzuć wobec tego wieczorem cytaty, będę wdzięczny
pit
polecam poczytanie o „percolation theory”. Jeśli temat Cie zainteresuje, mogę podzielić się sporą liczbą linków do publikacji (głównie fizyka i ekonofizyka) z dziedziny kontroli układów złożonych. Odpowiedź na pytanie dot. zarządzania układami złożonymi Hayek już dawno wykombinował. (i tak, jest to DECENTRALIZACJA)
@admini
przyznam szczerze, czytając tę dyskusję i nie mając za bardzo czasu na merytoryczne zaadresowanie każdej bzdury, lekko się „spieniłem” 😉
dlatego mam prośbę/pytanie
co powiecie o tekście gościnnym, w którym dokonam wiwisekcji bzdury:
„To jest swoisty paragraf 22 i mam sporo zabawy z obserwowaniem jak na przykład ludzie, którzy twierdzą, że na podstawie statystycznych danych historycznych nie można wyciągnąć wniosku A, wyciągają z tych danych historycznych wniosek AA, że wniosek A jest fałszywy”
pod warunkiem, że autor tego nonsenu się z niego szybko nie wycofa
Tak na szybko. On w rozdziale o regulacjach odwołuje się do tych klasycznych katastrof (Three Mile Island, Challenger itp) i pokazuje na czym polega problem zbyt złożonych i nadmiernych regulacji.
Ale też nie wskazuje bezposrednio na rozwiązania w rodzaju „jeden szeryf”. Raczej wskazuje na problemy związane z tym, o czym nie wiemy na co mogą wpływać różne rozwiązania (np. maksymalna transparentność)
i takie szybkie fragmenty
„Rozbudowując bez końca system bezpieczeństwa, w końcu popadniesz w nieuzasadnione samozadowolenie. Nigdy nie będziesz tak bezpieczny, jak ci się wydaje, bo nieuchronnie pojawiają się punkty interakcji ukrywające błędy. Im bardziej rozbudowany system, tym trudniej je zauważyć. ”
„Przepis na katastrofę wygląda tak: złożoność organizacyjna – szczególnie w odniesieniu do nadzoru bezpieczeństwa – plus nieoczekiwane zdarzenie, plus błąd ludzki. Rezultatem jest lawina coraz bardziej niebezpiecznych zdarzen, z którymi nie radzą sobie systemy i procesy organizacyjne.”
„Nauczką dla nas powinna być rola, jaką odegrały regulacje w kryzysie azjatyckim w 1997 roku […] próba kontrolowania ryzyka wywołuje kryzys płynności.
Wniosek jest prosty: kontrola ryzyka, rozbudowa regulacji i nadzór organizacyjny nie zawsze rozwiązują problemy wynikające ze złożoności i silnych powiązań, które cechują nasze rynki. Właściwie mogą wręcz pogorszyć sytuację. Nie chcę przez to powiedzieć, ze powinniśmy pozbyć się wszelkicjh regulacji. Lepiej jednak, by przepisy redukowały złożoność, zamiast usiłować kontrolować jej skutki.”
@gzalewski
Thx za cytaty. Jak dla mnie jest zbyt delikatny, ale podpisałbym się pod wszystkim (weź teraz wytłumacz ziomkowi szukającego „anomalii” na New Connectie lub piszącym o szerokim rynku na podstawie własnych obserwacji spekulując na kontraktach na Wig20 na czym polega nieskalowalność ryzyk…)
Pisałem już o tej książce na jednym z portali. Przeczytałem ją pół roku temu i muszę przyznać, że świetnie pokazuje od kuchni prawdziwy trading. Patrząc na kwoty zarobków jakimi rzuca autor w książce zrozumiałe jest dlaczego napisał ją teraz, a nie w czasie pracy np. w Morgan Stanley. Wnioski, które sam wysunąłem są następujące: polski rynek kapitałowy jeżeli chodzi o inwestowanie, instrumenty itp. jest zacofajny od 10-20 lat w stosunku do USA (jednak według mnie wcale nie jest to złe). Po drugie po przeczytaniu dokładnie książki i zrozumieniu na czym polega nowoczesny trading (zresztą uprawiany juz od lat 80-tych) inwestor indywidualny czyli taki ciułacz na forexie i na gpw jest nikim, a jedynie działa to na zasadzie skali, że duża ilość takich „inwestorów” dostarcza rynkowi płynność. Zresztą autor sporo świetnych argumentacji przytacza odnośnie tego jak ważna jak nie najważniejsza jest właśnie płynność i sama jej istota. Jeśli on w którymś momencie nazwał wskaźniki typu RSI i chyba średnie ruchome strasznie archaicznymi (a było to w okresie koniec 80-tych początek 90tych) to samo to pokazuje, jak niepotrzebnie co niektórzy wrzucają sobie na wykres tysiące zbędnych wskaźników z których tak naprawdę nic nie wynika. Zgadzam się z autorem, że rozbudowanie kontroli i regulacji może w znacznym stopniu pogorszyć sytuację i wcale nie rozwiążą problemów, ale nie wiem czy specjalnie czy nie R.Bookstaber mało pisze o ograniczeniu stosowania wielu instrumentów i mocnego lewarowania. Owszem jest o tym wspomniane, ale w większym stopniu skupia się na regulacjach i rozbudowanych systemach kontroli. Bo to nie rozbudowane systemy kontroli a rozbudowane instrumenty finansowe są przyczyną anomalii na rynkach. Pozdrawiam
Gdyby ktos nie znal:
http://rick.bookstaber.com/
teraz nie pisuje juz tak czesto. Ale przede wszystkim pokazuje ogromne spektrum zainteresowan.
Wracając do analizy technicznej po przeczytaniu tej książki ma się pełne potwierdzenie, że najlepiej to ona służy do przedstawiania aktualnej sytuacji na rynkach przez analityków 😀 O dłuższego czasu takie wnioski wysnuwałem, ale teraz jestem wręcz tego pewien. Ciekaw jestem opinii Was-starszych kolegów i koleżanek.
@Kamil
„Jeśli on w którymś momencie nazwał wskaźniki typu RSI i chyba średnie ruchome strasznie archaicznymi (a było to w okresie koniec 80-tych początek 90tych) to samo to pokazuje, jak niepotrzebnie co niektórzy wrzucają sobie na wykres tysiące zbędnych wskaźników z których tak naprawdę nic nie wynika.”
Czy ja wiem, czy RSI jest archaiczne? W jadrzę tego wskażnika siedzi istota impetu, przekazana w matematycznie prosty sposób. Wskażniki Wildera są może nieskomplikowane ale kryją w sobie ciekawe spojrzenia na rynek. Widać że facet był jednocześnie dobrym matematykiem i dobrym traderem, a to rzadkie połączenie.
Wcale bym sie nie zdziwił gdyby Fundy używały jeszcze programów transakcyjnych skanujących rynek na 1 min TF i odpalajacych transakcje w momencie gdy RSI zaczyna szybko rosnać lub spadać.
@Piechur
To jest doktor Ekonomii z MIT plus świetnie się zna na procesach ilościowych i programowaniu plus mega dużo zainteresowań. Jednym słowem łeb jak sklep chociaż z tego co się przeczytało to w departamentach tradingowych co drugi to doktor. On nawet simsonów oglądał bo była anegdota w jego książce 😀 . No ale jak pokazał przykład LTCM, nawet nagrodzeni noblem nie gwarantują wiecznie świetnych zysków (tak naprawdę nikt nie gwarantuje). Chociaż zapewne Ci zarządzający w LTCM mimo jego upadku biedy nie klepali i nie klepią 😉 Pytanie tylko kiedy np. taki fundusz miałby się wycofać. Bo oprócz genialnego funduszu Simonsa to każdy miał jakieś większe zgrzyty i spadki. Ale z drugiej strony kto się wycofa w momencie kiedy świetnie idzie 😉
@ Kamil
„polski rynek kapitałowy jeżeli chodzi o inwestowanie, instrumenty itp. jest zacofajny od 10-20 lat w stosunku do USA ”
Wydaje mi sie, ze w niektórych kręgach jest gorzej – ludzie są przekonani o niesłychanej wiedzy i innowacyjnosci, nie wiedząc, że są opoźnieni o te minimum 20 lat
@Kamil
„Wracając do analizy technicznej po przeczytaniu tej książki ma się pełne potwierdzenie, że najlepiej to ona służy do przedstawiania aktualnej sytuacji na rynkach przez analityków”
Ale zwroc uwage, ze on rowniez pisze to samo o pewych wyrafinowanych (w tamtym czasie) technikach oceny ryzyka – nie robimy nic ponadto poza opisywanie bieżacego świata.
I dokladnie tak jest – dotyczy to AT, AF, VAR i wielu innych metod. Zwlaszcza w ujęciu – nazwijmy to w uproszczeniu – „naiwnym”
@Kamil
„To jest doktor Ekonomii z MIT plus świetnie się zna na procesach ilościowych i programowaniu plus mega dużo zainteresowań. Jednym słowem łeb jak sklep hociaż z tego co się przeczytało to w departamentach tradingowych co drugi to doktor”
To jest dla mnie oczywiste. Tyle że on przekazuje swoje doświadczenia z pierwszej ligi funduszy. Tymczasem w Stanach istnieją setki małych fundów rozsianych po różnych Minesotach i Dakotach, które niekoniecznie mają odpowiednie pieniądze i prestiż, aby zatrudniać matematyków-noblistów co by im tworzyli programy transakcyjne w oparciu równania wywiedzione z Łańcuchów Markowa.
@Dnia 2012.12.05 11:40, astanczak napisał:
> „Prawdziwym ryzykiem jest to, którego nawet nie dostrzegasz”
Ciekawe, jak bardzo można posługiwać się banałem i wychodzić na odkrywcę.
Dopiero teraz zauwazylem. Adam to jest dosc stara ksiazka (2008), a jego prace o ryzyku to jest 1997-1999 rok. Byc moze zrodlem tego „banalu” jest wlasnie sam Bookstaber.
Zresztą czesto sie tak dzieje, ze patrzymy dzis i mowimy „to banał”. Tylko zapominamy, ze 10, 20 i wiecej lat temu w te banalne dzis zagadnienia mało kto wierzyl lub zdawal sobie sprawe z ich znaczenia
@ Piechur
„Tyle że on przekazuje swoje doświadczenia z pierwszej ligi funduszy. Tymczasem w Stanach istnieją setki małych fundów rozsianych po różnych Minesotach i Dakotach, które niekoniecznie mają odpowiednie pieniądze i prestiż, aby zatrudniać matematyków-noblistów”
Lista lektur na poczatek: 1) wspomniany Bookstaber,
2) Czarodzieje rynku, (najnowszy Hedge Funds Market WIzards – ze szczegolnym uwzglednieniem Thorpa”
3) WIelki Short – Lewisa
i dziesiatki innych na pocztake, zeby zobaczyc, ze wlasnie w tych setkach malych funduszy pracuja ludzie, z „łbami jak sklepy”, którzy dopiero pozniej dostaja sie do pierwszej ligi albo tę ligę tworzą.
Kiedys uslyszalem, ze w USA w przecietnym klubie byle muzyk-amator gra lepiej niz u nas czesc zawodowców. Tu mamy do czynienia z tym samym zjawiskiem
@Piechur
„Czy ja wiem, czy RSI jest archaiczne? W jadrzę tego wskażnika siedzi istota impetu, przekazana w matematycznie prosty sposób.”
Co takiego widac na RSI, czego nie widac na wykresie?
https://blogi.bossa.pl/wp-content/uploads/2012/12/rsi.jpg
dywergencje? Znaczy w sensie, że jak spada dynamika kolejnych wzrostów, to trudno przewidziec, ze ten konkretny wskaznik pokaze nizszy szczyt, czyli ową „upragnioną przzez wielu” dywergencje.
Daj mi Photoshopa, a przy pomocy jednego przekształcenia zrobie Ci z dowolnego kursu akcji – wskażnik RSI – trzeba go tylko splaszczyc wokol osi horyzontalnej, tak zeby poruszal sie w wyznaczonym kanale 🙂
@GZalewski:
„Lista lektur na poczatek”
Wszystkie te książki (poza Bookstaberem) kiedyś tam czytałem, i jakoś nie kojarzę żeby z ich treści wynikało, że każdy pracujący w tych małych fundach był jakimś giełdowym supermenem.
Generalizowanie nie ma sensu. W każdej organizacji znaleźć można ludzi lepszych i gorszych, mniej lub bardziej błyskotliwych. Takich, którzy zrobią kariery i takich, którzy zostaną w tym samym miejscu lub odpadną.
To samo zresztą można powiedzieć o tych małych fundach. To bardzo burzliwy rynek i wiele z tych firm po kilku latach funkcjonowania zawiesza działalność lub w brzydki sposób bankrutuje, często defraudując pieniądze udziałowców.
Taki sztandarowy przykład bankructwa i defraudacji to sprawa fundu zarządzanego przez Marka R. Conwaya – autora tej książki.
http://www.amazon.com/Professional-Stock-Trading-System-Automation/dp/0971853649
To kiedyś była pierwsza i przez długi czas jedyna pozycja wyjaśniająca podstawy pisania programów transakcyjnych. Oczywiście od jakiegoś czasu jej treści są bezużyteczne.
@GCZalewski
Napisał:”Co takiego widac na RSI, czego nie widac na wykresie?
Nic. Tylko że programy transakcyjne nie mogą ogladąć wykresów.
Myślisz że czego wynikiem są te długie czarne świece na Forexie czy Emimi, wykonujące ruchy jak pompy? To setki programów transakcyjnych róznych fundów, które zwabione wzrostem impetu „przylatują” i odpalają transakcje.
GZalewski napisał:”dywergencje? Znaczy w sensie, że jak spada dynamika kolejnych wzrostów, to trudno przewidziec, ze ten konkretny wskaznik pokaze nizszy szczyt, czyli ową „upragnioną przzez wielu” dywergencje.”
Piszesz tak, jakbym bronił dywergencji, tymczasem kilka dni temu w dyskusji z tobą tym miejscu:
https://blogi.bossa.pl/2012/11/27/zenujaco-nieprofesjonalne/
pisałem o niej tak:
„Wychwalanie dywergencji – ponad 50 proc. dywergencji wynika po prostu z niedostosowania wskaźnika do rynku (błędna kalibracja)”
Nawiasem mówiąc nie odpowiedziałeś na moje tamte argumenty i nie wyjaśniłeś co dokładnie wartościowego widzisz w starych książkach Murphego.
@Piechur – o dywergencjach bylo ogolnie – nie do Ciebie – bo to najczęstszy przyklad przy RSI. Co do programowania – mozna zaprogramowac dowolny algorytm, zeby skorzystal z kursu. Nie potrzebne dodatkowe przeksztalcenie w miedzyczasie.
CO do odpowiedzi (przepraszam, za brak, ale ostatnie kilka dni mialem zajete wiec wylecialo mi z glowy).
Murphyego przeczytalem po raz pierwszy w momencie wydania w Polsce 1996 rok (nieco wczesniej Edwardsa i Magee). I dzis jesli ktos mnie pyta o podstawowy podrecznik do AT mowie to samo – zacznij od Murphyego/Pringa/Schwagera. Na tej podstawie zbudujesz sobie fundament do dalszych pytan. I to jest uzytecznosc tych ksiazek dla dzisiejszego czytelnika, ktory dopiero zaczyna.
@Adam
> Osobiście mam pewną tezę dlaczego teraz nagle odkrywają błędy we własnych założeniach, ale nie chce nikogo urażać
Ekonomiści biją się w piersi ustami Sedlacka:)
http://biznes.interia.pl/raport/kryzys_w_usa/news/ekonomia-to-niebezpieczna-religia,1868870
Domyślam się , że to tłumaczenie „A Demon of Our Own Design: Markets, Hedge Funds, and the Perils of Financial Innovation”? Znam tylko oryginał, czytałem go na plaży więc nie będzie chyba aż tak przerażająco trudny w odbiorze 🙂
U mnie na półce stoi obok „Big short” Lewisa, a więc literatura nieskończonej ilości ludzkich pomyłek, słabości a przede wszystkim niezrozumienia materii. W końcu tytuł zobowiązuje. Niedawno dostawiłem do tej kolekcji Satyajita Dasa „Traders, Guns and Money”.
@blackswan
Miejsce na wpisy gościnne jest. Mój mail na który można go wysłać jest znany 😉
Jednak w wielu miejscach czytałem/słyszałem, że większość tych PhD itp. przynosi straty. Przynajmniej w funduszach inwestycyjnych, z których zdecydowana większość nie pokonuje benchmarku. Może inaczej jest w przypadku PhD pracujących dla banku, który gra na własny rachunek?
@ pit65
„Przeczytałem sobie ten fragmencik dostępny za free i nie wiem czy dobrze zrozumiałem ,ale autor jako remedium podaje „jednego szeryfa”.”
Tym jednym szeryfem który przejął władzę w mieście (i w City) było, według Bookstabera, zarządzanie ryzykiem które stało się modne w latach 80 tych.
New sheriff in town – to idiom oznaczający, że jest nowy szef, autorytet, itp który przejmuje władzę i rządy.
„You never get fired for buying IBM” – takie powiedzonko kursuje wśród managerów funduszy.
Może podobnie jest wśród PhD – twórców programów algo. „Napisałem (fizyka, statystyka, astronomia, chaos), przetestowałem, odpaliłem. Że przyniósł straty? Trudno, powinien zadziałać”.
Tak samo może argumentować prezes. „Wtopiliśmy, ale przecież zatrudniłem wielu PhD, więc o co chodzi?”.
@ pit cd
Czyli można powiedzieć, że od dziś risk management (tu) rządzi!
PS
A filozowanie, w tym kontekście, o jakiejś centralizacji to jest nieporozumienie, delikatnie to ujmując.
Tak więc nie żadne bingo tylko pudło, niestety, pit. 🙂
Less
„bo widział się „w roli szeryfa, który ma zaprowadzić porządek na Dzikim Zachodzie”.”
no i tak mu sie to spodobało ,że sam rekomenduje:
W wystąpieniu przed Izbą Reprezentantów zwróciłem uwagę na potrzebę stworzenia „organu nadzorującego, zarządcy ryzykiem na szczeblu rządowym, którego obowiązki odpowiadałyby obowiązkom zarządców ryzykiem na szczeblu przemysłowym”4.
Podczas wystąpienia przed Kongresem zaproponowałem, żeby tę rolę wziął na siebie rząd, a dokładniej, by „rząd dysponował pewną pulą kapitału i był gotowy pełnić funkcję dostawcy płynności ostatniej instancji i skupował aktywa upadających firm”
W całej przedmowie jego autorstwa czuc ducha szeryfa Less.
Kwestia tzw „zarządzania ryzykiem” jest tu jedynie tłem bo konkluduje zreszta słusznie ,że zarządzać się nie da w tak skomplikowanej sieci powiązań.
Tylko szeryf zrobi pif paf i pozamiata.
„W całej przedmowie jego autorstwa czuc ducha szeryfa Less.”
To wprawdzie inteligentna uwaga jednak problem z tym, że pochodzio ona dopiero z drugiego, uzupełnionego, wydania książki z 2008 r.
Natomiast rozdział „Nowy szeryf w mieście” zawarty jest już w pierwszym wydaniu z 2007 r., gdzie o szeryfostwie wspomina się tylko w jednym miejscu (podobnie zresztą jak w wydaniu II.
Podaję cały fragment, opisujący szerszy kontekst zdarzeń z 1993 roku.,
Wtedy nikomu by nie przyszło do głowy bu tworzyć jakiś centralny organ kontrolno-regulacyjny, gdyż propozycja taka byłaby wręcz zaprzeczeniem istoty kapitalizmu – podstawowej zasady wolnego rynku.
„Feduniak asked me to join his new effort and appointed me as Morgan
Stanley’s first market risk manager. Most of the market risk was centered in the arcane world of derivatives and products with option-like features such as mortgages, so while it was a plus that I had spent time trading and weathering the 1987 crash, my background as a quant waseven more critical in that I understood those instruments. In fact, the first wave of risk managers at most of the other firms also were principals with PhDs and experience with derivatives. The decision to take this positionwas a difficult one for me, because I had just started running my own proprietary trading book and I was also looking to establish my own trading operation at Paloma Partners Management Company, a firm that set up portfolio managers and traders within its own umbrella of capital and back-office support.
In the end, I saw this as a unique time for the risk management responsibility—like being a sheriff during the taming of the
Wild West. The opportunity to trade was not going to disappear; I could pick it up again down the road. And with six children at home, becoming a risk manager seemed more prudent than becoming a risk taker.”
Tu bardziej więc chodzi o uporządkowanie pewnej działki związanej z ponoszonym ryzykiem.
Pit, pamietaj że Less najpierw myśli a dopiero potem strzela, odwrotnie niż jakiś porywczy pistolero.
Właśnie ja nie za bardzo to co napisał rozumiem. To FED był/jest stworzony jako dostawca płynności co potwierdził ostatnio w 2008 r. ale także przy bankructwie LCTM więc o kogo tutaj chodzi.
Ogólnie jestem w połowie tej pozycji i uważam – po przeczytaniu – „Wielki short” i porównaniu, że ta pozycja jest dość słaba, napisana jest z pozycji człowieka „korpo” bez kompletnie wskazania grupy docelowej czytelników; tzn ja odczuwam, że książka jest dla innych „korpo” – po prostu nudna. Chyba „rzucę” i tymczasowo wrócę do akademickich „Zwierzęcych instynktów”, które się trudno czytają ale chociaż „coś” wnoszą – moim zdaniem
Ps. w Nexto ebook jest za połowę ceny…
@ mwojciechowski
Panie Michale czy kolega blackswan przesłał już obiecany gościnny wpis, w którym dokonuje wiwisekcji pewnego zdania Trystero, rozkładając je na elementy a jego na łopatki.
A może już przysłał tylko pan zatrzymał publikację z uwagi na wysoki poziom skomplikowanis treści i/lub nieobyczajną formę.
Proszę zrozumieć ale aż mnie skręca z ciekawości, a dalsze utrzymywanie mnie w takim stanie może spowodować jego utrwalenie. Proszę więc o w miarę szybką odpowiedź.
No bo jak ja wtedy będę wyglądał taki wykręcony w chiński paragraf?
Obyś czasem nie miał mnie pan na swoim sumieniu!
http://www.parkiet.com/artykul/31,1299702.html