Podczas ostatniej konferencji w Kołobrzegu, po jednej dość żywiołowej dyskusji na temat użyteczności analiz obiecałem, że sprawę rozwinę na blogu. Miejmy to więc z głowy 🙂
Chodzi o analizy rynku dostępne publicznie w wielu miejscach – mediach, internecie czy biurach maklerskich. Zaznaczę jednak wyraźnie – kwestią dyskusji nie była ich jakość lecz to jak podlegają percepcji w głowach inwestorów czytających je i być może czasem/często posługujących się nimi. Tutaj bowiem w mojej opinii leży przyczyna wielu nieporozumień i ambiwalentnych opinii, a może nawet i nieszczęść.
I właśnie z perspektywy percepcji proponuję pokusić się o ocenę użyteczności, optymalizację wyboru oraz zracjonalizowanie sposobu czytania i komponowania analiz.
Wyjdźmy od tego, że żadne, nawet najobszerniejsze i najbardziej wnikliwe analizy nie uwzględniają pełnej informacji opisującej rzeczywistość danego rynku czy papieru wartościowego albo instrumentu – z przyczyn czysto technicznych jak i pragmatycznych, a często po prostu z powodu braku dostępu do wszystkich newsów, wydarzeń i danych. Owa mniej lub bardziej daleka od perfekcji informacja i jej interpretacyjna obróbka funkcjonują w takim razie w charakterze pewnej umowności. Zanim więc jeszcze sięgniemy po nią, godzimy się na przeczytanie lub usłyszenie selektywnego przekazu. Co oznacza mniej więcej tyle, że posiada charakter bliski losowemu (ang. random) lub też stworzona została mniej lub bardziej trafnie, szczęśliwie (ang. luck) i te słowa niestety będą padać za chwilę częściej.
W niestacjonarnym świecie giełd i finansów owa wymuszona względami praktycznymi selektywność dodatkowo zaburza związki między przyczynami a skutkami. Jeśli czytamy analizę pro wzrostową i wzrost rzeczywiście nastąpi to nasz umysł automatycznie niemal połączy efekt zmiany cen z wyczytaną przyczyną. Wpadamy wówczas często w coś co behawioryści określają „outcome bias” (efekt wyniku), który powoduje, że ocenę trafności sądu przeprowadzamy tylko przez pryzmat wyniku zdarzenia, które po nim następuje. Jak daleko możemy wówczas zbłądzić niech świadczy poniższy przykład:
Załóżmy, że dzisięciu niezależnych analityków wyprodukowało 10 analiz oceniających dalszy kierunek ruchu rynku na wzrostowy, przy czym każdy z nich eksponuje zupełnie inny powód tej prognozy niż pozostali. Ruch wznoszący wystąpił. Teoretycznie choć wszyscy mieli rację co do efektu, to jednak nic nie mówi to o wiarygodnych powiązaniach przyczynowo-skutkowych z sugerowanymi w analizach powodami. Może się bowiem okazać, że (I) ruch nastąpił z powodów nie wymienionych przez żadnego z nich, (II) ruch wystąpił tylko z powodów wymienionych przez niektórych z nich, (III) powody sugerowane przez niektórych były błędne, nieprawidłowo zinterpretowane, sugerując raczej spadki, pozostawały bez związku na efekt itp.
Problem w tym, że nawet jeśli uprzednio przeczytamy wszystkie dziesięć analiz, nie jesteśmy w stanie nawet po fakcie obiektywnie wytypować pośród nich rzeczywiste powody ruchu rynku (poza kilkoma oczywistymi zdarzeniami typu interwencja na rynku). Studiując jednak dowolną z nich (lub kilka) uznamy, że autor miał rację, na co wskazał sam rynek, nawet jeśli wyróżniony w niej (nich) powód był obciążony błędem dowolnego rodzaju! A co jeśli przeczytaliśmy jedenastą analizę, która wskazywała spadki a rynek ruszył w przeciwnym kierunku? Nie mieliśmy farta. Po raz kolejny poddajemy się wpływom nie tylko szczęśliwego trafu i przypadkowości w doborze analiz, a do tego nasze postrzeganie w kategoriach przyczyn i skutków zostało w pewien sposób zakrzywione. Gdyby podejść do całej sprawy racjonalnie to wniosek na podstawie powyższego byłby mniej więcej taki: czy ważne są w takim razie opisywane w analizie informacje/dane/newsy i ich autorska interpretacja skoro w ogólnym bilansie liczy się jedynie sugerowany kierunek zmian ?!
Przyjmijmy jednak, że udało nam się znaleźć analityka, który doskonale przetwarza informacje na trafną prognozę. Co powinniśmy zrobić, żeby skorzystać z jego umiejętności w optymalny dla naszej zyskowności sposób? Po pierwsze: sprawdzić jego umiejętności na podstawie trafności analiz w przeszłości (możliwie duża próba), po drugie: czytać i wykorzystywać analizy w sposób ciągły i konsekwentny. Co do pierwszego – szanse raczej małe, co do drugiego: nie mamy żadnej pewności, że dostaniemy wszystkie jego analizy do ręki. Bez spełnienia tego warunku po raz kolejny podkładamy się pod topór losowości. Choćby dlatego, że sporadycznie czytane analizy mogą się okazać tylko tymi błędnymi podczas gdy bilans całości wypada pozytywnie!
Trzeba sobie uświadomić, że nawet analizy produkowane przez samego Buffetta mogą być obarczone „pudłami” (zdarzały mu się totalnie błędne inwestycje), co dopiero mówić o reszcie świata (choć absolutnie nie wykluczam, że istnieją analitycy skuteczniejsi niż on). Zamiast ponownie szukać w tym losowości podpowiem jeszcze inną właściwość kontaktów na styku analityk-czytelnik: to jest zderzenie dwóch fal behawioralnych błędów i efektów (outcome bias to tylko jeden z nich). Obie strony w różnym stopniu im podlegają. Wyliczenie ich wraz z przykładami (w tym z realnych analiz) zajęłoby sporo miejsca. Posłużę się więc tylko jednym z nich:
Analitycy czasem okraszają swoje wyroby precyzyjnym określeniem kierunku ruchu. To co uwielbiają czytelnicy, dla autorów jest często obciążeniem i przekleństwem ( i słusznie!). Żeby wykazać i obronić w kolejnych analizach swoją rację (i wyjść z twarzą) muszą posługiwać się selektywnym doborem informacji i porzucić obiektywność ich interpretacji (tzw. confirmation bias), często opierając wywody tylko na ostatnio powstałych poziomach cenowych (tzw. recency bias) do tego wplatając narzędzia techniczne o niepotwierdzonej skuteczności. A to jak my odbierzemy i wykorzystamy analizę zależy również od szeregu nie zawsze racjonalnych czynników – jak choćby od posiadanej na rynku pozycji, dla której utrzymania, szczególnie gdy jest stratna, będziemy szukać tylko potwierdzeń (ponownie ‘confirmation bias’).
I nawet precyzyjne określenie kierunku ruchu w analizie wcale nie musi być żadną pomocą. Nie tylko ma bowiem niewielką wartość bez określenia warunków zarządzania ryzykiem to na domiar złego zaburza nasze własne procesy decyzyjne, zwalniając nasz rozum z koniecznego procesu budowania własnej przewagi w inwestowaniu, bez którego nasza przyszłość w tej branży rysuje się w ciemnych barwach.
Co dzień na świecie rodzi się dziesiątki analiz. Załóżmy dla celów badawczych, że dostajemy do ręki dwie sążniste na ten sam temat (rynek), ale jedna solidnie argumentuje wzrosty, druga brawurowo optuje za spadkami. Którą wybierzemy? Jak (nie) zdawać się racjonalnie na (nie)fartowny wybór? Czytając obie, co zresztą zdarza się nierzadko w naszej codzienności, choć może nie w tak sążnistej postaci, wybierzemy i zawierzymy tej, do której przekona nas nasza obciążona wieloma czynnikami percepcja, na nic tu bowiem doświadczenie czy naukowy aparat badawczy. Nasz nieprecyzyjny umysł podchodzi często do owego zadania z gotową tezą wstępną, ale (pod)świadomość poszukuje jeszcze potwierdzeń, motywacji, spornych faktów, emocjonalnych impulsów i często daje się oszukać gdyż nie potrafi poprawnie ocenić wszystkich prawdopodobieństw i przetworzyć morza pochłoniętych z różnych źródeł informacji. Co ciekawe – idę o zakład, że takie 2 przeciwstawne i zarazem przekonywujące analizy jest w stanie wyprodukować wielu z doświadczonych Czytelników naszych blogów. A gdyby połączyć je obie w jedno ? To całkiem sensowne, jeśli bowiem zebrać do kupy wszystkie wymienione w całym wpisie fakty i wnioski, całkiem nie bezpodstawnie można by wskazać, że:
Optymalna z behawioralnego punktu widzenia analiza powinna składać się z
– opisu możliwie jak najbardziej wyczerpującego zestawu informacji, wskazujących zarówno zagrożenia oraz pułapki jak i pozytywy dla danego rynku,
– pozbawiona daleko idących interpretacji a jeśli już to podpartych statystykami i szacunkowymi prawdopodobieństwami wygranej wyciągniętymi z przeszłości autora,
– nie wskazująca jednoznacznie kierunku dalszego ruchu (a więc podsumowania typu „jak nie spadnie to wzrośnie” wcale nie są takie nieracjonalne)
Czy to przypomina coś komuś? Mi jak najbardziej – poza ostatnim podpunktem nasze prawne uregulowanie rynku wydawania rekomendacji 🙂
Czy to znaczy, że cała reszta analiz jest nieużyteczna? Ależ skąd, my po prostu musimy wiedzieć jak je czytać i oceniać! Wszak one pobudzają wówczas nasz aparat badawczo-wnioskujący, motywują do poszukiwań i testów, przybliżają czasem nieznane fakty, do których nie mamy dostępu (to cenię ponad wszystko !), powodują ewolucję naszych umiejętności.
Sztuką jest bowiem również to by wiedzieć, jak ich nie czytać 🙂
___Kat___
16 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Analizy czytalem namietnie dawniej. Teraz staram sie ich unikac. z doswiadczenia wiem, ze:
– albo ktos mial szczescie i tym razem dobrze przewidzial, a nastepne jego analizy nie beda tak dobre (bo gdyby byly to po co je pisze skoro sam moze dobrze z tego zarobic)
– albo zle przewidzial ale tez tego nie wiem.
czyli suma sumarum potwierdzam slowa Kathaya.
Dokonujac analizy staram sie przynajmniej pobieznie przejrzec glowne informacje z glownych, medialnych serwisow (programowo-rzadowo poprawnych), jak i z tych opozycyjnych (niepopularnych przez wiekszosc) na ich podstawie subiektywnie tworze wlasna analize i wg niej postepuje.
Poza tym, nie wierze w bezinteresownosc analiz, zwlaszcza uznanych instytucji / osob. Uwazam ze sa one glownie dokonywane aby wywolac odpowiedhnie zachowanie inwestorow a nie po to aby obiektywnie ocenic sytuacje.
Lepiej prezentuja sie analizy nieznanych jeszcze analitykow ktorzy chca zablysnac na rynku. Niestety, z reguly jezeli analityk jest faktycznie dobry, to go wielki wchlania, badz sam analityk zarabia juz tak duzo ze przestaje pisac. a jak nie jest taki dobry to raz trafi a raz nie… i znow nie ma dobrego zrodla analiz.
Mocny tekst, naprawdę dobry, wart poważnej dyskusji.
Szkoda tylko, że nie napisano wyraźniej o jakie analizy chodzi, techniczne, fundamentalne, przekrojowe, etc, czy też ogólnie o wszystkie ich rodzaje.
Nie jestem bowiem przekonany, że to wszystkie uwagi i spostrzeżenia dotyczą po równo wszystkich rodzajów analiz lub prawie po równo, a jak nam mówią prawie może oznaczać istotną różnicę.
@ Adam S
„Analizy czytałem namiętnie dawniej. Teraz staram się ich unikać.”
Z namiętnością to już tak jest, że z czasem mija lub się wypala. Jednak uważam, że analizy czytać warto, choćby z tego powodu, by uzupełnić swoje dane i zorientować się czy nie pominęliśmy w swojej ocenie jakiegoś czynnika, który może być istotny dla oceny całości sytuacji lub nie doceniliśmy/przeceniliśmy inny, co daje nam szansę na racjonalną reewaluację naszej własnej opinii.
Ja osobiście uważam czytanie analiz jako zajęcie bez sensu. Czytają je raczej osoby zagubione nie posiadający strategii albo osoby, które myślą, że ją mają a tak naprawdę nie mają bo warunki, które muszą być spełnione do zajęcia pozycji nie wynikają ze strategii a z tego co wyczytamy w analizach.
Analizy kojarzą mi się z hazardem. Każda z nich ma zbyt indywidualny charakter, brakuje w nich powtarzalności warunków zbieżnych z naszą strategią.
Każdy poważny trader polega przede wszystkim na sobie a jego celem powinno być zbudowanie strategii dającej przewagę na rynku oraz praca nad sobą umożliwiąca jej efektywne wykorzystanie.
Każdy trader musi kiedyś dorosnąć i przestać sugerować się analizami, zwłaszcza że nie piszą ich traderzy tylko analitycy. Dlaczego trader ma sugerować się analizami osób, które często sami nie są traderami.
Lesserwisser,
slowa klondika maja podobne znaczenie jak moje wypociny. czytanie z namietnoscia oznaczalo czekanie na nie, opieranie sie na nich, brak wiary we wlasne przemyslenia.
teraz nie czytam ich super dokladnie, przegladam glowne punkty stojace za kazdym pogladem.
@ Adam S
„teraz nie czytam ich super dokladnie, przegladam glowne punkty stojace za każdym poglądem.”
O to mniej więcej mi chodziło.
„czytanie z namiętnością oznaczało czekanie na nie”
To była nie tylko namiętność ale i tęsknota. 🙂
@ Klondike
„Każdy trader musi kiedyś dorosnąć i przestać sugerować się analizami, zwłaszcza że nie piszą ich traderzy tylko analitycy.
Dlaczego trader ma sugerować się analizami osób, które często sami nie są traderami.”
A kto ma sporządzać analizy rynku, jeśli nie analitycy. Może księgowi albo handlowcy? Zresztą traderom chyba nikt tego nie broni.
Nie a obowiązku sugerowania się analizami ale zwykły rozsadek sugeruje by się z nimi zapoznać, bo a nóż widelec coś pożytecznego dla nas z tego wyniknie.
Pożytek taki może polegać i na tym, iż jeśli większość anali jest w danej chwili zgodna, a my akurat myślimy inaczej niż oni, to wiedza ta też może być pomocna.
Mija opinia jest taka.
Każdy trader patrząc się na wykres przede wszystkim powinien wiedzieć czego tak naprawdę szuka. Za każdym razem powinien szukać tego samego, to znaczy powinien szukać tego co szukał wczoraj, w zeszły piątek, w poprzednim miesiącu – tak realizuje się strategię. Powinni o tym pamiętać przede wszystkim traderzy dyskrecjonalni bo jeśli chodzi o traderów korzystających z automatów to tą pracę wykonują za nich właśnie automaty. Jak tu sugerować się analizami skoro są one za każdym razem inne? Ale jak ktoś nie ma strategii to sugreruje się analizami. OK, można i tak. Sa osoby, które na rynku są wiele lat i nie mają strategii.
Kathay
tu masz racje co do punktu
„- nie wskazująca jednoznacznie kierunku dalszego ruchu (a więc podsumowania typu „jak nie spadnie to wzrośnie” wcale nie są takie nieracjonalne)”
Jeden z waszych ostnich komentarzy:
„Niemniej na spadające spółki przypadło około 3,5 mln, co jednoznacznie wskazuje, iż oddech rynku jest pozytywny. Jeśli coś można bykom zarzucić, to fakt, iż niewiele udało się ugrać poza otwarciem luką – różnica pomiędzy wartością otwarcia a zamknięcia pierwszej godziny wynosi skromne 3 punkty. W otoczeniu jest podobnie. Po godzinie handlu niemiecki DAX w małym stopniu zmienił wartość. Zagrożeniem dla byków jest zawahanie popytu na wykresie eurodolara, na którym widać kontrę podaży w rejonie 1,3450.”
Czyli, jest dobrze, ale moze byc zle.
Szkolenie pomyslne 🙂
@ Adam_S
Odnosisz się do mojego komentarza, więc mam prośbę nie ubieraj zarzutów wobec mojej osoby w zarzuty wobec biura. Przy okazji, spójrz na korelację historyczną eurodolara z indeksami rynków akcji i korelację eurodolara z indeksami akcji w od czasu kryzysu w sierpniu i później zastanów się, czy to zdanie nie ma sensu.
Kathay – gratuluję tekstu. W sposób modelowy wypełnił pokładane w nim nadzieje!
@ Klondike
„Każdy trader patrząc się na wykres przede wszystkim powinien wiedzieć czego tak naprawdę szuka. Za każdym razem powinien szukać tego samego, to znaczy powinien szukać tego co szukał wczoraj, w zeszły piątek, w poprzednim miesiącu – tak realizuje się strategię.”
Wiemy już, że chodzi o analizę techniczną ale nie wiemy czego tak naprawdę szuka się Czyżby szuka bo słyszał mądrość „Szukajcie a znajdziecie”?
Z tego co piszesz wynika jedna, że chodzi tu raczej o wariant „Szukacie aż znajdziecie” , czyli mamy do czynienia z confirmation bias – (za każdym razem powinien szukać tego samego !!!).
Moim zdaniem jest wprost przeciwnie, tak sztywnym podejściem nie realizuje się strategii tylko szuka się domniemanej igły w stoku siana.
Jest takie mądre traderskie powiedzenie, które mówi – „Trade what you see not what you think you see ( want to see, you expect, etc.”
Chodzi o to by być elastycznym a nie zaprogramować się na coś na sztywno, tylko być gotowym by modyfikować swoje postrzeganie, w miarę jak zmienia się rynek i docierają do nas nowe wiadomości.
Trzeba starać się dostrzec na wykresach to co tam jest naprawdę a nie usilnie szukać tego co byśmy chcieli zobaczyć.
Każdy trader patrząc się na wykres przede wszystkim powinien:
– wiedzieć czego tak naprawdę szuka,
– za każdym razem powinien szukać tego samego.
Zapisać!
Wykuć!
Realizować!
***
Podsatwowe grzechy (relacja z budowy warsztatu analitycznego trejdera):
– nie wiem jak i czego szukać,
– wiem, ale nie mam siły szukać,
– mam siły – szukam – patrzę, ale nie widzę,
– widzę, ale nie przyjmuję do wiadomosci,
– przyjmuję do wiadomości, ale nie notuję,
– notuję, ale byle jak,
– notuję z głową, ale zapominam o tym, co zanotowałem.
Więcej grzechów nie pamiętam. 😉
@lesserwisser
„Trzeba starać się dostrzec na wykresach to co tam jest naprawdę a nie usilnie szukać tego co byśmy chcieli zobaczyć.”
Ale o to właśnie chodzi. Żeby wiedzieć co szukać musimy umieć identyfikować na wykresie sytuacje, które są zgodne z założeniami naszej strategii, to jest podstawa strategii używanych w tradingu dyskrecjonalnym. Jeśli tego nie potrafimy robić to oznacza, że nasza strategia jest niedopracowana albo my nie potrafimy ją stosować. Elastyczność w tradingu dyskrecjonalnym nie może oznaczać łamania zasad, dotyczy raczej innej żeczy to jest dostosowania się do niestacjonarności wykresu poprzez odrzucenie matematycznego opisu wykresu.
Problem w tym, że analityk piszący analizy nie wie czego nie potrafimy zidentyfikować, nie zna założeń naszej strategii, właściwie nic nie wie o naszej grze, naszych problemach i nie może nam w żaden sposób pomóc.
Świetny wpis Kornik.
Mógłbyś nieco szerzej opisać relacje z budowy warsztatu analitycznego ?
„my po prostu musimy wiedzieć jak je czytać i oceniać!”
„Sztuką jest bowiem również to by wiedzieć, jak ich nie czytać.”
Krótko mówiąc, drogi czytelniku wszelkich analiz giełdowych, musisz być mądrzejszy od analityka.
Musisz zrozumieć co napisał i w jakim celu to zrobił.
Biuro/gazeta zapłaci analitykowi za każdą, nawet błędną analizę; Ty zapłacisz prowizję dla biura lub kupisz gazetę.
Interes się kręci:)
@Dabros
Napisałem relacja, a to była krótka spowiedź budowniczego wartsztatu analitycznego. 🙂
W tej chwili więcej grzechów nie pamiętam, a szerzej o tym, co wypunktowałem, hmm… – co tu jeszcze napisać, kiedy wszystko już napisane.
PS. Tekst przed gwiazdkami, to oczywiście ekstrakt ze świetnego wpisu Klondike, którego w tym pospiechu pośpiechu odpwiednio nie opatrzyłem, ani nie ująłem w cudzysłów, za co przepraszam.
@ Klondike
„Ale o to właśnie chodzi. Żeby wiedzieć co szukać musimy umieć identyfikować na wykresie sytuacje, które są zgodne z założeniami naszej strategii, to jest podstawa strategii używanych w tradingu dyskrecjonalnym.”
A co jeśli sytuacje na wykresie nie są zgodne z założeniami naszej strategii? Czy wtedy też będziemy usilnie starali się odnaleźć takowe, bo tak sobie wstępnie założyliśmy?
Podstawą podejścia dyskrecjonalnego jest elastyczna uznaniowość, więc może rozsądniej i lepiej byłoby obiektywnie ocenić i rozpoznać to co jest na wykresie i odpowiednio do tego dostosować naszą strategię?
„Jeśli tego nie potrafimy robić to oznacza, że nasza strategia jest niedopracowana albo my nie potrafimy jej stosować.”
A może jest tak, że nie tyle strategia nasza jest niedopracowana i/lub nie tyle nie potrafimy jej stosować ile bardziej nie potrafimy dostrzec na wykresach tego co nam rynek pokazuje?
„Elastyczność w tradingu dyskrecjonalnym nie może oznaczać łamania zasad, dotyczy raczej innej żeczy to jest dostosowania się do niestacjonarności wykresu poprzez odrzucenie matematycznego opisu wykresu.”
takie rzeczy to jak dla nie zbyt naukowe są, co wy ciągle z tą niestacjonarnością? 🙂
Adam,
Na pewno nie chcialem cie moim wpisem urazic, poza tym to chyba dobrze ze stosujesz ta taktyke. Zreszta cale biuro ja stosuje i bardzo rzadko sie zdarza ze w waszych komentarzach jest mocne wskazanie przyszlego ruchu. w wiekszosci przypadkow jest opisanie tego co bylo i opisanie przyszlosci ze jak nie wzrosnie to raczej spadnie chyba ze zostanie w miejscu 🙂
ale jak juz pisalem w moich postach, jak i czytam u innych, takie w miare obiektywne zachowanie jest chyba najlepsze. przedstawienie sytuacji z mozliwosciami.