Z tygodniowym opóźnieniem postanowiłem przyjrzeć się tekstowi, który otwierał jeden z numerów Gazety Wyborczej (7-8 maja 2011) pt. „Ropa tanieje benzyna bez zmian”. Opóźniona reakcja nie jest konsekwencją trudności w zrozumieniu, tylko zwykłego braku czasu. Materiał w oryginalnej formie można znaleźć tu
Przy okazji matur spróbuję ten tekst przeanalizować pod kątem „co autor mógł mieć na myśli”. Bo czytając go właśnie taką refleksję miałem niemal w każdym akapicie.
„Nerwowe chwile przeżywają kierowcy i inwestorzy handlujący ropą naftową. W czwartek po południu ceny „czarnego złota” nagle runęły.”
I tak się zastanawiam o jaką nerwowość kierowców chodzi – o to, że potencjalnie mniej zapłacą za paliwo? Czy może chodziło o to, żeby tekst był „bliższy” szaremu czytelnikowi. No bo w końcu faktycznie dla agresywnych spekulantów na rynkach futures tak silne zmienności wywołują pewną nerwowość, ale to świat zbyt odległy, więc lepiej napisać o bliskiemu każdemu sercu kierowcy.
„Cena europejskiej ropy Brent zjechała do 110 dolarów za baryłkę, w czasie sesji tracąc 20 dol. na wartości”
Przyglądam się notowaniom ropy Brent w tym dniu i widzę, że maksimum wyniosło 121.96 a minimum 109.08 i nie wychodzi mi 20 dolarów. W odniesieniu do notowań poprzedniego dnia też nie widzę takiego spadku.
„Tak gwałtownego spadku cen „czarnego złota” jednego dnia nie notowano od września 2008 r…”
O 20 dolarów to faktycznie nie notowano, nawet w opisywanym dniu. Bo wówczas spadek wyniósł 10.16 dol., czyli 8.4 % (licząc nie rozpiętość w ciągu dnia, tylko w stosunku do sesji poprzedniej).
A jednak licząc po kolei:
- 10 października 2008 cena spada 9.03 dol., czyli 10.9% (wówczas cena to ok. 75 dol.)
- 1 grudnia 2008, spadek wynosi 6.44 dol. czyli 11.8%
- 7 stycznia 2009, spadek wynosi 4.65 dol, czyli 9.2%
- 2 marca 2009, spadek wynosi 3.99, czyli 8.6%
Jeśli chodzi o procentowe rozpiętości w ciągu sesji, to ponad 8 procentowe wahania utrzymywały się niemal codziennie do końca stycznia 2009 od owego wspomnianego w materiale końca września.
„Analitycy tłumaczyli, że firmy handlujące ropą przestraszyły się zbyt wysokich cen surowca, które zaczęły szkodzić gospodarce USA”
Jest taki dowcip mówiący, że analityk może wytłumaczyć wszystko, ale nie koniecznie wszystko rozumie. Więc drogi autorze tekstu (oraz jego czytelnicy) po przeczytaniu wyobraźcie sobie następującą scenę. Pewnej nocy po upojnych wzrostach na rynku ropy „firmom handlującym ropą” przyśnił się koszmar. I nie był to wcale Eddie Krueger, tylko wysokie ceny. Tak oto przestraszeni zbudzili się i następnego dnia sprzedali wszystko.
„W Stanach Zjednoczonych benzyna drożeje już od 45 dni i kosztuje niemal 4 dol. za galon, jak przed kryzysem”
Hmmm. Nie wiem co powiedzieć. Ceny ropy miały swoje dno na przełomie 2008/2009. To nieco dłużej, niż 45 dni. Ale może autorowi chodzi o coś innego, wszak w tym zdaniu pisze o benzynie. Zerknijmy więc na ceny detaliczne benzyny.[http://www.eia.doe.gov/oil_gas/petroleum/data_publications/wrgp/mogas_history.html]
No i zdecydowanie minimum 1.635 dol. za galon to 22 grudnia 2008.
„W zeszłym tygodniu po zasiłki dla bezrobotnych zgłosiło się też najwięcej osób od ośmiu miesięcy. Większość Amerykanów dojeżdża do pracy własnym autem i gdy je stracą, maleją też obroty stacji benzynowych”
Z powyższych zdań wynika, że Amerykanie stracą auto, nie zaś pracę. Więc można się zastanawiać, czy auto stracą w wyniku utraty pracy (może było na kredyt), czy też może jednak chodziło o utratę pracy i nie wykorzystywanie wówczas samochodu.
Idąc dalej logiką zaproponowaną przez autora, mógłbym dać równie logiczne wyjaśnienie – „ponieważ Amerykanie przestali dojeżdżać samochodami do pracy, popyt na benzynę spadnie, co w rezultacie przełoży się na niższe ceny”
albo
„ceny benzyny wzrosną jeszcze bardziej, bo Amerykanie zaczną jeździć samochodami w poszukiwaniu pracy, zużywając jej jeszcze więcej”
„Obniżka cen ropy to racjonalna ucieczka przed takim ryzykiem”
A kiedy wzrosty są racjonalne?
„Instynkt podpowiada, by likwidować inwestycje. Nawet jeśli jesteś giełdowym bykiem, to musisz mieć bardzo głębokie kieszenie, by wyjść z tego cało – powiedział agencji Reuters makler z Singapuru”
A więc jednak instynkt rządzi, a nie racjonalne argumenty? Przynajmniej zdaniem tajemniczego maklera z Singapuru. Tak sobie myślę, czy szary czytelnik czytając to zdanie, ma świadomość tego, że chodziło o graczy na rynku ropy, którzy grali na wzrost cen (czyli są popularnie mówiąc „bulls” – bykami), czy też myśli sobie, no faktycznie „trzeba być niezłym bykiem, żeby to przetrzymać”.
Jesteśmy w połowie tekstu, i nagle niespodzianka.
„W południe Waszyngton ogłosił, że w kwietniu powstało 244 tys. nowych miejsc pracy, aż o jedną trzecią niż przewidywali ekonomiści. I inwestorzy, którzy wcześniej panicznie wycofywali swoje pieniądze z kontraktów na surowce, teraz rzucili się, by na gwałt je kupować. Cena ropy w USA znów wzrosła…”
Dziwny świat. Jednego dnia Amerykanin nie jedzie do pracy, a drugiego znów zużywa benzynę i podnosi jej ceny. Albo…, o już wiem – „Amerykanie świętując nową pracę odwiedzili wszystkich znajomych. Samochodem oczywiście. Zużycie paliwa wzrosło, co przełożyło się na wzrost cen”.
„Czy to znaczy, że wkrótce kierowcy zapłacą mniej za tankowanie? Analitycy nie dają na to szans”
Hmm. Ja zapłaciłem mniej. W ubiegłym tygodniu zatankowałem pełny bak, a dwa dni później tylko połowę.
„Cena benzyny raczej nie spadnie poniżej 5 zł za litr i kierowcy powinni się przyzwyczaić do drogich paliw – powiedział nam Rafał Zywert z firmy doradczej BM Reflex”
Niech no sobie przypomnę, czy przypadkiem niedawno cukier miał nie być już nigdy tańszy niż 5-6 złotych?
„Cena ropy musiałaby spaść jeszcze o 15-20 dolarów, aby kierowcy to odczuli – ocenia Zywert”.
Przy tej dynamice zmian cen owe 15-20 dolarów to kilkanaście procent. Więc analityk jest odważny dając w zasadzie sprzeczne ze sobą oceny rynku („cena raczej nie spadnie, chyba że spadnie”).
Ufff, to już koniec.
Przepraszam jeśli kogoś zmęczyłem, niestety nad tekstem jedynkowym w dzienniku ogólnopolskim warto się przychylić, jeśli jest naszpikowany taką treścią.
15 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Wyborcza w ujęciu obiegowym już dawno straciła funkcję gazety informacyjnej, to raczej coś w rodzaju gazet , które w Anglii sprzedawane są w najniższej cenie dla najmniej zarabiających
Różnica polega chyba tylko na tym, że w tamtych gazetach jest dużo kolorowych obrazków a w Wyborczej jeszcze nie
W oczy rzuca się język
„rzucili się, by na gwałt je kupować”
„Nerwowe chwile”
„[ceny]nagle runęły”
„firmy handlujące ropą przestraszyły się”
„ucieczka”
Opis rynku, który jest skrajnie nacechowany emocjonalnością autora. Jeden z moich nauczycieli mawiał o czymś takim „emocje na poziomie panny na wydaniu, która obgryza paznokcie oglądają kawalera przez zasłonkę w kuchni”.
Powstaje jednak pytanie, które zmusza do zawieszenia oceny autora – czy tekst jest autorski czy może tak przeredagowany, żeby pasował do modelu pisania przez wydawcę. W sumie nie wiadomo, co gorsze – tabloidyzacja prasy czy tabloidyzacja myślenia o rynku.
„Wyborcza w ujęciu obiegowym już dawno straciła funkcję gazety informacyjnej, to raczej coś w rodzaju gazet , które w Anglii sprzedawane są w najniższej cenie dla najmniej zarabiających”
No przecież gołym okiem widać, że funkcię gazety informacyjnej, w ujeciu obiegowym odgrywa teraz „Nasz Dziennik”, stara mu się dorównać „Rzeczpospolita”. To gazety, które w Pernambuko kupują najbogatsze warstwy społeczne. Klasa średnia kupuje tam pisma takie jak u nas „Superexpress” i „Fakt” ze względu na dużo kolorowych obrazków.
@Lucek
To chyba „Nasz Dziennik” i „Gazeta Wyborcza” starają się dorównać „Rzeczpospolitej” – sądząc po nakładzie.
„To chyba „Nasz Dziennik” i „Gazeta Wyborcza” starają się dorównać „Rzeczpospolitej” – sądząc po nakładzie.”
Mój Boże, kogo to teraz biorą bor’u?:)
07-02-2011
NAKŁADY GAZET WCIĄŻ SPADAJĄ
Większość dzienników zanotowała spadki w 2010 roku, podaje portal www.wirtualnemedia.pl na podstawi danych Związku Kontroli Dystrybucji Prasy.
I tak średnia sprzedaż lidera zestawienia dziennika „Fakt” (Ringier Axel Springer Polska) w ubiegłym roku wyniosła 437 060 egz., czyli o 6,4 proc. mniej niż w 2009 roku. Wynik zajmującej drugie miejsce „Gazety Wyborczej” (Agora) to 335 497 egz., co oznacza spadek o 9,4 proc. w stosunku do 2009 roku. Na trzecim miejscu utrzymał się „Super Express” (Murator) – spadek o 4,3 proc. (184 035 egz.)
Za podium znalazła się „Rzeczpospolita”. Tytuł wydawany przez Presspublikę zanotował w ub.r. wynik na poziomie 141 125 egz., co oznacza spadek o 0,8 proc.
Pierwszą piątkę zamyka „Dziennik Gazeta Prawna” (Infor Biznes), którego średnie rozpowszechnianie płatne razem wyniosło 99 582 egz.
Wzrost sprzedaży – jako jedyny tytuł – zanotował obecny na siódmym miejscu „Puls Biznesu” (Bonnier Businness Polska). Jego wynik poszedł do góry o 2,8 proc. i wyniósł 18 417 egz.
Największy spadek dotknął znajdującego się na szóstej pozycji „Przeglądu Sportowego” (Ringier Axel Springer Polska) – o 11,6 proc. do 50 904 egz.
„Fakt” o 6,4% mniej
„Gazeta Wyborcza” o 9,4 % mniej
„Rzeczpospolita” o 0,8% mniej
Jeżeli uważasz, że ambicją innych gazet jest dorównywanie „Wyborczej” w spadku sprzedaży, to ja uważam to co najmniej za pogląd kontrowersyjny 🙂 ale dyskutować z tym nie zamierzam 🙂
poczytaj sobie dane z ostatnich miesięcy – z tego co pamiętam, „Rzeczpospolita” rośnie pomimo znacznie wyższej ceny za egzemplarz niż „Gazeta Wyborcza”
To fakt, że opis rynku, jest skrajnie nacechowany emocjonalnością autora, który konsekwentnie buduje atmosferę paniki, zagrożenia i niepewności prowadzących do spadku cen. Czyli potęgując atmosferę grozy rysuje czarny scenariusz ale z różowym wydźwiękiem dla konsumenta.
Czy tylko emocje go poniosły i wpadł w pisarski ferwor czy może do czegoś zmierza?
„To chyba „Nasz Dziennik” i „Gazeta Wyborcza” starają się dorównać „Rzeczpospolitej” – sądząc po nakładzie.”
„Wynik zajmującej drugie miejsce „Gazety Wyborczej” (Agora) to 335497 egz., co oznacza spadek o 9,4 proc. w stosunku do 2009 roku.”
„Za podium znalazła się „Rzeczpospolita”. Tytuł wydawany przez Presspublikę zanotował w ub.r. wynik na poziomie 141 125 egz., co oznacza spadek o 0,8 proc.”
Są to dane opublikowane kwartał temu.
Sądziłem, że sądzisz po nakładzie, bo tak napisałeś:)
Widać wyraźnie, iż na każdy sprzedany 1 egzemplarz „Rzepy” sprzedawane są 2,377303808680248 egzemplarze „Gazety”.
Podaje tak dokładnie, bo wiem, że tam w borze wszystko musi być dokładne jak w szwajcarskim zegarku.
Czasami tylko jakiś funkcjonariusz posługuje się pojęciami obiegowymi, które są zgodne z jego poglądami.
@ Lucek
no niezły z Ciebie … Optymalizator 😀
Szkoda, że nie bierzesz pod uwagę nakładu wyjściowego. Te spadki 6-7% procentowe to czasem nawet sezonowość.
Już wolę Twoje dragony 😀
@Alicja
Mnie nie zależy tak naprawdę, kto sprzedaje najwięcej, a kto najmniej gazet. Sam pewnie przyczyniłem się do spadku nakładu „Gazety”, gdyż kupuję ją tylko w sobotę. W inne dni wystarcza mi to co przeczytam w internecie. Nie mam poza tym czasu na siedzenie w tygodniu i przerzucania stron gazet. Żadnych.
Cóż, dopóki „Rzeczpospolitej” będzie rosło a „Wyborczej” spadało będzie to w zgodzie z moją osobistą opinią o wartości merytorycznej zawartości tych dzienników.
Z mojego punktu widzenia, jeżeli z zakupu każdego nakładu „Wyborczej” zrezygnowało średnio 34808 osób to jest to gorszy punkt odniesienia (cel dla redakcji, wynik do którego chciałoby się dorównać) niż to, że zrezygnowało z zakupu jakiegoś dziennika średnio 1138 osób („Rz”).
W innym ujęciu: na 1 osobę rezygnującą z zakupu „Rzeczpospolitej” przypada ok. 30 osób rezygnujących z zakupu „Wyborczej”, pomimo, że nakład jest tylko 2,4 razy większy :).
Inaczej: nakład tylko 2,4 raza większy a rezygnujących 30 razy więcej.
PS.
Aż sam się zdziwiłem, że tak źle to wygląda 🙂 🙂 🙂
Wyborcza coraz gorsza jest i jakaś taka monotematyczna więc coraz więcej ludzi mówi nie „Czytam Gazeto bo w niej same bzdety” 🙂 (ja też niedługo przestanę).
Rzepie zaś może wzrosnąć po spektakularnym sukcesie jej bardzo dobrego magazynu „Uważam Rze”, co strasznie wnerwia „konkurencję” Newsweeka, Wprosta i inne. Choć Rzepa to juz nie to kiedyś.
@lesserwisser
bynajmniej „konkurencję” nie tyle wnerwia sukces „URz” ile publikowane treści tamże
Panie Grzegorzu
Nie będzie kolejnej bańki, nie warto straszyć. Pozdrawiam wszystkich użytkowników bloga bossa.
Forbes bynajmniej? :)))