Polski rynek kapitałowy ma już bisko 20 lat. Kontrakty terminowe istnieją na nim od lat dziesięciu. Czy to oznacza, że można go nazwać rynkiem dojrzałym?
A czym jest rynek? Rynek to inwestorzy, analitycy, komentatorzy, dziennikarze, czyli krótko mówiąc wszyscy jego uczestnicy. Dojrzałość rynku to dojrzałość jego uczestników.
Nie od dziś spotykam się z tezą, że wyższa wartość kontraktu terminowego od indeksu sugeruje przyszłe wzrosty cen samego instrumentu bazowego, czyli indeksu. Dziś tekst czołówkowy z taką tezą pojawił się w gazecie branżowej (bo jak słusznie zauważył wczoraj jeden z komentatorów to bezpieczniejsze określenie, niż ?fachowej”), jaką jest Gazeta Giełdy Parkiet. Jest to dla mnie tym bardziej krępujące, że spory szmat czasu przepracowałem w tej gazecie, do dziś współpracuję z wydawnictwem, oraz znam osobiście ludzi wciąż z nią mocno związanych.
Wczoraj wieczorem podobna teza pojawiła się w programie ?90 minut”.
Lata temu tego rodzaju teza pojawiała się w popularnej Gazecie Wyborczej (głównie w materiałach jednego dziennikarza). Wówczas pisało się częściej o tym, że niższa od indeksu wartość kontraktów terminowych sugeruje możliwe spadki. Problem polegał na tym, że niższa wartość kontraktów była bardzo często stale i przy trendach wzrostowych i spadkowych.
Przeczyło to teorii, która mówi – kontrakty na indeksy akcji powinny mieć cenę wyższą od samego indeksu, przy założeniu, że stopa wolna od ryzyka (czyli upraszczając rentowność bonów skarbowych) jest wyższa od 0% i od dywidend płaconych (w okresie do wygaśnięcia danego kontraktu) przez spółki wchodzące w skład indeksu.
Dlaczego nasz rynek zachowywał się nieefektywnie? Jest kilka koncepcji – brak krótkiej sprzedaży, dominacja rynku przez indywidualnych drobnych graczy, brak wielkich podmiotów stosujących arbitraż (brak krótkiej sprzedaży się kłania) oraz zabezpieczających portfel. To są jednak rozważania trochę bardziej złożone, my zaś powinniśmy wrócić do samych podstaw.
Odpowiednie wzory można znaleźć w książkach, w tym licznych wydanych w języku polskim. Katarzyna Kłosińska całkiem niedawno w radiowej Trójce, mówiąc o wiedzy wielu obecnych studentów, użyła ładnego sformułowania, że „granice Wikipedii, są granicami ich wiedzy”. Byłoby niedobrze, gdyby zaczęło dotyczyć to również dziennikarzy. Niestety w polskiej wikipedii o wycenie kontraktu terminowego typu futures niewiele można znaleźć, ale na szczęście odpowiednie wzory i wyjaśnienia znajdują się w wersji anglojęzycznej. Dla tych, którzy z językiem obcym sobie nie radzą pozostaje jednak kupno jakiejś książki po polsku.
Samo działanie jest banalne, można je szybko zrobić na kalkulatorze lub w arkuszu kalkulacyjnym (proszę mi uwierzyć radzę sobie, choć przez lata wmawiano mi, że jestem typem humanistycznym, więc nie ma co próbować na siłę wymagać ode mnie nawet prostej matematyki). Ambitniejsi mogą policzyć na kartce papieru.
Wraz ze zwiększającą się liczbą otwartych pozycji oraz dziennym wolumenem, będzie rosło – na zasadzie sprzeżenia zwrotnego – zainteresowanie naszym rynkiem ze strony zagranicznych instytucji finansowych. Instytucji tworzących różnego rodzaju mniej lub bardziej złożone produkty (struktury) czy strategie (arbitraż). Ta obecność jest już widoczna. Ich pojawienie się oraz fakt, że mogą korzystać z krótkiej sprzedaży (właśnie dzięki produktom tworzonym na rynku pozagiełdowym), może w relatywnie krótkim czasie doprowadzić do tego, że wycena kontraktów częściej będzie zbliżona wycenie teoretycznej. Czyli – jeśli stopy procentowe będą dodatnie i ich wysokość wyższa od stopy dywidend, wartość kontraktu terminowego powinna być wyższa od indeksu. Bez względu na to, czy na rynku oczekuje się korekty czy nie.
Nieskromnie polecę swoją książkę o podstawach tego rynku – ?Kontrakty terminowe w praktyce„. Jej trzy wydania, sporo miłych słów od osób, które mówiły mi, że zaczęły rozumieć ten rynek oraz fakt, że studenci kierunków ekonomicznych wykorzystują ją jako startowy podręcznik do zrozumienia zagadnień związanych z instrumentami pochodnymi sugeruje, że swoją rolę spełnia. Jest to napisane prostym językiem ABC rynku kontraktów terminowych.
Ambitniejszych odeślę do ?Kontraktów terminowych i opcji” Johna Hulla
A tych najambitniejszych, którzy chcą np. dowiedzieć się dlaczego czasem (zwłaszcza przy krachach) kontrakty na indeksy notowane są jednak poniżej i znają język angielski polecę wyśmienitą książkę Ricka Bookstabera ?Demon In our Own design„.
A dla najambitniejszych pytanie:
Na poniższym wykresie zamieszczono wykres indeksu na WIG20 oraz różnicy między kontraktami i indeksem (czyli tzw.bazy), ale wyłącznie wtedy gdy ta różnica była dodatnia, czyli kontrakt był wyżej.
Uzasadnij, że zwłaszcza w okresie jesień 2007- luty 2009, wyższa wartość kontraktów była „przejawem optymizmu i zapowiedzią wzrostów”
15 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Odnośnie książek, sam jestem studentem i mam dużo książek o w/w tematyce, lecz w literaturze polskiej(chodzi mi o tę polecaną przez „profesorów” i pisanych przez „profesorów”)jest dużo bełkotu naukowego i zawiłych wzorów (które można przedstawić prościej, ale „profesorzy” wolą tak bo wtedy pojkazują swoją „wiedzę”) + ich „najlepsze” koncepcje. Studenci sięgają do literatury obcojęzycznej lub jej przekładów na język narodowy, bo są tam opisane przykłady lub odniesienia, które przystępne dla każdego i lepiej wytłumaczone. Prawda jest taka, że mało polskich książek jest napisanych „lekkim językiem”.
Ponadto dziwią mnie „profesorzy” którzy zdobyli tytuł prof. z zakresu rynków finansowych jeszcze za czasów komunizmu, gdzie jedynym papierem warościowym w polsce był papier toaletowy(dot. prof. którzy tylko zdobyli tytuł i nic więcej nie zrobili dla swojego rozwoju od tamtego czasu wraz z rozwojem rynku, instrumentów finansowych czy ustroju)
A odnośnie „granice Wikipedii, są granicami ich wiedzy” teraz się mówi, że „prawdziwe studia zaczynają się, gdy szukanej frazy nie można znaleźć w google”
Szkicuję węglem efekt stycznia dla Warszawy.
@ deli deli
Spróbuj jeszcze i piórkiem,kolego. Da się zobaczyć więcej szczegółów.
Gość – zapomniałeś dodać, że większość z tych „profesorów” jest wyłącznie teoretykami i z rzeczywistym rynkiem mają niewiele wspólnego. Za to wiedzą najlepiej jak działa. Żal patrzeć czego nas uczą… naprawdę.
W literaturze obcej też jest sporo chłamu, niedopowiedzeń a nawet błędów, szczególnie tej podręcznikowej i teoretyczno-profesorskiej. Problem polega miedzy innymi na tym, że powielają z innych źródeł bez zastanowienia, sprawdzenia oraz praktycznego odniesienia.
Wprawdzie kadra akademicka ma raczej dostarczyć wiedzy ogólno-poglądowej w temacie niż szczegółowo-praktycznej, ale jakieś zakotwienie w rzeczywistości rynkowej nie zaszkodzi. Najlepiej znaleźć rozsądny mix między niezbędna teorią a pożądana praktyką.
Praktycznie każdy jako tako otrzaskany z rynkiem i w miarę bystry może obecnie popełnić jakąś publikację a nawet książkę, bo materiału jest mnóstwo w internecie i na półkach. Problem w tym, że aby napisać coś rzetelnego i wartościowego to trzeba się nie tylko znać ale dogłębnie i wszechstronnie rozumieć problematykę. A z tym jest zazwyczaj kiepsko nie tylko wśród „profesorów” akademickich ale i tzw ekspertów i praktyków.
Trzeba więc starać się czytać dobre pozycje z inklinacją praktyczną, by być w temacie i po linii i na bazie.
… a co mi tam, wezmę dziennikarza w obrone, bo taką a nie inną pracę i teskt się musi sprzedać, a to jest mozliwe dzięki chwytliwemu tytułowi, taka rola dziennikarzy !
… a propos, Panie Łukaszu… jeśli Pan czyta – moja wypowiedź w Parkiecie powinna być nieco inna 🙂 /zabraklo mi np. wstawki o wycenie teoretycznej kontraktow i strukturach/ ale wybaczam… pewnie trzeba było szybko zamknąć numer i stąd brak poprawek
Przy okazji, warto jednak zauważyć, że czym innym jest teoretyczna, a czym innym – emocjonalna wycena kontraktów i ten drugi elemet bardzo mocno nieraz zakrzywia wycenę teoretyczną, w zależności od poziomu optymizmu lub pesymizmu uczestników rynku i stanu samego rynku (np. jego umiejscowienia gdzieś na falach Elliota)
Grzesiek na pewno pamięta okresy w początkowej fazie funkcjonowania futures, gdy baza wynosiła kilkadziesiąt punktów – na plus lub na minus…
To wszystko pokazuje, że żaden rynek nie poddaje się tak do końca modelowaniu teoretycznemu, i dobrze !
Jacku, to ze toeria odbiega od praktyki jest jasne. Ale jesli ktos przedstawi mi w jaki sposób powtarzalnie jest w stanie na podstawie premii lub dyskonta konktraktów ocenic, przyszly (tez dosc konkretnie okreslony) ruch rynku to odszczekam to wszystko co tu napisałem
Tu sie zgadzam, wykorzystywanie bazy (czyli nastrojow) jako niezawodnego prognostyka kierunku zmiany cen jest troche „nazbyt odwazne”, choc czasem sie sprawdza, ale tylko czasem 🙂
Jesli byloby to takie proste, to poszczekamy razem 🙂
? a co mi tam, wezmę dziennikarza w obrone, bo taką a nie inną pracę i teskt się musi sprzedać, a to jest mozliwe dzięki chwytliwemu tytułowi, taka rola dziennikarzy !
Tak tez myśleli sprzedawcy produktów strukturyzowanych..byle sprzedać, byle co, bezmyślnie.
Dziennikarz sprzedaje słowo pisane ……byleco, bezmyślnie…..
Do czego to prowadzi?
Niestety w większości przypadków sprzedaje się obietnice, a nie produkt 🙂
@pit65; to prowadzi do podatku liniowego, krótkiej sprzdaży, szczerych polityków… oczywista oczywistość 🙂
Make market – not flamewar 😉
Jesli wmawianie ludziom, że giełda jest przewidywalna (i co za tym idzie, że przy odpowiednim dostępie do informacji można na niej sporo zarobić) ma na celu wprowadzenie podatku linowego w Polsce, to nie dziwię się, że go jeszcze nie ma.
I tak bazę sobie ustala, któryś z 2 podmiotów na naszym rynku i żadne wzory matematyczne czy fundamenty nie mają tutaj znaczenia 🙂
dopóki koncentracja jest jaka jest to unicredit (perhaps ;)) czy drugi grubas może robić sobie co chce.
no więc wbrew pozorom jak jeden z drugim i moze trzeci grubas się pojawi to nagle wzory beda mialy o wiele większe zastosowanie niz przez te dziesiec lat 🙂