Poświęciłem ostatnio sporo czasu na prześledzenie argumentacji zwolenników regulacji rynków surowcowych, które miałyby zostać nałożone na tzw. spekulantów. Generalnie rzecz biorąc niewiele można znaleźć tam nowego. Większość sprowadza się do wyliczenia: są szkody dla konsumentów, producentów samochodów, linii lotniczych i przemysłu turystycznego. Mówiąc w skrócie, jakiś populistyczny szum. Ciekawsze jednak jest to, iż na rynku panuje zgoda – zeszłoroczne wyceny surowców były efektem bańki spekulacyjnej.
Mam to szczęście, iż blogi bossy powstały zanim rynek wykreślił szczyt surowcowego szaleństwa i już w pierwszych wpisach uwrażliwiałem czytelników na opowiadane na rynku bajki. Dziś czytając analizy zwolenników hipotezy spekulacyjnej bańki nie mogę przypomnieć sobie takich argumentów w czasie, gdy rynek jechał do góry, jak szalony. Gdzie podziali się analitycy Goldman Sachs prognozujący ropę po 200 dolarów? Gdzie jest szef Gazpromu mówiący bodajże o 300 dolarach za baryłkę? A może to był prezydent Rosji? W sumie nie ważne, bo w zeszłym roku prognozowanie rekordów cen ropy stało się nowym sportem w mediach. Czy dziś gdzieś w mediach widzicie Państwo zwolenników Chindii? Zniknęli. No może jest jeden, który ciągle wierzy w Chiny – Jim Rogers – ale on ma swoje indeksy towarowe i zawsze trzeba go przyjmować z dystansem.
Powstaje pytanie, czy w czasach, kiedy dwustudolarowe prognozy latały po rynku nie dostrzegano zaangażowania inwestorów podpinających się pod trend wzrostowy, czy może momentum zaślepiło analityków na tyle, iż bali się powiedzieć wprost ?rynek znalazł się w fazie spekulacyjnej”. W takiej analizie nie ma niczego uwłaczającego. Historia uczy, że spotykało to wiele innych rynków w przeszłości. Część komentatorów sugeruje jednak, iż doszło do zmanipulowania rynku przez Goldman Sachs, który mieszanką analiz i popularyzacji indeksu GSCI wciągnął graczy w specyficzną piramidę finansową na rynku ropy. Osobiście uważam, że nie ma na to dowodów a wytłumaczenie jest czysto rynkowe i nie trzeba odwoływać się do teorii spiskowych.
Powszechna zgoda na hipotezę spekulacyjną ma jedną niebezpieczną cechę – abstrahuje od realnego problemu, jakim jest cykliczność na rynkach surowcowych. Mówiąc w skrócie, zrzucenie winy na kapitał spekulacyjny zdejmuje z polityków problem tego, jak poradzić sobie z nadmiernymi podatkami w paliwie, które rosną razem z rosnącymi cenami paliw. Dla przykładu w Japonii, praktycznie w 100 procentach uzależnionej od importowanej ropy, podatek w cenie paliwa wynosi 50 procent i wzrosty cen benzyny i ropy na stacjach są w dużej części wynikiem wzrostu opodatkowania od wyższej ceny. To samo dotyczy innych krajów, gdzie mieszanka szalonych akcyz i podatków VAT dodaje gospodarkom spory kawałek bólu, jakim jest tankowanie.
Notabene hipokryzja polityków krzyczących na spekulantów i jednocześnie utrzymujących wysokoprocentowe opodatkowanie paliw jest imponująca. Jeśli ropa to tlen w gospodarce, jak sugerują zwolennicy ograniczeń, to może należałoby ją jednak okładać podatkiem ze stawek preferencyjnych lub dać stawkę zero, jak na książki? Tak znam argumenty – na obniżce zarobiliby producenci i spekulanci, bo cena szybko wróciłaby do poziomów z podatkiem.
Nałożenie ograniczeń na inwestorów traktujących surowce, jako klasę aktywów nie rozwiąże tego problemu. Kłopot z ropą w gospodarce jest taki, iż cena płacona za paliwo na stacji tylko w części wiąże się z cenami, jakie ropa osiąga na światowych rynkach. Ponadto, okresowo ceną surowca potrafią zachwiać nieodpowiedzialna polityka rządów, które zgadzają się na pobudzanie gospodarki inflacją, czy osłabiając waluty nadmiernym zadłużeniem. Może to być wojna w rejonie Bliskiego Wschodu, czy anomalie pogodowe, jak huragan Katrina, czy chłodniejsza od przeciętnej zima. Tych czynników nie da się uregulować ograniczeniami nakładanymi na spekulantów. Trudno też nie oczekiwać zmian w popycie na ropę, gdy gospodarka w skali światowej przeżywa bum. Zresztą, dla gospodarki zbyt niska cena nie jest dobra, bo zabija u producentów chęć do koniecznych inwestycji i szykuje kolejny szok paliwowy w przyszłości. Tylko tego już od polityków usłyszeć nie sposób, bo jak tu bić spekulanta i mówić, że tankowanie musi jednak troszkę boleć, żeby później nie bolało bardziej.
14 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Let’s play the game – good and bad… broker 😉
Kto jest bez grzechu niech pierwszy… obniży prowizje 😉 Przecież na takich hossach brokerzy zarabiają krocie. Kto reklamuje hossy na danym rynku szukając nowych klientów? Przecież to woda na młyn dla brokerów. Pojawiaja się reklamy – niech cie nie ominie hossa, załóż u nas rachunek, a zwrócimy ci koszty przeprowadzki, wymalujemy ci dom, wykosimy ci trawnik, podlejemy ogródek… co jeszcze
Nie zarobili? Trzeba było wcześniej wejść w OTC.
A może to wina tych, którzy angażowali się w bańki spekulacyjne? Oderwani od pługa, wciśnieci w garnitury panoszą się w każdym środowisku specjaliści do „giełdy”. Przecież każdy się na giełdowe tematy może wypowiadać, każdy się zna. Tyle, że kto ostatni gasi światło? Tak, ci „owi”, do których nie dotarł kaganek oświaty ;). Więc uczcie Panowie na blogach praktycznych rzeczy, a nie mąćcie w głowach populistatystyczną nowomową 😉
Nie no, zgadzam się, pewnie nie tylko ja, że ma Pan rację, tyle, że wszyscy problem w tym, iż zgadzają się co do tego tematu, a będzie tak jak jest. Rządy będą zawsze w tyle, zawsze będzie wykradanie publicznych środków pokrywane podatkami, podatki będą pewne jak śmierć, spekulanci będą dalej chcieli zarabiać, a owieczki będą strzyżone. Może lepiej robić coś po cichu, metodycznie, stale, co zaowocuje wewnętrznymi przemianami w świadomości ludzkiej…
> Kto jest bez grzechu niech pierwszy? obniży prowizje
W Polsce rola brokerów na rynku towarowym ogranicza się do dostępu do rynku. Nie ma szans na manipulację, bo gdzie tam bossie do takiego GS, który ma swój indeks na tym rynku i pełni rolę swap dealera, brokera, uczestnika gry OTC (rynku też) i jeszcze szanowanego analityka. My w Polsce zbieramy tylko okruszki z pańskiego stołu.
W sprawie strzyżenia klienta. Moim zdaniem tu zachodzi od zawsze nieporozumienie – dobry klient, to taki, który jest coraz bogatszy i ma coraz więcej środków w obrocie. Interesem biura jest, żeby każdy takim się stał.
ale ja nie do bossy … tylko ogólnie.. do wszystkich, a strzyzenie bynajmniej nie tyczylo sie bossy
Pozwolę sobie wyrazić trochę odmienną opinię na temat faktycznego wpływu czynnika spekulacyjnego na ceny w ostatnich czasach, między innymi w oparciu o swoje doświadczenie związane z rynkami surowcowymi.
To co działo się w ostatnich dwóch-trzech latach na rynku surowców ( ropy naftowej, metali kolorowych oraz płodów rolnych), a działo się że ho ho, to nie tylko to wynik dobrej koniunktury ale również pokłosie aktywności funduszy hegingowych oraz dużych instytucji finansowych jak też różnej maści spekulantów.
Jak się ocenia udział komponenty spekulacyjnej w cenach poszczególnych towarów sięgał w szczytowych momentach mniej więcej 2/3 w przypadku ropy naftowej, 1/3 ? 1/2 ? 3? w przypadku metali kolorowych ( głownie nikiel, ołów i miedź) oraz nawet ponad 100 % w przypadku produktów rolnych ( głownie podstawowe zboża).
Co do spekulacyjnego charakteru ostatnich zdarzeń na rynkach towarowych ( szczególnie tych giełdowych) nie ma wątpliwości, i jest to oczywista oczywistość, dla większości uczestników profesjonalnego obrotu surowcowego. Spierać się można jedynie odnośnie procentowego udziału składnika spekulacyjnego w cenach ,w danym momencie., ( czy było to 33 % czy 66 % ).
Wypaczenia osiągnęły takie rozmiary, że aż doprowadziły do przesłuchań przed specjalnymi komisjami senackimi w USA, które jednak nie doprowadziły ani do wskazania ani też skazania winnych. Z resztą można się było tego spodziewać ponieważ takie nazwiska i firmy tam wymieniano
( a przecież raczej nie tyka się nietykalnych). Zaczęto nawet używać nowego wariantu starego powiedzenia ? ?Co dobre jest dla GS/ML/JPM itp. dobre jest dla Ameryki?.
Przesłuchania senackie i oceny niezależnych i zależnych ekspertów potwierdziły natomiast jeden fakt ? raczej trudno czynnikami fundamentalnymi wytłumaczyć tak wysokie poziomy cen surowców.
Podkreślany wpływ cyklu koniunkturalnego ( szczególnie popytu chińskiego ) to jedno, aktywność że strony ogólnych i specjalistycznych ( branżowych ) hedge funds ? zakupy fizyczne, zabezpieczanie pozycji na rynku terminowym oraz gra na backwardation ( rollowanie longów) w celu dodatkowego zarobku to dwa ale do tego trzeba dodać zaplanowana i zorganizowaną spekulację ? i to prawdopodobnie przez ?trzech tenorów? śpiewających unisono.
W miarę wzrostu cen wielu analityków i komentatorów celowo podsycało atmosferę doprowadzając nawet do swoistej paniki. Również prasa specjalistyczna a szczególnie mass-media jeszcze dolewały oliwy do ognia, na bieżąco komentując wydarzenia na rynku surowcowym i mało istotne zdarzenia i symptomy
( o charakterze technicznym lub przejściowym) odpowiednio je przejaskrawiając.
W wielu przypadkach niektórym uczestnikom rynku puszczały nerwy i ?zapobiegawczo? wychodzili na rynek terminowy, uprzedzając nieuchronne fakty. Przykładem może być choćby nasz LOT, który zakupił na 3 lata derywatywy na ropę po górce ponad 140 Usd za baryłkę, w ramach niezbyt nieprzemyślanego hedgingu.
Na rynku metali stosowano celowo manipulację danymi odnośnie poziomu oficjalnych zapasów giełdowych stwarzając wrażenie zanikania towaru. Ten stary i dobrze znany trick okazał się szczególnie skuteczny, szczególnie w ówczesnej sytuacji narastającej paniki na rynku. A prawda była taka, że kilku silnych siedziało na prawie 2 milionach ton miedzi ( w tym jeden miał mniej więcej połowę tego zapasu spekulacyjnego ) celowo zdjętych z rynku by wywołać korzystny dla siebie efekt, w związku z zajętymi wcześniej pozycjami giełdowymi.
Wprawdzie niektórzy niezależni eksperci wyłamywali się, z tego chóru pesymistów wieszczących surowcowy koniec świata i udowadniało, czarno na białym, że rzekomy popyt ma, w znacznej części, charakter wirtualny. Okazało się jednak że były to głosy wołających na puszczy.
W końcu doszło do tego, że protestowali nie tylko konsumenci, zmuszeni płacić wyższe ceny, ale również profesjonalni uczestnicy rynku, którzy na bieżąco wychodzą na rynek terminowy w związku ze swoja działalnością produkcyjno-handlową. Wielu z nich zaczęło apelować do władz giełd towarowych o podjęcie kroków mających na celu wprowadzenie limitów dziennych backwardation, ponieważ przy zabezpieczaniu zakupu towarów pozycjami short ponosili straty, których nie mogli zrekompensować sobie przerzucając je na klientów.
Podkreślano przy tym, że jednym z podstawowych obowiązków władz giełdy jest zapewnienie tzw ?orderly market? , to jest takiego który umożliwia normalną działalność podmiotów korzystających z giełdy.
To tyle w telegraficznym skrócie, jako głos w dyskusji o niepokojącej zgodzie co do zdarzeń na rynku surowcowym. Moim zdaniem niepokojąca była zgodność działań głównych aktorów tego teatrum. A klaka w osobach dwulicowych polityków i ?bezradnych? organów nadzoru, z osławioną CFTC na czele, też zrobiła swoje.
Dobrze napisane ;).
Ja tylko dodam tak dla jasności – co do mojej wcześniejszej wypowiedzi, iż motywem to napisania o brokerach podsycających spekulacyjną bańkę był m.in. obraz reklam rynku surowcowego, jaki pozostał mi w glowie po tym okresie, kiedy ropa wydawała sie na wykończeniu i nie tylko ;). Bossa raczej tutaj nie miała żadnego interesu, więc Pan Stańczak nie ma sie czym martwic. A skoro mnie, odpornej na reklame osobie utkwiłytakie obrazy w głowie, to znaczy, ze medialna nagonka mala nie byla.
„Większość sprowadza się do wyliczenia: są szkody dla konsumentów, producentów samochodów, linii lotniczych i przemysłu turystycznego.”
Ależ ten arsenał „argumentów” jest znany. Nic to, że kompletnie przeregulowane rynki zachowywały się jeszcze „gorzej”. Ważne, że mamy fetysz „nowego ładu” na rynkach kapitałowych i można nie mówić o ekspansji monetarnej i pustym pieniądzu.
„Tak znam argumenty – na obniżce zarobiliby producenci i spekulanci, bo cena szybko wróciłaby do poziomów z podatkiem.”
A to ciekawa teoria neutralności podatkowej.
Panie Adamie – proponuję podczas dyskusji z takim oszołomem zapytać, czy w takim razie można nie stosować preferencji podatkowych wobec przedsięwzięć tzw. „ekologicznych” (wiatraki etc.). Założę się, że wrzaśnie „NIE! Tu chodzi o matkę ziemię”. Tym samym obali Pan ten idiotyczny argument.
…a mój brat hodujący mleczne krowy tęskni za spekulantami podbijającymi cenę mleka…
Należy pamiętać, że ze wszystkich uczestników rynków to głównie pierwsze i ostatnie ogniwo łańcucha ( producent pierwotny i finalny konsument) są zasadniczo zainteresowane poziomem ceny surowca, bo ten bije ich bezpośrednio po kieszeni. Wszystkie ogniwa pośrednie uczestniczące w obrocie surowcowym bardziej interesuje marża, jako różnica ceny zakupu i sprzedaży problem jednak w tym, że to pośrednicy lubieją podbijać ceny i mają tu zresztą największe możliwości.
Również różnej maści inwestorzy funduszowi i spekulanci grający kierunkowo na cenach bardziej intersują się różnicą wejście-wyjście, niż samym poziomem cen, dlatego też raz pomagają im rosnąc a raz pomagają spadać.
Jeśli zmiany cen na rynku surowcowym są wynikiem popytu fundamentalnego wynikającego z danej fazy cyklu koniunkturalnego to jest OK, OK jest również gdy zmiany wynikają z czynników o charakterze technicznym (otwieranie i zamykanie pozycji, przesunięcia pozycji, wygasanie opcji itp), OK jest też jeśli zakupy fizyczne mają charakter inwestycyjno-lokacyjny a nawet jeśli są to spekulacyjne zajęcia pozycji w oparciu o predykcję rynkową.
Bo na tym w końcu polega wolny rynek.
Natomiast, moim zdaniem, nie jest do końca OK gdy dochodzi do wypaczenia rynku poprzez zmasowane operacje typu algorytmic trading wykonywane automatycznie przez różne roboty handlujące beznamiętnie w gigantycznej skali, nie posługując się ani realnymi potrzebami, ani kalkulacją ekonomiczną ani prognozą.
Bo cierpią na tym ci uczestnicy rynku, którzy muszą na nim być oraz powinni być, spekulantów nie wyłączając, bo podobno oni zapewniają niezbędną płynność rynkom.
Problem polega również na tym, że często ich działania zaprzeczają logice działania rynków a nawet zdrowemu rozsądkowi w danej sytuacji rynkowej.
Może więc bardziej powinni zająć się operowaniem na jakiejś wirtualnej odmianie rynków surowcowych typu giełdy etf-ów lub na specjalnych platformach tradingowych.
Jak dotąd bowiem przez tysiąclecia przyzwyczailiśmy się do tego, że po oznakach ich poznajemy i jak widzimy kogoś w spódniczce to wiemy, że to Szkot, transwestyta albo kobita.
A obecnie zaczynamy coraz częściej doświadczać sytuacji typu – ” ni pies ni wydra, coś na kształt …” . A nie jest to ani zdrowa ani komfortowa sytuacja.
czyli tradujące roboty powinny być zdelegalizowane? W sumie ma to sens: ludzie stworzyli rynek do zaspokajania swoich potrzeb w najefektywniejszy możliwy sposób, a nie dla bezsensownego wymieniania się towarem w tę i z powrotem, tylko po to by właściciel placu zarabiał na opłatach targowych…
@ wróżka bernika
Myślę, że kierunek myślenia dobry, choć nie posuwałbym się aż tak daleko by zdelegalizować roboty tradujące.
Może warto by im stworzyć specjalny rynek na którym mogły by sobie spokojnie hulać do woli ( taki virtual betting i trading). Płaciły by tylko niewielkie placowe i naliczały symboliczną marżę transakcyjną, a wyniki na operacjach mogły by być albo wirtualne albo i realne, w zależności od uznania i możliwości ich wyegzekwowania.
Sami mogą sobie ustalać reguły gry i rozliczać się miedzy sobą a nie ciągnąć na dno niewinne lub przypadkowe osoby prawne i fizyczne, trafione odpryskami ich obłędnych transakcji.
Myślę, iż wszystkim uczestnikom rynku wyszło by to na zdrowie, nawet tym robotnikom.
@lesserwisser
wybacz ale trąci mi to…socjalizmem – pierwsze co mi się skojarzyło 😉
Ja natomiast życzyłbym sobie aby specjalny rynek stworzyć dla banków sprzedających akcje kupione na lewarze a także aby pakiety szły tylko po sesji i nie były wliczane do obrotu…
Wchodząc na rynek, wchodzę we wszystko co na nim jest. Mam wybór aby to robić lub nie. Prawo dopuszcza handel, jeżeli jest to zgodne z prawem to co chcemy regulować ?
Uprosciłem specjalnie aby tutaj się nie rozpisywać ponieważ wątków jest wiele a upał nieznośny.
ps. nigdy nie czułem sie komfortowo spekulując, taki los – spekulant to swoisty masochista – nie lubi tego ale się wystawia, żeby nie napisac dosadniej.
@ DAPI
Ponieważ socjalizm jeszcze głęboko we mnie tkwi dlatego też krzyczę – ” Kapitalizm tak, wypaczenia nie”.
ale boty to nie ludzie, więc nie mając zdolności do czynności prawnych…dlaczego W OGÓLE mogą HANDLOWAĆ? To nie to samo, co przełączać światła na skrzyżowaniu…
Wczoraj przypadkiem obejrzałem obszerny fragment jakiegoś filmu {kompletnie nie wiem co to było bo uzyłem go do zaśnięcia} w którym genialny matematyk został zatrudniony w jakiś super banku; dostał super komputer i na podstawie teorii chaosu opracował program który przewidywał ruchy na rynku. Doszło do tego, że przewidywał DOKŁADNIE {wykresy się pokrywały}. Właściciel był WDF {wielkim dyndającym fiutem} co oznaczało, że ma ogromne pieniądze i może na rynku baaardzo wiele.
Otóż pragnieniem tego WDF było zostać osobą, która wyznaczy nową erę ekonomii zabijając rynek w dotychczasowym sposobie funkcjonowania. Chciał być bogiem…
Nasze pragnienia są inne…marzymy aby rynek choć trochę był taki jaki nam pasuje/jakim go sobie wyobrażamy.
Są ONI i my – jak zwykle…i wychodzi na to, że cele wcale nie muszą być takie same 🙂
ps. nie wiem jak się skończyło – zasnąłem :))