Jak wygląda Londyńskie City, czyli finansowe centrum świata, od najgłębszych i najmroczniejszych kulis? Kilka dni temu angielski ?The Guardian” odbezpieczył ręczny granat i wrzucił go do totalnego kibla.
Artykuł ?Tricks of the traders” to w zasadzie spowiedź byłego maklera jednego z podrzędnych brokerów londyńskich pod hasłem: ?Co jest najrzadszym towarem na rynku akcyjnym? Uczciwość”. W jej poszukiwaniu dostajemy więc dużo mroczniejszą ale tym razem autentyczną wersję znanego filmu z Michaelem Douglasem ?Wall Street”. Tu również mamy młodego i ambitnego brokera (narrator), który przyszedł do City w 1997 roku bez doświadczenia i wiedzy ale pełen entuzjazmu, natomiast szwarcharakter ma tej opowieści setki twarzy – przekupnych i nieuczciwych dealerów, brokerów, analityków i dziennikarzy finansowych. Nie padają jednak żadne nazwiska a nasz bohater w finale rezygnuje z całego tego bagna, w które przez 10 lat się pogrążał.
O ile te wyznania są rzeczywiście prawdziwe to FSA (angielska instytucja nadzorująca rynek, odpowiednik naszej KNF) ma gigantyczną stajnię do wyczyszczenia.
Pora lunchu to dla wielu menadżerów pora kokainowej kreski. Setki brązowych kopert z 50-cio funtowymi banknotami jest wówczas wymieniana na narkotyki w okolicznych barach. Stres, ciśnienie, ogromna kasa, kariera, udana lub nie transakcja – to wszystko wyzwala kolosalne emocje, które załatwia się najszybciej białym proszkiem. FSA próbowała wprowadzić losowe testy narkotykowe w City ale opór materii był zbyt mocny. Drugim lunchowym wyzwalaczem jest alkohol. Ponoć to nierzadki obrazek gdy po południu ktoś zamroczony zasypia na biurku albo gdy dealer zamiast klawisza ?sprzedaj” wciska ?kupuj”, powodując totalny zamęt i salwy śmiechu. Co gorsza klienci albo aprobują albo sami pakują nosy w te kokainowe ekscesy. To z jednej strony umacnia więzi z brokerem a z drugiej ma zapewnić otrzymanie od niego tipa na dobre akcje przed innymi. Autor opisuje 12-sto godzinny maraton z klientami, gdzie był odpowiedzialny za ciągłość dostaw narkotyków wszelkiej marki.
Chińskie mury, które mają oddzielać w instytucjach traderów od analityków, są przeźroczyste. Insiding czyli zarabianie na poufnych informacjach to nie wyjątek ale permanentny stan. Lipnych rachunków, jak byśmy nazwali tutaj ?na szwagra”, są tysiące, otwarte albo u mniej znaczących brokerów albo na bezczelnego we własnym biurze, w którym nadzór to przecież kolega. Nawet top traderzy takie rachunki do prania kasy i insidingu utrzymują. Najczęstszy scenariusz w ich wypadku: zlecenie zakupu akcji konkretnej spółki, którą potem za zarządzane pieniądze funduszu lub banku pompują. Dostawami cennych informacji są również owi kokainowi klienci, z których wielu zasiada w radach i zarządach spółek, mając oczywiście dostęp do informacji o wadze milionów funtów. Nasz bohater również bez skrępowania parał się transakcjami na rachunek kolegi (20 tys funtów jako depozyt + lewar), dzieląc się z nim zyskiem 60:40 i produkując czasem małe, stratne transakcje dla zmylenia pościgu.
Jest jeszcze cała armia nieuczciwych dziennikarzy finansowych. Kupuje się wcześniej na podstawione rachunki pakiet akcji wybranej spółki by potem wypuścić w artykule tzw. balonik a więc wyssaną z palca rewelację na temat urabianej firmy. Rakieta cenowa odpala w górę i zanim sama spółka wyda oficjalny komunikat zaprzeczający, nasze akcje są sprzedane a ubrani w nie zostają oczywiście ci próbujący podłączyć się pod tę ?fantastyczną” informację na górce. Według autora takie artykuły „balonikowe” są liczone w setkach tygodniowo.
FSA nie daje sobie kompletnie rady z taką nawałnicą, tylko naprawdę proste i oczywiste przypadki są wyłapywane. Nie ma jednak monitoringu telefonów komórkowych i innych gadżetów ery informatyzacji czy tysięcy rozmów ściszonym głosem w czasie lunchu.
Co do jednego się zgodzę – trading uzależnia, szczególnie w takim City gdzie gra idzie o rzeczywiście ogromne pieniądze i trwa nieustanna rywalizacja o najnowszy model Porsche, jeszcze dłuższy jacht lub emerytura przed 30-stką.
Ja jednak nie kupuję całej tej historii w tak masowym wydaniu. Z tego co obserwuję nie ma jakichś żywszych reperkusji w mediach po artykule i nie zatrzęsła się ziemia. Albo nie jest to więc londyńska powszedniość albo wiedzą o tym wszyscy na tyle dobrze, że komentarze w zasadzie są zbędne. W tekście nie padają żadne nazwy ani nazwiska. Nie spodziewam się jednak, że dotyczy to arystokracji finansowej czyli banków i prime brokerów z pierwszej ligi albo żurnalistów z półki Financial Timesa. Chyba nawet nie ma sensu kusić się o dopowiadanie dlaczego. No może incydentalnie zdarzy się tam czarna owca jak wszędzie. Natomiast nasz młody przewodnik po tej historii przyznaje, ze pracował w tzw. butiku brokerskim czyli podrzędnej, nie liczącej się pomiędzy rekinami giełdy firmie. Tu zasady tworzy się ad hoc jako że szyldy zmieniają się co chwila. W takiej mętnej wodzie plankton ma cieplarniane warunki do kreatywnego rozwoju.
Natomiast nie tworzyłbym prostych analogii. O ile na Marszałkowskiej śladów koki nie da się wykryć bo nikt z białym nosem nie lata o tyle z maklerem na fleku w czasie pracy nie udało mi się mieć do czynienia 🙂 Natomiast rynek jest zbyt mały i płytki więc gdyby jakiś żurnalista zaczął wypuszczać baloniki to szybko zostałby namierzony. Można by spuentować: taki kraj jakie problemy, u nas czarny rynek to przecież co najwyżej brzydkie słowa w publicznych analizach ale na szczęście mamy przecież doskonałą Radę, której Londyn powinien szybko nam pozazdrościć…
–* Kathay *–
8 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Nie zgadzam się z ostatnim akapitem. Doskonale znane są przypadki manipulacji na akcjach i zjawisko "koszykarzy" na kontraktach na grubszą skalę. A organy nadzoru wytaczają sprawę sądową jakiemuś gościowi za to, że przed fixingiem kupował jedną akcję Hogi.
GZ często piętnował takie sprawy w swoich publikacjach, ale nic to dało.
Sprawa jednej akcji to raczej humoreska, nie ten kaliber i nie dotyczy świata instytucji opisanego w artykule. Jeśli chodzi o kosze to nieco spiskowa teoria dziejów, na NYSE nawet w 80% transakcji po jednej stronie stoi taki „kosz” (program trading).
Nie twierdzę, że historie w artykule (narkotyki, korupcja, insiding) są nieprawdziwe. Brak burzliwych reakcji wskazuje,że dotyczy to niższych lig tego biznesu.
"program trading" otwiera duże pozycje na kontraktach i za moment na akcjach.
Po kilkusekundowym silnym ruchu "program trading" dużymi zleceniami sprzedaje
kontrakty a za chwilę akcje. I wszystko jest OK. 😉
Na pewno jakaś tam prawda w tym tekście jest, ale zwracam uwagę, że dziennikarze zwykle wyolbrzymiają pewne sprawy próbując zainteresować czytelników.
A po drugie Guardian jako dziennik lewicowy nigdy nie pałał miłością do giełdy.
Może nie jest to Trybuna, ale wcale nie są od niej aż tak daleko …
obecnie jestem podczas lektury ‚Born to Steal … When the Mafia Hit Wall Street’ by Garry Weiss… odzwierciedla w 100% o tym, o czym tu piszesz – jedynie podworkiem tego jest USA; ale spokojnie u nas nic zlego sie nie stanie – obroni nas przed wszystkim zlem nasz dzielny wojak, ktory rzuca pomyslami jak z rekawa – nic tylko czekac, a bedziemy mieli rynek 25h 8dni w tygodniu – dla chcacego nic trudnego 😉
Pracowalem przez jakis czas w duzym banku inwestycyjnym w city, co prawda jako analityk, ale wspolpracowalem z wieloma traderami. Rowniez mam wielu znajomych traderow w city. Z mojego doswiadczenia to te historie sa troche nadmuchane i pojawiaja sie co jakis czas w prasie. Oczywiście przypadki się trafiaja, ale wg mnie regula nie sa.
Jacek, kathay. Czy w Polsce naprawde kupowanie jednej lub kilku akcji przed fixingiem jest przestępstwem? Przeciez to normalna konsekwencja braku płynności- jak spread jest czasami 5% lub wiecej to jak się zamknie na 3% to jest manipulacja a jak się zamknie na -2% to nie? Również przeciez co kwartal a nawet na koniec miesiąca widac jak instytucje ustawiaja na zamknieciu ceny niektórych spolek? Czy robi rozniece, ze kupuja np. 1000szt zamiast 1szt, ale maja w portfelu 1mln sztuk, a facet np. miał 50szt? Przeciez to jest jakis absurd.
@woj
niestety w Polsce różne groteskowe sprawy okazują się przestępstwem, spójrz na ten wątek:
http://futures.pl/?did=139&wdid=9292
Pingback: Blogi bossa.pl » Chemiczny trading