Czy chcielibyście żyć w świecie, w którym wszystkie rządy prowadziłyby politykę nadwyżek budżetowych? To podchwytliwe pytanie.
Nadwyżka budżetowa sektora rządowego oznaczać musi deficyt sektora prywatnego, na który składają się przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe. W systemie rachunków narodowych występują jeszcze podmioty zagraniczne, które mogą finansować ewentualny deficyt gospodarki narodowej lub korzystać z jej finansowych nadwyżek.
Za każdym razem, gdy któryś z tych czterech sektorów gwałtownie zmienia swoje preferencje co do poziomu oszczędności robi się bardzo ciekawie. Taka sytuacja miała miejsce po rozpoczęciu się ostatniego kryzysu finansowego. W wielu państwach, przedsiębiorstwa i gospodarstwa domowe rozpoczęły proces delewarowania.
Richard Koo, główny ekonomista Nomura Research Institute wiąże takie zachowanie sektora prywatnego z recesją bilansową (balance sheet recession). Po przekłuciu spekulacyjnych baniek na rynkach kapitałowych (na rynku nieruchomości lub rynku akcji) zarówno przedsiębiorstwa jak i gospodarstwa domowe mogą w celu poprawienia swoich bilansów (które znajdują się pod olbrzymią presją wskutek spadku wyceny aktywów!) rozpocząć spłatę zadłużenia bez względu na okoliczności, czytaj: politykę monetarną. Tę sytuację doskonale pokażą poniższe wykresy (pochodzą z prezentacji Koo)przedstawiające zmiany oszczędności netto z podziałem na cztery wspomniane wyżej sektory w USA i Hiszpanii.
W USA pomiędzy 4 kwartałem 2006 roku a średnią z 2011 roku oszczędności sektora prywatnego zwiększyły się o 9 punktów procentowych PKB (z deficytu w wysokości 3% PKB do 6% nadwyżki). W tym samym czasie oszczędności sektora rządowego spadły o 7,3 p.p. pogłębiając deficyt budżetowy:
Jeszcze bardziej dramatyczny był wzrost prywatnych oszczędności w Hiszpanii – pomiędzy 3 kwartałem 2007 roku (Koo do analizy wybiera kwartał z minimum prywatnych oszczędności w ostatnim cyklu koniunkturalnym) a 2011 rokiem oszczędności przedsiębiorstw wzrosły o 12,2 p.p. PKB a gospodarstw domowych o 5,4 p.p. PKB – łącznie o 17,6 p.p. PKB. W tym samym czasie oszczędności sektora rządowego spadły o 11,6 p.p. zamieniając nadwyżkę budżetową w głęboki deficyt.
Gdy w okresie kilku kwartałów sektor prywatny zwiększa oszczędności o kilka czy kilkanaście punktów procentowych (czy niemal 30 p.p. jak w przypadku Irlandii) oszczędzane pieniądze ‘wyciekają’ ze strumienia dochodów i produkcja gwałtownie się kurczy. W recesji bilansowej nawet znajdujące się w pobliżu zera stopy procentowe nie zmienią preferencji co do oszczędzania ponieważ delewarujące się sektory nie są zainteresowane pożyczaniem przy żadnych stopach procentowych. Niewielu jest też chętnych do pożyczenia ponieważ recesja bilansowa dotyka sektor finansowy, który gwałtownie ogranicza akcję kredytową.
Łatwo sobie wyobrazić co się dzieje w gospodarce, jeśli do przesuwających do oszczędności kilka czy kilkanaście punktów procentowych PKB przedsiębiorstw i gospodarstw domowych dołącza rząd z programem wstrzemięźliwości fiskalnej (austerity). Taka właśnie sytuacja ma miejsce w kilku państwach europejskich.
Zdaniem Koo jedynym sposobem na uniknięcie wpadnięcia gospodarki w recesję i spiralę deflacyjną jest finansowane długiem, który ściąga nadwyżki oszczędności sektora prywatnego, zwiększenie wydatków rządowych. Można oczywiście się z Koo nie zgodzić ale trzeba wziąć pod uwagę, że inne sektory muszą zareagować na działania dostosowawcze sektora prywatnego.
Delewarowanie sektora prywatnego miało miejsce w całej strefie euro jednak w peryferiach przybrało większe rozmiary niż w rdzeniu. Poniższy wykres pokazuje sytuację w Niemczech, które okres delewarowania przeżyły po pęknięciu bańki technologicznej na początku XXI wieku. W czasie ostatniego kryzysu sektor prywatny zwiększy oszczędności o około 3 p.p. PKB przy czym delewarowanie dotyczyło jedynie sektora przedsiębiorstw – oszczędności gospodarstw domowych zmniejszyły się.
Pewnym wyjątkiem od przedstawionego wyżej schematu jest Grecja. W tym państwie problemem nie wydaje się być delewarowanie się sektora prywatnego lecz pękniecie bańki kredytowej, w której grecki rząd mógł przez ostatnią dekadę bez jakichkolwiek problemów finansować deficyty budżetowe.
Koo zauważył jeszcze, że w niektórych państwach (USA, UK, Japonia) finansowanie rządowych deficytów w czasie recesji bilansowej jest łatwe (co widać po niskich rentownościach długu tych państw) ponieważ do finansowania zadłużania się sektora publicznego wykorzystywane są oszczędności sektora prywatnego. W państwach peryferyjnych strefy euro nie jest to możliwe ponieważ albo sektor prywatny nie ma wystarczających oszczędności (Grecja) albo pieniądze wypływają z peryferii (Hiszpania, Portugalia) do bezpiecznego długu rdzenia (na przykład na niemieckie obligacje). Tym sposobem, przepływy finansowe wewnątrz strefy euro najpierw pomogły stworzyć bańkę na rynku nieruchomości w państwach peryferyjnych, a następnie, odwrócone, uniemożliwiają ratowanie gospodarek tych państw po przekłuciu bańki.
Koo proponuje oryginalne rozwiązanie tego problemu – chce wprowadzić zasadę, że tylko rezydenci danego państwo mogą kupować obligację rządowe tego państwa (ograniczenia nie dotyczyłyby długu prywatnego). Moim zdaniem, to rozwiązanie miałoby sens przed powstaniem problemów, z którymi teraz boryka się strefa euro, a nie w czasie dojrzałego kryzysu. Po drugie, jak zauważył Felix Salmon ograniczenia przypływu kapitałów tylko do długu publicznego może nie rozwiązać problemu ponieważ wysokiej jakości dług prywatny z rdzenia strefy euro może się ciągle wydawać bezpieczniejszy niż obligacje rządowe peryferii.
Cóż, wydaje się, że poza unią fiskalną lub euroobligacjami, nie istnieją sensowne sposoby poradzenia sobie z kryzysem w strefie euro. Oczywiście, poza reformą (podziałem, wyjściem kilku państw) samej strefy.
30 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Jak ludzie za dużo oszczędzają, to trzeba zwiększyć wydatki rządowe. Nie ważne oczywiście jakie. Może wybudujemy parę kolejnych stadionów, albo zatrudnimy 100 tys. nowych urzędników.
Ekonomistom to agregaty przesłaniają świat.
@ ikti
Jak ludzie za dużo oszczędzają, to trzeba zwiększyć wydatki rządowe.
Myślę, że problemem nie jest fakt, że ludzie za dużo oszczędzają, przy czym pisząc ludzie mamy na myśli gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa. Problemem jest to, że ludzie gwałtownie przestawili się z konsumpcji i inwestycji na oszczędności.
Przy czym problem to stwierdzenie bardzo relatywne. Z całą pewnością są komentatorzy, którzy uważają, że dwucyfrowy spadek PKB i dwucyfrowe bezrobocie to jest właśnie poziom, na którym powinno się zacząć zdrowe, naturalne ożywienie gospodarcze.
Ekonomistom to agregaty przesłaniają świat.
Na całe szczęście żyjemy w naturalnym eksperymencie. Niektórym państwom ‚agregaty’ przesłoniły świat i zwiększyły wydatki w czasie recesji (tutaj można chyba wymienić Polskę), inne uznały, że recesja bilansowa to świetny moment na konsolidację fiskalną. Nic tylko obserwować i notować 🙂
Tak, zwiększyć wydatki rządowe, ale roztropny gospodarz nie buduje stadionów, lecz remontuje/buduje nowe: drogi, mosty, linie kolejowe, wały p-powodziowe, elektrownie – to wszystko, czego jednostka nie wybuduje, co może zrobić tylko państwo, organizacja do tego powołana, bez czego cywilizacja nie jest w stanie prawidłowo funkcjonować.
Państwo ma podwójną korzyść, po pierwsze – zyskuje infrastrukturę, która przyda się w czasie powrotu gospodarki na tory, a po drugie – może te konieczne prace wykonać o wiele taniej, bo w czasie depresji siła robocza i materiały są tańsze, gdyż nie trzeba konkurować z popytem ze strony biznesu i konsumentów.
To logiczne i racjonalne, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby w czasie urodzaju zrobić zapasy, które skonsumujemy w czasie klęski żywiołowej, albo – gdy nie obrodzi.
Zatem w czasach prosperity państwo powinno bezwzględnie dążyć do uzyskania nadwyżki budżetowej (to jest moja odpowiedź na pytanie trystero we wstępie do notki), a w czasie depresji natychmiast uwalniać te zapasy do gospodarki – ścinamy górkę i niwelujemy dołek, czyli zdrowa inżynieria finansowa.
A jeśli państwo nie ma dość zapasów, to nie wahać się przed zaciągnięciem pożyczki, bo lepiej, prawda, zadłużyć się na miliard i dać robotę ludziom, niż stracić miliardów dziesiątki na skutek totalnego załamania i rewolty głodującego tłumu.
I żadnej pomocy bankrutom!, ale też – żadnych zasiłków!
Zasiłek demoralizuje, zasiłek poniża godność człowieka. Jeśli człowiek nie może znaleźć roboty, to państwo powinno powiedzieć tak: „Choć, bracie, podpiszemy kontrakt. Dam ci tysiaka, ale zrób dla mnie to i to: koś trawę w rowie melioracyjnym, syp wały p-powodziowe, sprzątaj ulice, napraw dzieciakom bramkę na Orliku, itp.”
Pieniądz ma być nieduży, aby człowiek cały czas rozglądał się za czymś innym, żeby – gdy tylko pojawi się popyt na pracę ze strony firm – natychmiast rzucał państwową niskopłatną fuchę. Oczywiście, po wykonaniu czynność zapisanej w kontraktcie (najpierw skończ to, co zacząłeś, potem bierz pieniądze i jesteś wolny jak ptak).
Przypuszczam (nie czytałem jego prac), że o to właśnie chodziło Keynesowi. Ponieważ ludzie go nie zrozumieli, albo przypisali mu to, czego on nigdy nie postulował, więc robi dzisiaj za ekonomiczny odpowiednik czarnego luda.
Tymczasem to, co obserwowaliśmy przez ostatnie lata (te niemożebnie rozdęte budżety, te niskie stopy procentowe, nawet w czasie boomu), to jest „twórcze” rozwinięcie koncepcji Keynesa, ale ich autorem prawdopodobnie nie jest sam Keynes, tylko jakiś polityczny filut, który po Wielkim Kryzysie uznał, że skoro można robić długi w czasie zapaści, to tym bardziej można, gdy gospodarka kwitnie. Jednak cwaniak postanowił podzielić się tym odkryciem z mister Key, a sam pozostać w cieniu.
I ja mu się nie dziwię, co prawda pół wieku temu takie cwaniaki nie musiały się już obawiać, że zostaną zaproszeni do ulicznego show pt. „Taniec na sznurze”, jak to się działo w „ciemnych” (dla kasiarzy) wiekach, ale jednak zawsze można było trafić do paki i na ciężkie roboty.
Myślę, że ów cwaniak już nie żyje, bo gdyby było inaczej, to z pewnością oburzyłby się bardzo, że Keynesowi przypisuje się to, co on sam wymyślił, wszak dzisiaj za taką politykę uniwersytety przyznają stypendia, instytucje wybulają granty, prezydenci przypinają medale, a opiniotwórcze gazety, typu „Puls Barabasza” (bez skojarzeń) – przyznają tytuły: finansista roku, oraz dają zdjęcie na okładce.
@Trystero
„Na całe szczęście żyjemy w naturalnym eksperymencie. Niektórym państwom ‘agregaty’ przesłoniły świat i zwiększyły wydatki w czasie recesji (tutaj można chyba wymienić Polskę), inne uznały, że recesja bilansowa to świetny moment na konsolidację fiskalną. Nic tylko obserwować i notować 🙂 ”
@Kornik
„Tymczasem to, co obserwowaliśmy przez ostatnie lata (te niemożebnie rozdęte budżety, te niskie stopy procentowe, nawet w czasie boomu), to jest „twórcze” rozwinięcie koncepcji Keynesa, ale ich autorem prawdopodobnie nie jest sam Keynes,”
No tak ale kraje takie jak Hiszpania i Irlandia prowadziły właśnie zdrową taką politykę fiskalną. Pisał o tym Trystero jakiś czas temu. A teraz dostają niezłe baty.
http://krugman.blogs.nytimes.com/2012/04/15/insane-in-spain/?gwh=2E31F141D73B0AD67F0F47C8FFF8BA75
Chyba mam wykres do tych słów.
http://krugman.blogs.nytimes.com/2012/03/21/fiscal-policy-and-growth-in-europe/?gwh=D49DED080268DB79E315FA72AA474D21
@ Kornik, ice devil
Ja tylko potwierdzę, że Keynes rzeczywiście zalecał operowanie przy nadwyżce budżetowej w czasie dobrej koniunktury. Chyba Chile byłoby niezłym przykładem takiej polityki.
Utożsamianie keynesizmu z polityką deficytów budżetowych i zwiększania zadłużenia jest powszechne ale ja widzę to w szerszym kontekście ogólnego poziomu wiedzy ekonomicznej wśród osób dyskutujących o ekonomii w Internecie czy w mediach.
Moim zdaniem recepta pana Koo to nic innego dmuchanie dłużnego balona. Sektorowi prywatnemu zabrakło pary w płucach? Czas, aby za dmuchanie wzięli się ministrowie…
Recesja bilansowa to rzeczywiście paskudne zjawisko, ale prowadzi do uzdrowienia gospodarki zmęczonej fałszywym boomem. Rynek mówi: w Stanach pobudowali zbyt dużo domów, robotnicy muszą stracić pracę, zająć się czymś produktywnym, firmy muszą pobankrutować, żeby było można budować wydajną gospodarkę na gruzach bańki. Koo mówi: trzeba powstrzymać delewarowanie, zastępując dług prywatny publicznym – trzeba zrobić tak, żeby nic się nie zmieniło (poza tą prywatno-publiczną strukturą długu). Litości.
Przecież delewarowanie nie trwa bez końca, a towarzyszy mu korzystna (bo rynkowa) realokacja zasobów. Deflacyjna spirala agregatów pieniężnych i kredytu nie jest spiralą, bo sama się w końcu zatrzyma.
Jest też teoria, że spadające ceny są złe i mogą spadać bez końca. Gdy ekonomista chce postraszyć polityków, mówi „deflacyjna spirala” i sakiewka otwiera się od razu. A przecież deflacja na rynku elektroniki (rozumiana jako spadek cen) trwa od co najmniej dwóch dekad – i co, powstrzymało to popyt? A deflacja cen biletów lotniczych? (W 1999 r. poleciałem do Kaliforni za ponad 2000 zł – to było super tanio; w 2011 r. lot do Nowego Jorku kosztował mnie 1500 zł, mimo że ropa podrożała przez te 12 lat o kilkaset procent.)
@ kajet
A przecież deflacja na rynku elektroniki (rozumiana jako spadek cen) trwa od co najmniej dwóch dekad – i co, powstrzymało to popyt? A deflacja cen biletów lotniczych? (W 1999 r. poleciałem do Kaliforni za ponad 2000 zł – to było super tanio; w 2011 r. lot do Nowego Jorku kosztował mnie 1500 zł, mimo że ropa podrożała przez te 12 lat o kilkaset procent.)
Zacznij od tego: http://en.wikipedia.org/wiki/Deflation
Mam wrażenie, że nie dostrzegasz, że deflacja, o której pisał Koo spowodowana jest spadkiem popytu a nie ma spowodować spadek popytu. To dosyć istotna różnica 🙂
Trystero, odesłanie do wikipedii to praktycznie obraza 🙂
Dobrze wiem, co napisałem. Teoria o deflacyjnej spirali mówi, że deflacja powoduje spadek popytu, który z kolei napędza deflację. Koo nie pisałby o spirali, gdyby nie miał na myśli sprzężenia zwrotnego.
@trystero
Jak mówię, nie czytałem, więc nie wiem czy postulował operowac przy nadwyżce w czasach wzrostu. Ale na chłopski rozum, to tak powinno się robić, a najlepiej ścinac tylko same górki, tzn. – dązyć do nadwyżki dopiero w fazie wzrostu zapowiadającej bańkę (stawiac tamę temu szaleństwu, które może doprowadzić do katasrofy).
W połowie lat zerowych decydenci zrobili dokładnie na odwrót, dolewali oliwy do ognia i rynki eksplodowały (w górę), a potem nastąpił krach.
@Ice
Ten wykres pokazuje polityke fiskalną za lata 2007-20011, czyli de facto za lata kryzysu po pęknięciu bańki mieszkaniowej, a zatem jest dowodem na słuszność teorii Keynesa.
Grecja, Litwa, Irlanadia zaciskały pasa, tymczasem Polska zwiększała wydatki m.in. w związku z dotacjami unijnymi i Euro, mimo że premier odgrażał się, że on będzie pasa zaciskał (całe szczęście znów opowiadał bajki).
Inna sprawa jak wydawane były te pieniądze… – przyjdzie nam słono za to zapłacić w przyszłości (konieczność remontów sypiących się po roku dróg, bo ktoś „zniknął” np. kruszywo – by żyo się lepiej…; to utrzymanie urzędników, których zatrudniono do obsługi tego kraniku z unijną kasą, itd., itp.)…
@ Kornik
Dlatego potwierdziłem Twoje przypuszczenia.
Keynesa, w mojej bardzo skromnej opinii, się trudno czyta. Może dlatego więcej przeczytałem Hayeka niż Keynesa 🙂
„Tak, zwiększyć wydatki rządowe, ale roztropny gospodarz nie buduje stadionów, lecz remontuje/buduje nowe: drogi, mosty, linie kolejowe, wały p-powodziowe, elektrownie”
Znaczy się, roztropny gospodarz nie zgłasza chęci organizacji trzeciej pod względem wielkości i oglądalności imprezy sportowej na świecie. A jeśli już nieopatrznie zgłosi taką chęć, to nie buduje stadionów tylko nowe drogi, mosty, linie kolejowe.
Nabudowali stadionów, a teraz ludzie muszą poruszać się lasami, polami i łąkami. Rzeki pokonują wpław lub w bród. Po prostu nie ma nic. Jak przepowiadał Kononowicz.
A dlaczego nie można robić tak jak Niemcy? Mieć wszędzie nadwyżki i inwestować je w „rest of the world”? A potem w dywidend się utrzymywać.
@ Adam Duda
Podstawowym powodem jest to, że nie wszyscy mogą mieć nadwyżki. Ktoś musi mieć deficyt by ktoś (Niemcy i Chiny na przykład) miały nadwyżkę.
Naturalnie, nikt nie ma wątpliwości, że świat i strefa euro muszą być pod tym względem w większej równowadze. Ale to z jednej strony oznacza mniejsze deficyty czy nadwyżki Hiszpanii a z drugiej strony mniejsze nadwyżki czy deficyty Niemiec. W gruncie rzeczy by peryferie strefy euro przestały mieć deficyty Niemcy muszą zrezygnować z nadwyżki.
W kontekście, recesji bilansowej problemem może być też fakt, że zmiana ROB jest trudniejsza i bardziej powolna niż zmiany wewnątrz gospodarki, czytaj: zwiększenie wydatków rządowych. Zwłaszcza wtedy gdy płynny kurs walutowy nie dostosowuje konkurencyjności gospodarki.
to się chyba nazywa wymuszone oszczędności…tak to ktos nazwał jakies 100 lat temu:)
Lucek, jesteś zwolennikiem polityki zastaw się a postaw się?
W ostatnich latach mieliśmy przeważnie bańki mieszkaniowe, ale zdarzają się też bańki inwestycji w infrastrukturę. Japonia jest takim przykładem. W Hiszpanii też przeinwestowali w koleje i autostrady.
Obawiam się, że w Polsce też za bardzo skoncentrowaliśmy się na budowie dróg A i S. Poza tym skumulowanie inwestycji przed Euro2012 może oznaczać późniejszą recesję . Tak było m.in. w Grecji i Portugalii
@ pawel-l
Z pewnością przeinwestowali w infrastrukturę sportową. Tutaj w Krakowie mamy dwa nowoczesne stadiony (jeden wkrótce pierwszoligowy, haha) położone 500 metrów od siebie. Jeśli się nie mylę to tylko Dundee w Szkocji wygrywa z Krakowem pod tym względem (podaje za kolegą ekspertem).
Z infrastrukturą drogową jest inaczej bo w tej kwestii byliśmy tak opóźnieni, że do końca tej dekady nie da się przeinwestować pewnie. A i tak wszystko zależy od następnego budżetu Unii 🙂
@ Lucek
„Znaczy się, roztropny gospodarz nie zgłasza chęci organizacji trzeciej pod względem wielkości i oglądalności imprezy sportowej na świecie.”
Czy uważasz, że roztropny gospodarz organizował by imprezę, do której sporo dołoży, gdyż doświadczenia innych mówią, że tak się to dzieje przy tych imprezach futbolowych, że zarabiają głównie UEFA i FIFA, no i troche PZPN.
Miasto Warszawa do tego sporo dołoży a przecież są dużo pilniejsze i nie mniej priorytetowe potrzeby, a te inwestycje stoja lub sa odłozone z uwagi na Euro 2012 a inwestycje na Euro realizowane sa w pospiechu i na pałę i z konsekwencjami (vide casus z Chińczykami, upadek , niezapłaceni i bankrutujący podwykonawcy, autostrady pękające prze oddaniem do eksploatacji itp).
Ale oficjalnie to gites jest bo będziemy mieli parę meczy Euro. Czy musi wciąż musi być chleba i igrzysk? A pisze to kibic futbolu!
upadek…
miałem oczywiście na myślina Dolnośląskie Surowce Skalne, dawniejszy dostawca kruszywa na budowę A2, a potem generalny wykonawca autostradu, kt oren nie miał w tym kemacie zadnego doświadczenia.
Ktoś jednak pod wplywem presji politycznej i urz edowej poszedł na takie nierozsadne rozwiazanie, choć wszyscy mówili ze to na Chiny nie wyjdzie.
No i jak to jest panie Lucek, czy my tu mamy do czynienia z rotropnym gospodarzem czy raczej z chłopkiem roztropkiem?
@Less
Gdybym ja się urodził wczoraj, to ja bym pewnie krzyczał najgłośniej:
„Nie stadiony! Przedszkola i żłobki!” Tak bym krzyczał…
Ale ja się już nakrzyczałem w przeszłości, ja się nabudowałem w czynie społecznym różnych „pilniejszych” inwestycji. Tylko jakoś żadnej z tego przyjemności dla mnie nie było.
Jeśli ja teraz jadę autostradą z Łodzi do Berlina, to mnie takie chłopki roztropki, piszące o priorytetach w inwestycjach nie rajcują.
Za jednego mojego życia dokonało się bardzo wiele zmian w infrastrukturze, teraz przyszedł czas na stadiony. I bardzo dobrze, że są takie stadiony jak w innych krajach. Żeby jeszcze tylko skórokopy potrafiły grać w piłke nożną:)
No i żeby Bayern ograł dzisiaj Real, bo tego już bym nie ścierpiał, że Real ograł w lidze Barce i na dodatek mógłby wygrać Ligę Mistrzów.
Widzisz, jaki ze mnie kibic futbolu:)
W idzę, ale ja kibicuję Realowi, bo dla mnie jeśli bajer to tylko full. Nie mylić z faul.
Niejaki Winnie Churchil wypowiedział żartobliwe, ale jakże mądre i znamienne słowa: – „Nie ms lepszej inwestycji dla społeczności niż mleka w dzieci” – czyli prokreacja, a co za tym idzie żłobki i przedzkola i dobre szkolnictwo.
Bo w dzieciach jest przyszłość tego narodu a nie w udacznych futbolistach. Zreszta może z czasem wyrosna z dzieci dużo lepsi
gracze.
Tak więc dla mnie żłobki i przedszkola są dużo ważniejsze od stadionów, i dla całego społeczeństwa chyba też.
„Nie ms lepszej inwestycji dla społeczności niż wtłaczanie mleka w dzieci.” – tak to leciało.
@ pawel-l
„W ostatnich latach mieliśmy przeważnie bańki mieszkaniowe, ale zdarzają się też bańki inwestycji w infrastrukturę.”
Trzeba patrzeć, kto ma pieniądze do wydania (także w postaci kredytu, oczywiście), a kto już zadłużył się ponad miarę i musi się delewarować.
Państwa i konsumenci delewarują się, firmy siedzą na gotówce (przynajmniej amerykańskie). To wskazuje, gdzie będzie umiejscowiona następna bańka.
@Less
Bye, bye Real….karnymi
@ Lucek
No coż, tak bywa, że wygrywają Niemce. Ale mecz był w porzo!
„takie chłopki roztropki”
Powoli, mopanku, powoli.
Mamy tutaj do czynienia z rybą drapieżną – ma bystry CPU, mocne szczęki i ostre, jak brzytwa, zęby. Odcina nimi elegancko: ręce, nogi, głowy – ale nawet taki postrach oceanów musi uważać, bo czasem zamiast rąsi może się trafić kawał chłopka roztropka i jego harpuna, a wtedy i procesor zawodzi i ząbki pryskają, jak marzenia Realu w meczu z Bayerem. Zatem, powoli.
Konsultacja naukowa doktor Hanna Dobrowolska.
Czytała Krystyna Czubówna.
@Kornik
Już się boję! 🙂
porownanie 3 ostatnich balance sheet recessions:
http://i.imgur.com/zI8PL.png
Nikkei 1990, SP500 1929 i 2008
(proporcje cenowe nie sa zachowane)
@Lucek
🙂
Pan Morawski rozwija temat:
http://biznes.interia.pl/raport/kryzys_w_usa/news/korporacje-zgromadzily-gore-pieniedzy-co-zrobia,1791340,5429
Jest tam odpowiedź dla Doroty.
Ja dodam, że ze sztuki „Pieniadze innych ludzi” zapamiętałem m.in. takie zdanie, iż czas Wielkiego Kryzysu przetrwały tylko firmy z zapasem gotówki.
Jeśli to prawda, to ciekawi mnie, jakim sposobem te pieniadze wróciły do gospodarki (czy stało się to samoczynnie, czy rząd podjął jakies działania stymulujące?), oraz kiedy to się stało i z jakim skutkiem dla gospodarki, indeksów giełdowych?