Na blogach bossy pewnie od lat – zapewne więcej niż dziesięciu – zapraszamy do inwestowania na rynkach zagranicznych. Używamy różnych argumentów, akcentując konieczność pogodzenia się z faktami, iż będąc mieszkańcem peryferii trzeba myśleć, jak mieszkaniec metropolii, a nawet wykorzystać ten fakt, iż macie dodatkową ochronę w postaci waluty. Dzisiejsze notowania na rynkach regionu Europy Wschodniej boleśnie uświadamiają, dlaczego tak ważne jest, by nigdy nie zapominać o podziale na rynki rozwinięte, wschodzące i graniczne.
Zacznijmy od odnotowania faktu, iż indeks giełdy w Moskwie spadał dziś o blisko 50 procent. Ktoś powie, że takie wydarzenia są rzadkie i w pewnym sensie wygrywają z prawem trzech sigm. W istocie historia nie zna takiej przeceny. MOEX pobił dziś wszystkie granice definicji krachu, ale spadek powinien zostać włączony do modeli ryzyka. Od dziś będąc inwestorem na rynku wschodzącym musisz liczyć się z tym, iż lokując środki na rynku akcji w takim regionie możesz stracić 50 procent w jeden dzień, a nadzór może jeszcze skasować sesję. W mojej opinii nie ma żadnego sposobu na uchronienie się przed takim ryzykiem poza nie inwestowaniem lub inwestowaniem szczątkowym w rynki wschodzące.
Kolejnym przykładem jest GPW. Wielokrotnie wyśmiewaliśmy tu opinie o tym, iż zarządzeniem kilku ludzi w Londynie, Frankfurcie czy innym Nowym Jorku nie można rynku wschodzącego uczynić rynkiem rozwiniętym. Żadne włączania w indeksy rynków rozwiniętych i przesuwanie do koszyków tego typu nie wygrywa z tym, jak rynki traktowane są przez inwestorów. Osobiście w wielu notkach pisałem, żeby nie oszukiwać się i nie traktować GPW jako rynku rozwiniętego, tylko wschodzący. Naprawdę napisałem nawet kiedyś notkę, iż na zawsze zostaniemy rynkiem niedorozwiniętym i w najlepszym przypadku będziemy pałętać się gdzieś na granicy rynku rozwiniętego i wschodzącego.
Wojna na Ukrainie cofa nas o kolejne kilka kroków na ścieżce prowadzącej do rynku rozwiniętego – poprzednie zrobiliśmy na własne życzenie – a doświadczenie dzisiejszego dnia przesądza o tym, iż w perspektywie kolejnych lat będziemy żyli w cieniu ryzyka związanego z napięciami na rynkach regionu. Chcemy tego czy nie, rosyjski najazd na Ukrainę przesunął nas znów na Wschód, a dokładniej umieścił nas tam, skąd nigdy inwestycyjnie nie wyszliśmy. Fantazje, że jest inaczej zderzyły się z rzeczywistością dziś w nocy. Czarowanie słowami o sile, potencjalne i liderowaniu ma swój link-to-reality. Wojna na Ukrainie to finalne w mojej opinii wezwanie, żeby centrum inwestycyjne swojego portfela przesunąć na rynki rozwinięte.
W sytuacjach takich, jak dzisiejsza stracicie może 5 procent, z czego 2,5 procent złagodzi wam spadek złotego. A nie kilkanaście procent lub 50 procent, jak część inwestorów rosyjskich. Część naszych czytelników zapewne oburzy się, iż kolejny raz na przestrzeni lat muszą czytać u mnie to samo. Chciałbym wierzyć, iż wszyscy – jak obiecujecie – jesteście zdywersyfikowani geograficznie i w dzisiejszym zamieszaniu straciliście drobny ułamek swojego portfela, który łatwo odrobicie, jak sytuacja ulegnie poprawie. Naprawdę jednak wiem, że nie jesteście, a przynajmniej nie wszyscy. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie Wam do głowy grać tylko na GPW, to pamiętajcie, że mogliście być dziś drobnym ciułaczem w Rosji, który rano tracił połowę… wszystkiego.
W szerszej perspektywie patrząc mamy do czynienia z wydarzeniem na skalę, którą daje się porównać z atakiem na USA 11 września z 2001 roku. Kto wówczas był na rynku pamięta, że na starcie mogło wydawać się inaczej, ale określił niektóre regiony świata na dekady, a część nie podniosła się z konsekwencji i następstw tamtego ataku do dzisiaj. Afganistan, Irak, Syria i generalnie część Azji i Bliskiego Wschodu cały czas żyją w cieniu tego wydarzenia. Jeśli podobny proces zajdzie w Europie Wschodniej, to potrzeba szukania swojej szansy na rynkach zagranicznych i redukowania obecności na GPW jawią się jako scenariusze bazowe. Zmiana fundamentalna, która na rynkach przekłada się na awersję do ryzyka i którą trzeba brać pod uwagę, gdy planuje się swoją ścieżkę inwestycyjną.
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Nie wiem kto moglby sie oburzyc na powyższą najbardziej racjonalna porade inwestycyjna jaka mozna dac.
Wrecz mozna posunac sie dalej- nie tylko trzeba miec portfel inwestycyjny w walutach G7 ale i najlepiej w nich zarabiac.Zarabiajac w zlotym tracimy sile nabywcza do dalszego inwestowania i tracimy poteznie na inflacji.
A w najgorszym scenariuszu politycznym w ogole wypadamy z obiegu i to nas moga dotknac restrykcje ( blokady rachunku czy dostepu do srodkow).
To jest nawet całkiem irytujący przykład analityków którzy nie potrafią zarabiać ,a mądrzy są post faktum.
Kiedy się nawet wiele pisze to kiedyś tam nawet zawsze można się powołać się na to, że się trafiło .
Gdybyś śledził/a wpisy autora postu to byłoby jasne że od wielu lat konsekwentnie promuje ideę dywersyfikacji geograficznej inwestycji. Więc zarzut o byciu mądrym post factum jest zupełnie nie trafiony.
Nie znam się osobiście z autorem, ale również z etykietką "analityka ktory nie potrafi zarabiać" bylbym ostrozny, chyba ze masz dane które to stwierdzenie potwierdzają.
Analityk nie ma nic do ukrycia w kwestii swoich inwestycji giełdowych. Robi w zgodzie z zasadą "put your money where your mouth is". Od lat 100 procent środków poza granicami Polski. Ułamek do spekulacji zostawiony w PL, ale raczej do testowania systemów, metod i trenowania się w skrajnie krótkiej spekulacji (żeby nie zardzewieć), bo z tego korzenia przyszedł na giełdę. Również po to, żeby nie być tylko teoretykiem spekulacji. Całkowicie przygotowany na to, żeby tę część stracić w tej zabawie, bo dywidenda z głównego portfela pokryje wszystko, co może utopić na rynkach lewarowanych.