Czy inwestowanie to faktycznie tego rodzaju działalność, gdzie można się nie narobić, a dobrze zarobić?
Taki przekaz funkcjonuje bowiem w powszechnym obiegu zaraz obok zupełnie przeciwnego, w którym aktywni traderzy śledzą każdy tik rynku, każdą wiadomość i do tego wstają obsesyjnie w nocy, żeby sprawdzić notowania w Japonii.
Faktycznie jednak obie opowieści są prawdziwe, pochodzą z dwóch światów złączonych słowem giełda. To udowodniła nasza sonda powieszona na twitterze w ostatni weekend.
Pytanie i rozkład końcowy odpowiedzi mamy na poniższym obrazku:
Przyznam, że miałem mały problem z odpowiednim doborem owych 4 przedziałów czasowych, ale jakoś intuicyjnie wyszło jak wyszło i chyba założone przeze mnie proporcje nieźle zgrały się w ostatecznych wynikach głosowania.
Największa grupa głosujących inwestorów poświęca od pół do 2 godzin dziennie na wszystko związane z inwestowaniem. No i mamy 2 skrajne grupy po nieco ponad 20%, które istnienie owych 2 odległych światów oddają.
Założyłem przy tworzeniu sondażu, że skoro pasywnie inwestuje 24% odwiedzających nasz profil (tak wyszło w jednej z sond niedawno), to ich czasowy nakład pracy musi mieścić się w niewielkim przedziale, po to właśnie wymyślono pasywny styl inwestycyjny. Właściwie tylko z ciekawości można sprawdzić w takim trybie co dzieje się na rynkach lub ewentualnie w mediach społecznościowych. W pasywnej rewolucji odpada więc czas tracony co dzień na monitoring i analizy rynku, a ten poświęcony na sporadyczne doglądanie „jak rośnie trawa” to mikroskala.
Z kolei obsesyjnie podglądający każdy tik to ci, którzy zagłosowali za 5+ godzin spędzonych na interakcji z rynkiem na różne sposoby. Jednakże ich nazywamy już traderami, a nie inwestorami, oni faktycznie handlują kapitałem a nie lokują go tak po prostu na długi termin w akcje.
Pytanie najważniejsze jakie można postawić przy tej okazji brzmi:
Czy ilość czasu spędzonego na inwestowaniu/tradingu przekłada się na efekty, czyli zyski?
Jeśli wyrokować to na podstawie statystyk, to nakłady czasu mogą wydać się nieproporcjonalne do efektów.
Aktywni traderzy z grup ‚2-5 h’ i ‚5+h’ to w dużej mierze ci, którzy mieszczą się w okresowych raportach składanych przez brokerów forexowych, gdzie 60 do 80% klientów traci na tradingu. To głównie day-traderzy i skalpujący, w porywach swing-traderzy. Tu faktycznie trzeba czekać na okazję śledząc rynki, zarządzać potem ryzykiem, w międzyczasie przeglądając media społecznościowe i informacje, albo się doszkalać poszukując wiedzy.
Wielu nie doczekuje się godziwej zapłaty za ten spędzony czas, ale nie dlatego, że poświęcili go mimo wszystko za mało, albo poświęcili wręcz nadmiarowo (wyczerpanie fizyczne i psychiczne). Rynek płaci w tym wypadku TYLKO za czas poświęcony na znalezienie własnej STRATEGII (przewagi rynkowej) oraz za PSYCHOLOGICZNĄ adaptację do jej porządnego realizowania. Sam długi czas spędzony potem nad zleceniami przestaje mieć już znaczenie, jeśli owe 2 wspomniane warunki nie są spełnione.
A w takim razie rynek nagradza przede wszystkim za czas spędzony na NAUKĘ efektywnego tradingu. Jeśli się uda, to zapłata może być potem sowita, i to taka, o której pasywna część może tylko pomarzyć. Jeśli jednak czas spędzony na nauce okaże się spędzony bez efektu w postaci strategii, to godziny spędzone później przy śledzeniu rynku okażą się niestety nieproduktywnie straconymi.
Sam przechodziłem przez ten proces, spędzając kiedyś naprawdę długie godziny na testowanie, na poszukiwanie wiedzy, na praktyczne sprawdzane pomysłów na demo i w realnej grze, na próbowanie różnych metod, na czytanie książek, na dyskusje na forach. Dziś wykresy lecą mi jedynie gdzieś w tle, nie jestem do nich przyklejony, trudno nawet powiedzieć, że to czas spędzony na inwestowaniu. Szybko znajduję dogodne wejścia na transakcje a potem stopy robią resztę. Znacząco więcej czasu zabiera mi bycie na bieżąco z tym, co dzieje się na rynkach, na poszukiwaniu nowości, to bowiem podstawa do prowadzenia bloga i twittera.
Ponieważ jest to już pasja, nie żałuję i nie zazdroszczę wszystkim uczestnikom pasywnej rewolucji wolnego czasu. W ich przypadku proporcje robią się całkiem odwrotne niż w tradingu. Sama nauka tego jak działa pasywne inwestowanie to kwestia 1-2 dobrych wykładów, monitoring rynku można ograniczyć do sporadycznego zaglądnięcia, a potem zostaje mnóstwo czasu na inne sprawy, tu bowiem „trawa sama rośnie”. No i w ostatecznym rozrachunku grupa zyskownych, pasywnych inwestorów i tak okazuje się w świetle statystyk większa niż aktywnych traderów.
Nie ma idealnego wzorca na to, ile czasu spędzić nad inwestowaniem. W sondzie wyszły 2 skrajne podejścia, a wszystko zależy od celów, motywacji, ilości czasu do dyspozycji, przekonań, psychologicznej konstrukcji, zdolności.
Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by łączyć oba podejścia! Czyli część portfela na pasywne zakupy, druga część na naukę aktywnego tradingu. Nicholas Taleb wymyślił na to nazwę: strategia SZTANGI. W jego pomyśle 95% kapitału idzie na długi termin, 5% na zabawy z rynkiem.
W praktyce ścieżka rozwoju inwestorów przebiega wg moich obserwacji dwukierunkowo, choć finał jest ten sam:
Ścieżka 1
Świeżo upieczony inwestor rzuca się na forex, kryptowaluty, szybkie transakcje, duże lewary. Znacząca większość doznaje rozczarowania i w finale traci ten rozpęd lądując w najlepszym wypadku w bezpieczniejszych, choć nudnych długoterminowych inwestycjach.
Ścieżka 2
Nowo narodzony inwestor zaczyna od pasywnego podejścia, ale w miarę czasu nabiera apetytu i chce się spróbować w aktywnym tradingu. Ponieważ spory odsetek traci, dlatego w finale następuje i tak powrót do bezpiecznego, długiego terminu.
A ponieważ szczęśliwi czasu nie liczą, więc szczęścia w poszukiwaniu własnego stylu wszystkim życzę!
—kat—
5 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Tutaj jest aspekt psychologiczny, który warto wskazać. Jesteśmy (jako społeczeństwo) od małego dziecka socjalizowani do trudzenia się. Wstajemy raniutko do przedszkola/szkoły/na uczelnię/do pracy i mamy głęboko wpisany przymus "bycia zajętym" cały dzionek. Inny styl życia znamionuje kompletnego przegrywa. Tylko kloszardzi mają czas.
No i niektórzy (bardzo nieliczni) stają potem przed pozornym problemem: giełda daje się ogarnąć w 2-3 godziny dziennie. I co teraz? Własne poczucie "lenistwa" i nieprzydatności i pytania otoczenia – czym ty się właściwie zajmujesz?
Czasem wręcz niewyrażona wprost wściekłość otoczenia, że oto ktoś nie "robi" po 12 godzin dziennie, a zarabia jakieś pieniądze.
Myślę, że to może być doświadczenie wielu osób zajmujących się giełdą. Ona jakby "wywala" poza margines społeczeństwa żyjącego w normalny sposób 🙂
Pomijając już kwestie interakcji z otoczeniem zachęcam do przyjrzenia się własnej psychice pod tym kątem.
Czy przypadkiem nie bywamy nadaktywni na giełdzie (w sensie aktywności nie przekładającej się na wyniki) tylko dlatego, żeby nie mieć poczucia "nicnierobienia" i wynikającego dalej poczucia winy, dyskomfortu?
Skąd ten problem nadaktywności? Która z tych grup wg Ciebie jest nadaktywna zabijając w sobie poczucie winy?
Obstawiałbym raczej, że większość inwestujących robi zawodowo inne rzeczy, ale i to możemy poddać badaniu sondażowym skoro jest jakiś problem, którego mój radar nie wyłapał. A potem problem zlikwidujemy 🙂
A, słusznie, myślałam tylko o osobach, które nie są poza giełdą aktywne zawodowo. Giełda jako dodatek do etatu na pewno nie powoduje frustracji "niezatrudnienia".
Ojej, tylko 2%? Myślałam, że więcej. Wycofuję te uwagi, to margines.
https://www.sii.org.pl/13783/aktualnosci/badania-i-rankingi/ogolnopolskie-badanie-inwestorow-obi-2020.html
str.7.
No, dobra, jak dodamy rencistów, emerytów i bezrobotnych to mamy 13,5%.