W tym wpisie spróbuję pokazać, jak niesymetrycznie wiedza o giełdowym inwestowaniu jest transferowana do kolejnych generacji.
Jeśli chcielibyśmy zdobyć prawo jazdy albo licencję pilota, z dużym prawdopodobieństwem trafimy we właściwe miejsce, w którym otrzymamy stosowną wiedzę teoretyczną, odbędziemy kurs praktyczny, zdamy egzaminy, otrzymamy upragniony dokument i niemal na pewno będziemy potrafić wykonywać z sukcesem to, w czym właśnie nas szkolono. Tymczasem szanse na podobną ścieżkę kariery w branży inwestycyjno-traderskiej są znacząco mniejsze, przede wszystkim w zakresie uzyskania prawidłowo zagregowanej wiedzy i odbycia praktyki pod okiem profesjonalisty.
To może nieco przerysowany przykład, ale chciałem w ten sposób uświadomić jak trudno w branży giełdowej zdobyć stosowne kompetencje w zorganizowany sposób, znany z innych dziedzin.
Pierwszą przeszkodą jest to, że jesteśmy w większości przypadków zdani po prostu sami na siebie.
Druga to ta, że istnieje ogromne rozproszenie wiedzy w tej branży, podczas gdy zwykle poszukuje się po prostu gotowej instrukcji obsługi.
Trzecia: nie ma jednej, powszechnej zgody co do tego, które treści, idee i praktyki są optymalne w osiągnięciu sukcesu, a dotyczy to przede wszystkim tradingu.
W tym miejscu dochodzimy więc do kolejnego sekretu, o którym nie wie zdecydowana większość początkujących.
9. Przekaz wiedzy między pokoleniami jest mało efektywny
Chodzi przede wszystkim o tę wiedzę dostępną powszechnie: w niezliczonych książkach i poradnikach, tysiącach serwisów internetowych, filmach instruktażowych, szkoleniach wszelkiego typu, grupach dyskusyjnych.
Teoretycznie jest to wiedza już w jakimś stopniu przefiltrowana, poniekąd sprawdzona, przemyślana. W praktyce, jak się okazuje, nie jest z tym tak idealnie. Świeżo upieczony ochotnik staje pełen entuzjazmu w ukwieconej bramie do poznania i oświecenia, nie zdając sobie do końca sprawy, że musi przejść dokładnie tę samą „ścieżkę zdrowia” do kariery co tysiące tych, którzy robili to w mękach przed nim, i z których 80 czy 90% z „nieznanych” powodów skończyła dość marnie. Gdzie jest problem? Otóż w dużej mierze w efektywności owej samoedukacji.
Porównajmy to do przekazu wiedzy, który dokonuje się w instytucjach, znanych przede wszystkim z Wall Street – bankach inwestycyjnych, funduszach wszelkiego typu czy firmach prop-traderskich.
Tam wszelkie nierealne pomysły, niedziałające w sensie uzyskiwania przewagi strategie, śmieciowe narzędzia i porady, niesprawdzone teorie i spiskowe hipotezy dziesiątki razy zweryfikowano i odsiano. Nowo przyjęty pracownik dostaje więc do ręki jedynie przydatne i sprawdzone narzędzia. Nie musi tracić czasu na przedzieranie się przez gąszcz chłamu. Co więcej – ta wiedza jest na bieżąco wzbogacana, udoskonalana. I nie chodzi nawet o jej rzeczywistą użyteczność, ale o to, jak sprawnie przebiega proces edukacji. Instytucje są jednym słowem depozytariuszami użytecznej wiedzy i weryfikatorami umiejętności oraz kompetencji.
Jeśli więc ktoś marzy o karierze tradera, całkiem serio może pomyśleć o rozpoczęciu np. w firmie prop-tradingowej, czyli takiej, która wynajmuje młodych i zdolnych, którzy mają obracać jej gotówką na rynku w zamian za premie. Przy tym rygorystycznie uczą zarządzania ryzykiem i dyscypliny. Warto jednak wcześniej poszukać jak najwięcej informacji o konkretnej z nich, przede wszystkim na temat tego, czy rzeczywiście jakiś przekaz wiedzy w niej istnieje.
A co w menu ma do wyboru zdany sam na siebie adept i czego musi się dowiedzieć dopiero na własnej skórze, ponieważ nie ma szansy na szybką ścieżkę kariery jak w instytucjach? Oto szczęśliwa siódemka problemów, z którymi musi się zmierzyć:
1/ Na 100% popełni wszystkie możliwe błędy zanim się dowie, że są one błędami. I nawet jeśli przeczyta o nich gdzieś wcześniej, i tak jest mała szansa, że ich uniknie. Nie ma bowiem nikogo, kto go przed nimi z góry go uchroni. I kto wskaże to, co jest w tym gąszczu najbardziej wartościowe.
2/ Tak jak tysiące innych przed nim zachwyci się tymi samymi dziesiątkami metod, strategii, pomysłów, z większości których nie będzie miał pożytku, albo wyprowadzą go w pole zanim zrozumie ich wątpliwą jakość. Nie są one bowiem aktualizowane w publicznych zbiorach pod kątem przydatności, każdy początkujący będzie się musiał przedzierać przez nie z tym samym lepszym lub gorszym skutkiem, co większość przed nim.
3/ Kategoryzacja „działa” jest mocno względna w tym biznesie i niedostatecznie zrozumiana. W większości wypadków pomysły nie „działają” same z siebie (w sensie generowania zysków), lecz końcowy wynik zależy od ich użytkownika, który ma w zasadzie tylko jeden dobry wybór: Metoda prób i błędów. Tego nie ma w podręcznikach, w których panuje raczej powszechna szczęśliwość.
4/ Trzeba zabrnąć w coraz bardziej skomplikowane strategie by na końcu odkryć, że te najprostsze są jednak najlepsze, a wynik końcowy w ogromnej mierze zależy do zarządzania pozycją, ryzykiem i emocjami a nie od jakiegoś wskaźnika.
5/ Chętny na akcje najpierw przerzuci przez rachunek inwestycyjny dziesiątki transakcji by w finale dojść do wniosku, że Buffett jest jedyny w swoim rodzaju, a cała reszta lepiej zrobi indeksując po prostu rynek.
6/ Piszący, testujący i próbujący mechanicznych systemów transakcyjnych ma raczej małą szansę na uprzednią refleksję, że dokładnie te same kody pisało już przed nim setki innych i nie słychać bajkowych historii o ich bogactwie. Dostępne biografie raczej nie wspominają z jakich powodów.
7/ Upłynie sporo wody w Wiśle, zanim kandydat na inwestora zrozumie, że jego droga do oświecenia składa się z raczej przypadkowych zderzeń z wartościową wiedzą, że dopiero zaczyna wiedzieć, czego nie wie, a o roli losowości w wynikach zaczyna mieć dopiero mokre sny.
OK, przyznaję, sporo w tym wszystkim ironii. Ale ona jedynie żartobliwie maskuje fakty, które – jak to fakty – są prawdziwe. Inaczej większość czytających to kandydatów na inwestorów mogłaby w finale popełnić traderskie seppuku, a przecież nie o to chodzi. Trzeba zapłacić „frycowe” za wejście w ten biznes i mieć przy tym świadomość, że taki jego pieski charakter. To ponoć najgorsza w sensie umiejętności branża. Wymaga więc nieco potu, stresów i pokory, by zdać końcowy egzamin z zyskowności…
CDN
–kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.