Tytułowym mianem nieco żartobliwie obdarzam Jacka Schwagera, autora 4 książek zawierających wywiady z topowymi traderami naszych czasów.
„Czarodzieje rynków”, bo tak ich Schwager nazwał, to głośne nazwiska prawdziwych wyczynowców w dziedzinie giełdowego zarabiania, choć ich dalsze, po-książkowe losy nie zawsze ową sławę potwierdzały. Niemniej jednak rady spisane na kartach owych książek to klasyka gatunku i elementarz dla wchodzących w ten biznes.
Można by zapytać: czy owa obfitość talentów tychże traderów, odkrywających przed Schwagerem swoje dusze i umysły, spłynęła w jakikolwiek sposób na niego samego? Co on sam ma do powiedzenia w sprawie owych geniuszy i ich metod tak nieco od kulis? Dodajmy, że i on również jest traderem, byłym zarządzającym w funduszu i autorem innych książek poradnikowych w dziedzinie tradingu.
Można się o tych jego osobistych sprawach a także interesujących przemyśleniach co nieco dowiedzieć czytając ten ->wywiad
A ponieważ lektura ta wywierciła mi w mózgu kilka dziur, więc postanowiłem kilka ważnych obserwacji przemycić na nasz blog, oszczędzając tym samym męki tłumaczenia przez mniej biegłych w giełdowym angielskim.
Przede wszystkim daje do myślenia jedno z jego frapujących wyznań. Otóż porzucił on niegdyś Analizę Fundamentalną (A.F.) z pewnego dość osobliwego powodu: otóż taniejące akcje nie pozwalały mu skutecznie zarządzać ryzykiem za pomocą A.F. To jest swego rodzaju paradoks, który już kiedyś poruszałem tutaj na blogu, ale zacząłem sam mieć wątpliwości i pytania – dlaczego tylko ja to widzę? Schwager z podobnymi refleksjami potwierdził przynajmniej, że jeszcze nie sfiksowałem.
Na czym polega ów paradoks?
Schwager przede wszystkim działa w kontraktach terminowych, ale najpierw wyjaśnijmy wszystko na przykładzie nieco prostszym, bo na rynku akcji.
Jeśli na podstawie A.F. wyselekcjonujemy jakąś spółkę do portfela, a jej cena zaczyna niestety spadać coraz niżej, to co z tym fantem zrobić w jakiś racjonalny, sensowny sposób? Ewidentnie wystawiamy się z powodu spadków na ryzyko, choć przez pryzmat A.F. wygląda to nieco inaczej. No bo skoro spółka była okazją po cenie X, to jeszcze większą okazją będzie po kursie X minus 20%, 40% czy 57%! Analiza Techniczna nakazuje w odruchu obronnym zamykać transakcję na z góry zdefiniowanym poziomie, ale A.F. nie posiada w ten sposób wbudowanych stopów obronnych, no bo jak tu się pozbyć akcji, które robią się coraz bardziej atrakcyjne wraz ze spadkiem kursu?!
Koniecznie trzeba w tym miejscu dodać założenie, że spółka pomimo spadków ceny nie zmieniła w tym czasie swojej wartości, to znaczy nie zaszło w jej bilansach czy otoczeniu nic, co podważałoby prawidłowość wyceny. A więc najważniejszy czynnik decyzyjny z punktu widzenia A.F. nie uległ zmianie.
Przypomnę, że ryzyko jest czynnikiem dość subiektywnym. Dla jednego inwestora spadek wartości portfela o 50% może być czymś akceptowalnym. Ale inny może dostać z tego powodu jakiegoś rodzaju neurozy, albo strach po prostu popchnie go do uczynków nieracjonalnych, na przykład sprzedaży w samym dołku. A przecież zachowując się zgodnie z założeniami A.F. nie powinien w żadnym razie pozbywać się spółki coraz bardziej „atrakcyjnej”, o ile jej szacowana wartość nadal przewyższa aktualną wartość rynkową.
Po tym wstępie przejdźmy do najważniejszego zagadnienia z dylematu Schwagera, czyli zarządzania tak określonym ryzykiem jakim jest niewątpliwie spadający kurs. Domyślam się, że przyjął on najbardziej chyba popularny model owego zarządzania, czyli utrzymywanie stałych proporcji aktywów w portfelu:
jeśli przyjmujemy, że akcje każdej spółki mają stanowić np. 10% wartości portfela, to jeśli kurs akcji A spada, to jej proporcje w portfelu również, a to wymaga przywrócenia balansu między składnikami co jakiś czas (tzw. rebalancing). W jaki sposób?
Załóżmy, że kurs spółki A spadł o 50%, co powoduje w uproszczeniu, że teraz jej udział w portfelu zmniejszył się z 10% do 5%. A skoro zarządzanie portfelem polega na utrzymywaniu proporcji, w takim razie należałoby dokupić tyle akcji spółki A, aby podnieść jej udział do 10%. W zasadzie więc im głębiej spada kurs, tym więcej akcji trzeba dokupić. To może stanowić dyskomfort, a przecież takich spółek do dokupienia może być więcej w tym samym czasie. Profesjonalnemu inwestorowi może nawet nie zadrgać powieka gdy będzie dokupować taniejące akcje, za nowe środki, albo pieniądze ze sprzedaży części pozostałych spółek. Ale nie każdy inwestor będzie emocjonalnie gotowy na takie roszady, i tak jak Schwager zacznie mieć opory.
Jak w takiej sytuacji sobie poradzić?
Można oczywiście zmienić sam model zarządzania ryzykiem. Opisany wyżej jest stosowany przez profesjonalistów, do których aspirował Schwager, pozwala on przy okazji na dokupowanie akcji przy niższych cenach, co w pewnych okolicznościach jest plusem, ale najprostszy model dla nie-aż-takich-profesjonalistów polega na nie dotykaniu niczego podczas spadków. Cóż, zmieni się proporcja spółek w portfelu, zmieni się profil ryzyka, ale nie trzeba wpadać w dylematy jak wyżej.
Tyle, jeśli chodzi o aspekt matematyczny całego przedsięwzięcia. Ale tkwi w tym jeszcze jeden aspekt omówiony przez Schwagera.
Przypomnę, że on działa na rynku kontraktów terminowych, który wygląda od strony decyzyjnej nieco inaczej niż akcyjny. Kiedy spadają akcje, można mieć nadzieję, że kiedyś wrócą do wyższych poziomów, bo tak działają tutaj mechanizmy wzrostu wartości spółek. Niestety na rynku walut czy towarów sprawa jest dużo bardziej skomplikowana ponieważ silne trendy działają dość symetrycznie w obie strony.
Schwager miał w związku z Analizą Fundamentalną i stratami dylemat prawidłowości wyceny i skuteczności opisanego procesu decyzyjnego. Kiedy otwarta pozycja zmierza w przeciwnym do założonego kierunku, nie można odrzucać podejrzenia, że mylimy się co do prawidłowości wyceny, albo może co do wyliczeń, albo oceny informacji, czy w ogóle pełnego dostępu do nich. Pomyłka wzmaga naturalny proces dokonania korekty, a tymczasem mechanizm decyzyjny Analizy Fundamentalnej z rebalancingiem skłania do gry antytrendowej, do działania wbrew początkowym założeniom, właśnie przez powiększanie nietrafionej pozycji zamiast pozbycia się jej.
Może uwierać? Może! Rozumiem jego dylemat i zmianę metody decyzyjnej w związku z tym. Aczkolwiek to w pewnej mierze pochodna cech osobniczych, sam Schwager potwierdza, że zna traderów, którzy bardzo dobrze czuli się z A.F. w takim wydaniu. Proces dopasowania strategii do charakteru to jeden z najważniejszych procesów w ewolucji inwestora, choć często ignorowany. Bywa bowiem często tak, że jeśli komuś nie idzie np. z A.T. albo z tradingiem intuicyjnym, to porzuca giełdę na dobre po porażce, nie próbując sprawdzić się z innymi metodami decyzyjnymi.
Bez względu jednak na metodę, zarządzanie ryzykiem „przez dokupowanie” to nie jest dobry nawyk. Przyswojenie sobie przekonania, że jak trafimy, to dobrze, jak nie trafimy to powiększamy pozycję, niejednego inwestora zaprowadziło do inwestorskiego piekła. Co bowiem kiedy sytuacja pogarsza się coraz bardziej? Często wychodzi wówczas, że nie mieliśmy dostępu do pewnych informacji, albo celowo zostały one ukryte, albo pomyliliśmy się w wycenie lub obliczeniach. Zostajemy wówczas przyłapani z opuszczonymi spodniami na powiększonej pozycji. Nawet rynek akcji nie zawsze wybacza takie błędy.
—kat–
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Moim zdaniem ten problem można rozwiązać przez dywersyfikację i wielkość pozycji. Czyli raczej 2% a nie 10%. Kupować jako B&H z horyzontem infinity, sprzedać jak zmienią się fundamenty (czyli pierwotne założenia się nie sprawdziły lub sprawdziły się z naddatkiem). Jak spadnie do 0 to trudno, ale zawsze to tylko 2% kapitału.
"Przypomnę, że ryzyko jest czynnikiem dość subiektywnym."
E tam , e tam .
Subiektywne to jest podejście do niego, a nie ryzyko bo bo ono jest obiektywnie kwantyfikowalne w liczbach.
Problem polega na tym od jakiego poziomu sie to liczy , a tu panuje swawola.
AF może liczyć od jakiegoś modelu wartości godziwej i wtedy obsuwa 50% może nie wydawać się ryzykiem, ale to tylko takie chwyty dla psyche by mniej bolało i dało się uzasadnić.