„Pewien stary lis giełdowy siedzi sobie gdzieś przyjemnie z kilkoma innymi inwestorami giełdowymi. Wkrótce jeden z nich zadaje takie oto podstawowe pytanie: „Zawsze chciałem się dowiedzieć, jak właściwie powstaje hossa i bessa?”
Stary spekulant zaczyna wyjaśniać: „No cóż, aby odpowiedzieć na to pytanie, chciałbym przytoczyć pewien przykład. Kilkadziesiąt lat temu gazety opublikowały wiadomość, iż młody i piękny książę pochodzący ze starego szkockiego dworu zaręczył się z uroczą hiszpańską infantką. Cały świat był pod wrażeniem tej pary i z żywym zainteresowaniem śledził dalszy przebieg romansu. Wydarzenie to wywołało tak pozytywny nastrój wśród inwestorów giełdowych, że na wszystkich giełdach europejskich zapanował powszechny optymizm. Wzrostom kursów nie było końca. Wielu inwestorów wzbogaciło się, niektórzy dorobili się dużego majątku; kupowano domy; posiadłości; inwestowano, gospodarka kwitła. W taki właśnie sposób powstaje hossa”.
Wszyscy siedzący kiwali potakująco głowami i przypominali sobie owe złote czasy, o których opowiadali im jeszcze rodzice. „Jednak pewnego dnia – ciągnął historię stary giełdowy lis – z obydwu domów książęcych nadeszła zła wiadomość. Nieoczekiwanie narzeczeństwo rozpadło się.[…] Wiadomość ta wywołała szok i spowodowała na giełdzie ogromny krach. Papiery spadały na łeb na szyję, zrujnowane zostały egzystencje wielu ludzi, dochodziło do samobójstw. To jest bessa.” Zapadło głębokie milczenie… W końcu przerwał je zdenerwowany osobnik, który zapytał: „Ależ, proszę pana, co plany matrymonialne arystokracji mają wspólnego z giełdą?”. „To dziwne – odpowiedział stary spekulant – kiedy opowiadałem o hossie, nie zapytał mnie pan o to”.
Andre Kostolany, który tę anegdotkę przytacza w książce „Psychologia giełdy” (wyd. Europa, 1999) rozpoczął aktywność na giełdzie paryskiej w 1924 roku. Spekulacją i opowiadaniem o niej zajmował się niemal do końca swojego życia (zmarł w wieku 93 lat w 1999 roku). Gdy czytałem po raz pierwszy jego książkę moje doświadczenie na rynkach było zaledwie kilkuletnie. GPW istniała raptem niecałe dziesięć lat. Podobał mi się jego sceptycyzm, swego rodzaju autoironia i dystans do rynku i wykorzystywanych narzędzi. Zanim finanse behawioralne przedostały się do głównego nurtu on na wykładach raczył słuchaczy tego rodzaju anegdotkami jak przytoczona na początku tego tekstu. Zwracał uwagę na nieracjonalność zachowań inwestorów, obśmiewał niektóre zachowania spekulantów, sam deklarując bycie zagorzałym spekulantem. Nabijał się z analizy wykresów, wspominając, że jednak bywają one przydatne. Zwracał uwagę na to, jak bardzo handel na giełdzie przenika się z hazardem. Czytając jego opowieści i anegdotki można by uznać, że zniechęca każdego do zajęcia się giełdą. Niemniej był uznawany za wybitnego popularyzatora rynków.
Nie należał jednak do tej grupy, która daje proste odpowiedzi na zadawane pytania, w tym to jedno najczęściej stawiane „jaka jest najlepsza metoda”. Jego siłą była inteligentna prowokacja. Czytelników i słuchaczy ostrzegał przed różnego rodzaju guru i ekspertami dającymi różne rady, w tym przed samym sobą.
Jeśli ktoś ogłosi, że Bitcoin może być warty milion dolarów, wiele osób nie będzie się nad argumentami zastanawiało podczas hossy na kryptowalutach. Nie będzie miało znaczenia, czy ktoś powie, że to waluta przyszłości, rewolucja technologiczna, czy zakupy robi arystokracja. Podobnie, jak zwolennicy inwestowania w złoto przed kilku laty wykorzystywali regularnie argument, że ceny kruszcu będą rosły, bo popyt w Indiach jest ogromny – kupowane jest jako prezent ślubny (to argument z 2010 roku, gdy złoto przekroczyło 1500 dolarów). Każdy rynek podczas hossy ma swoich piewców argumentów, którzy są cytowani, przytaczani i bezrefleksyjnie drukowani. Gdy jednak faza wzrostów dobiega końca i zaczyna się spadek, wielu dotychczasowych zwolenników zaczyna się cicho lub publicznie zastanawiać – dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze. Dlaczego tym razem nie jest inaczej, tylko znów nadeszła bessa.
Sceptycyzm to wielka siła. Pozwala krytycznie spojrzeć na cudze argumenty, ale przede wszystkim powinien być podstawowym narzędziem przy ocenie naszych własnych analiz, koncepcji i działań. Jeśli jestem przekonany, że rynki akcji w 2018 roku czeka załamanie, nie powinienem skupiać się wyłącznie na wyszukiwaniu potwierdzeń mojej opinii, ale właśnie czytać argumenty przeciwne. A dodatkowo jeśli jestem aktywnym graczem wcale nie oznacza to, że nie mogę zajmować długich pozycji. Żeby było przewrotniej może nawet na tej pozycji zarobię, a zupełnie nie będę w stanie wygenerować zysku podczas spadków. A w tym wszystkim i tak ostatecznie liczy się to co będę robił zgodnie z założonymi planami i strategią działania.
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
takie psychologiczne wyjasnienie jest nie pełne ,bez taniego pieniądza nie będzie zadnej hossy tzn na chwile tak z samych oszczędnosci mozna zrobic hosse ale bez bumu w makroekonomii to raczej jest pewne podekscytowanie rynku:)