Bez wątpienia ostatnie kilkanaście tygodni należało do agencji ratingowych. Ich decyzje, ostrzeżenia i wreszcie cytowane na wyrywki raporty wstrząsały rynkami całego świata.
Świat zna trzy duże agencje ratingowe – Standard & Poor’s, Moody’s i Fitch – które właściwie zdominowały rynek. Praktycznie żadna duża emisja długu na rynku nie może odbyć się bez ich udziału. W uproszczeniu, gdy jakiś kraj, miasto czy spółka chcą skredytować się w oparciu np. o emisję obligacji a nie w oparciu o kredyt bankowy, to udają się do banku inwestycyjnego, który zwraca się do agencji ratingowej. Analityk agencji bada emitenta i – w tajnym głosowaniu wewnętrznym – delikwent zostaje oceniony a informacja upubliczniona, za co oczywiście agencja ratingowa popiera słoną opłatę.
Już samo zbudowanie tego systemu wskazuje, iż na styku dłużnik, bank inwestycyjny i agencja ratingowa pojawia się taka masa konfliktów interesów, iż trudno dawać wiarę w to, że zawsze i wszędzie wszystko się zgadza. Zresztą jeśli się zgadza, to i tak bardzo łatwo zarzucić manipulacje lub choćby przemilczenia, na jakie agencja ratingowa jest skazana klauzulami poufności. Dlatego też amerykańscy prawodawcy szykują się ze swoimi populistycznymi kijami na agencje ratingowe, które – z racji rozrostu – nabrały siły, której nikt właściwie nie kontroluje. Ich ratingi szybują nad granicami i – jak pokazują ostatnie wydarzenia w Grecji – mogą mieć poważne konsekwencje polityczne.
Oczywiście wzrost siły agencji ratingowych jest pochodną pewnego modelu gospodarczego, jaki upowszechnił się na świecie. Emisja obligacji zamiast kredytu bankowego, finansowanie długu nowym długiem czy wreszcie większe bezpieczeństwo dla emitenta – kredyt bank może wymówić – powodują, iż coraz więcej podmiotów korzysta z finansowania za pomocą emisji obligacji. W przypadku państw, zwłaszcza szukających kapitału na rozwój, lokowanie długu jest jedynym sposobem na podniesienie jakości życia swoich obywateli. Wydaje się zatem, iż świat nie może obyć się bez agencji ratingowych.
Jednak wystarczy prześledzić największe wpadki w historii, by jasne stało się, że z ratingami bywa różnie. Jedną z największych spektakularnych porażek jest przeoczenie kłopotów Nowego Jorku, który w latach siedemdziesiątych popadł w kłopoty finansowe. Analitycy agencji ratingowych zaspali mimo tego, iż większość z nich prowadziła życie zawodowe w Nowym Jorku. Kolejnym był azjatyckich kryzys z roku 1997 – to już część z Państwa może pamiętać – który rozlał się na świat przy ziewających analitykach agencji ratingowych. Dalej idąc był Enron, WorldCom czy Argentyna – w każdym z tych przypadków agencje ratingowe wchodziły do gry za późno, chociaż rynek tygodnie wcześniej sprowadzał dług do poziomów śmieciowych.
Osobiście nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zachowanie agencji ratingowych w ostatnich tygodniach nosi cechy jakiegoś szalonego wyścigu, w którym każdy chce wyprzedzić innego i uwiarygodnić się wpływem na rynek, choć rynek gra swoje od tygodni. Nikt, kto śledzi kłopoty Grecji, nie miał wątpliwości, iż kraj stacza się po równi pochyłej od lat. Już sam fakt, iż w Grecji związki zawodowe miały prawo decydować o tym, czy ktoś zostanie przyjęty do pracy w danej branży skazywał kraj na los, który spotkał Wielką Brytanię pod rządami laburzystów w latach siedemdziesiątych. Od tygodni jasne było, że Grecy idą po linie i jakiekolwiek zwątpienie rynku pchnie kraj w objęcia Międzynarodowego Funduszy Walutowego, który działa metodą kija i marchewki – kasa za dyscyplinę budżetową – a nie przywozi pieniędzy w workach.
W ostatnim czasie agencje raczej dolewały benzyny niż lały oliwę i uruchamiały sprzężenie zwrotne, w którym wzrost niepewności – min. spekulacje o obniżeniu ratingu – podnosił rentowność a wzrost rentowności podnosiło ryzyko bankructwa, co zmuszało agencje do obniżenia ratingu i jeszcze bardziej podnosiło rentowność. Na pierwszy rzut oka widać, iż mechanizm działa na opak i zamiast stabilizować rynek i uwiarygodniać same agencje narażał je na zarzut manipulacji. Możliwe, że dla dobra samych agencji ratingowych lepszy byłby inny mechanizm, w którym obniżki ratingu zastępuje się brakiem ocen lub ich czasowym zawieszeniem. Odważne wycofanie się z pola gry pozwoliłoby rynkowi znaleźć równowagę szybciej i po niższych kosztach a same agencje ratingowe nie musiałyby walczyć z oskarżeniami, iż doprowadzają kraje do upadku.
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
to przytej okazji zarekomenduje ksiazki o problemach z agencjami ratingowymi
Max Bazerman
https://blogi.bossa.pl/2008/04/30/literatura-na-weekend/
i
Martin Fridson „Złudzenia inwestora”
Widać potrzeba aby powstała swoista giełda ratingów.Jedna, zcentralizowana platforma, gdzie ratingi wykonane z nalezytą starannoscią, niczym due diligence byłyby „uśredniane”. A tak monopol, układy i to co na kazdym kroku.
Pingback: DWIGHT
Pingback: Blogi bossa.pl » AAA