„Doprowadza mnie do szału to, jak mało na świecie wiadomo o naszej nowożytnej historii. Ludziom się wydaje, że Perykles umarł zaledwie wczoraj i że Ajschylos nadal pisze swoje sztuki. Bardzo rzadko spotykamy kogoś, kto wie, że przez czterysta lat byliśmy pod turecką okupacją i że w końcu postanowiliśmy z nią walczyć.„
Kilka lat temu Mariusz Szczygieł w jednym z felietonów wspominał rozmowę ze swoim czeskim przyjacielem, tłumacząc mu dlaczego niektóre rzeczy w Polsce wyglądają tak, jak wyglądają (o ile pamiętam chodziło o krzywe chodniki). Wykorzystał w tym celu popularną frazę, że przecież niedawno była u nas wojna. Czech odpowiedział na to, że przecież to było ponad 60 lat temu. Przypomniałem sobie tamten tekst (i obietnicę Szczygła, że już nigdy nie wykorzysta tego argumentu, czytając książkę „Grecja. Gorzkie pomarańcze” Dionisiosa Sturisa.
Nowożytna historia Grecji jest w Polsce raczej nieznana. Za to w ostatnich latach przy okazji kryzysu, dość często można przeczytać opinie dotyczące Greków. O lenistwie, korupcji, unikaniu podatków i wielu innych przywarach. Co ciekawe, jesteśmy w stanie wytłumaczyć sobie różne nasze „narodowe” przywary – faktyczne lub wymyślone – zaborami, okupacją niemiecką, a później rosyjską. Zapominamy, jak jeździliśmy na handel po całej Europie, że byliśmy uznawani za złodziei samochodów i nie tylko (kradzieże w marketach), że o naszym bałaganie Niemcy wypowiadali się dość jednoznacznie. Ale ferujemy łatwe opinie o kraju i jego mieszkańcach, który jeszcze relatywnie niedawno borykał się z dyktaturą wojskową, rzeziami z powodów religijnych i narodowościowych. Narzekamy na skorumpowanych greckich polityków, powszechne unikanie podatków, zapominając na chwilę o naszym podwórku i częstym tłumaczeniu, że Polak nienawidzi urzędników, bo zabory…, okupacja… i dlatego nie przestrzega przepisów i stara się kombinować.
„Zacisnęliby zęby, lenie jedne śmierdzące. Wzięliby się do ro boty – jak my, Niemcy, którzy przez lata korumpowaliśmy greckich polityków i którzy zarządzamy ateńskim lotniskiem (zalegając z podatkami). I jak my, Francuzi, którzy pożyczaliśmy Grekom przez lata grube miliardy, nie zważając na ich niewypłacalność. Jak my… Polacy, którzy, wiadomo: Kopernik, Chopin, Curie-Skłodowska, papież, „Solidarność”, żurek z kiełbasą, Lech Wałęsa i zielona wyspa. Tak jest – niech się Gre cy od nas uczą, niech jak my będą bardziej potulni, niech też zapierdalają za półdarmo, niech jak my zaczną płacić podatki, niech przestaną wiecznie tylko protestować, strajkować, demonstrować. W dupach im się po przewracało!”
Sturis jest pół Polakiem, pół Grekiem. Przez kilka pierwszych lat życia wychowywał się w Grecji, później wraz z matką (Polką) uciekł do Polski. W rzeczywistości Greka zostało w nim niewiele. W dorosłym życiu postanowił go w sobie „odkryć”. W książce opisuje Grecję z dwóch perspektyw. Z perspektywy szalejącego właśnie kryzysu i z perspektywy prywatnej losów jego rodziny i zwykłych ludzi.
W pierwszej przewija się w nieunikniony sposób wątek polityczny. Zadziwiająco bliski temu co dzieje się również w Polsce.
„PASOK (niby-lewica) i Nowa Demokracja (niby-prawica), które przez prawie czterdzieści lat wymieniały się władzą, straciły połowę swoich dotychczasowych wyborców.”
„Grecy są wściekli na obecnie rządzących i niechętnie kupują ich argumenty oparte na lęku. Są żądni przekazu bardziej radosnego, z iskierką nadziei.”
„Nowy lider ma charyzmę, jest młody i przystojny, średniozamożny, bez politycznych tradycji w rodzinie, pięknie przemawia, nie nosi krawatów, jeździ motocyklem. Jeszcze nigdy nie rządził, więc nie zdążył nakraść.”
Czyż te opisy nie pasują do naszej rzeczywistości politycznej? Może argument o tym, że dajmy szansę nowym ugrupowaniom, bo stare to tylko złodzieje był bardziej popularny przy okazji wcześniejszych wyborów, ale frustracje i opinie zwykłych ludzi są niemal identyczne. Ale już w opinii niektórych naszych komentatorów, czy obserwatorów życia politycznego można znaleźć tłumaczenie, zadziwiające zbieżne z taką opinią: „Niech wygrają stare, sprawdzone partie. Dokładnie te same, które zadłużały Grecję na potęgę, fałszowały statystyki, których politycy przyjmowali łapówki od Siemensa. Lepsze znane zło niż niesprawdzone nowe licho.”
Przy różnego rodzaju patologiach systemu gospodarczego w Polsce – w tym „wyciskania” przez dużych odbiorców mniejszych dostawców, dzięki fakturom z bardzo odległymi terminami płatności, przyznam się, że nie słyszałem jeszcze u nas o pomyśle, który dość popularny był w Grecji. Chodzi o ofertę banków, dla przedsiębiorców, którzy mają problemy z płynnością, właśnie w konsekwencji odległych terminów płatności faktur. „Stelios wyjaśnia na przykładzie: dojrzewający miesiącami czek opiewa na pięćset euro. Niesiemy go do banku
i od razu dostajemy trzysta pięćdziesiąt. W oznaczonym dniu realizacji bank wypłaca nam kolejną stówkę, ale pięćdziesiąt euro zatrzymuje dla siebie.” W konsekwencji, gdy pogorszyła się koniunktura okazało się, że mnóstwo przedsiębiorców jest w kłopocie. Bo co prawda może i latami miały płynność, ale tak naprawdę nie zarabiały pieniędzy. Jak mówi w książce jeden z drobnych przedsiębiorców: „bankrutowaliśmy powoli, latami, nie do końca zdając sobie z tego sprawę. Okazało się, że nie mamy z czego spłacać zaciągniętych kredytów, a banki nie chciały czekać.” Napisałem, że nie spotkałem się u nas z taką ofertą bankową. Ale czy różni się ona od wszelkiego rodzaju ofert pożyczek na spłatę ZUS i podatków?
„Grecja. Gorzkie pomarańcze” to ważna pozycja pozwalająca spojrzeć szerzej na europejski kraj, bardzo ważny w kontekście bieżących wydarzeń w Polsce, w Unii Europejskiej. Na bieżące wydarzenia nieco inaczej niż tylko poprzez pryzmat nagłówków, czy krótkich materiałów prasowych. Zwłaszcza, że po otwarciu w najbliższy poniedziałek giełdy w Atenach, znów przez chwilę informacje o tym kraju znajdą się na pierwszych miejscach w serwisach informacyjnych.
Dionisios Sturis, „Grecja. Gorzkie pomarańcze”, wyd. W.A.B., 2013 (http://www.grupawydawniczafoksal.pl/ksiazki/grecja-gorzkie-pomarancze-1.html)
(książka dostępna jako ebook)
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
>nie spotkałem się u nas z taką ofertą bankową
A nie jest to zwykły faktoring? W Polsce masa banków oferuje taką usługę, nie jest to jakiś demoniczny wymysł zagranicznej krwiopijnej finansjery.
@Adam N.
Częściowo teoretycznie może tak. Ale z tego krótkiego opisu raczej nie o to chodzi. Przy faktoringu zajmujesz się wierzytelnościami, a nie wypełnieniem luki między terminem faktur, które dopiero mają zostać zapłacone.
Spojrz na taki przerysowany przyklad. Jest sobie firma A (duży podmiot – lider na rynku dystrybucji np. książki). Wszyscy wiedzą, że nadużywa swojej pozycji. Faktury płaci (zgodnie z umowami) po 150 dniach. Wydawnictwa nie mają wyjścia – jesli zalezy im na tej ścieżce dystrybucji i wchodzą w ten uklad.
W tym samym czasie bank X udziela kredytów na te platnosci, pobierajac prowizje (tu kluczowa – jest wielkosc tej prowizji)
A co z przerysowaniem – nie jest trudno sobie wyobrazic, ze owa duża firma wykupuje jakis mały bank 🙂 i taka usługa jest wręcz wymagana. Tak jak wszystkie przymusowe ubezpieczenia przy hipotekach, założenie rachunku przy lokacie, czy wykupionym abonamentem telefonicznym i od razu dołączonym kredytem do „darmowego” laptopa, czy tabletu.
Wybaczcie, ale:
Faktoring nie zajmuje się wierzytelnościami. Faktury które nie są po dacie zapadalności są przedmiotem faktoringu. Wierzytelności (czyli faktury po terminie) są przedmiotem windykacji a nie faktoringu.
Teoretycznie nie można spłacać nowo zaciągnietymi zobowiązaniami (czy to w formie kredytu, czy faktoringu czy innego źródła finansowania) zobowiązań cywilno prawnych. Z prostej przyczyny. Nie regulowanie ZUS i US to pierwsza przesłanka do zgłoszenia upadłości.
Pozdrawiam
Słusznie – powinienem napisać „należnościami”