W poprzednim tekście naświetliłem swoje nowe podejście do zagadnienia kredytów frankowych i sposobu w jaki polski i europejski wymiar sprawiedliwości rozwiązały kwestię abuzywnych klauzuli w umowach kredytowych.
Uważam, że zagadnienie kredytów frankowych należy rozpatrywać w kontekście konsumentów dochodzących swoich praw wobec wielkich korporacji, które wpisały do umów kredytowych ewidentnie abuzywne klauzule. Dlatego zaskoczony jestem skalą negatywnego sentymentu wobec frankowiczów. Jeśli popatrzymy na ten problem jako konsumenci produktów finansowych to sposób rozwiązania problemu kredytów frankowych zwiększa naszą ochronę i istotnie temperuje zapędy dużych korporacji do wpisywania w umowy nieuczciwych, asymetrycznych zapisów.
Dziś chciałbym zmierzyć się z argumentami wysuwanymi przeciwko przedstawionemu wyżej podejściu. Zebrałem je z reakcji w mediach społecznościowych. Myślę, że dobrze rozumiem te argumenty bo jeszcze rok temu determinowały moje własne podejście do frankowiczów. Myślę też, że wiele z nich jest poprawna, zgodna z rzeczywistością. Problem z tymi argumentami polega na tym, że nie mają znaczenia bo nie odnoszą się do sedna zagadnienia.
Kwestią, która nie wzbudza kontrowersji jest fakt, że w umowach kredytowych znajdowały się ewidentnie abuzywne klauzule. Tutaj niemal wszyscy są zgodni.
Najbardziej popularnym argumentem jest uwaga, że w problemie z kredytami frankowymi nie chodzi o abuzywne klauzule ale o to, że wskutek wzrostu kursu franka stały się dużo mniej atrakcyjne lub nieatrakcyjne dla frankowiczów. „Klauzul abuzywnych nie było jak odsetki były niższe niż w PLN, a CHF spadał” – to przykład tego argumentu.
Warto rozróżnić w tym przypadku dwie rzeczy. Klauzule abuzywne były w umowach kredytów walutowych od początku. Nie są wymysłem frankowiczów. UOKiK zajął się problemem spreadów i sposobów ustalania kursu walutowego przy uruchamianiu i spłacie kredytów walutowych (lub indeksowanych) już w 2009 roku. Zakwestionował postanowienia dające bankom możliwość „kształtowania stosowanych przez siebie kursów w sposób dowolny”.
Warto zauważyć, że rok wcześniej UOKiK skontrolował ponad 300 wzorców umów kredytów hipotecznych (w złotych). Znalazł nieprawidłowości we wszystkich z tych wzorców. Wszystkich. Oto kilka ze stwierdzonych przez UOKiK nieprawidłowości:
- nieprecyzyjne przesłanki dotyczące opłat związanych z obsługą kredytu
- przyznawanie sobie przez bank nieograniczonej możliwości przeprowadzania inspekcji domu na koszt klienta
- przyznawanie sobie przez bank zbyt szerokiego zakresu uprawnień
- nakładanie zbyt szerokiego zakresu obowiązków na konsumentów
Bardzo łatwo jest odnieść wrażenie, że w bankach w Polsce przez wiele lat panowała biznesowa kultura traktowania kredytobiorców nie jak klientów lecz jak petentów i formułowania umów kredytowych w sposób rażąco asymetryczny: dający szerokie prawa bankowi i szerokie obowiązki kredytobiorcy.
Zgadzam się jednak z argumentem, że masowych pozwów i masowego unieważniania umów kredytowych by nie było gdyby frank kosztował 2 zł. Myślę, że większość frankowiczów była niezadowolona z faktu, że wskutek wzrostu kursu franka kredyt w tej walucie stał się dużo mniej atrakcyjny niż w momencie zawierania umowy kredytu (a czasem mniej atrakcyjny niż w kredyt w złotych).
Nie widzę jednak powodu by się z tego powodu na frankowiczów oburzać. Frankowicze nic by nie wskórali gdyby w umowach nie było abuzywnych klauzul. To banki dały frankowiczom „prezent” w postaci tych klauzul a frankowicze z niego skorzystali. Zrobili to co zrobiłby każdy uczestnik życia gospodarczego działający w swoim interesie. Jeśli ktoś wykonuje niekorzystną dla siebie umowę, która nie z jego winy zawiera na tyle poważne uchybienia, że można ją unieważnić to dlaczego nie miałby skorzystać z tej możliwości? W imię jakiegoś kosmicznego obowiązku ponoszenia do samego końca konsekwencji błędnych decyzji? A jeśli taki kosmiczny obowiązek istnieje to czy zgodnie z nim banki nie powinny ponieść konsekwencji swoich błędnych decyzji w postaci masowego używania klauzul abuzywnych w umowach kredytowych?
Drugi popularny argument postuluje, że ponoszone przez banki konsekwencje są niewspółmierne do przewinienia i lepszym rozwiązaniem byłoby po prostu zastąpienie klauzul abuzywnych formułami zgodnymi z prawem i kontynuowanie umowy. Z tym argumentem także mogę się zgodzić: negatywne konsekwencje dla banków i korzyści dla frankowiczów wydają się oderwane od skali uchybienia. Jak bardzo oderwane? Jeśli weźmiemy pod uwagę powszechność stosowania przez banki niedozwolonych klauzul w umowach kredytowych to być może skala tego oderwania nie okaże się drastyczna.
Problem polega na tym, że są to rozważania czysto teoretyczne. Zgodnie z istniejącym stanem prawnym (dyrektywami i orzecznictwem TSUE) nie można zastąpić abuzywnych klauzul w umowach kredytowych innymi zapisami. Wyjaśniałem to w poprzednim tekście.
W ramach teoretycznych rozważań warto też się zastanowić czy czulibyśmy się dobrze jako konsumenci w systemie prawnym, w którym wielka korporacja przyłapana na stosowaniu wobec nas nieuczciwych praktyk ponosiłaby konsekwencje w postaci… konieczności zaprzestania tych praktyk? Moim zdaniem nie byłby to system skutecznie zniechęcający korporacje do wpisywania w umowy niedozwolonych zapisów.
Z omówionym wyżej argumentem blisko związane jest inne zastrzeżenie: frankowicze zupełnie nie zasłużyli na taki finał sprawy (a więc darmowe udostępnienie przez bank kapitału na okres kilkunastu lat), to nie fair zwłaszcza wobec złotowiczów. Z moich doświadczeń wynika, że w znakomitej większości przypadków użycie w dyskusji gospodarczej czy rynkowej argumentu „to nie fair” jest błędem.
Wyobraźmy sobie dwóch ludzi. Nie zarabiają dużo. Pierwszy pracuje na dwa etaty, prowadzi oszczędne życie, regularnie inwestuje w ETFy na rynek akcyjny. Drugi pracuje na jeden etat, żyje od pierwszego do pierwszego ale w czasie manii akcji memowych za pieniądze (cały limit!) z karty kredytowej kupił opcje call na GameStop i został milionerem. Czy zasłużył by zostać milionerem? Czy pierwszy człowiek zasłużył na to by do emerytury pracować na dwa etaty?
Frankowicze podjęli błędną decyzję finansową ale mieli ogromne szczęście bo dzięki zawartym w umowach kredytowych klauzulom abuzywnym mogli unieważnić te umowy i błędna decyzja finansowa finalnie przyniosła im duże korzyści finansowe (także sporą ilość stresu i straconego czasu ale w dyskusji publicznej te sprawy się ignoruje). Czy na to zasłużyli? To pytanie nie ma sensu bo życie gospodarcze nie toczy się zgodnie z tymi kryteriami. Na pewno nie widzę powodu bym ze względu na to szczęście frankowiczów miał czuć do nich urazę czy niechęć.
Świadomy rosnących rozmiarów tekstu przedstawiam ostatni popularny anty-frankowy argument: wszyscy poniesiemy konsekwencje unieważnienia umów kredytowych bo banki odbiją sobie straty na innych klientach. Moim zdaniem to ulubiony argument korporacyjnych lobbystów. Nie można ukarać korporacji za jakiekolwiek uchybienia, których się dopuszczają (nawet te rażące) bo ostatecznie i tak zapłacą za to klienci – takie są logiczne konsekwencje tego argumentu.
Rafineria zatruła wody gruntowe w promieniu 10 km i tysiące ludzi poważnie zachorowało? Nic nie możemy z tym zrobić bo jak nałożymy karę to rafineria odbije ją sobie w cenach benzyny i karę zapłacą kierowcy. Moim zdaniem użyteczność tego argumentu jest mocno ograniczona.
Podstawowy problem z klauzulami abuzywnymi w kredytach walutowych w Polsce polega na tym, że w istniejącym stanie prawnym nic innego niż można już zrobić. Nie można bardziej sprawiedliwie rozłożyć negatywnych konsekwencji dla banków i pozytywnych konsekwencji dla frankowiczów. Rozumiem argumenty ludzi, którzy twierdzą, że jest to sytuacja daleko od pożądanej. Zgadzam się z argumentem, że wszyscy klienci banków poniosą koszty tej sytuacji.
Warto jednak pamiętać, że przez wiele lat (o ryzyku związanym z abuzywnymi klauzulami w umowach kredytowych banki zdają sobie sprawę od dawna) to banki miały możliwość innego zakończenia problemu kredytów frankowych niż sądowe unieważnienie tych umów z wszystkimi tego konsekwencjami. Tą możliwością były atrakcyjne dla frankowiczów ugody. Banki z tej możliwości korzystały bardzo niechętnie. Na co liczyły? Czego oczekiwały? To jest fascynujące zagadnienie biznesowe, prawne, psychologiczne.
Faktem jest, że to banki wpisały w umowy abuzywne klauzule i to banki nie skorzystały z możliwości relatywnie szybkiego zakończenia problemu abuzywnych klauzul poprzez oferowanie korzystnych dla frankowiczów ugód. Rozumiem niezadowolenie ze sposobu w jaki problem frankowy „sam się rozwiązał” (z pomocą wymiaru sprawiedliwości). Nie rozumiem kierowania o to pretensji głównie do frankowiczów.
7 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Intuicja podpowiada mi, że Polacy akurat chcieli by rozwiązania gdzie korporacje nie ponoszą odpowiedzialności. Uzasadnienie stricte kulturowe: jako społeczeństwo pojęcie odpowiedzialności znamy raczej jako pech, bo historyczna norma to jej nie ponoszenie. Gdyby nagle firmy zaczęły ponosić odpowiedzialność za swoje działania to jako społeczeństwo musielibyśmy zaakceptować fakt, że jednostki też je ponoszą. A to już za duże ustępstwo.
Absurdalna logika, abuzywne były zapisy o spreadach, a więc technikalia, dzięki czemu udaje się podważyć samo sedno umowy, czyli to że frankowicze z ochotą brali na siebie ogromne ryzyko walutowe kiedy wydawało im się że uda im oszukać los. Teraz kiedy to ryzyko się zmaterializowało i ktoś musi ponieść te koszty – wygląda na to że uda im się dostać mieszkania za frajer, zgarnąć 15 lat aprecjacji na rynku nieruchomości a koszty walutowe przerzucić na banki i podatników. To jest jak przegrać w kasynie, oskarżyć je że światło było trochę za ciemne i dostać od sądu samochód sąsiada w ramach odszkodowania. Absurd i niech PIS już wprowadzi ten 100% podatek od bezdpodstawnego wzbogacenia się na frankach.
Ja tam widzę w tym rozumowaniu, pewna nieścisłość. Razi mnie porównywanie korporacji bankowej do każdej innej. A przecież, gdy jakieś przedsiębiorstwo, z innej branży popełni błąd i np. poniesie straty, z tytułu odszkodowań na tyle wielkie ze upadnie, to dla gospodarki, owej branży nawet lepiej. Rynek się oczyszcza ze słabego ogniwa i silniejszy funkcjonuje dalej. W przypadku banków tak nie jest. Koszty (chociażby przez fundusz gwarancyjny) ponoszą i inni, ci którzy nie zawinili. Dlatego nie powinno się przykładać jednej miary do korporacji bankowej i pozostałych. Zresztą kryzys 2007 roku i jego rozwiązanie to pokazał.
Jeśli "uczciwe" banki ponoszą koszty składek na BFG to niech lobbują za takimi zmianami w prawie, które jak najszybciej przywołają do porządku banki nieuczciwe. Nikt im tego nie broni.
Może to Pan potraktować jako wariant ostatniego argumentu ("wszyscy zapłacimy"), ale ja widzę ryzyko destabilizacji systemu bankowego z nie do końca możliwymi do przewidzenia konsekwencjami. Aby ich uniknąć, należałoby tempo ponoszenia konsekwencji przez banki uregulować tak, by stabilność została utrzymana. Nie jestem pewien, czy jest to możliwe i czy nadzór ma po temu instrumenty.
Z frankowiczami jest jak z górnikami – uporczywie medialna grupa której tak naprawdę nikt spoza niej nie lubi i nie przejmuje się ich losem bo ten i tak jest dużo lepszy niż przeciętnego zjadacza chleba.
W Polsce jet chyba nowa świecka tradycja nieuznawania wyroków TSUE i zdaje się że jest nawet przygotowywane rozstrzygniecie TK w tej sprawie. Cytując ostatnie słowa Kramera z Vabank II – "To jeszcze nie koniec!"
Ale bzdury piszecie! Braliście kredyt w roku 2007? Ja brałem i wiecie co usłyszałem w banku: nie macie Państwo zdolności z PLN na tą kwotę ale macie ją w CHF…
Współczuję jednakowo wszystkim zakredytowanym – tak, nie jestem zawistnym polaczkiem jak Wy, bo wiem, że banki naciągneły nas wszystkich i nawet dzisiaj proponuja "ugody" z warunkami z czapy, tak aby jak najwięcej zarobić, pomimo, że kredyt już dawno spłacony. Oj ale biedne te banki, myślałby kto…