Na tytułowe pytanie mieli za zadanie odpowiedzieć eksperci z branży inwestycyjnej, odpytywani w książce p.t.:
„How I Invest My Money: Finance experts reveal how they save, spend, and invest.”
Chyba nie sięgnąłbym po nią gdyby nie dwaj jej autorzy – Josh Brown i Brian Portnoy. Obaj prowadzą wciągające blogi, wydają książki i doradzają. Sami zresztą w książce opowiadają o swoich inwestycjach.
No właśnie, cel tej książki miał wypełniać pewną lukę. Polega ona na tym, że świat finansów, szczególnie ten internetowy, wypełnia cała rzesza blogerów i doradców, ale mało wiadomo o tym, jak oni sami realizują się jako inwestorzy, jak pomnażają swój własny kapitał.
I przyznam od razu na wstępie, że przeżyłem rozczarowanie. Przede wszystkim dlatego, że poznawczo niewiele owa książka wnosi.
Poza wyznaniami obu autorów znalazły się tam jeszcze wypowiedzi 23 innych osób. Większość z nich to doradcy z różnych firm, których nazwiska nikomu pewnie nic u nas nie mówią. No może dwa z nich – Morgan Housel i Howard Lindzon. Pierwszy również prowadzi doskonały blog, a kiedyś pisał dla Wall Street Journal. Drugi stworzył Stocktwits, czyli platformę wymiany doświadczeń i analiz, w której spotykają się wirtualnie inwestorzy z całego świata.
Nie poznajemy, tak jak choćby w przypadku „Czarodziejów Rynku” Schwagera, wyników inwestycyjnych odpytywanych. Nie liczyłem zresztą na to, a poza tym charakter tej książki nawet takich wymogów nie mógłby stawiać. Większość bowiem z tych ekspertów pokazuje swoje długoterminowe wybory życiowe, które w większość oparte są na pasywnych inwestycjach. Chodziło więc raczej o pokazanie jak doradzający w praktyce realizują swoje porady, które bardziej opierają się na zabezpieczeniu siebie i rodziny niż na maksymalizacji zysków.
Z tego powodu z książki wieje nieco nudą, a wybory są w 90% powtarzalne. Mamy więc w różnych proporcjach:
– żelazne pozycje, czyli ETFy na różne indeksy, kupione na lata,
– IRA i 401(k), czyli nasze IKE i PPE,
– obligacje i gotówka,
– fundusze na kształcenie dzieci,
– nieruchomości, czyli głównie własne domy,
– udziały we własnych biznesach,
– spore wydatki na organizacje dobroczynne
I praktycznie żadnych spekulacji, forexów i tym podobnych. Jeśli już to akcje gigantów typu Apple kupione lata temu w sporadycznych przypadkach. Jedynym wyjątkiem jest w tym gronie Howard Lindzon, który dość aktywnie właśnie akcjami się zajmuje, za część posiadanych środków.
I właściwie na tym można by skończyć. Morał znamy od dawna – dywersyfikuj, nie spekuluj, zadbaj o emeryturę i przyszłość swoją i dzieci.
Jednak ruszyło mnie po lekturze sumienie. Skoro autorzy nakłaniają blogerów i doradców do pokazywania własnych sposobów realizowania inwestycji (skin in the game), to może i ja odpowiem na ten apel. Ale mój rozdział w tej książce byłby bardzo krótki, nie ma tu bowiem za wiele filozofii:
Jedna część moich środków leży na rachunku IKE w DM BOŚ. W zasadzie ma mieć charakter pasywny, i z powodu ryzyka i braku czasu. Wcześniej gromadziłem tam akcje, lecz zamieniam je od 3 lat na ETFy z logo BETA.
Przyznam jednak, że ostatnio wygospodarowałem tam małą działeczkę aktywną. Namówiony przez Grześka Zalewskiego oddałem się … certyfikatom inwestycyjnym. Takim z lewarem. To swego rodzaju zaskoczenie, że na rachunku IKE można jednak korzystać z instrumentów lewarowanych, więc delikatnie korzystam. To pomaga mi na bliższy kontakt z rynkiem, co przydaje się potem we wpisach. Pasywne ETFy nie dają mi tej możliwości.
Druga, większa część środków, pracuje na kilku typowo spekulacyjnych rachunkach forexowych. Poświęcam je na krótkoterminowe transakcje w kontrakty na indeksy, ropę i gaz oraz waluty.
Trzecia, coraz mniejsza porcja środków, leży na lokatach różnego rodzaju głównie jako fundusze na wszelki wypadek.
Pora wracać do książek o aktywnym inwestowaniu 🙂
—kat—
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Moim marzeniem jest , by doradcy inwestycyjni "chwalili się" swoimi PIT-ami. To by była pasjonująca i pouczająca lektura. Co do blogerów finansowych, to należy pamiętać, że zarabiają oni na tym co piszą i publikują. Wcale nie muszą umieć zarabiać – muszą ładnie i mądrze pisać.