Fundusze hedge średnio pobierają ok. 64 proc. zysków, które wypracowują dla klientów; 74 proc. funduszy aktywnie zarządzanych poradziło sobie gorzej, niż indeks w czasie ostatnich spadków na giełdzie spowodowanych przez epidemię koronawirusa. To tylko niektóre z wniosków z najnowszych analiz naukowych dotyczących rynku kapitałowego.
Itzhak Ben-David, Justin Birru i Andrea Rossi przygotowali pracę „The Performance of Hedge Fund Performance Fees”(„Faktyczna wysokość opłat funduszy hedge”). „Dobre wyniki pojawiają się i znikają. Opłaty są zawsze” – zauważył w 2017 r. Warren Buffet komentując wyniki funduszy hedge. Autorzy rozpoczynają pracę od tego właśnie cytatu.
https://www.nber.org/papers/w27454.pdf
Dalej w analzie opisują jak sprawdzili, na podstawie danych z lat 1995 – 2016 dotyczących 6000 funduszy hedge, jak w praktyce kształtuje się wysokość pobieranych przez nie opłat. Dane pobrano z baz danych BarclayHedge i Lipper Trading Advisor Selection System (TASS). I okazuje się, że w badanym 22-letnim okresie średnio pobierano ok. 49,6 proc. opłaty, choć średnia stawka za efektywność wynikająca z umowy jest ok. 19 proc.
W sumie z każdego dolara zarobionego na ich kapitale inwestorzy otrzymali, po uwzględnieniu opłat za zarządzanie, 36 centów (powyżej stopy zwrotu wolnej od ryzyka – ang. risk-free hurdle rate – i bez uwzględnienia stopnia ryzyka). 64 centy zostało pobrane jako opłaty za zarządzanie i za wyniki. W wartościach bezwzględnych od 1995 r. do 2016 r. inwestorzy zarobili 228,2 mld USD na swoich inwestycjach w funduszach hedge i zapłacili 113,43 mld USD opłat za wyniki.
Ta kwota jest o 69,6 mld USD wyższa (228,2 mld USD x (49,6 % – 19 % = 69,8 mld USD) niż gdyby struktura opłat była symetryczna. Ale pamiętajmy, że naukowcy rozpatrują tylko próbkę funduszy. Można oszacować, że na całym rynku funduszy hedge pobrano w tym okresie o 193,7 mld USD więcej, niż gdyby struktura opłat była symetryczna. Jak to możliwe, że faktyczna wysokość opłat za efektywność tak odbiega od zapisów umów?
Otóż inwestorzy nie mogą kompensować ze sobą zysków i strat z różnych funduszy. W efekcie na przykład w 2008 r. inwestorzy ponieśli skumulowaną stratę 147,1 mld USD przed pobraniem opłat i mimo tego zapłacili 4,4 mld USD opłaty za wyniki. Poza tym większość funduszy stosuje tzw. zasadę high-water mark, która działa w taki sposób, że inwestorzy muszą najpierw odzyskać straty, które ponieśli zanim zapłacą prowizję funduszowi.
W praktyce oznacza to, że kiedy wartość aktywów spadnie to fundusze nie zwracają opłaty, którą pobrały tylko przyznają inwestorom prawo do niepłacenia premii za efektywność dopóki nie aktywa nie wrócą do poprzedniego poziomu. W teorii powinno to zabezpieczyć interesy inwestorów. W praktyce zarówno inwestorzy jak i zarządzający mają tendencje do zamykania inwestycji przynoszących straty.
W przypadku zarządzających oznacza to po prostu likwidację funduszu. W takim przypadku inwestorzy nie mają szansy odzyskać opłaty od pieniędzy, których nigdy nie dostali. Zarzuty podnoszone przez inwestorów odnośnie zbyt wysokich opłat sprawiły, iż w ostatnich latach część funduszy zmieniła strukturę opłat. Zamiast 2 proc. od aktywów i 20 proc. od zarobionych pieniędzy pobierają odpowiednio 1 proc. i 30 proc.
Autorzy pracy jednak zwracają uwagę, iż z wymienionych powyżej powodów wcale nie musi to poprawić sytuacji inwestujących. Naukowcy zauważają także, że faktyczna wysokość pobieranych opłat przez fundusze hedge jest o tyle szokująca, iż inwestujący w nich swoje pieniądze nie są nieświadomymi amatorami. W USA by włożyć środki do funduszu hedge trzeba być albo inwestorem instytucjonalnym albo spełnić określone wymagania.
Lubos Pastor i M. Blair Vorsatz opracowali analizę „Mutual Fund Performance and Flows During the COVID-19 Crisis”(„Wyniki funduszy inwestycyjnych podczas kryzysu koronawirusa”). Sprawdzili w niej jak poradziły sobie w ostatnim kryzysie na giełdzie różne rodzaje funduszy. W szczególności zarządzający aktywnymi mieli możliwość się wykazać. Indeks S&P 500 stracił 34 proc. swojej wartości w ciągu pięciu tygodni, od 19 lutego do 23 marca, by następnie odzyskać ponad 30 proc. przed końcem kwietnia.
https://www.nber.org/papers/w27551.pdf
I okazuje się, że w badanym okresie (tzn. od od 20 lutego do 30 kwietnia) 74,2 proc. funduszy osiągnęło wyniki słabsze, niż indeks S&P 500. Przeciętny fundusz osiągnął wynik o 5,6 proc. gorszy w ciągu tego okresu, co się przekłada na roczną stopę zwrotu -29,1 proc. Co ciekawe, dobrym predyktorem tego jak poradzi sobie fundusz w czasie kryzysu jest liczba tzw. globów jaką otrzymał w rankingu firmy Morningstar (można ich dostać od jednego do pięciu).
Daniel L. Tortorice, David E. Bloom, Paige Kirby i John Regan przygotowali pracę „A Theory of Social Impact Bonds” („Teoria Obligacji Społecznego Wpływu”). Analizują w niej rynek bardzo ciekawego, nowych rodzaj papieru dłużnego. Mowa o Obligacjach Społecznego Wpływu(OSB) – ang. Social Impact Bonds. Pierwsze papiery tego rodzaju wyemitowano we wrześniu 2010 r. W 2017 r. było 41 nowych emisji.
https://www.nber.org/papers/w27527.pdf
Obecnie jest 81 projektów finansowanych w ten sposób, w które zainwestowano 375 mln USD. Papiery OSB emitują rządy, kiedy chcą osiągnąć jakiś społeczny cel. Pieniądze inwestorów lokowane w obligacje służą finansowaniu osiągnięcia tego celu. Obligatariusze otrzymają z powrotem kapitał plus wyższe odsetki o ile niezależny audytor oceni, iż projekt się powiódł (w przypadku niepowodzenia projektu odsetki będą niższe).
Powstaje pytanie: po co taka dziwna konstrukcja ? Nie lepiej wyemitować zwyczajne obligacje i sfinansować projekt tak jak każdy inny wydatek budżetowy? Otóż autorzy pracy uważają, że papiery dłużne OSB warto emitować, gdy administracja ma poważne wątpliwości czy projekt się powiedzie. Wówczas rynek ocenia, czy projekt ma szanse się powieść i jeżeli tak, to obligacje znajdą nabywców. Tak więc obligacje OSB to sposób na przerzucenie części ryzyka związanego z prowadzeniem polityki społecznej na sektor prywatny.
Przykładowo w 2010 r. brytyjskie Ministerstwo Sprawiedliwości wyemitowało obligacje OSB, które sfinansowały program powrotu do życia na wolności dla trzech grup byłych więźniów z więzienia w Peterborough. 17 inwestorów zainwestowało i były głównie organizacje charytatywne i fundacje). Mieli otrzymać premię gdyby odsetek powrotów na drogę przestępstwa wśród byłych więźniów spadł o nie mniej niż 7,5 proc. W rzeczywistości spadł o 9 proc. Tak więc inwestorzy otrzymali z powrotem kapitał plus 3 proc. odsetek rocznie.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.