Nie będzie to świadectwem głębokiej wiedzy z historii współczesnej ale po raz pierwszy uświadomiłem sobie skalę zamieszek z Detroit z 1967 roku przy okazji lektury powieści Middlesex. Jeffrey Eugenides przedstawił te wydarzenia oczami kilkuletniej dziewczynki.
Na samym początku rozruchów policja zachowywała się dość powściągliwie. Wycofywała się, starając się zapobiec rozprzestrzenianiu się zamieszek. Podobnie wojska federalne, spadochroniarze z 82. I 101. dywizji powietrzno-desantowej to zaprawieni w bojach weterani, którzy wiedzą jakich sił można i należy użyć. Ale Gwardia Narodowa to zupełnie inne towarzystwo. Niedzielni wojownicy, prosto z domu wezwani na front. Są niedoświadczeni i przerażeni. Poruszają się po ulicach, strzelając do wszystkiego co się rusza. Czasami wjeżdżają czołgami wprost na trawniki przed domami. Wjeżdżają na werandy i burzą ściany domów. Czołg zatrzymał się na chwilę przed barem Zebra. Otaczała go mniej więcej dziesiątka żołnierzy celujących w snajpera na czwartym piętrze hotelu Beaumont. Snajper strzela, gwardziści odpowiadają ogniem i mężczyzna spada, jego nogi wplątują się między szczeble drabinki wyjścia pożarowego.
To opis sytuacji w wielkim amerykańskim mieście, w 1967 roku jednej z gospodarczych stolic USA. Inny fragment książki: Jakikolwiek by był tego powód, zabraliśmy na poddasze walizkę pełną jedzenia i siedzieliśmy tam przez trzy dni, oglądając płonące miasto w małym, czarno-białym telewizorku moich dziadków. W taki sposób mieszkająca w Detroit rodzina greckich imigrantów z klasy średniej spędziła zamieszki z 1967 roku.
Zamieszki trwały kilka dni. W ich trakcie zginęły 43 osoby, 1189 zostało rannych, aresztowano ponad 7 200 osób. Ponad 2500 małych biznesów zaraportowała plądrowanie, ponad 400 budynków kompletnie spłonęło lub zostało uszkodzonych tak bardzo, że trzeba było je wyburzyć. Tak wyglądał lipiec 1967 roku w jednym z najważniejszych, pod względem gospodarczym, amerykańskich miast.
SP500 zakończył lipiec 1967 roku ponad 5% wzrostem. Przy czym Fed nie wpompował do gospodarki setek miliardów dolarów w poprzednich tygodniach więc nie można tego „ewidentnego oderwania indeksu giełdowego od realnej gospodarki” wytłumaczyć działaniami banku centralnego. Nie wiem zbyt wiele o postawie drobnych inwestorów w tym okresie. Być może część dzwoniła do swoich brokerów i kupowała notowane przy bardzo wysokich wskaźnikach C/Z akcje spółek z grupy Nifty Fifty oglądając w swoich telewizorach płonące Detroit i helikoptery transportujące z wietnamskiej dżungli ciała zabitych amerykańskich żołnierzy.
Tak wygląda wykres S&P 500 z okresu 1967-1968. Oprócz zamieszek w Detroit naniosłem na niego jeszcze dwa polityczne zabójstwa z 1968 roku: Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy’ego a więc wydarzenia, które wyeliminowały z amerykańskiego życia politycznego dwie czołowe postacie:
Rozumiem, że część czytelników ma już przygotowaną ripostę, która mogłaby brzmieć: a teraz zobacz co działo się w latach 70’. To jest dobra riposta ale omija sedno tego tekstu. Nie zamierzam w nim prognozować tego gdzie znajdzie się rynek akcyjny za rok czy 5 lat. Moim zamiarem jest przekonanie czytelników, że rosnący rynek akcyjny w USA przy dalekiej od stabilności sytuacji wewnętrznej i międzynarodowej nie jest historyczną anomalią, nie jest czymś bezprecedensowym. Wręcz przeciwnie. Obecna sytuacja całkiem dobrze wpisuje się w to co amerykański rynek akcyjny robił przez większą część XX wieku.
Weźmy pod uwagę całą dekadę lat 60’. Zachowanie S&P 500 w tym okresie pokazuje poniższy wykres. Nie był to okres szaleńczego rynku byka ale amerykański rynek akcyjny skończył tę dekadę jakieś 50% wyżej niż ją zaczął:
Przypomnijmy sobie teraz co działo się w latach sześćdziesiątych w USA i na świecie:
- w 1961 roku ZSRR uzyskał wyraźną przewagę w wyścigu kosmicznym
- w 1962 roku świat o włos otarł się o wojnę nuklearną w trakcie Kryzysu Kubańskiego a zagrożenie nuklearne było realne i namacalne dla Amerykanów przez cały ten okres
- w 1963 roku zginął w zamachu urzędujący amerykański prezydent
- cała dekada była okresem wielu protestów i zamieszek rasowych, często związanych z ruchem praw obywatelskich i sprzeciwem wobec tego ruchu – w latach 1964 do 1971 miało miejsce 750 zamieszek, zginęło w nich ponad 220 ludzi, ponad 12 000 zostało rannych
- druga połowa lat 60’ to zamieszki związane ze sprzeciwem wobec wojny w Wietnamie
- kilkadziesiąt tysięcy Amerykanów zginęło w czasie wojny w Wietnamie, o wiele więcej zostało rannych
- na arenie globalnej trwała Zimna Wojna, porządek polityczny destabilizowała fala dekolonizacji, potężne niepokoje społeczne i rewolucje miały miejsca zarówno w państwach tzw. Trzeciego Świata jak w państwach rozwiniętych (by wspomnieć strajki studenckie z 1968 roku)
Odnoszę wrażenie, że zabawny mem internetowy o tym, że 2020 rok jest jednym z najgorszych lat w historii ludzkości niepostrzeżenie stał się dla wielu ludzi i wielu inwestorów niekwestionowanym faktem. Co więcej używają go jako punktu odniesienia do oceny racjonalności, poprawności ludzkiej aktywności, takiej jak inwestowanie. Stąd niezwykle popularne pytania o to jak S&P 500 może zmierzać ku historycznym szczytom gdy ulice amerykańskich miast pełne są protestujących ludzi. S&P 500 robi po prostu to samo co robił w latach sześćdziesiątych.
Myślę, że mamy do czynienia, na dużo większą skalę, ze zjawiskiem, które wystąpiło na rynku akcyjnym w czasie przedostatniej gwałtownej przeceny: tej z przełomu 2018 i 2019. Niemal cały 2018 roku był okresem historycznie niskiej zmienności na amerykańskim rynku akcyjnym. Gwałtowna przecena, która rozpoczęła się pod koniec roku kompletnie zaskoczyła i przeraziła część inwestorów, dla których punktem odniesienia stał się okres wyjątkowego spokoju z początku 2018 roku.
Być może ostatnie dwie, trzy dekady stabilności społecznej w państwach rozwiniętych i stabilności geopolitycznej (po przyzwyczajaniu się do świata „po zamachach z 11 września”) sprawiły, że masowe zamieszki w USA czy pandemia COVID-19 i związany z nią reżim społecznej izolacji wydają się wielu ludziom „końcem świata”. Przy takim nastawieniu łatwo dojść do wniosku, że wychodzące „na plus” w 2020 roku rynki akcyjne są oderwane od rzeczywistości. Z całą pewnością interwencje banków centralnych i gigantyczne fiskalne pakiety stymulacyjne ułatwiają przyjęcie powyższej tezy.
Wydaje się jednak, że rosnący po ścianie strachu i ustanawiający nowe historyczne szczyty rynek akcyjny nie jest anomalią z 2020 roku. To raczej reguła dla amerykańskiego rynku akcyjnego w XX wieku. Nie oznacza to, że obecny trend będzie kontynuowany ale nie oznacza też, że na pewno skończy się natychmiastowym krachem.
4 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Bo rynek jest KISS służy tylko ustalaniu ceny, a ta jakaś byc musi skoro ktoś chce wydać jakaś kasa , a inny sprzedać w jakichkolwiek okolicznościach.
Wszystkie teorie ,że tam coś dyskontuje i musi byc tak czy inaczej trzeba traktować z przymrużeniem oka.
> skoro ktoś chce wydać jakaś kasa
O, padło kluczowe słowo: kasa. Rynki stawiają na to, że w starciu ekspansywnej polityki monetarnej i fiskalnej oraz tendencji deflacyjnych wywołanych niechęcią konsumentów do wydawania – wygrają czynniki napędzające inflację.
Pytanie brzmi: co musiałoby się stać, żeby rynki przestały grać na inflację. Mógłby to być nieoczekiwany i silny powrót pandemii. Inne rzeczy już w cenach.
Miałem ostatnio chwilę nostalgii i wróciłem do muzyki punkowej z przełomu lat 70/80. Niezłe doświadczenie jeśli chodzi o teksty. Spora część z nich pasuje wyśmienicie do dzisiejszej rzeczywistości, jeśli chodzi o frustracje i wkurzenie młodych.
Nasza młoda lewica ekscytuje się końcem kapitalizmu i amerykańskiego snu, który jest złudzeniem. Ale o tym śpiewał J. Biafra z Dead Kennedys czterdzieści lat temu 🙂
Wkurzenie młody jak zawsze niewiele zmienia. Koniec końców i tak zmieniają się w tłuste koty 😉