Bez konfliktu nie ma interesu, czyli sztuka zarabiania na konkurencyjnym rynku kapitałowym

„Konflikt interesu? Bez konfliktu nie ma interesu” – zauważył jeden z pracowników banku Lehman Brothers na kilka tygodni przed jego upadkiem. To podejście nie dotyczy tylko upadłych banków, ale jest charakterystyczne dla całego sektora finansowego. Jest on bardzo konkurencyjny i tylko w ten sposób można na nim zarobić pieniądze. Tak uważają Anastasia Nesvetailova i Ronen Palan w książce „Sabotage: The Hidden Nature of Finance”.

Jak opisują autorzy w publikacji (jej polski tytuł to„Sabotaż: Ukryta natura finansów”) w czerwcu 2016 r. libijskie władze pozwały bank Goldman Sachs do sądu za dziewięć transakcji inwestycyjnych zarekomendowanych przez pracowników banku a następnie zrealizowanych. Chodziło o inwestycje pieniędzmi tzw. państwowego funduszu majątkowego (ang. sovereign wealth fund), czyli funduszu na którym gromadzone są środki ze sprzedaży ropy naftowej.

Libijskie władze zarzucały bankierom, że zarobili na tych transakcjach 275 mln USD podczas gdy Libijczycy stracili prawie wszystkie pieniądze(1,2 mld USD). W czasie rozprawy sądowej wyszło na jaw, że Goldman płacił za usługi prostytutek, fundował przeloty prywatnymi samolotami i noclegi z pięciogwiazdkowych hotelach aby zdobyć zlecenie od Libijczyków. W dokumentach bankowych przeznaczonych tylko dla pracowników firmy libijskich klientów określano jako mających „zerowy poziom” zrozumienia inwestycji finansowych.

Jeden z pracowników Goldman Sachs opisywał jak to tłumaczył strukturyzowane pożyczki z dźwignią finansową komuś kto żyje na pustyni wraz z wielbłądami. W październiku 2016 r. sąd w Londynie uznał, że relacja między Goldman Sachs a władzami libijskiego funduszu nie wykraczała poza standardowe serdeczne stosunki banku i klienta. Zdaniem sędziego zyski banku nie były zbyt wysokie biorąc pod uwagę „specyfikę inwestycji oraz ilość pracy jaką włożono, by zdobyć klienta”.

Ale powyższa sprawa nie była jednorazowym „wypadkiem przy pracy”. Na przykład 2010 r. Amerykańska Komisja Nadzoru Finansowego (ang. US Securities and Exchange Commission) oskarżyła całą firmę oraz jednego z jej wiceprezesów o oszukanie inwestorów. Chodził o to, że bank wybrał dla swoich klientów papierów wartościowych w czasie gdy fundusz hedgingowy związany z bankiem zawarł transakcję na której zyskiwał jeżeli wartość tych papierów wartościowych spadłaby.

Mówiąc wprost: Goldman Sachs sprzedał swoim klientom papiery wartościowe, których wartość – w opinii banku – miała spaść. Goldman Sachs zarobił podwójnie: raz na opłatach za zakup papierów wartościowych, drugi na honorarium za doradztwo. Klienci stracili podwójnie: raz płacąc bankowi, drugi ponosząc koszty nietrafionych inwestycji. Greg Smith, były pracownik Goldman Sachs, opowiadał jak to zalecał młodym pracownikom firmy, by „wciskali” klientom te akcje albo instrumenty finansowe, których bank chce się pozbyć, ponieważ nie mają potencjału odnośnie przynoszenia zysków.

Autorzy zauważają, że na rynku kapitałowym jest wysoki odsetek bardzo inteligentnych ludzi, którzy konkurują ze sobą. Mimo tego w branża może pochwalić się wysokimi zyskami (do 2007 r. sięgającymi nawet 40 proc. przychodów, a po 2009 r. niewiele niższymi). Ma to nawet swoją nawę w ekonomii, to tzw. paradoks Volckera, od nazwiska byłego szefa Rezerwy Federalnej Paula Volckera, który w 1997 r. zwrócił uwagę na tę pozorną sprzeczność. Dlaczego ostra konkurencja nie prowadzi w finansach do obniżenia zysków tak jak to ma miejsce w innych branżach?

Otóż autorzy książki twierdzą, że rozwiązania tej zagadki trzeba szukać uważnie słuchając tych, którzy pracują bezpośrednio przy transakcjach. Kilka tygodni przed upadkiem banku Lehman Brothers miało miejsce zebrania, na którym miały zostać podjęte decyzje odnośnie kolejnych inwestycji tej instytucji. W czasie omawiania jednej z potencjalnych transakcji jeden z dyrektorów firmy zwrócił uwagę na konflikt interesów. Usłyszał odpowiedź: bez konfliktu, nie ma interesu (ang. no conflict, no interest). Anastasia Nesvetailova i Ronen Palan szukają teorii mogącej wytłumaczyć to zjawisko w tzw. szkole starej ekonomii instytucjonalnej.

To gałąź ekonomii, dzisiaj trochę zapomniana, a związana głównie z pracami Thorsteina Veblena i Johna R. Commonsa z początku XX w., gdy w amerykańskim kapitalizmie zaczął wykształcać się coraz silniejszy sektor finansowy. Veblen uważał, że amerykańskim kapitalizmie kluczową rolę nie odgrywa przedsiębiorca czy kapitalista tylko biznesmen. Biznesmeni zarabiali zawierając transakcje. Takimi biznesmenami byli na przykład John D. Rockefeller czy J.P. Morgan. Oni rozumieli intuicyjnie, że na konkurencyjnych rynkach zyski są śladowe. Jednak znaleźli na to sposób.

Klucz do ich sukcesu leżał w ich umiejętności „sabotażu rynków”, czyli działaniu wbrew interesom klientów, konkurentów lub rządu. Sabotaż nie wynika ze złośliwości, tylko jest jedynym sposobem na zarabianie pieniędzy na konkurencyjnych rynkach. Aby być skutecznym w grze sabotażu trzeba mieć wpływ na znaczącą część branży. Do tego biznesmeni wykorzystywali swoją znajomość finansów. Na przykład używając holdingu firm oraz pożyczonych pieniędzy można mając 5 mln USD kontrolować aktywa o wartość 1 mld USD. W latach 20. XX w. szacowano, że J.P. Morgan miał w ten sposób władzę w jednej czwartej przemysłu USA (sam zasiadał jednocześnie w 167 radach nadzorczych).

Dzięki swojej sieci powiązań bankierzy zdobywali wiedzę o faktycznym stanie spółek, którą następnie wykorzystywali do „sabotażu”. Autorzy książki są profesorami międzynarodowej ekonomii politycznej na University of London. To jest ich pierwsza książka, która nie jest stricte naukowa tzn. jej potencjalnym czytelnikiem nie są akademicy, tylko osoby zainteresowane tym co się dzieje na szeroko rozumianym rynku kapitałowym. Publikacja ma interesującą tezę, którą naukowcy omawiają w pierwszej części książki.

Dalej robi się mniej ciekawie dlatego że reszta publikacji to opis przypadków „sabotażu”, które w większości nie są porywające (te które omówiłem w recenzji są stosunkowo najciekawsze, ale nie są dobrą reprezentacją tego, co znajdziemy w książce). Dłużyzny da się jednak przetrwać, bo publikacja ma tylko 219 stron. W sumie polecam zapoznać się z pierwszą częścią książki a resztę co najwyżej przejrzeć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *