Aktualne uderzenie w gospodarki różni się od przeszłych tym, iż w poprzednich konsumenci obrywali rykoszetem. Słabość w jakimś elemencie powodowała osłabienie, które szybciej lub wolniej przesączało się na rynek pracy i konsumpcję indywidualną. Tym razem jest inaczej. Konsumenci i konsumpcja indywidualna oberwali pierwsi i to od ich zachowań i ścieżki powrotu do zdrowia zależy szybkość ożywienia.
Z zasady, inwestorzy giełdowi lokują się w nieco odmiennych rejonach niż przeciętny Kowalski czy Jones. Analitycy, inwestorzy, a właściwie wszyscy z przesuniętą wrażliwością ekonomiczną operujemy w pewnym skrzywieniu zawodowym. Ekonomię oglądamy przez pryzmat tego, jak radzą sobie spółki, sektory, rynki, kraje, a czasami świat w całości. Naprawdę niewielu poza analitykami i inwestorami interesuje PKB w skali globu. Dlatego też rzadko uświadamiamy sobie, iż w USA 70 procent gospodarki sprowadza się do codziennego kupowania chleba, paliwa i generalnie rzeczy związanych z życiem jednostek i rodzin. W Polsce udział konsumpcji indywidualnej w PKB jest mniejszy, ale kiedy powiemy, że standardowo lokuje się przy 60 procent, to nie popełnimy większego błędu.
Nie byłoby ostatniego zamieszania na rynku ropy, gdyby ludzie nie przestali jeździć samochodami, latać samolotami i generalnie konsumować mniej paliw. To był kryzys dosłownego zniknięcia konsumentów. Podobne elementy obserwujemy w innych segmentach, w których konsumenci zostali odcięci od kupowania. Ruch w restauracjach spadł o blisko 100 procent, bo były zwyczajnie zamknięte. Sprzedaż butów, ubrań i generalnie rzeczy, których kupno można odłożyć na później przestała istnieć właściwie skokowo, bo nie mogła być realizowana. W standardowym cyklu gospodarczym powrotu konsumpcji szukali byśmy w poprawie na rynku pracy i wzroście dochodów. Tym razem będzie podobnie, ale wcześniej gospodarki muszą zwalczyć obawy konsumentów przed powrotem do sklepów.
Oczywiście w internecie poczytacie o tym, że już social distansing nie jest przestrzegany, ale jak wczytacie się w dane spółki LPP, to okazuje się, że sprzedaż runęła i nie wróciła do poziomów sprzed zamknięcia. Nie dlatego, że ludzie nie chcą kupować, ale dlatego, że boją się chodzić do sklepów. Postawię tezę, iż nigdzie nie będzie widać lepiej błędu popełnionego w zarządzaniu epidemią w Polsce niż właśnie w powrocie do dawnych zachowań. Obserwowana od początku epidemii mała liczba testów, dziś zaburzona mierzeniem nie tylko potencjalne chorych, ale również osób z kontaktu z potencjalnie chorymi i w kwarantannie odebrała zdolność szacowania punktu, w którym kraj jest na krzywej zachorowań. Ktoś z czytelników umie powiedzieć na bazie danych rządowych, w którą stronę zmierza polska sytuacja epidemiczna?
Władze i przedsiębiorcy chcą, by konsumenci szybko wrócili do dawnych zachowań – od tego zależy ich przetrwanie – ale rzucenie ludzi w wir konsumpcji bez wcześniejszego opanowania epidemii jest przepisem na wzbudzenie kolejnej fali zarażeń i kolejnej fali ograniczeń. Przed pandemią seniorzy amerykańscy odpowiadali za 20 procent całej konsumpcji indywidualnej. W Polsce emeryci nie mają dobrej prasy, ale pamiętajcie – 60 procent konsumpcji to codzienne życie, również tej grupy społecznej. Ci ludzie wrócą w pełni do starych nawyków tylko w sytuacji zapewnienia im bezpieczeństwa lub pozoru bezpieczeństwa, którego dziś nie ma i nie będzie tak długo, jak wirus będzie krążył w ich otoczeniu.
Przykład Chin, kraju najwcześniej uderzonego skutkami gospodarczymi epidemii, pokazuje jednoznacznie – restauracje i sklepy nie odbudowały się mimo zniesienia ograniczeń. Ludzie przesunęli akcenty, bo ciągle boją się robić to, co robili przed epidemią. Nie zmienili zachowań, bo niewiele jest do zmiany, ale odkładają życie i konsumpcję na później. I to odkładanie na później będzie kluczowe dla tego, jak szybko pojawi się powrót do ożywienia gospodarczego. W poprzednich notkach na blogach i na naszym koncie twitter’owym wielokrotnie kwestionowaliśmy ideę odbicia typu V. Dziś możemy dodać, że chyba nikt nie wie, czy jesteśmy na początku końca czy ledwie końcu początku gospodarczego zamieszania.
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.