Miniony tydzień dla wielu inwestorów na świecie oraz warszawskiej giełdzie był czymś w rodzaju „rytuału przejścia”. Przejścia z wieku dziecięcego w dojrzały, przemiany chłopca w mężczyznę lub dziewczynki w kobietę, czy też zabawy w rynek w poważne inwestowanie.

Ze spadkiem 14,2 procent ostatni tydzień lutego 2020 wszedł do pierwszej dziesiątki największych spadkowych tygodni od początku funkcjonowania GPW. Równocześnie jest drugim takim przypadkiem w XXI wieku. Poprzedni (-15,7%) miał miejsce w październiku 2008 roku. Pozostałe to z perspektywy wielu inwestorów „prehistoria”, czyli lata 1993-1994 z jednym wyjątkiem w 1998 roku.

Pierwsze dwa-trzy dni reakcji naszej giełdy, która w przeciwieństwie do rynków światowych nie spadała z wysokiego konia lecz kontynuowała niekorzystny trend, sprawiały pewne zadziwienie. Ale kolejne dni, z coraz większymi zmianami indeksów budziły poważny szacunek. Niewiele spółek oparło się tej tendencji, mimo początkowych – atrakcyjnych logicznie – narracji, że choćby spółki gamingowe oprą się tej tendencji, ponieważ w przypadku epidemii koronawirusa więcej osób będzie spędzało czas w domach. No cóż, jak często w przypadkach panik rynkowych niewiele jest sektorów, które są w stanie oprzeć się przed owczym pędem przestraszonego inwestorskiego tłumu. Co więcej ten tłum narastał, gdyż pewnie silna wyprzedaż pierwszego, drugiego i kolejne dni prowokowała wielu do kupowania na korekcie. Atrakcyjna wycena! Okazja! Tylko głupcy teraz sprzedają! Kupuj, gdy leje się krew!

Słyszymy te hasła dookoła. Być może faktycznie za miesiąc, rok, dwa część graczy otrzepie ręce z kurzu i powie „było warto nie panikować” lub „było warto wówczas kupować”. Moje doświadczenie podpowiada, że to nieliczna grupa. Większość w ciągu tych ostatnich dni sparaliżowana strachem zastanawiała się co dalej. Co robić? W relatywnie komfortowej sytuacji są tacy, których straty po tych kilku dniach (choć nie wiemy co dalej) nie przekroczyły kilkunastu procent. To jest ta wartość, która nie robi jeszcze zbyt wielkich szkód w psychice, poczuciu pewności czy przekonaniach. Poza tym z pomocą idzie zwykła matematyka. Jeśli cena akcji spadła np. 18 procent, to aby odrobić ten spadek musi wzrosnąć 22 proc. Różnica niewielka i „wydaje się” realna. Na marginesie to jest poziom, który często sugerowałem jako poziom stop dla tracącej pozycji, ze względu na ten „komfort matematyczny”.

Ale co jeśli akcje spadły 40 procent, jak choćby Rainbow Tours (branża turystyczna). Do odrobienia tego spadku potrzebny jest wzrost 66 procent. Poprzednio zajęło to tym konkretnym akcjom siedem miesięcy. Krok po kroku, wzrost, wzrost, spadek. Spółce pomagały niewielkie obroty, oraz fakt zainteresowania instytucji finansowych (w tym PPK). W tym wypadku zachowanie ilustruje najlepiej znane i nieco wulgarne powiedzenie traderskie – Eat like a bird, shit like an elephant, co nieco bardziej elegancko na polski można przełożyć, jako „ściubiesz jak ptaszek, walisz jak słoń”.

Z racji renesansu w Polsce metody Warrena Buffetta, dzięki projektowi Przemka Gerschmanna i Tomka Jaroszka, miniony tydzień będzie dużym testem dla tych wszystkich, dla których atrakcyjne stało się inwestowanie w wartość, „bycie jak Warren”, niepoddawanie się panice. Nie chodzi o to, że to jest złe podejście. Raczej o to, że każdy z nas jest indywidualną jednostką, ze swoimi nawykami i przyzwyczajeniami. Zaś większość tych nawyków związana jest z mechanizmami opisanymi choćby przez Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego przy okazji „teorii perspektywy”. W dużym skrócie – straty bolą nas tak mocno, że podejmujemy wiele nieracjonalnych i niekorzystnych dla nas decyzji. W praktyce, wielu inwestorów, będzie chciało w najbliższym czasie zredukować ból wynikający z ogromnych strat poniesionych w minionym tygodniu, że będzie sprzedawać akcje, gdy tylko choć trochę wzrosną. Nie będą w stanie doczekać odrobienia strat. Każdy spadek będzie wywoływał fizyczne i psychiczne objawy stresu. Organizm będzie wręcz wrzeszczał „ZAGROŻENIE, ZAGROŻENIE, PAMIĘTAJ JAK SIĘ CZUŁEŚ W OSTATNIM TYGODNIU LUTEGO”.

Dla części inwestorów oraz spekulantów ostatni tydzień to była długo wyczekiwana okazja. Tego rodzaju załamanie rynku daje wiele szans grającym na krótko, ale również tym, którzy faktycznie selektywnie zaczną kupować, nie dlatego, że pojawiła się okazja bo tanio, tylko dlatego, że ich strategia i plan działania zakłada odpowiednie reakcje właśnie w takich wyjątkowych sytuacjach. Zaskoczeniem może być co najwyżej skala i szybkość spadków, ale nie to, że one wystąpiły. Nie zdarza się to znów tak często, co nie oznacza, że nigdy. Tygodniowe spadki indeksu WIG powyżej 10 procent miały miejsce od 1991 roku dwadzieścia jeden razy, czyli rzadziej niż raz do roku. To czy wytrzymamy ten rytuał przejścia pokaże nam, czy dorośliśmy do bycia inwestorem, czy też lepiej zająć się czymś zupełnie innym.

[Fragment plakatu do filmu „Człowiek zwany koniem”, reż. E.Silverstein, 1970]

7 Komentarzy

  1. Grzegorz

    A kto powiedział że to koniec spadków? Sytuacja jest rozwojowa…

    1. vaeta

      SPX czasowo zrobił płytką korektę na razie (cofnęło ich do października 2019).

      Optymistycznie jakby te spadki przerodziły się w bessę nie tylko na zasięg ale także na czas
      * cofnęli by się _nad_ dołki przełomu 2015/2016
      * mega-hossa od 2009 byłaby nadal niezagrożona (dołki cyklu koniunkturalnego byłyby nadal coraz wyżej)
      * a my mielibyśmy niepowtarzalną szansę aby zobaczyć wtedy ile można zdołować tani rynek: WIG20
      * i być może w końcu ludzie u nas przestali być wiecznymi smutasami (bo byliby zakotwiczeniu na różnicy z 2020 a nie z 2007)

  2. Jacek Maliszewski

    Bardzo dobry tekst 🙂

    Grzegorzu, zwróć uwagę na fakt, iż po raz pierwszy od 1991 Polacy (jako cała populacja) mieli niewiele akcji w portfelu. W czasie poprzednich załamań (1994, 1998, 2001, 2008) portfele były wypchane akcjami (bezpośrednio lub poprzez TFI). W teraz jest inaczej. Wobec tego obecna bessa (jeśli to bessa, bo pewności nie mam) wywoła mniejsze spustoszenie w psychice narodu. A dzięki temu w nowa przyszła hossę wejdziemy z innym nastawieniem. Ludzie maja dużo gotówki tym razem. W czasie poprzednich bess gotówki nikt nie miał bo wydał ja na akcje na szczycie hossy.

    Będzie ciekawie 🙂

    1. Jan

      Teraz popchnac kamyczek ze tanio i bezpiecznie
      I na gielde wplyna grosiakii uczestnikow funduszy detalicznych.
      Dobry czas dla TFI

      Doceniam przy tym wartosc posiadania gotowki w portfelu.
      Pozatym wartosc tego co masz w portfelu

  3. Mstek

    To my mamy jeszcze giełdę, czy już jej strzępy ?

  4. The Brave One

    Czymże jest nawet Grunwald czy Chrzest Polski na WIG20 z perspektywy emerytalnej? Kupuję bo tanio. Małymi porcjami wraz ze schodzeniem ceny niżej.

  5. pak

    Flash crash week! Jak to początek bessy w USA – to nie wiem nasze niektóre spolki zejdą z PE 7 na PE 3… A w ogole stwierdzam patrząc naiwnie wstecz ze przez ostatnie 7-10 lat to najwięcej zarobiłoby się (działając tylko w technologii long tak jak ja) – kupując bardzo tanio i sprzedając tanio – tylko jak to sprzedawać tanio spółki? Nie starcza wyobraźni-intelektu na to już niestety…

Skomentuj pak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *