Kolejne igrzyska giełdowe rozpoczynają się 13 maja 2019, a DM BOŚ jest jednym z ich partnerów.
Mam na myśli Parkiet Challenge, czyli grę giełdową za wirtualne pieniądze inwestowane w akcje notowane na GPW:
Pierwszy etap to trening, drugi – rozgrywka zasadnicza, czyli inwestowanie w spółki objęte indeksem WIG30, a finał to jednodniowa rozgrywka na kontraktach terminowych.
Miałem okazję przeczytać ten -> poradnik konkursowy Parkietu z 10 radami ekspertów, ale myślę, że to w nie dość wystarczającym stopniu pokazuje praktyczną kwestię tego, jak dojść do finału i go wygrać. To są dobre rady na spokojne czasy, ale zbyt delikatne na konkurs. Wobec tego przygotowałem swoją wersję takiego przewodnika. Osobno potraktuję w nim oba etapy. W tym wpisie nieco ogólnych wskazówek oraz kilka podpowiedzi odnoście etapu gry na akcjach.
***
Przede wszystkim unikałbym słowa „inwestowanie” w tym kontekście, a takie pada we wspomnianym tekście. Słowo „gra” jest dużo adekwatniejsze, choć wiecznym malkontentom może się ono nie podobać. Powody są dwa zasadnicze, warte wymienienia:
POWÓD 1.
Inwestowanie to długoterminowe lokowanie środków w akcje spółek, związane z ich organicznym wzrostem i dywidendami. Tymczasem 4 tygodnie to stanowczo za mało by podążać za takim celem. Tym bardziej, jeśli się rzeczywiście myśli o wygranej. Trzeba raczej sięgnąć do zupełnie innego arsenału strategii, krótko lub średnioterminowych, maksymalizujących zysk w krótkim czasie, a więc niemal spekulacyjnych.
Nie oznacza to, że wyważony ‘inwestor’ skazany jest na porażkę. Wybierając akcje na 4 tygodnie i niemal zapominając potem o tym portfelu aż do finału, może pewnymi warunkami sięgnąć po wygraną. Wątpię jednak, by jakaś znacząca grupa uczestników szła do rozgrywki z takim nastawieniem, wiedząc zresztą, że większość nastawiona jest raczej aktywnie i agresywnie.
Biorąc pod uwagę, że większość inwestorów traci lub nie pokonuje indeksu, niezłym rozwiązaniem byłoby zrobienie sobie samemu indeksu z 30 spółek WIG30, o ile ktoś jednak wybierze już pasywną „inwestycyjną” postawę. Albo ewentualnie można by przeważyć w nim te spółki, które wydają się nam być faworytami, lub niedoważyć te, które są niemal oczywistymi outsiderami. Ewentualnie zrobić taki portfel za 50-80% środków, a za pozostałe 20-50% pobawić się aktywnie w typowanie. To tak zwana strategia sztangi.
Luminarze inwestowania – jak W. Buffett – wskazują, że najlepszą strategią jest kupić i nic nie robić „siedząc na dłoniach”, co w normalnych warunkach ma sporo sensu. Ale to dobre, jeśli robimy coś takiego na własny użytek, a nie przy nastawieniu na wygranie konkursu, gdzie przeciwnicy często stawiają jednak na timing.
POWÓD 2.
Inwestowanie łączy się z bezpiecznym podejściem, niemal konserwatywnym, uważną selekcją, sporą dywersyfikacją, unikaniem zbyt dużego zaangażowania kapitału w niepewnych czasach, czekaniem na okazje, korzystaniem z dywidend.
Tymczasem wszelkiego rodzaju krótkoterminowe współzawodnictwo, a jeszcze z dodatkiem day tradingu na kontraktach, jest celowo konstruowane pod MAKSYMALIZOWANIE RYZYKA, a nie bezpieczeństwa. Tu nie ma czasu na kunktatorstwo, tu potrzebna jest dynamika i w zasadzie 100% kapitału w grze, tak bowiem będzie to robić spora część uczestników. I nawet jeśli 90% czy nawet 99% z nich przegra na tym, to pozostaną tacy, którzy idąc „va bank” sięgną po sukces. Jeśli mamy zamiar z nimi wygrywać, to potrzeba niestety sięgnąć po ryzyko, a więc zadziałać dużo agresywniej niż na co dzień na własny, realny rachunek.
Uwaga! Ostrzeżenie! Taka jazda po bandzie uczy złych nawyków, szczególnie wówczas, gdy uda się zakończyć z dobrym wynikiem. Wytwarza się bowiem nieco spaczone przekonanie, że potrafimy i chcemy grać pod korek, a to w realu dużo częściej kończy się stratami niż rozsądne, wyważone podejście !!!
Trzeba więc sobie postawić na wstępie zasadnicze pytanie:
Chcę wygrać z innymi, a więc jadę na maksimum i sprawdzam się w ekstremalnych sytuacjach ryzyka, czy chcę przede wszystkim wygrać z samym sobą i nauczyć się czegoś w warunkach dodatkowej adrenaliny, której dostarcza konkurs?
***
Eksperci w cytowanym tekście zalecają zastosowanie Analizy Fundamentalnej w konkursie. Nie wydaje mi się to trafione. Albo może inaczej – w jakim celu ją stosować w 4-tygodniowym konkursie? Poszukując tych niedocenionych perełek? Odkrywając najsłabsze sztuki w stadzie? To jest dobre na wieloletni maraton inwestycyjny, ale nie na sprint konkursowy! Tutaj największy potencjalny bankrut na parkiecie może się popisać największym, historycznym rajdem w górę!
Dlatego w tego typu konkursach należy podejść zadaniowo od tej strony, którą kiedyś odkrył Keynes, a którą nazwać można „konkursem piękności”. Polega to nie na wytypowaniu najładniejszej kandydatki (najlepszej fundamentalnie spółki), ale takiej, która będzie podobać się największej ilości członków jury (spółki najbardziej grane w realu przez inwestorów). To jeszcze jeden powód, by zmienić zwykłą taktykę na zupełnie inną – poszukiwania spółek w danym momencie modnych, granych, z dużym wolumenem, gorących, o których dużo się mówi itd.
Kolejna podpowiedź ekspertów dotyczyła literatury, a więc czytaj, przygotuj się, poznaj jak najwięcej możesz. Doceniam szlachetne pobudki stojące za taką podpowiedzią, ale może za rok poprosimy o konkrety? 🙂 Czyli co przeczytać, z czego korzystać, gdzie ukrywa się ta wiedza?
Pominę przez chwilę inny fakt, o którym wiele pisałem w cyklu o „Sekretach giełdowej edukacji” – poradniki to nieco przesłodzony, idealny, podkolorowany świat, który wprawdzie dostarcza wiedzy, ale nie uczy zarabiania. Do tego potrzeba uważnej, pełnej kreatywności praktyki, dziesiątków transakcji, podpatrywania najlepszych, przystosowywania ich rozwiązań dla własnych celów i charakteru, przerobienia wielu konkretnych przykładów, opracowania własnych strategii i taktyki zaprawą w boju.
A skoro mówimy o podpatrywaniu, to jedyną sensowną literaturą, poza oczywiście instrukcjami obsługi zleceń i działania giełdy, są wywiady i wspomnienia tych, którzy tego rodzaju konkursy wygrywali! Albo nawet przestudiowanie wszelkich statystyk, spisów transakcji itp. A gdzie ich szukać?
No właśnie, i tu jest problem. Najłatwiej byłoby dotrzeć do materiałów Parkietu z poprzednich edycji „Challengu”, ale obawiam się, że z tym może być kłopot.
Nie pozostaje mi nic innego jak polegając na własnej pamięci, archiwum i doświadczeniu, podrzucić w tej kwestii kilka szybkich podpowiedzi.
Jednej, najlepszej, wymarzonej, idealnej recepty nie ma.
Ów konkurs wygrywali zarówno starzy i doświadczeni wyjadacze, jak i mało doświadczeni inwestorzy. Od czego to zależało? W dużej mierze od losowości i szczęścia, co przyznają w wywiadach zaskoczeni sukcesem, mniej doświadczeni zawodnicy. Z kolei ci oblatani w tym biznesie dużo chętniej wygraną uzasadniali swoimi … talentami.
Same umiejętności to jednak może być za mało w tak krótkim terminie, szczególnie gdy operuje się ponadnormatywnym ryzykiem, które czasami paraliżuje i zachęca do łamania dyscypliny. Warto więc potrenować choćby na demo w warunkach wyższego ryzyka, by zaadaptować się mentalnie.
Bywało tak, że o zwycięstwie w konkursie decydował zakup dosłownie jednej spółki, która w okresie zawodów nagle zostawiała swoim rajdem w tyle całą konkurencję. Zawodnicy, którzy w taki papier trafiali, byli w zasadzie umiarkowanie aktywni i zwykle spółek w ich portfelu było więcej jak przyznają.
Nie mam dostępu do statystyk, które opowiedziałyby całą historię zmagań czarno na białym jak w klasycznym Big Data i być może nawet ich analiza przybliżyłaby nas do najlepszej recepty na sukces. Obstawiam jednak, wspierając się pamięcią, że przegrani wyjadacze nie tyle źle typowali, ile przeszarżowali z aktywnym timingiem, i dlatego taki dość pasywny wybór najbardziej rosnącej spółki mógł dać zwycięstwo na tle tratującej się nawzajem konkurencji.
Z drugiej strony doświadczeni weterani mogli w danym roku polec z prostego powodu – każda, nawet najlepsza strategia ma co jakiś czas obsunięcia. Akurat mogło trafić na konkurs. A jeśli nie szło, nie raz zmieniali pod koniec rozgrywek strategie na agresywne, pochodzące z impulsu wejścia „va bank”, które nie zawsze jednak popłacały.
Na prawdziwych artystów wiatr w oczy nie robi wrażenia, czego dowodem był jeden z naprawdę wytrawnych graczy – Krzysiek Piróg, który jednak startował tylko w kontraktach terminowych. Zrobiłem z nim wywiad dla bloga po wygranej. Może dla kogoś ten tekst będzie inspiracją.
Inny czynnik sukcesu wyznawany w wywiadach przez zwycięzców, szczególnie tych mniej doświadczonych, to zdanie się przede wszystkim na… intuicję. Nie jest to jednak parametr, który da się dowolnie modelować, a w takim razie trudno poradzić jak z intuicji efektywnie w takich zawodach korzystać. Ją trzeba wykształcić w dziesiątkach prób jeszcze przed zawodami.
W kolejnej części o tym, jak konkretnie pomóc sobie w takiego rodzaju warunkach konkursowych.
—kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.