Na pewnym etapie zdobywania kwalifikacji nieuniknione będzie wpadnięcie w pewien dysonans poznawczy, którego z zewnątrz nie widać:
10. Brak zgody między różnymi teoriami co do skuteczności analiz
Można odnieść wrażenie, że w tej branży istnieje kilka równoległych światów, które całkiem odmiennie widzą kwestie użyteczności i skuteczności różnych metod inwestycyjnych. Ktoś nieświadomy tych podziałów może rzeczywiście doznać z tego powodu dość ambiwalentnych odczuć, które osłabią jego motywację i orientację w przestrzeni.
Na samym szczycie tych sporów mamy zwolenników hipotezy o efektywnym lub niemal efektywnym rynku, którego nie da się pokonać. Tym z kolei przeciwstawiają się entuzjaści takiego rynku, który daje się prognozować i na tym ponadprzeciętnie zarabiać. Widać to rozróżnienie i w źródłach pisanych i w praktyce. Paradoksalnie żadna ze stron nie potrafi w pełni przekonująco udowodnić swoich racji w praktyce, chociaż na papierze wiele z tych teorii wygląda sensownie.
Ukoronowaniem było przyznanie jednocześnie nagrody Nobla z Ekonomii dwóm dystyngowanym przedstawicielom obu szkół (Fama i Schiller). Nie za udowodnienie racji, lecz za ogromny wkład w ich rozwój, a więc i w twórczą dyskusję.
Co trzeba w związku z tym wiedzieć, żeby nie popaść w kompletną paranoję?
Spór toczy się przede wszystkim o kwestię dla inwestowania najważniejszą, czyli o to, czy istnieją systematycznie stosowane sposoby na to, by przyszłe ruchy rynków udanie prognozować na podstawie jakichś konkretnych informacji i w ten sposób zarabiać w długich terminach. I ani Analiza Techniczna, ani Fundamentalna, ani żadna inna wg zwolenników Hipotezy Efektywnego Rynku nie daje na to szans. Chyba, że dzięki szczęściu, albo podjęciu dużego ryzyka.
Zwolennicy efektywnego rynku przekonują, że rynki na bieżąco już wszystkie informacje odzwierciedlają w cenach i nie zostaje miejsca na to, by można było w jakikolwiek sposób skutecznie pokonywać zwroty, które oferują średnie rynkowe, którymi są najczęściej indeksy. I w takim razie ani proces selekcji akcji ani jakikolwiek timing, czyli nabywanie w dołku koniunktury i sprzedaż na górce, nie są skuteczne. Co więcej, taki timing powoduje, że rynki jeszcze bardziej stają się efektywne, a więc nieprognozowalne w żaden sposób.
Ta teoria już dość przyblakła, jest nieustannie krytykowana, a do tego odnaleziono wiele wyjątków (anomalii), które jej przeczą. Często stawia się dokonania Warrena Buffetta jako przykład niedziałania tego założenia o efektywności rynków.
Jednakże przynajmniej dwie inne empiryczne obserwacje mogą wskazywać, że jakieś ziarno prawdy w tej teorii jednak tkwi:
(I) Zdecydowana większość aktywnych inwestorów traci lub nie zyskuje tyle, ile bez męczenia oferuje średnia rynkowa (inwestycja w indeks za pomocą np. ETFa).
I są to liczby pokonanych rzędu 80-90%. Albo w takim razie rynki są rzeczywiście nie do pokonania, a jeśli jednak można z nimi wygrać, to większość nie potrafi tego zrobić pomimo wielu wysiłków.
Cały jednak przemysł poradnikowy jest stworzony na zaprzeczeniu tezy o efektywnym rynku – że jednak można rynek pokonać, tylko trzeba znaleźć swoją metodę na zyski.
(II) Ogromny przemysł – zarządzania powierzonymi środkami na zlecenie (fundusze) – działa również w kontrze do hipotezy o rynku, którego nie da się pokonać i zwykle… nie pokonuje go.
Ogromna fala ucieczki pieniędzy z funduszy aktywnych w kierunku pasywnego inwestowania w ETFy pokazuje, że coś w tym mechanizmie zarządzania zgrzyta. Większość funduszy aktywnym przegrywa z rynkiem, a wybór tych, którym się to udaje, jest bardziej kwestią szczęścia niż poważnej analizy.
Zwolennicy teorii przeciwnej, czyli istnienia na rynkach nieefektywności, które da się eksploatować z sukcesem, dysponują wieloma teoretycznymi argumentami na jej poparcie. Znaczącą pomocą i wyjaśnieniem tajemnic rynków jest tak modna ostatnio Ekonomia Behawioralna, która wykrywa wszystkie błędy prowadzące do powstawania okazji inwestycyjnych, ale jak widać w praktyce, z ich wykorzystaniem jest mały kłopot. Tylko nieliczni zarabiają ponad to, co oferują średnie rynkowe. Ogromna machina poradnikowa, doradcza, szkoleniowa próbuje odkryć i pokazać jak ci wybrańcy to robią. Naśladować ich nie jest jednak wcale łatwo.
Ale czy się to udaje? Odpowiedź nie jest wcale prosta. Cały ten cykl o sekretach edukacyjnych jest właśnie próbą odpowiedzi na to właśnie pytanie. Z pewnością udaje się to ogromnej rzeszy funduszy typu „quant”, czyli posługujących się ultraszybkimi łączami i komputerami, zatrudniając do tego elitę naukowców. To jednak jest poza zasięgiem przeciętnego inwestora. Jemu zostają więc próby użycia A.T., A.F. czy typowo intuicyjnych metod, które wcale nie gwarantują szybkiego i prostego sukcesu.
To nie jest jedynie kwestia samych metod, ale przede wszystkim bardzo trudnego, kapryśnego, ogromnie nieprzewidywalnego rynku. A to jest zawsze dobra wymówka autorów poradników czy strategii, które działają tylko na papierze.
Jakie szanse początkujący inwestor ma na wpadnięcie w kleszcze tej debaty o „(nie)działaniu” metod analitycznych? Kiedyś ta debata toczyła się w murach uczelni, potem rozlała się coraz niżej do instytucji, funduszy, profesjonalnej literatury, a dziś można znaleźć ją wszędzie, gdzie toczą się publiczne spory na temat efektywności rynków. Z tym, że większość akademickiej literatury, a także pop-literatury, statystyk, opisów strategii i ich testów, dyskusji na forach w temacie metod zarabiania, kręci się wokół prób odkrycia i udowodnienia, że rynki da się pokonać. Trzeba jednak spełnić szereg warunków, obudowanych wokół równania:
strategia + zarządzanie ryzykiem + psychologia = PRZEWAGA
Istnieje też cały hermetyczny język, którym posługuje się świat finansów w tej debacie o możliwości pokonania rynków. Przeciętny inwestor ma szanse się z nim zderzyć, choć pewnie o ile cokolwiek powie mu pojęcie ‚beta’, to już niewiele wniosą do jego poznania pojęcia typu: alfa, gamma, GARCH, Black-Scholes, MPT, Sortino itd. itp.
One pomagają naukowcom prowadzić debatę i badania nad wykrywaniem ukrytych w rynkach nieefektywności, które są potem w praktyce albo nieużyteczne, albo szybko przejmowane przez fundusze i do cna eksploatowane. Stanowią wysoki szczebel wiedzy, ale niekoniecznie skuteczności inwestycyjnej. Trzeba jednak wiedzieć, że nauka na owym najwyższym szczeblu z ogromnym trudem odkrywa jakiekolwiek skuteczne metody, które przeciętny inwestor mógłby kojarzyć. Jeśli już, to w wielu miejscach neguje istnienie tych, które ów inwestor zna.
Dodam jednak, że pomimo bardzo rozwiniętego aparatu badawczego i mocy obliczeniowych, nie wszystko jeszcze udaje się przetestować i wyjaśnić. Największa bariera dla wiarygodnej weryfikacji to wszelkie metody oparte o subiektywne, intuicyjne podejście. Tu więc może leżeć jakiś klucz do rynku, a nie w samym rysowaniu kresek na wykresie.
Na niższych szczeblach praktycznego inwestowania mamy również do czynienia z podobnymi sporami, choć tym razem wojna nie idzie o to, czy podejście analityczne może w ogóle pozwolić pokonać rynek, ale o to, które z podejść „naprawdę działa”. Zwolennicy Analizy Technicznej przerzucają się pogróżkami z użytkownikami Analizy Fundamentalnej, choć często jest to spór bardziej ideologiczny a nie bliski naukowemu (weryfikacje hipotez). Technicy młócą się nawzajem tym, co jest, a co nie jest Analizą Techniczną i co „działa”. Typowo intuicyjni traderzy prowokują rasowych „techników” czy „fundamentalistów” do pokazania dowodów działania. I zdaje się, że te wojny są dziedziczne, każde nowe pokolenie musi pokazać w nich swoją „wyklętość”…
Tak więc (używam tego zwrotu na początku zdania na złość purystom językowym) Drogi Przyszyły Inwestorze czy Traderze – kolejny sekret przestał być dla Ciebie sekretem. Będą ci pokazywać, że coś „działa”, albo wręcz przeciwnie – że ulegasz złudzeniom. Wiedz wówczas, że liczy się tylko to, co udowodnisz sam sobie używając wybranej metody. Czasem niuanse mogą decydować o tym, że ona rzeczywiście „działa”, ale to musisz sprawdzić do samej kości. Jeśli jednak dojdziesz w pewnym momencie do ściany, to pamiętaj, że zawsze możesz za połowę środków kupić ETFy na indeksy, za drugą obligacje i masz szansę w ten sposób znaleźć się w 10% najlepiej zarabiających na giełdzie inwestorów!
CDN
–kat—
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.