Jak legendarny prawnik wspierał oszustkę z Wall Street

Bez wsparcia jednego z najbardziej renomowanych prawników w USA twórczyni firmy Theranos nie udałoby się tak długo wprowadzać inwestorów i opinii publicznej w błąd – wynika z książki Johna Carreyrou „Bad Blood: Secrets and Lies in a Silicon Valley Startup”.

 

O sprawie firmy Theranos, której założycielka Elisabeth Holmes twierdziła iż dysponuje rewolucyjną technologią pozwalającą na dokonywanie szczegółowych analiz krwi mając jedynie kilka kropel pobranych z palca, pisał już Trystero.

Jak to się mogło stać?

Mało znanym wątkiem tej afery jest jednak to, jak dużą rolę w manipulowaniu opinii publicznej i inwestorów przez Holmes odegrali prawnicy. Jak pisze autor w publikacji (jej polski tytuł to „Zła krew: Sekrety i kłamstwa z start-up-ie z Doliny Krzemowej”) Holmes zatrudniła jednego z najbardziej znanych w USA prawników Davida Boiesa.

Sławę zyskał on biorąc udział w takich sprawach jak Stany Zjednoczone kontra Microsoft, Bush kontra Gore a także podejmując się obrony producenta filmowego Hervey Weinsteina w sprawach o molestowanie seksualne. Autor opisuje w książce, że Boies pobierał prawie 1000 USD za godzinę pracy (czyli ok. 4000 zł) a jego roczne dochody szacowano na 10 mln USD. Skąd niewielki start-up miał pieniądze na zatrudnienie takiej „szychy”?

Otóż Holmes nie płaciła Boisowi gotówką. Zamiast tego przyznała mu 300 tys. akcji firmy Theranos w cenie 15 USD za akcje, co – w teoretycznie – oznaczało, iż wyceniła jego usługi na 4,5 mln USD. Takie układy nie są na amerykańskim rynku rzadkością. Podczas boomu na akcje spółek internetowych Boies przyjął w formie zapłaty za swoje usługi akcje firmy WebMD, portalu który zapewniał informacje medyczne swoim klientom.

Przyznanie Boisowi akcji było bardzo sprytnym zagraniem nie tylko dlatego, że firma oszczędzała w ten sposób cenną gotówkę. Robiąc ze słynnego prawnika swojego wspólnika w spółce Holmes zapewniła sobie cennego sojusznika, który zaczął mieć silną motywację, by zwalczać wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób mogli zagrozić sukcesowi firmy „Theranos”.

Bois nie tylko zaangażował się w nadzór nad bieżącą działalnością spółki, bo od pierwszych miesięcy 2013 r. zaczął brać udział we wszystkich zebraniach zarządu spółki. Ale co istotniejsze zastraszał ludzi, których uważał za zagrożenie dla „Theranos”. Główna taktyka polegała na zatrudnieniu detektywów, którzy śledzili takie osoby.

W książce autor opisuje jak była pracowniczka „Theranos” Erika Chang pozwoliła sobie rozmowę z dziennikarzem „The Wall Street Journal” na temat firmy. W kolejnych dniach zaczęła dostawać telefony z firmy „Theranos” z informacją, że „koniecznie” musi się spotkać z szefem kadr w swojej byłej firmie by porozmawiać „o czymś ważnym”.

Chang ignorowała te telefony (wiedziała o co w nich chodzi, bo dzwoniący zostawiał jej nagraną wiadomość). Niedługo jednak do jej nowej pracy zaczął przychodzić nieznany jej człowiek koniecznie chcąc z nią porozmawiać. Także go ignorowała, ale kiedy wyszła z pracy z jednego z zaparkowanych przed jej pracą aut wysiadł mężczyzna i nic nie mówiąc wręczył jej kopertę.

Na niej napisane było jej nazwisko oraz adres pod którym aktualnie mieszkała. Problem polegał na tym, że było to mieszkanie jej koleżanki w którym tymczasowo pomieszkiwała. I nikt, poza tą koleżanką, nawet jej najbliższa rodzina, nie znała tego adresu. A zatem jedyny sposób na poznanie tego adresu było śledzenie byłej pracowniczki „Theranos”. W ten sposób Boies dawał jej znać, że każdy jej krok jest obserwowany przez firmę i wie ona o wszystkich jej działaniach. W liście podpisanym przez kancelarię Boies Schiller prawnik ostrzegał pracowniczkę iż „mają powody, by przypuszczać”, że ujawniła ona „ważne sekrety handlowe” firmy Theranos i zastrzega sobie, w imieniu spółki, że może ją pozwać do sądu.

Jak poważną groźbą jest perspektywa pozwu od jednej z najpotężniejszych kancelarii prawnych w USA pokazuje inny wątek szczegółowo opisany przez autora. I to czy osoba pozywana jest winna zarzucanego czynu nie ma większego znaczenia. A to dlatego, że w USA – w przeciwieństwie do na przykład Polski – nie ma zwyczaju zasądzania zwrotu kosztów związanych z obroną tzn. sąd może to zrobić, ale w praktyce pozwalają na to bardzo rzadko.

Tymczasem koszty obrony w sądzie mogą dosłownie doprowadzić niewinną osobę do bankructwa. Jednym ze znajomych rodziny założycielki „Theranos” był niejaki Richard Fuisz, urodzony w 1939 r. wynalazca, który zbił fortunę na patentach medycznych (jest autorem ponad dwustu wynalazków).

Fuisz poczuł się trochę urażony tym, że Elisabeth Holmes z której rodziną był zaprzyjaźniony nie zwróciła się do niego o wsparcie i radę gdy zakładała „Theranos”. Oczywiście chodziło o to, że chciał w jakiś sposób zarobić na „Theranosie” do czego, jak uważał, uprawniało go to, iż pomagał finansowo jej rodzicom. Inaczej mówiąc zdawał się mówić:”Pijecie moje wino, ale nie chcecie mojej rady w branży, w której zarabiam pieniądze na to wino”.

Fuisz jednak postanowił i tak dopiąć swego. Przyjrzał się działalności firmy „Theranos” i zauważył, że może opatentować aplikacje bez której „Theranos” nie mógłby funkcjonować (gdyby oczywiście firma dysponowała technologią dokonywania analiz na podstawie niewielkich próbek krwi). Chodziło o program, który by automatycznie sprawdzał, czy parametry krwi pacjenta są w normie i gdyby nie były automatycznie alarmowałby lekarza.

Fuisz szacował, że udostępnienie praw do takiego patentu będzie mógł zażądać 4 mln USD. Oczywiście było to działanie mające na celu nie tylko zarobienie pieniędzy, ale także dopieczenie Elisabeth Holmes (prywatnie nazywał swój patent „zabójcą Theranosa”). Ale było ono w pełni zgodne z prawem. Tymczasem Holmes w reakcji na opatentowanie technologii przez Fuisza wysłała na niego Boiesa, który zarzucił synowi Fuisza, iż wykradł on sekrety „Theranos” i przekazał ojcu ponieważ pracował w firmie, która zajmowała się obsługą prawną jej spółki.

Boies nie miał na to twierdzenie żadnych dowodów, ale po wydaniu ponad dwóch milionów dolarów na obronę Richard Fuisz doszedł do wniosku, że dalsze koszty prawne mogą doprowadzić jego rodzinę do ruiny. Upokorzony zdecydował się podpisać ugodę i oddać firmie patent, który – zgodnie ze zgromadzonymi dowodami – został przez niego wymyślony.

„Bad Blood” to książka w najlepszym stylu amerykańskich książek śledczych. Widać, że autor poświęcił lata by zgromadzić opublikowane w niej materiały. Czyta to się jak thriller Johna Grishama, z tym że o tyle ciekawszy, że historia jest prawdziwa.

Zaletą książki jest nie tylko to, że opowieść jest dobrze udokumentowana. Elisabeth Holmes jest bardzo ciekawą, barwną osobą i fascynujące jest dociekanie co motywowało tę kobietę, by opowiadać publicznie jak jej testy krwi ratują życie i jednocześnie wyrzucać z pracy osoby zwracające jej uwagę na to, że jej laboratorium nie trzyma podstawowych standardów.

A skutkiem złych wyników może być to, iż jej klientom stanie się krzywda (na przykład dlatego, że lekarz na podstawie błędnych analiz zapisze im nie takie leki jak powinni dostawać). Zarówno między wierszami w książce, jak i osoby komentujące sprawę „Theranos” w amerykańskiej prasie zwracają uwagę to, że Holmes wykazuje cechy psychopatyczne. Jeden z dziennikarzy zauważył nawet, że jej najlepszą szansą na uniknięcie więzienia może być powołanie się na niepoczytalność.

Podsumowując: „Bad Blood” to świetnie napisana i pouczająca książka. Do przeczytania przez każdego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.