Wpis Grzegorza (tutaj) o zakleszczonym emocjonalnie i niedoświadczonym jeszcze inwestorze zainspirował mnie do dodania kilku konkretnych i być może pomocnych uwag, które zebrałem w poniższym i kolejnym wpisie.

Któż przez to kiedyś nie przechodził? Choć moje wspomnienia decyzyjnego paraliżu pochodzą sprzed 2 dekad z okładem, to nadal wszystko dobrze pamiętam. A podobne demony wypełzają zresztą zawsze, gdy pojawia się obsunięcie kapitału na rachunku po jakiejś serii nieudanych transakcji.

Nie chcę jednak dzielić się wspomnieniami, lecz praktycznymi uwagami płynącymi z doświadczeń, które od tamtego czasu zebrałem. Miałem zresztą kilkukrotnie okazję przekazywać je już na żywo kilku początkującym traderom, którym próbowałem pomóc odnaleźć się w tym giełdowym świecie. Pewne zachowania, przekonania i sposoby myślenia są tak powtarzalne w chwili pierwszej większej straty, że można je traktować jak przyrodzoną cechę ludzkiej natury, a więc uniwersalnie opisywać i szukać adekwatnych sposobów radzenia sobie.

80% tracących w tradingu nie bierze się znikąd, a ich historie to zwykle kalki. Zdumiewające, że powtarza się to już pewnie od setek lat, a nadal nie wynaleziono uniwersalnej metody zapobiegania tym upadkom, bankructwom czy nawet traumom. Ale zrozumienie tego przychodzi dopiero, kiedy człowiek przetrwa w tym biznesie. Ci, którzy odeszli, żyją dziś zwykle w poczuciu żalu i goryczy, ale rzadko zrozumienia wobec całego procesu, z którym się zetknęli.

Na wstępie muszę podzielić się pewną znaczącą uwagą o zjawisku, które nieodmiennie obserwuję w przypadku nie tylko początkujących (choć może właśnie u nich w najmniejszym stopniu). Proszę jednak by nikt nie brał tego osobiście do siebie! Nie mam zamiaru nikogo piętnować czy krytykować, ale niedyskutowanie o tego typu sprawach nie sprawi wcale, że znikną.

Otóż obojętnie czy pojawia się to w moich/naszych wpisach, w artykułach czy w kontakcie na żywo, niemal zawsze obserwuję negatywną reakcję na wszelkie, bezosobowe zwykle, uwagi o błędach popełnianych przez inwestorów, o jakichś mankamentach w myśleniu czy transakcjach, o nieracjonalnych przejawach w działaniu, a nawet wobec rad mających pomóc i przestróg jak czegoś nie robić. Mógłbym wyliczyć cały katalog objawów tego obruszenia, ale przecież nie o to chodzi.

Nie przychodzi mi wcale trudno zrozumieć, że nikt nie lubi być krytykowany, pouczany i wprowadzany w poczucie winy. I że trudno znosić myśli, że jest się pewnie adresatem tego rodzaju uwag i pejoratywnie nacechowanych wywodów.

A już szczególnie można poczuć się zirytowanym opisami błędów gdy się samemu tkwi w czarnej d***e z jakimiś zanurzonymi w czerwieni transakcjami czy obsunięciami. Rozumiem to, sam czasem tak mam 😉

Ale to przecież oczywiste, że prawda o naturze tego kontaktu jest jednak całkiem inna. Oczywiście, że najlepsze są pozytywne, inspirujące, kreatywne i konkretne przekazy, ale nie zawsze się tak da. Trudno mówić o trudnych, bolących niemal sprawach bez wchodzenia w ich materię, bez wskazywania błędnych założeń, bez brutalnej czasem ich wiwisekcji. Nikt z nas nie ma jednak intencji piętnowania kogokolwiek, uprawiania sadystycznej krytyki, robienia komuś przykrości, wytykania palcem (nawet zbiorowo). Droga do wymarzonego celu rzadko wiedzie jednak przez bajkowe krajobrazy, choćbyśmy nawet nie wiem jak tego pragnęli, gumkując całą resztę nieprzyjaznej rzeczywistości jak nieprzymierzając pewna partia polityczna. A poza tym i my sami tutaj piszący nie jesteśmy wolni od błędów, jeśli więc o nich głośno mówimy, to także wobec siebie.

Wymieniłbym przynajmniej 4 powody tego zjawiska „niechęci do posłańca, przynoszącego złe wiadomości” (choć jest ich więcej, ale nie o tym mamy dyskutować).

1.   Tzw. „Błąd potwierdzenia” (ang. Confirmation bias)

Instynktownie szukamy opinii i przekonań zgodnych z naszymi, przeciwne traktuje się z ignorancją i irytacją.

2.   Dobra passa

Kiedy wszystko idzie dobrze, inwestorzy nie potrzebują psucia im humorów, pouczania, a wręcz sami są skłonni do udzielania dobrych rad.

3.   Faza obsunięcia kapitału

Kiedy dla odmiany wszystko idzie źle, inwestorów całkiem naturalnie irytuje czytanie czy słuchanie o tym, że coś zrobili źle, że gdzieś się pomylili, że generalnie postępują w tym czy w tamtym nieracjonalnie, nieskutecznie, bez dyscypliny, pod wpływem destrukcyjnych emocji.

4.   Zakleszczenie emocjonalne

Dokładnie z tym przypadkiem mamy najprawdopodobniej do czynienia w przypadku inwestora opisywanego przez Grzegorza. To całkowite zamknięcie emocjonalne, z którego wychodzenie sprawia wręcz fizyczny ból. Skupienie na stratach, które przesłania całość świata, nawet podstawowe czynności życiowe i obowiązki. Gorączkowe, choć często nadmiernie ryzykowne i irracjonalne próby wyjścia z obsunięcia. Nieobecność w realnym świecie.

W takim stanie do człowieka nie trafia żadna wiedza, rada, opinia, poza taką, która byłaby bardzo konkretnym wskazaniem gdzie i jak zrobić zyskowną transakcję. Szczególnie nie działają wówczas dobre rady z kategorii empatii.

To wszystko jednak typowe procesy dla człowieka, zwane „mechanizmami obronnymi”. Pozwalają nie dopuścić do siebie emocji, niewygodnych myśli, odgrodzić się od świata, nie rozsypać się mentalnie, przetrwać w podstawowej formie życiowej, zachować spójność oceny siebie, nie dopuścić do dysonansów, wypracować jakieś nowe drogi ucieczki lub wyjścia z sytuacji, albo po prostu przeczekać najgorsze.

Podobne odruchy niechęci działają również wobec czytanych analiz rynkowych, z dokładnie tych samych powodów.

A ponieważ mamy dzisiaj specyficzną atmosferę na rynku po małym trzęsieniu ziemi na giełdach w USA, a przy tym przeczytałem mimochodem 2 kretyńskie analizy naszych rodzimych analityków, podrzucam kilka słów mojego komentarza, dla jednych do przemyślenia, dla innych do znienawidzenia. Taki mały eksperyment w powyższym temacie 🙂

———-

Obserwowałem na żywo wczorajsze tąpnięcie w USA, przeżywając deja vu. Po części z powodu podobieństwa do „flash crash” z maja 2010 roku, czy kilku podobnych przesileń wcześniej. Ale także dlatego, że i tym razem „nic nie jest inaczej”, choć tego „inaczej” próbowałem szukać.

To, że takie mocne tąpnięcia zdarzyły się akurat w ostatnie sesje nie ma specjalnie nic wspólnego z jakimiś wydarzeniami czy nowymi zmianami fundamentalnymi. Oczywiście akcje amerykańskie są mocno przewartościowane (choćby mierząc wskaźnikiem P/E Shillera), ale akurat spółki właśnie podają całkiem porządne dane za ostatni kwartał czy rok.

Te spadki to bardziej klasyczna fizyka i psychologia niż ekonomia.

Rynek eksplodował, ponieważ został dociśnięty niczym sprężyna. Nie da się miesiącami rosnąć pionowo bez korekt, bijąc tym samym wszelkie rekordy: czasu bez korekty, wiary w dalsze wzrosty, lewarowania, nadymania sentymentów rynkowych, przegrzanych wskaźników technicznych, ekspozycji na ryzyko itd. Nie tyle brakowało iskry, co wypstrykania się popytu z pieniędzy.

Inwestorzy indywidualni w USA przez lata dość umiarkowanie brali udział w hossie, a teraz nagle zapałali do niej gwałtowną miłością, pompując przez ostatnie tygodnie miliardy dolarów w przewartościowane akcje, również za pomocą ETFów, które metodycznie czyściły całą podaż. To właśnie ten rzut pieniędzy na rynek przez detalicznych inwestorów kończył wszystkie hossy (nie musi to już być w tej chwili). Z drugiej strony płynność rynku po cichu zmniejszał od kilku dni FED, zaczynając uwalniać zgromadzone przez lata aktywa. zgodnie zresztą z zapowiedziami.

Ciekawe, że niemal bez echa przeszła wypowiedź byłego szefa FED, celebryty w tamtych czasach – Alana Greenspana. W zeszłym tygodniu bez ogródek stwierdził, że mamy przeogromną bańkę na rynku akcji i obligacji. Gdyby coś takiego padło podczas jego kadencji, rynek by się załamał. Być może do kilku osób dotarło to jednak.

Impuls poszedł z rynku obligacji, które gwałtownie wykupywano (obawy o inflację), również za pomocą algorytmów (mini flash-crash), a podaż na akcjach od wielu dni czekała na sygnał wyczerpania rynku, który padł już nawet w ostatni piątek. Do tego po południu wczoraj dołączyły algorytmy, głównie od próbujących ubezpieczać portfele, szczególnie z funduszy zaangażowanych w grę na niską zmienność. Znane powiedzenie dobrze określa proces, który widzieliśmy: „akcje wchodzą na górę schodami, a zjeżdżają windą”. Nie trzeba naprawdę do tego wiele, krach z 1987 roku wziął się z niczego i przy równie niezłej sytuacji gospodarczej.

Wszyscy chcielibyśmy wiedzieć co dalej. Otóż rynek nie jest jeszcze gotowy na bessę, choć na solidną korektę tak. A sytuacja pod względem płynności i ryzyka na dziś wygląda dość nieciekawie.

Fundusze i instrumenty grające na niską zmienność, będące hitem ostatnich lat, dostały ogromne baty z powodu rekordowego licząc w procentach wzrostu VIX, symbolizującego zmienność. Dwa z nich zatrzymano, a ich straty sięgnęły ponad 80%. Dziś zmienność po nocy stała się jeszcze większa, więc sporo inwestorów obudzi się w USA bankrutami. Reszta będzie uciekać z rynku, liżąc głębokie rany, reszta, wraz z emitentami tych instrumentów będzie próbowała w najbliższych godzinach i dniach zabezpieczyć pozycję (już wczoraj sypano kontraktami terminowymi z tego powodu). Szacunki mówią nawet o ok. 3 bilionach dolarów tkwiących w tych strategiach. To najpoważniejsze źródło podaży jeśli zmienność nie spadnie.

Drugie źródło to delewarowanie. Ponieważ zmienność przez ostatnie miesiące była historycznie niska, fundusze znacznie powiększyły stany posiadania dzięki swoim modelom VAR. Kiedy teraz zmienność wystrzeliła w kosmos, trzeba redukować portfele, zmniejszając ryzyko. Fundusze CTA już ponoć to zrobiły, przesuwając przed 2 tygodniami pieniądze z akcji do towarów. Risk-parity funds rebalansowały zaangażowanie na bieząco.

Nie wiadomo jak zareaguje tłum. Póki co nie ma jeszcze powodu do gwałtownej ewakuacji, ale jeśli 2 powyższe powody rozhuśtają rynek, będziemy mieli panikę w stylu Bitcoina, każdy zna już ten obrazek na świeżo. Swoją drogą Bitcoin zawodzi jako aktywo mające zastąpić złoto, chyba że zostanie polubiony podczas ewentualnie przedłużającej się korekty.

Moim zdaniem jeszcze nie koniec trzęsień. Mogą być krótkie i gwałtowne, co dla wielu inwestorów z nowego pokolenia będzie mocnym zaskoczeniem.

—kat—

ps. Jednym ze wspomnainych artykułów pełnym żenujących baboli jest ten autorstwa Rafała Hirsha:

http://next.gazeta.pl/next/7,151245,22976939,ameryka-w-koncu-sie-doczekala-place-rosna-najszybciej-od-kryzysu.html

Nie mam ochoty pisać do Wyborczej, bo i tak nikt ich nie sprostuje. Więc jedynie dla Czytelników blogów, żeby nie dali się tego typu tekstom wodzić za nos:

XIV nie jest symbolem oznaczającym fundusz inwestycyjny! Jest symbolem ETN (Exchange Traded Note):

VelocityShares Daily Inverse VIX ST ETN (XIV)

ETN jest papierem wartościowym!

https://en.wikipedia.org/wiki/Exchange-traded_note

nie ma to nic wspólnego z funduszami inwestycyjnymi.

Nie może więc „grać na spadek zmienności” jak błędnie pisze pan Rafał. Co najwyżej daje posiadaczowi zyski gdy spada zmienność mierzona VIX. Grać można na nim kupując jak i sprzedając krótko (short sale).

VIX nie jest „najpopularniejszym instrumentem finansowym w USA”!!! Jest indeksem!

Nie mierzy on poziomu zmienności, czyli tego „jak się coś huśta”. Mierzy poziom oczekiwanej zmienności.

Co do:

„Jeśli więc VIX gwałtownie rośnie, to wszystkie risk-parity funds zabierają swoje pieniądze i uciekają z rynku akcji unikając nadmiernego ryzyka.”

to chyba najgłupsze w całym tekście. Risk- parity funds zmniejszają zaangażowanie w akcje zależnie do zakładanego poziomu ryzyka (rebalancing), nikt nigdzie nie ucieka.

Kapitał funduszy grających na spadek VIX nie uległ anihilacji, 2 z nich zawiesza działalność z powodu strat, o czym pisałem wyżej.

To tylko najważniejsze uwagi, ale starczy by „zanihilować” sens tego artykułu.

4 Komentarzy

  1. Tommip

    Dokladnie – dla wielu to juz koniec.Ci co grali na spadek zmiennosci i zarabiali najlepiej na rynku przez lata – w ciagu 2 dni stracili wszystko.By bylo zabawniej niektorzy staraja sie grac pod kolejna pulapke.Wielu w desperacji zrobi odwrotnie i kupi etf na wzrost zmiennosci wiec postuluje sie natychmistowy rajd sp500 w okolice maksimow by wyczyscic i ten rynek 🙂

  2. Deo Gratias

    Silni jedzą, słabi są jedzeni.

    A z tym tąpnięciem problem jest taki, że wypłata dopiero w piątek i nie ma za co kupować tanich akcji ani krypto. Gdy człowiek załadowany pod korek, to nie może wykorzystywać nadarzających się okazji. System bankowy też jest powolny i trudno przelać kasę od jednego brokera do drugiego, aby zgromadzić więcej gotówki w jednym miejscu. Krypto by ten problem oczywiście rozwiązało, ale niestety, mamy nasz system bankowy, a nie blockchaina.

  3. Deo Gratias

    A tak przy okazji, to macie gdzieś w literaturze opis przypadku pacjenta, który jak nie kupuje to ma depresję? Ma nieustanny przymus kupowania wszystkiego, co się da i nie może doczekać się wypłaty, aby ponownie coś kupić i zachomikować. Mój doradca ma tyle okazji co chwilę, a mi brak kasy, aby co miesiąc wchodzić w kolejne biznesy. Skąd na to wszystko wziąć pieniądze? Nawet jak zmienię pracę, to raczej nie wyciągnę więcej niż 15k netto na miesiąc 🙁

    1. Tadek

      Mało zarabiasz. Ja wyciągam 35 tys.

Skomentuj Tommip Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


Twoje dane osobowe będą przetwarzane przez Dom Maklerski Banku Ochrony Środowiska S.A. w celu: zapewnienia najwyższej jakości naszych usług oraz dla zabezpieczenia roszczeń. Masz prawo dostępu do treści swoich danych osobowych oraz ich sprostowania, a jeżeli prawo na to pozwala także żądania ich usunięcia lub ograniczenia przetwarzania oraz wniesienia sprzeciwu wobec ich przetwarzania. Masz także prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego.

Więcej informacji w sekcji "Blogi: osoby komentujące i zostawiające opinie we wpisach" w zakładce
"Dane osobowe".

Proszę podać wartość CAPTCHA: *

Opinie, założenia i przewidywania wyrażone w materiale należą do autora publikacji i nie muszą reprezentować poglądów DM BOŚ S.A. Informacje i dane zawarte w niniejszym materiale są udostępniane wyłącznie w celach informacyjnych i edukacyjnych oraz nie mogą stanowić podstawy do podjęcia decyzji inwestycyjnej. Nie należy traktować ich jako rekomendacji inwestowania w jakiekolwiek instrumenty finansowe lub formy doradztwa inwestycyjnego. DM BOŚ S.A. nie udziela gwarancji dokładności, aktualności oraz kompletności niniejszych informacji. Zaleca się przeprowadzenie we własnym zakresie niezależnego przeglądu informacji z niniejszego materiału.

Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.