Ten wątek, dla przypomnienia, jest próbą odpowiedzi na fundamentalne dla inwestowania/ tradingu pytanie:
Czy ilość lub może częstotliwość przeprowadzonych transakcji ma wpływ na zwiększenie wskaźnika skuteczności?
A przyczynkiem do jego postawienia był gazetowy quiz, o którym pisałem w pierwszej części tego wątku.
Zacytuję pytanie, od którego zaczął się problem:
1. Chirurg doskonali swoje zabiegi chirurgiczne i zwiększa swój wskaźnik skuteczności, gdy przeprowadza operacje częściej. Podobnie inwestor doskonali swoje transakcje i zwiększa swój wskaźnik skuteczności, gdy przeprowadza je częściej. PRAWDA CZY FAŁSZ?
Odpowiedź autora pytania, wpływowego profesora finansów na Uniwersytecie Santa Clara, Meira Statmana: FAŁSZ
Dlaczego fałsz?! Jak uzasadnia on taką właśnie odpowiedź, która z pewnością kłóci się z doświadczeniami i poglądami wielu inwestorów?
Zacznijmy od tego, że wg profesora zestawianie porównawcze ilości czy częstotliwości operacji wykonanych przez chirurga z częstotliwością transakcji dokonanych przez inwestora nie ma sensu, więc już same przesłanki do porównywania są fałszywe. Pisze on (przekładam bezpośrednio z angielskiego oryginału w Wall Street Journal, Wyborcza bowiem sknociła tłumaczenie brakiem znajomości językowych niuansów finansowych):
„Analogia między traderem a chirurgiem jest jedną z tych robionych przez inwestorów. To ma intuicyjny sens. Ale jest błędna. Ciało ludzkie nie konkuruje z chirurgiem, gdy on doskonali swoje zabiegi operacyjne. Ono nie przerzuca swojego serca z lewej na prawo. Ale dwaj traderzy po przeciwnych stronach transakcji konkurują ze sobą. Trader może doskonalić swoje umiejętności przez częsty trading, ale i tak straci, jeśli konkurujący z nim inny trader dysponuje większymi umiejętnościami lub posiada lepsze informacje.”
Ktoś poczuł się zagubiony czy zaskoczony tego rodzaju wywodem? I raczej nie takiego uzasadnienia się spodziewał? Nie dziwię się, tego rodzaju logika ma wprawdzie do pewnego stopnia sens, niewiele jednak tłumaczy. Spróbujmy to rozwikłać, potrzebujemy przecież znaleźć racjonalną odpowiedź na fundamentalne było nie było pytanie w kwestii wpływu ilości transakcji na wyniki tradera.
Wbrew temu, co twierdzi profesor, analogia zawarta w pytaniu ma sens, sam ją zresztą wielokrotnie stosowałem, ale jej użycie ma pewien limit. I wcale nie kończy się on tam, gdzie serce nie wędruje z lewa na prawo.
Otóż analogia owa jest uprawniona wtedy, gdy tłumaczy się niezbyt zaawansowanym traderom czy inwestorom złożoność przedsięwzięcia, na które się zdecydowali. Jak to działa?
Operowanie żywego organizmu przez chirurga dowolnej specjalizacji wymaga uprzedniego przygotowania teoretycznego przez lata, pozytywnego przechodzenia kolejnych szczebli wiedzy i testów, potem obserwacji działań ekspertów na żywo, a następnie własnoręcznej praktyki zaczynanej od najprostszych przypadków i pod kierunkiem mentorów. Dziedzina jest kompleksowo złożona, wejście do zawodu limitowane charakterem aspiranta (już choćby widokiem krwi na wstępie), a przy tym działa się w środowisku emocjonalnego napięcia, niepewności i ryzyka (zgonu pacjenta chociażby).
Czy można z tym porównać trading? Jak najbardziej!
Kolej rzeczy jest identyczna jak w chirurgii, choć może czas nauki nie aż tak długi i pułap wejścia niższy. Ale również trzeba poznać na wstępie teorię, podpatrzyć innych, wypracować skuteczny aparat analityczno-decyzyjny, popróbować na papierze lub demo, wreszcie wejść na rynek i doskonalić swoją wiedzę i umiejętności. Wszystko w kompleksowo złożonym środowisku, pod napięciem, ryzykiem i w obliczu emocji.
Problem w tym, że wielu początkujących nie ma o tym pojęcia. Gdyby zaproponować im z marszu przeprowadzenie zabiegu operacyjnego, odmówiliby z powodu braku wiedzy i umiejętności, a gdyby nawet się za to wzięli, życie pacjenta byłoby z dużą pewnością zagrożone. Tymczasem nie mają oporów przed wejściem z marszu do tradingu, tak jak gdyby zarabianie za jego pomocą na giełdzie było nawet dla laika czymś oczywistym i prostym. Tego rodzaju analogia jest więc uzasadniona, zrozumiała i sugestywna.
Jeśli zaczniemy grzebać dalej, zaczynają się jednak schody. I w tym momencie może mieć nieco racji profesor Statman.
Chirurgia to działanie w środowisku o charakterze liniowym. Serce jest zawsze tam gdzie ma być i nie wędruje po organizmie w inne miejsce, stąd diagnostykę i działanie naprawcze łatwo opisać, zbadać, zreplikować, nauczyć.
Inaczej wygląda to w tradingu, czyli aktywności w środowisku o bardzo nieliniowym charakterze. To mniej więcej tak, jak gdyby serce dzisiaj było w klatce piersiowej, a jutro w udzie, pojutrze w podbrzuszu. Już sama diagnoza opatrzona jest więc sporą niepewnością. I nie istnieją przy tym uniwersalne, łatwe do nauczenia metody zarabiania, samo środowisko w tych sprawach jest ze sobą skłócone, a naukowe metody badawcze są tu w kilku miejscach zawodne.
No dobrze, a która z obu dziedzin jest trudniejsza w opanowaniu, a w rezultacie w osiągnięciu jak najwyższego wskaźnika skuteczności, zawartego w pytaniu, wokół którego kręci się niniejsze rozważanie?
Na to pytanie mógłby odpowiedź nam chirurg, który jednocześnie zajmuje się skutecznym tradingiem, ale to może być raczej rzadki statystycznie przypadek, więc istotność oceny nie dość dostateczna. Jeśli jednakże ktoś taki czyta nas, prosimy o komentarz!
Z pewnością w trading dużo mocniej zamieszana jest losowość, która utrudnia analizy, diagnozy i decyzje. A przy tym sporo trudności nastręcza subiektywny i nie zawsze zweryfikowany charakter wielu narzędzi decyzyjnych. Wprawdzie i od subiektywnej oceny zależy skuteczność chirurga, ale opiera się on niemal w całości na metodach zweryfikowanych naukowo (na innych nie ma prawa). Do tego adept chirurgii nie tylko ma szeroki dostęp do nauczycieli i mentorów, to jeszcze wszystko, czego potrzebuje, ma podane na tacy – w podręcznikach i pracach naukowych. Trader zwykle musi uczyć się rzemiosła sam na swoich wielokrotnych błędach, nie mając do dyspozycji klarownych wskazówek, ani kogoś, kto zweryfikuje poprawność jego działań.
A wreszcie dochodzimy do sprawy dużo ważniejszej niż to gdzie leży serce – tzw. przewagi (ang. the edge).
Wskaźnik skuteczności, czy inaczej trafności, to w zasadzie jedyny sensowny miernik pracy chirurga, zero-jedynkowy. Na prawo ci, którym pomógł (niekoniecznie wyleczył, ale nie wymagający jego dalszej interwencji), po lewej ci, którym pomóc nie zdołał. Można założyć, że w miarę rosnącej ilości diagnoz i przeprowadzonych operacji jego skuteczność rośnie i można ją opisać procentowym wskaźnikiem. Chociaż na poparcie takiej tezy potrzebne byłyby jeszcze wiarygodne statystyki.
Z kolei tak podany zero-jedynkowy wskaźnik NIE DOTYCZY tradera! A to dlatego, że trafność nie pokazuje jeszcze jego skuteczności, a tę mierzy dopiero różnica między zyskami z transakcji zyskownych i stratami (zysk całkowity netto), lub w bardziej profesjonalnym wydaniu – wyrażony za pomocą prawdopodobieństw pozytywny wynik wartości oczekiwanej, której trafność jest jednym ze składników. To mniej więcej tak, jak gdyby skuteczność chirurga mierzyć łączną oceną szczęścia lub poprawy zdrowia wyleczonych po odjęciu oceny nieszczęścia lub niewyleczeń tych wszystkich nieuleczonych.
Tak więc w kwestii wskaźnika skuteczności, oba te zawody NIE POWINNY BYĆ NAWET PORÓWNYWANE! To tak jakby jabłka porównać ze śliwkami i szukać analogii. Czego niestety pan profesor nie tłumaczy, opierając się w zamian na nieliniowości, a więc kwestii drugorzędnej jak pokażę w kolejnym wpisie.
Bo zostaje nam nadal nierozwiązana kwestia zasadnicza. Porównanie zawodów to jedno (i to mocno dyskusyjne bez podania założeń, a z pewnością nie w oparciu o wskaźnik skuteczności), najważniejsze pozostaje w dalszym ciągu pytanie:
Co z tą częstotliwością transakcji a jej wpływem na skuteczność?
CDN
p.s. gdyby porównywać oba zawody za pomocą subiektywnego poczucia „sukcesu”, a więc w błędnej wersji przekładu Wyborczej, analogia byłaby upoważniona! A wówczas odpowiedź „PRAWDA” miałaby sens.
—kat–
3 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Zrównanie ilości z częstotliwością przeprowadzanych transakcji to jak zrównanie odcinka 100 km z prędkością 100km/h.
Ilość przeprowadzonych transakcji ma znaczenie dla skuteczności tak jak przejechanie odcinka 100 km ma znaczenie dla kierowcy.
W obu przypadkach pewną ilość km trzeba przebyć by być skutecznym zarówno na drodze jak i w tradingu natomiast zbyt szybkie dodanie gazu /częstotliwość/ niekoniecznie doprowadzi nas bezpiecznie do celu pomijając może HFT 🙂
Porównanie wyszło chyba nawet lepiej, niż zakładałeś 😉 Bo im większa prędkość, tym szybciej przebędzie się drogę (czyli nabędzie doświadczenia).
Myślę, że zadowalająca jest formuła, że prędkość jest pochodną akceptowanego ryzyka, a to jest wypadkową kilku czynników z warunkami na drodze przede wszystkim.
Pit – jak zwykle w punkt.
Ale zostawiłem te sprawę na kolejną część 🙂
Sam długo myślałem co Statman miał na myśli. Doszedłem jednak do wniosku, że to pytanie mu nie wyszło merytorycznie od strony tradingu. Ale przynajmniej dał do myślenia…