Najważniejszą kwestią w ochronie rynku przed kolejnym krachem wydają się być stosowne mechanizmy zabezpieczające, przede wszystkim na poziomie infrastruktury giełdowej.
Ale czy na pewno?
Krach to gwałtowny i dość głęboki spadek cen większości akcji na giełdzie w krótkim czasie. Może trwać jeden dzień jak w 1987 roku, ale może być rozłożony na kilka dni. Od zwykłej bessy nie różni się zasadniczo wielkością spadków (w obu przypadkach powyżej 20%) lecz ich gwałtownością i czasem trwania. Krachy trwają bowiem krótko, ale ceny spadają wówczas z dużym natężeniem, gwałtownie, dramatycznie, panicznie. Przy tym krach nie musi być związany z wydarzeniami o podłożu gospodarczym/fundamentalnym. Często wyzwalany jest po prostu psychologią tłumu – odruchami stadnymi, nakręcanymi kaskadą samonapędzającej się podaży, strachem, ucieczką popytu, które dopiero w dalszej części akceleruje niewydolność infrastruktury obrotu. Ale mogą mu towarzyszyć zdarzenia wyzwalające z otoczenia, takie jak choćby upadek Lehmann Brothers w 2007 roku. Jak pokazuje „algorytmiczny” mini-krach z 2010 (Flash crash), nie musi się to wcale wiązać z nadmiernie przegrzanymi cenami, przesadzonymi wycenami, oderwaniem kursów od fundamentów i napompowaną spekulacyjną bańką, choć i tego rodzaju motywy mogą temu towarzyszyć.
Krach jako mechanizm higienicznej regulacji rynku nie musi być wcale złem wcielonym,, podobnie jak bessa czy nawet korekta pomaga bowiem wytłumić nadmiernie napompowane oczekiwania, ostudzić emocje i nastroje, czy po prostu urealnić zbyt wywindowane kursy, ale i pomóc przebudować portfele. To także czas refleksji, opamiętania, przywrócenia racjonalności, rekalkulacji. Spadek cen to naturalna i nieunikniona konsekwencja tego procesu. Naprawdę negatywną cechą krachu jest co najwyżej owa wspomniana szybkość, gwałtowność opadania cen. Tym bardziej doskwierające, gdy ów spadek nie jest dyktowany celową i przemyślaną podażą, lecz wąskimi gardłami w funkcjonowaniu systemów obrotu czy też manipulacjami.
W 1987 roku ewidentnie zabrakło skutecznie uruchomionych hamulców, które uspokoiłyby rynek, przywróciłyby mu normalną funkcjonalność, pozwoliłyby opanować chaos i umożliwiły działanie infrastruktury bez opóźnień i wąskich gardeł.
Istnieje jednak jedno związane z krachem nieporozumienie, wymagające refleksji:
O ile spadek cen jest następstwem działania naturalnych sił rynkowych, to czy zasadne jest by żądać od giełd, nadzorów, banków, brokerów a może nawet rządów zastopowania pikujących kursów tylko dlatego, że dynamika ich opadania jest nadmierna, zbyt szybka? Tym bardziej, że nie podnosi się takich żądań gdy rynek rośnie w błyskawicznym tempie. A przecież regulacje powinny być równe i uczciwe dla wszystkich uczestników rynków, również dla tych, którzy ustawiają się po stronie krótkiej, tracąc w wyniku niespodziewanej erupcji kursów w górę.
Moim niewiele znaczącym zdaniem bardzo sensowne było rostrzygnięcie tej kwestii przez pryzmat tak postawionego dylematu przez amerykański nadzór po „Krwawym poniedziałku” (wtorku zresztą też) i adekwatnie dokonane zmiany regulacji. Wprowadzenie szeregu ograniczeń w obrocie, o których w dalszej części, nie ma bowiem w zamiarze stopować spadków, będących wynikiem naturalnej gry sił rynkowych, ale jedynie opanować w przyszłości chaos technologiczny i informacyjny. Zatrzymanie notowań w chwili zawału kursów ma raczej sens jako:
- uspokojenie gwałtownej, choć nieco sztucznej zmienności spowodowanej brakiem płynności,
- pozwolenie wszystkim inwestorom na dotarcie do rzetelnej informacji,
- przemyślenie podejmowanych decyzji w oparciu o rzetelne przesłanki,
- usunięcie zatorów w zleceniach i opóźnień w notowaniach,
- zastopowanie działań tych, którzy mając nierówną w tym momencie informacyjną czy technologiczną przewagę, wykorzystują ją.
Ale w żadnym razie celem nie ma być zatamowanie spadków tylko dlatego, że inwestujący ustawiają się masowo po stronie podaży! Giełda ma zapewnić płynny obrót i obieg informacji, a nie zarządzać decyzjami inwestorów odnośnie kupna czy sprzedaży. Nie to, że chciałbym zostać samozwańczym obrońcą instytucji giełdowych, po prostu staram się wskazać jak zarządzać swoimi w tej kwestii przekonaniami i przyszłymi decyzjami.
Na dziś rynek zupełnie serio obawia się powtórki z 1987, ale nie tylko ze względu na technologie, które co chwilę dają o sobie znać jednodniowymi eksplozjami cen różnych aktywów. Bardziej są to obawy z powodu obecnych, przesadnych wycen amerykańskich spółek, szerokiej konsternacji wobec tego, co się na giełdach dzieje (choćby masowej gry na niską zmienność, która promuje wyższe ryzyko – jeśli ona wzrośnie, poleje się krew), a także za względu na „niewidzialną strefę”, czyli innowacje w produktach inwestycyjnych (w wielu miejscach niezrozumiałych nawet przez doświadczonych inwestorów), w których to kryć się może dowolna ilość „materiałów wybuchowych” i trupów w szafach. Nie można mieć ewentualnych pretensji z powodów fundamentalnych gdyby w tym momencie rynek zaskoczył jakąś paniką, znajdujemy się w bardzo dojrzałej fazie hossy w USA. Banki centralne wielu krajów i tak zrobiły kolosalną robotę by wszelkim przecenom akcji zapobiec, szczególnie masowymi zakupami aktywów i utrzymywaniem niskiej czy wręcz ujemnej stopy procentowej.
Ale zapobieżenie szybkim czy wręcz gwałtownym spadkom to nie jest robota samych giełd czy nadzorów nad nimi, te instytucje mają swoje ważniejsze zadania na innym odcinku. Jedyną siłą zdolną do zatrzymania lawiny podaży jest… rynkowy popyt z każdej możliwej strony.
Teoretycznie po tylu doświadczeniach giełdy są przygotowane technicznie, o tym jak bardzo – w kolejnej części. Mam nadzieję, że do tego czasu nie zostaniemy zaskoczeni czymś niespodziewanym w tym właśnie temacie.
—kat—
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Cash is the king. Najprawdopodobniej już w przyszłym tygodniu usłyszymy o tym w mediach.
https://stooq.pl/q/?s=10usy.b&d=20171113&c=10d&t=c&a=ln&b=0&r=2usy.b