Trochę podróżowałem w weekend co skłoniło mnie do sprawdzenia tworzonego przez Malcolma Gladwella i Panoply Media podcastu pod tytułem Revisionist History. Test wypadł dobrze i w trzy dni wysłuchałem całe dwa sezony.
Dwa słuchowiska szczególnie zwróciły moją uwagę ponieważ pomagają zrozumieć formułowanie niektórych rynkowych, ekonomicznych i politycznych opinii. Jeden epizod dotyczył skandalu z blokującym się pedałem gazu w samochodach marki Toyota. Efektem skandalu było 7 różnych wezwań do naprawy pojazdów Toyoty, które objęły miliony samochodów. Według mediów nawet 90 osób mogło zginąć wskutek wypadków spowodowanych przez wadliwe samochody. Toyota zapłaciła 1,2 mld USD kary amerykańskiemu rządowi. Kolejne 1,1 mld USD kosztowała ugoda kończąca największy pozew zbiorowy. Ale poza tą sprawą Toyota „uregulowała” 400 innych pozwów.
Kilka lat po aferze coraz więcej faktów wskazuje na to, że mieliśmy do czynienia z medialną histerią, z której skorzystał amerykański rząd, a która wykrzywiła kluczowe dla sprawy fakty. Bez przesądzania o tym, że w żadnym przypadku nie doszło do jakiejś mechanicznej awarii można stwierdzić, że większość wypadków z blokującym się pedałem gazu była spowodowana przez błąd kierowcy a nawet w tych przypadkach gdy rzeczywiście doszło do blokady (na przykład przez ciężki dywanik samochodowy) zatrzymanie samochodu poprzez zwykłe, stanowcze naciśnięcie hamulca było możliwe.
Gladwell podaje kilka pośrednich i bezpośrednich argumentów wspierających taką interpretację afery sprzed ośmiu lat. Wśród pośrednich przesłanek wyróżnić można fakt, że samoczynne, nagłe przyśpieszenie nie dotykało wszystkich kierowców w równym stopniu. Wśród ofiar tego zjawiska nadreprezentowani byli starsi i niedoświadczeni kierowcy oraz ludzie niskiego wzrostu. Incydenty istotnie częściej zdarzały się gdy kierowcy prowadzili nieznane sobie samochody – pojazdy zastępcze albo wypożyczone. Bezpośrednim argumentem jest na przykład raport dla Kongresu z 2011 roku przygotowany przez NASA i NHTSA (agencję ds. bezpieczeństwa drogowego), który wskazywał pomylenia pedałów gazu i hamulca jako najczęstszą przyczynę wypadków w badanych przypadkach. W przypadku wielu incydentów hamulec nigdy nie został naciśnięty.
Gladwell zadaje kluczowe pytanie: dlaczego wielu ludziom tak trudno było przyznać, że istnieje proste, sensowne wyjaśnienie problemu z nagłym, samoczynnym przyśpieszeniem samochodów? Odpowiada, że wspomniane wyjaśnienie (zwykli ludzie popełniają proste błędy, część z tych błędów kończy się tragicznie) nie było satysfakcjonujące dla wielu uczestników tamtych wydarzeń. Z emocjonalnego punktu widzenia rodziny ofiar miały problem z zaakceptowaniem takiego wyjaśnienia. Taka interpretacja nie była też atrakcyjna dla mediów. Z całą pewnością nie tak atrakcyjna jak możliwość wielogodzinnego straszenia widzów czy czytelników, że ich samochód w każdej chwili może zechcieć ich zabić. Błędy kierowców nie pozwoliłyby amerykańskiemu rządowi pokazać twardej postawy wobec wielkiej korporacji i to kilkanaście miesięcy po łagodnym potraktowaniu „sprawców kryzysu finansowego”. Część ekspertów zaangażowanych w publiczną dyskusję występowało jako eksperci w procesach przeciwko Toyocie.
Krótko mówiąc przypomniane przez Gladwella wydarzenia są bardzo dobrą ilustracją zasady sformułowanej przez Charlesa Mungera: ludzie reagują na bodźce, które mogą generować skrzywienia w procesie myślowym prowadzące ich do wniosków, które są dla nich korzystne.
Podobne przesłanie wynika z innej historii odświeżonej przez Gladwella: badania prowadzonego przez think tank RAND Corporation w Wietnamie w połowie lat 60′, którego celem było sprawdzenie czy amerykańskie naloty na Północny Wietnam niszczą wolę walki Wietkongu i przybliżają USA do zwycięstwa w konflikcie. Zatrudnieni przez Rand Corporation pracownicy przeprowadzali wywiady z uchodźcami z Wietnamu Północnego a także z pojmanymi bojownikami Wietkongu. Cały projekt wyprodukował 62 000 stron transkrypcji wspomnianych wywiadów – stworzono więc obszerny obraz amerykańskiego przeciwnika w Wietnamie. Wyciągnięto z niego jednak bardzo błędne wnioski.
Amerykańskim koordynatorem projektu był Leon Gouré, pochodzący z Rosji politolog i analityk od 25 lat mieszkający w USA. Gouré propagował ideę, że bombardowania działają. Lubił powoływać się na dane statystyczne pokazujące, że na początku projektu 65% ankietowanych wierzyło w zwycięstwo Wietkongu a po roku bombardowań odsetek spadł do 20%. Łatwo się domyśleć, że propagowana przez Gouré interpretacja spotkała się ze sporym zainteresowaniem w środowisku militarnym i politycznym.
Pod koniec swojego życia, 40 lat po wydarzeniach w Wietnamie, Leon Gouré udzielił wywiadu, w którym przyznał, że jako człowiek, który zdecydował, że USA będzie jego ostatnią ojczyzną uznał, że jego obowiązkiem jest popierać prowadzone przez USA wojny a nie kwestionować ich.
Po jakimś czasie Rand Corporation zaniepokojona bliskimi relacjami szefa projektu z amerykańskimi dowódcami wojskowymi zaangażowała do projektu innego swojego pracownika: Konrad Kellen. Ten analityk wyciągnął z lektury zapisów wywiadów odwrotny wniosek: determinacja żołnierzy i oficerów Wietkongu wskazuje, że USA nie ma żadnych szans wygrać tej wojny. W wywiadzie udzielonym kilkadziesiąt lat po tych wydarzeniach przyznał, że w dojściu do tego wniosku pomogły mu jego własne doświadczenia z II wojny światowej.
W audycji Gladwell wspomina także o Wietnamce zatrudnionej w projekcie: Duong Van Mai Elliott. Była uciekinierką z Północy, córką burmistrza z francuskiego kolonialnego Wietnamu, której rodzina straciła wszystko wraz ze zwycięstwem komunizmu. Oto co mówi o swoich ówczesnych przemyśleniach na temat odpowiedzi udzielanych przez ankietowanych przez nią oficerów Wietkongu: Dla człowieka, przystawionego do ściany, dla którego przegrana komunistów była kwestią przetrwania rodziny, poznanie faktów na własne oczy nie musi skłonić go do zmiany zdania. Dodała: Łatwo jest być obiektywnym gdy nie ma się personalnej stawki w rozważanym problemie.
Myślę, że inwestorzy powinni pamiętać, że ludzie rynków – zarządzający i kadra spółek – po pierwsze mają swój bagaż biznesowych doświadczeń a po drugie personalną stawkę. Obydwa czynniki mogą wpływać na interpretację rozgrywających się wydarzeń. Wypowiedź Elliott wydaje się mi wyjątkowo pomocna w zrozumieniu optymistycznych wypowiedzi prezesów spółek znajdujących w sporych tarapatach finansowych lub operacyjnych. Nie trzeba za każdym razem doszukiwać się złej woli w takich wypowiedziach. Myślę, że część założycieli czy prezesów nie jest po prostu emocjonalnie gotowa pogodzić się z taką interpretacją zdarzeń, która zakłada porażkę drogich im projektów, w które włożyli lata, a czasem dekady swojego życia.
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
"Nie trzeba za każdym razem doszukiwać się złej woli w takich wypowiedziach. Myślę, że część założycieli czy prezesów nie jest po prostu emocjonalnie gotowa pogodzić się z taką interpretacją zdarzeń, która zakłada porażkę drogich im projektów, w które włożyli lata, a czasem dekady swojego życia."
To wydaje się wręcz oczywiste. Wiele osób w świetle porażki nie wierzy w rzeczywistość. Jest przekonana, że ma rację i że jeszcze to udowodni (i czasem pewnie się udaje). Co więcej jest głucha na argumenty, bo one przeczą właśnie tej głębokiej wierze.
Wydaje mi się, że to nie jest takie oczywiste. Mam wrażenie, że powszechnie ludzie (jako ogół) widzą przede wszystkim złą wolę np: założyciel mówi o swojej spółce w superlatywach i podaje kilka przekonujących argumentów za tym, po jakimś czasie spółka radzi sobie coraz gorzej. Gdyby przed spadkiem cen akcji prezes sprzedał część swoich udziałów to na 100% byłby postrzegany jako wyrachowany cwaniak – myślę, że tak odruchowo byśmy pomyśleli. Gdyby ktoś przekonywał, że ten prezes wcale nie musi być oszustem, został by wyzwany od naiwniaka.