Zostałem skazany na 2,5 roku więzienia za insider trading bez żadnych dowodów – twierdzi Michael Kimelman w wydanej ostatnio w USA książce „Confessions of a Wall Street Insider: A Cautionary Tale of Rats, Feds, and Banksters”.
Michael Kimelman był odnoszącym suckesy założycielem i współwłaścicielem funduszu hedge Incremental Capital. Jak opisuje w publikacji (jej polski tytuł to „Spowiedz insidera z Wall Street: Pouczająca sprawa o kapusiach, agentach FBI i banksterach) 5 listopada 2009 r. tuż przed świtem ze snu wyrwało jego i jego rodzinę walenie w drzwi. Wyjrzał przez okno i zobaczył że przed domem stoi kilkoro uzbrojonych agentów FBI w kamizelkach koloodpornych wraz z psem policyjnym.
Kimelman był przekonany, iż agenci pukają do jego drzwi ponieważ szukają jakiegoś groźnego przestępcy w okolicy. Otworzył drzwi i usłyszał:”Pan Kimelman? Pan Michael Kimelman?”. Kiedy potwierdził agent odpowiedzial: „Mam nakaz aresztowania pana”. Kimelman zaskoczony zdołał wydusić:”Za co?”. I usłyszał, iż areszt jest „za przestępstwo związane z rynkiem papierów wartościowych”.
Następnie agent poprosił go o odsunięcie się, ponieważ nakaz pozwalał agentom FBI przeszukać jego dom. Kimelman opisuje jak w tamtej chwili przyszło mu do głowy:”A więc to tak zostaje się banksterem”. Po przeszukaniu agent, który dowodził operacją oświadczył:”Posłuchaj mnie bardzo uważnie. Możesz sobie bardzo pomóc teraz. Nie dostaniesz później drugiej takiej szansy. Możesz się teraz zgodzić na współpracę, albo zobaczysz swoje dzieci za dziesięć lat”.
Kimelman oświadczył, że nie będzie rozmawiał dopóki nie dowie się czego dotyczy sprawa. Policjant nie pozwolił mu się ogolić tylko zasugerował by założył coś w czymś będzie mu wygodnie, najelpiej jakiś dres, ponieważ dzień będzie długi i wyczerpujący. Trader wiedział, że stanie tego dnia przed sędzią w sądzie i zdecydowanie oświadczył, iż włoży garnitur. Agent FBI zabronił mu jednak założyć ani paska ani krawata (żeby się na nich nie powiesił).
Kimelman zapytał czy muszą mu zakładać kajdanki, przeciesz nie planuje uciekać. Na co usłyszał odpowiedź, że tak. Następnie agenci FBI wyszli przed dom i wsadzili do samochodu. Zanim to jednak nastąpiło sąsiedzi, którzy zdążyli wyjść przed swoje domy zaniepokojeni hałasem dokładnie obejrzeli tradera prowadzonego w kajdandankach przez policję.
Kimelman został doprowadzony do sądu gdzie przedstawiono mu zarzuty. Oskarżono go o to, że 7 sierpnia 2007 r. na sześć tygodni przed ogłoszeniem dużego przejęcia kupił akcje firmy 3com wiedząc, że to przejęcie będzie miało miejsce a także o tzw. spiskowanie. Z aktu oskarżenia wynikało iż wzbogacił się na dzięki tej inwestycji o 16 tys. USD (myślał, że to pomyłka, iż powinno być 160 tys. USD albo 1,6 mln USD, ale okazało się iż chodzi o 16 tys. USD).
Wyznaczono kaucję na 250 tys. USD, którą wpłacił i został wypuszczony na wolność, by mógł przygotować się do rozprawy. W czasie rozmowy z prawnikiem okazało się, że zarzut „spiskowania” jest dodawany prawie z automatu przez prokuratorów do każdego aktu oskarżenia. Chodzi o to, że definicja „spiskowania” jest bardzo nieostra. Teoretycznie obejmuje uzgodnienia pomiędzy dwoma albo większą ilością ludzi zmierzające do tego by popełnić przestępstwo. O ile oskarżony przedsięwziął jakiś krok, aby popełnić przestępstwo może być skazany za „spiskowanie”.
Inaczej mówiąc można zostać skazanym za spiskowanie w celu popełnienia insider tradingu nawet jeżeli ostatecznie do transakcji nie doszło. Jak przekazał Kimelmanowi prawnik ponad połowa siedzących w więzieniu została skazana właśnie za „spiskowanie”. Następnie adwokat doradził mu by nie zgadzał się na przesłuchanie przez prokuratorów. Chodzi o to, że w takim przesłuchaniu prokuratorzy zadają nieostre pytania a następnie twierdzą, że oskarżony „nie odpowiedział w pełni” co pozwala postawić mu kolejne zarzuty „utrudniania śledztwa” i „mówienia nieprawdy pod przysięgą”. Prawnik dodał, że są ludzie którzy siedzą w więzieniu tylko za te przestępstwa a nie za to o co byli pierwotnie oskarżani.
Na koniec rozmowy z prawnikiem Kimelman dowiedział się, że za samą pracę prawnika przed rozprawą będzie musiał zapłacić 100 tys. USD. Jeżeli przyzna się do zarzutów i nie będzie współpracował z prokuraturą prawnik weźmie kolejne 100 tys. USD. Gdyby zdecydował się na współpracę z prokuraturą, cena będzie wyższa. Jeżeli dojdzie do rozprawy sądowej, to jeżeli będzie ona krótka i prosta to prawnicy wezmą 500 tys. USD. Jeżeli długa i skomplikowana koszty ich usług pójdą w miliony dolarów.
Widząc przerażenie na twarzy tradera, gdy usłyszał ceny usług adwokatów, prawnik oświadczył, że zawsze może trochę obniżyć rachunek wykonując część prac na przykład samemu dokonując transkrypcji podsłuchów co kancelaria zlecała płacąc 450 USD za godzinę pracy. Niedługo później Kimelman dostał ofertę od prokuratury, żeby przyznał się do winy. W zamian nie będzie ryzykował pójścia do więzienia. Ale odrzucił ją będąc przekonanym o swojej niewinności.
Zdecydował się wydać fortunę na pełną rozprawę. Tym bardziej, że okazało się iż prokuratura nie ma żadnego twardego dowodu na to, iż transakcja której dokonał wynikała z otrzymania poufnej informacji. Żadnego maila, żadnej nagranej rozmowy. Co było o tyle dziwne, że jeden ze współpracowników Kimelmana okazał się być informatorem FBI. Miał przy sobie urządzenia do rejestracji rozmów i przez półtora roku nagrywał wszystkie ich rozmowy. Na koniec okazało się, iż FBI nie znalazało w nich nic co dawałoby podstawy do postawienia zarzutów do tego stopnia, iż nawet nie powołali swojego informatora na świadka w sądzie.
Mimo tego Kimelman został skazany na 30 miesięcy bezwzględnego więzienia, z których odsiedział połowę (został wypuszczony na wcześniejsze warunkowe zwolnienie). Kiedy jego żona przypadkiem spotkała jednego z członków ławy przysięgłych, którzy uznali Kimelsmana za winnego i spytała go na jakiej podstawie wydali swój wyrok ten odparł:”Bo miał biznes z tym gościem”. Chodziło o Zvi Goffera z którym Kimelman robił interesy a który, jak wynikało z dowodów, faktycznie był winny insider tradingu. Tak więc z tego wynikało, że dowody nie miały znaczenia w przypadku Kimelmana. Po prostu przysięgli uznali, że skoro zadawał się z przestępcą to sam także musiał mieć „coś za uszami”.
W czasie pobytu w więzieniu rozpadło się małżeństwo tradera. Trudno sobie wyobrazić przez co przechodziły jego dzieci słysząc w telewizji jak o ojcu mówi się jak o przestępcy (w USA podaje się pełnie imiona i nazwiska podejrzanych wraz ze zdjęciem). Musiał zamknąć firmę i mimo iż wyszedł z więzienia miał poważne problemy ze znalezieniem pracy ze względu na wyrok skazujący. Za kratami napisał książkę, którą ostatnio wydał i która narobiła sporo szumy w USA.
Wiele wskazuje na to, że pod jej wpływem sąd zmienił interpretacje prawa o insider trading, tak że teraz prokuratorzy muszą dać więcej jednoznacznych dowodów, by doprowadzić do skazania oskarżonych o to przestępstwo. Jednak wyroku na Kimelmana nie unieważnionio, choć jego prawnicy starali się o to.
„Confessions of a Wall Street Insider: A Cautionary Tale of Rats, Feds, and Banksters” to bardzo poruszająca i dobrze napisana książka. Świetnie uzupełnia ona inne publikacje pokazujące krucjaty amerykańskich prokuratorów przeciwko przestępcom z Wall Street w ostatnich latach. Nawet jeżeli w większości były one słuszne to nie usprawiedliwia to niszczenia życia nawet jednemu, niewinnemu, człowiekowi.
Ostatnio życie dopisało epilog do książki Kimelmana. Oto w marcu tego roku nowy prezydent USA Donald Trump zwolnił szefa prokuratorów odpowiedzialnych m.in. za sprawę Kimelmana Preeta Bhrararę.
8 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Stare przysłowie się kłania :
"JAk kraść to miliony jak……"
Potem ugoda za mały procent z "zysków" jak to robią "Duże Koty" .
Każdy dostaje swoją działke i jest cool.
Wyjątkowo niewiarygodna historyjka. Tak na pierwszy rzut oka:
1. Czy w Stanach nie ma instancyjności sądów? Sąd pierwszej instancji wydaje wyrok… i już, prawomocny?
2. Jeśli zarzuty nie miały podstaw, to ma możliwość dochodzenia ogromnego odszkodowania.
3. Czynnik społeczny (ława przysięgłych) faktycznie może działać tak bezsensownie, w to akurat wierzę.
Krótko mówiąc: to jest taka gadka, jaką mają niemal wszyscy osadzeni (tyle że ubrana inteligentniej w słowa niż u pospolitego bandziorasa). Jak powszechnie wiadomo, każdy siedzi "za niewinność" 🙂
Opis książki traktuję jako zachętę do jej przeczytania, z której w najbliższym czasie skorzystam, dlatego uważam, że wypowiadać się na temat tej książki może tylko ten co tą książkę przeczytał….. jednak pytać czy dopytać można….
Czy Trump uzasadnił to zwolnienie i czy w tym uzasadnieniu była mowa o "błędach" tego szefa prokuratorów w tej konkretnej sprawie… co Szanowny Pan, Panie Aleksandrze sugeruje…. a jeżeli tak, to przecież nawet w USA, to nie prokuratorzy skazują tylko sędzia…. czy on też został wydalony….?
Serdecznie pozdrawiam, Warszawiak.
ad dorota
ad. 1 nie w stanach nie ma instacyjności w takim sensie jak u nas. II-instancja nie może, co do zasady, w ogóle badać dowodów i faktów (to wyłączna kompetencja ławy). polecam książki Grishama, jeżeli już nie sięgnięcie do źródeł. Ich apelacja to coś,z grubsza, jak u nas kasacja (tylko błędy prawne) Historia jak na moje, skromne bardzo, doświadczenia (miesiąc na uczelni w stanach, kilka wizyt w ich sądach, kurs szkoły prawa amerykańskiego na UJ z profesorami z USA w tym od "trail practice" i lektura wszystkich Grishamów – jak najbardziej możliwa.
ad. 2 odszkodowanie możliwe tylko za bezprawne skazanie, a z recenzji wynika, że wyrok nigdy nie został skutecznie podważony, czyli do dziś – w świetle prawa – jest legalnie skazany (na marginesie u nas dzieję się jeszcze większe skandale np. sprawa zabójstwa papały, gdzie W TYM SAMYM CZASIE w dwóch sądach toczyły się sprawy przeciwko dwóm oskarżonym o to zabójstwo, a oba akty oskarżenia oparte były o WYKLUCZAJĄCE się wersje zdarzeń. proszę wygooglować
ad. 3 tak, ale często nie mniej bezsensownie działają polskie sądy "zawodowe". Człowiek jest omylny i podatny na manipulację/
Z opisu książki wynika brak podstawowych gwarancji procesowych (z domniemaniem niewinności na czele), co nie wydaje mi się możliwe w rozwiniętym systemie prawnym. A skoro wyrok nie został skutecznie podważony, to wina musiała być dowiedziona (więc coś tam jednak zrobił 🙂 ).
Tak generalnie – całość wygląda mi na lokalną wariację nt. "Procesu" Franza Kafki.
Ale rozumiem, że można mieć pokusę przedstawienia swojej wersji i zarobienia na tym kilku dolarów. Przy tym nie nudził się w więzieniu. Z wyciąganiem ogólnych wniosków na podstawie takiej twórczości byłabym jednak ostrożna.
NO dobra ja tam nie bronię gościa, ale zafascynował mnie ten "genderyzm prawny" pt. "spiskowanie".
Przykładowo masz sąsiada recydywistę jako że sąsiadujesz stajesz się recydywistą z klucza , a im bardziej brak dowodów na Ciebie tym mocniej "spiskujesz" i jestes mocniej bardziej umoczony.
MAjstersztyk.
Musiałabym rzecz zobaczyć w jakimś bezstronnym opracowaniu analitycznym, żeby w to uwierzyć.
Nadużycia wszędzie się zdarzają, ale czy wyglądają one akurat tak, jak to przedstawiono – zbyt mało o tym wiemy, żeby wyciągać jakiekolwiek wnioski.
Zawsze, żeby wyrobić sobie opinię: audiatur et altera pars.
Trudno mi uwierzyc, ze taki sprytny gosc nie wiedzial z kim sie zadaje, czym to pachnie i czym to grozi.
Jesli wiedzial i sie nie wycofal, to – ze zacytuje ekspertow – "sam jest sobie winien".
Jesli nie wiedzial, to zal czlowieka, ale w srodowisku eksperckim brak wiedzy jest okolicznoscia obciazajaca, a nie lagodzaca.
Uwierze, ze mamy do czynienia z ofiara wymiaru sprawiedliwosci, jesli Autor wskaze fragment, gdzie Kimelman opisuje, jak to siedzi w celi, a razem z nim setka innych, ktorych jedyna wina bylo to, ze robili jakis tam biznes z Gofferem.
Jesli nie ma takiego fragmentu, to sklonny jestem zaliczyc ksiazke do calej kupy innych gniotow, ktore napisano tylko po to, aby usprawiedliwiac: "on nie wiedzial" – wybielac: "palil, ale sie nie zaciagal" – ostatecznie splycac: "moze cos tam zarobil, ale to byly jakies grosze – ledwie 16 tysia – to sa grosze…" – i grac na uczuciach opinii publicznej – czytelnika i widza: "biedna zona, biedne dzieci".
Tego typu narracja znana jest rowniez z naszego podworka. Na przykład, w latach dziewiecdziesiatych raz po raz krecono rozne filmidla o dobrych ubekach, albo o gangsterach – fajnych gosciach. Na ogol byli to jedni i ci sami ludzie, bo mafie czesto tworzyli ludzie z dawnego komunistycznego aparatu. Ci ludzie przeciez nie poumierali razem z komuna.
Po drugiej stronie byli krwiozerczy lustratorzy i zli policjanci, ktorzy nie wiadomo, czego od nich chca. Przeciez oni sa uczciwymi czlowiekami honoru ("ty uczciwy czlowieku"), ktorzy robia biznes, ("teraz jestem biznesmenem – moge nim byc, bo mam pieniadze"), a przed 89 "spelniali dobre uczynki", wzglednie "wykonywali rozkazy"…
Tego typu brednie mozna ludziom wcisnac, ale pod warunkiem, ze ofiary tych drani milcza, ale to sie zmienia.