Poznajmy kilka kolejnych objawów emocjonalnej publicystyki finansowej, które potrafią mocno zakrzywić prawdziwy obraz forexu.
Tym samym kontynuujemy przegląd tego -> artykułu w rzeczonym temacie, rozpoczęty przez mnie kilkoma szczegółami wprowadzającymi w części 1 tego małego cyklu.
4. Niewymagany duży kapitał.
Główny analityk, autor artykułu, podkreśla, że za pomocą dźwigni finansowej można pokusić się o osiągnięcie wysokich zysków z forexu nawet z niskim kapitałem własnym. Jednocześnie zauważa, że inwestując w tradycyjne akcje za pomocą niskiego kapitału można powalczyć tylko o niewielkie zyski (z braku dźwigni). Dodaje też, że zbankrutować na rynku akcji jest dużo trudniej niż na forexie, szczególnie, gdy nie dopisuje szczęście. I puentuje: „Można rzec: im mniejszy wkład własny, tym szybciej znika.”
Chwilami odnoszę wrażenie, że cały artykuł miał być tylko specyficznego rodzaju żartem, w którym, na zasadzie kontrastów, pozorna przewaga długoterminowego inwestowania w akcje nad wychwalanym zawsze w pierwszym zdaniu forexem służyć ma za wyraz ukrytej ironii. Albo to objaw jakiejś obsesji, w której każda przewaga forexu i tak zostaje sprowadzana do strat, jako jedynego czynnika poznawczego.
Ale nie o oceny i wrażenia tu idzie, lecz o fakty.
W tym przypadku, niskich depozytów, bez znaczenia są owe domniemane szybkie straty i gwałtowne zdemolowanie małego rachunku, to nie jest paragraf o ryzyku. Nieumiejętny gracz potrafi doprowadzić do bankructwa każdej wielkości rachunek! I nie ma znaczenia czy będzie to forexowy czy tradycyjny giełdowy. Natomiast dla doświadczonego tradera/inwestora wielkość kapitału nie ma znaczenia w kwestii strat, nie znikają mu środki proporcjonalnie szybciej na małym rachunku, być może szanuje go nawet bardziej. Tu jednak nie porównujemy umiejętności właścicieli rachunków, tylko możliwości, na jakie owe rachunki właścicielom pozwalają.
W krytyce ze strony głównego analityka, w tym punkcie w zasadzie tylko jedna rzecz jest prawdziwa – że lewarowany rachunek forexowy pozwala szybciej pomnażać kapitał. Ma to zasadnicze znaczenie w określonym przypadku, który po angielsku nazywa się: „leverage your skills”. Czyli jeśli posiadasz przewagę nad rynkiem, stosowne umiejętności, doświadczenie, wiarę w siebie, dyscyplinę i wiedzę, posłuż się lewarem by przyśpieszyć proces zarabiania. Gdyby znów sięgnąć do przykładów i analogii, w których bohaterem i tak najczęściej jest Buffett, to nie wypada nie przypomnieć, że część jego giełdowych sukcesów to wynik zastosowania właśnie lewara, o czym pisałem swego czasu w -> tym wpisie.
To porównywanie szybkości strat na małych rachunkach ponownie obarczone jest niespecjalnie logiczną konfrontacją inwestowania na giełdowych rachunkach akcyjnych do rachunków derywatów z forexu. Gdyby rzeczywiście rzetelnie chcieć dokonywać porównań, to akcje porównujmy z akcjami a instrumenty pochodne z pochodnymi na obu rynkach. Tym bardziej, jeśli w poprzednim punkcie autor wyraził przekonanie, że akcje nadają się do inwestowania, a instrumenty typu CFD nie, po kiego grzyba porównywać w takim razie nieporównywalne?
Ponownie jednak przypomnę, że w tytule tego paragrafu kryją się fakty kompletnie przemilczane w owej krytyce, a których zresztą obalić się nie da.
Po pierwsze – niskie kwoty na wejście pozwalają na zaangażowanie się przez w zasadzie każdego inwestującego we wszystkie dostępne na forexie instrumenty, w tym derywaty dowolnego rodzaju. Dla porównania: wielu inwestorów/traderów nie jest w stanie pokonać bariery minimalnego kapitału na klasyczne, giełdowe kontrakty terminowe na indeksy czy surowce (u nas i za granicą). Tymczasem minimalne depozyty typu mikroloty, jak te w BOŚ:
http://bossafx.pl/fx/oferta/mikroloty/
dają szansę spróbować zaangażowania na dowolnym z tych rynków objętych CFD.
Po drugie – niskie progi wejścia pozwalają na skuteczną dywersyfikację na forexie. Działając tylko na akcjach de facto dywersyfikacja jest niemożliwa ze względu na ryzyko systemowe, nie ma więc znaczenia to, że pojedyncze akcje mało nominalnie kosztują (zresztą na obu rynkach). Natomiast gdyby pokusić się o działanie zabezpieczające na kontraktach terminowych na GPW, to za 10-20 tys PLN można co najwyżej bezpiecznie pobawić się 1-2 kontraktami, wielu inwestorów nie może sobie na to pozwolić (podobnie ze spekulacją nimi). Za te same pieniądze na forexie uzbroją się w dowolne kontrakty po same zęby i jeszcze sporo zostanie.
Po trzecie – niskie depozyty pozwalają na wygładzenie ryzyka z uwagi na zaokrąglenia. Ze względu na zmienność rynku czasem dostępny kapitał nie pozwala otworzyć nawet 1 kontraktu FW20 na GPW. Albo gdy z przeliczeń wypada, że pozycja powinna wynieść 1,5 kontraktu, to trzeba się zdecydować na zaokrąglenie w którąś stronę. Nie ma tego problemu z niskim depozytami na forexie, bo przy radykalnie innej skali 1,5 kontraktu może zamienić się tu na równoważność np. 15 mikrolotów, co idealnie wpasowuje się w pożądaną wielkość pozycji bez konieczności cięć. Przy okazji ryzyko można wówczas łagodzić za pomocą wszelkich rodzajów zarządzania nim – np. skalowaniem pozycji, niemożliwym gdy starcza tylko na 1 kontrakt typu FW20.
Po czwarte – niewielki wkład własny pozwala w zasadzie wszystkim chętnych na próbę swoich sił i umiejętności na forexie na dowolnych instrumentach, co już przy giełdowych kontraktach dowolnego typu byłoby niemożliwe.
Po piąte – przewaga psychologiczna. Grając za stawki proporcjonalne do majątku nie narażamy się stresy powodowane nadmiernie dużymi pozycjami, z możliwością skutecznej dywersyfikacji.
Na koniec owego paragrafu: to tylko mit, który się pojawił w wypowiedzi głównego analityka, że mały kapitał oznacza szybkie znikanie. Jeśli swoje ryzyko profesjonalnie ograniczamy, np. pozwalając sobie tylko na 2% straty w transakcji, to nie ma znaczenia od jakiej wielkości posiadanych środków to liczymy. Dwa procent będzie zawsze oznaczało dwa procent. Natomiast hazard bez umiaru zawsze i na każdym rachunku o dowolnej wielkości skończy się źle. Podobnie zresztą jak inwestowanie, a przecież autorowi cały czas o nie chodzi, w którym ryzyko w zasadzie jest bez znaczenia jeśli pozycje można trzymać na wieki…
—kat—
1 Komentarz
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Dochodzi jeszcze kwestia kosztów. Na rynku akcji mały kapitał zostanie pożarty przez proporcjonalnie wysokie prowizje.