To już będzie z 10 lat od kiedy zacząłem trading na forexie, mogę więc pozwolić sobie z czystym sumieniem, ze względu choćby na staż, na udział w pewnej dyskusji korespondencyjnej w tym właśnie temacie (tym razem wg hasła: trochę się zna, więc zabiera głos).
Otóż analityk pewnego znanego serwisu finansowego punktuje w swojej krytyce nieznanego mi bliżej sprzedawcę usług forexowych. Po kolei kontrargumentuje 10 punktów, dla których ów sprzedawca poleca forex w tekście o marketingowym zabarwieniu. Wnioskuję też, że owa krytyka dekalogu miała przy okazji pokazać przewagę tradycyjnej giełdy. Ów krytyczny tekst można przeczytać pod-> tym adresem.
Jak zwykle nie interesują mnie nazwiska, oceniam tylko i wyłącznie wypowiedzi, i to jedynie w całkowicie praktycznym aspekcie (inne mnie tutaj raczej nie interesują). Żaden rynek nie jest idealny i odpowiedni dla wszystkich w tej czy innej perspektywie, ale dyskusje o tym z użyciem sensownych argumentów powinny wszystkim nam pomagać wchodzić na coraz to wyższe poziomy rozumienia i działania.
Jedną z kwestii jest marketing. Świetnie, że ktoś próbuje wysilić się na przedstawienie kilku racji zamiast wciskać tłumowi dęte teksty o górach łatwych pieniędzy, świetnie też, jeśli takie teksty są publicznie dyskutowane. Spróbuję jednak rzucić nieco więcej światła wiedzy tam, gdzie go trochę w tej dyskusji zabrakło.
Po kolei więc przejdę po tych punktach, które wymagają korekty. Muszę jednak zastosować przy tym pewien zabieg. Nie chciałbym cytować pełnej wypowiedzi krytycznej, co byłoby potrzebne dla zrozumienia całości problemu, ale przy okazji mam obawy, że tekst ów zniknie, utrudniając zrozumienie wszystkich dyskusji na jego temat. W takim razie jego część podsumowuję swoimi słowami, wplatając w niego najważniejszy w danej kwestii cytat. Załóżmy też, że krytykującego nazywał będę „głównym analitykiem”, tak się bowiem podpisał, a „sprzedawca” to będzie autor krytykowanego dekalogu.
1. Handel 24 h, 5 dni w tygodniu.
Główny analityk przyznaje, że faktycznie taka ciągłość czasowa oznacza przewagę forexu nad akcjami, ale na koniec dodaje: „Tak właściwie dotyczy to tylko kilku najważniejszych – przede wszystkim eurodolara. Spróbuj „night-tradingu” np. na EUR/PLN. Powodzenia.”
Nie za bardzo rozumiem sens zarzutu głównego analityka Bankiera odnośnie braku możliwości tradingu parą EUR/PLN w nocy przy jednoczesnym entuzjazmie dla ciągłości handlu resztą płynnych, najważniejszych par walutowych, co ma być w sumie argumentem na rzecz tego, że nie warto działać na forexie. Zabrzmiało to mniej więcej jak pochwała tradycyjnego handlu w niedzielę, ale ponieważ pan Zdzisław z Koziej Wólki nie mógł kupić w ostatni weekend śrub do zepsutego kombajnu, więc taki handel należałoby, cytuję „omijać z daleka”. Nie mówiąc o tym, że na polskiej giełdzie nie ma również możliwości obrotu wspomnianą parą w nocy.
Kto jak kto, ale główny analityk powinien (chyba) wiedzieć, że martwy trading w godzinach nocnych na dość egzotycznej walucie gdzieś z peryferii świata finansów nie jest złośliwością losu czy brokerów forexowych. Po prostu poza Warszawą i Londynem nikt się nią nie interesuje, a tym bardziej w nocy, gdy działają rynki amerykańskie i azjatyckie, dla których PLN jest taką samą egzotyką jak dla nas np. rand. Polscy traderzy z przyjemnością i radością powitaliby możliwość płynnego handlu w nocy, również na GPW, gdyby miało to sens ekonomiczny dla organizatorów tego obrotu.
Natomiast kilkukrotnie bardziej ważne dla przewagi forexu w tej kwestii są inne, niewymienione czynniki, których obalić się nie da.
Jako praktyk, swing i day trader, bardzo doceniam swobodną możliwość reakcji na wydarzenia ze świata całą dobę, w tym na te newralgiczne, szczególnie gdy nasz rynek jest zamknięty. Nie lubię przy tym luk na otwarciu. Wydarzeń tych jest sporo i dla skali mojego tradingu mają znaczenie. Rozumiem męki wszystkich tych, którzy spędzają bezsenne noce przed otwarciem GPW gdy ich pozycje nie współgrają z tym, co na świecie działo się od zamknięcia poprzedniej sesji.
Uczulę również na pewien aspekt psychologiczny, ważny nawet wówczas, gdy przez noc nic specjalnego się nie działo: już sama możliwość podglądania świata, świadomość dostępu do rynku i swoboda działania dają poczucie kontroli nad własnymi pieniędzmi, łagodzą napięcia i stresy, pozwalają układać strategie zarządzania ryzykiem.
Nocny dostęp do handlu tych, którzy podczas działania naszej giełdy są zajęci sprawami zawodowymi, jest swego rodzaju odskocznią, możliwością sprawdzenia się, okazją do nauki czy po prostu dodatkowego zysku. Znam kilka takich osób, nie bagatelizowałbym więc tego rodzaju argumentu. Co dziwne- główny analityk również to zauważa i to w pozytywnym aspekcie.
2. Możliwość zarabiania na wzrostach i spadkach.
Główny analityk uważa to jedynie za pusty slogan i dodaje w ramach kontrargumentu: ”kontrakty CFD umożliwiają także tracenie pieniędzy. I to także na wzrostach, co w przypadku akcji jest znacznie trudniejsze”
Kuriozalnie doprawdy wygląda w kontekście tytułu tego punktu zarzut, że na symetrycznych instrumentach typu CFD można stracić przy wzrostach, co na akcjach nie jest tak prawdopodobne. Tu trzeba by zacząć naprawdę od abecadła.
Po pierwsze: symetria na forexowych instrumentach pochodnych, walutach a także akcjach polega na tym, że z równą swobodą można zajmować bez zbędnej biurokracji, tylko jednym kliknięciem, długie i krótkie pozycje. To pozwala zarabiać także na spadkach jak i na strategiach obustronnych (np. arbitraż na 2 lub wielu aktywach, pair trading, spread trading). Na tym tle akcje, które w niemal 100% na GPW są handlowane tylko po stronie kupna, wyglądają jak ubogi krewny.
Po drugie: zaznaczmy dobitnie, że na forexie akcjami można grać po krótkiej stronie BEZ angażowania się w fizyczne pożyczanie ich, co jest tymczasem problematycznym, wybiórczym i droższym przedsięwzięciem na tradycyjnej giełdzie. To lata świetlne różnicy.
Po trzecie: coś tu jest na bakier z logiką. Jeśli już, to sens miałoby wyłącznie porównywanie samych akcji z obu rynków, a nie akcji tradycyjnych z CFD. Ale jeśli mowa o forexie to racjonalne będzie wyłącznie porównanie instrumentów typu CFD z tradycyjnymi, giełdowymi kontraktami terminowymi i kontraktami walutowych na GPW. Wchodzimy wówczas na bardzo podobne procentowo szanse przeżycia na obu rodzajach rynków.
Po czwarte: zasłanianie się stratami w kontekście na wstępie wymienionej przewagi forexu w obustronnej grze jest bardzo mało profesjonalne i bez związku. Straty nie biorą się przy tym z tego, że istnieje możliwość gry po obu stronach rynku, to skutek splotu wielu innych czynników. Kuriozalnie jednak główny analityk na wstępie swojego tekstu wyznaje: „Już nawet nie chodzi o to, że 82% klientów działających w Polsce brokerów foreksowych notuje straty – to i tak niezły wynik, zapewne niewiele gorszy od statystyk dla rynku akcji”. Nie wie lewica co czyni prawica?
Do kolejnych punktów wracamy w następnym wpisie
—kat—
2 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Jeśli chodzi o pierwszy punkt, to trochę zbyt subiektywnie go krytykujesz. "Rozumiem męki wszystkich tych, którzy spędzają bezsenne noce przed otwarciem GPW" – ja na przykład nie spędziłem nigdy bezsennej nocy przed otwarciem na GPW, bo nad czym tu siedzieć i rozmyślać, skoro nic nie można zrobić? Spędziłem za kilka bezsennych nocy nad forexem, czekając na otwarcie azjatyckich rynków, pojawienie się płynności i oczywiście decyzje, które wówczas podjąłem nie należały do najlepszych. Absolutnie nie łagodziło to napięcia, że np. budząc się o 4 rano mogłem sprawdzić, co dzieje się na rynku. Owszem, na giełdzie może pojawić się luka, ale przynajmniej w godzinach 17-9 mamy spokój.
To, że Ciebie to nie dotyczy, nie oznacza, że nie dotyczy nikogo. Ja większość czasu spędziłem na GPW na kontraktach więc doskonale pamiętam napięcia wśród graczy z tego rynku. Wielokrotnie dawali temu wyraz na forach publicznych,w tym na nie istniejącym już futures.pl. Ostatnio wystarczyło zmierzyć napięcie po wynikach wstepnych w sprawie Brexitu a przed otwarciem GPW. Ja miałem już do tego czasu wszystkie pozycje uregulowane na forexie.