Wydarzeniem kampanii wyborczej w USA jest zdobycie silnej pozycji przez dwóch kandydatów: Berniego Sandersa i Donalda Trumpa. Choć wielu obserwatorom może się wydawać, że trudno znaleźć dwóch równie odległych ideologicznie polityków to Sandersa i Trumpa łączą trzy istotne kwestie: krytyczny stosunek do Wall Street oraz krytyczny stosunek do polityki imigracyjnej i polityki handlowej.
Zarówno Sanders jak i Trump krytykują politykę handlową prowadzoną przez poprzednie administracje, zarówno demokratyczne jak i republikańskie, którą obarczają odpowiedzialnością za utratę milionów miejsc pracy w USA i stagnację dochodów amerykańskiej klasy średniej. Co więcej, wielu politycznych obserwatorów wśród przyczyn sukcesów Sandersa i Trumpa upatruje znużenie wyborców politycznym konsensusem, który nawet jeśli był korzystny dla części amerykańskiego społeczeństwa to przyniósł pogorszenie sytuacji ekonomicznej milionów Amerykanów. Dean Baker tak podsumował ten problem:
Polityka handlowa poprzednich administracji, niezależnie od partii, polegała na świadomym wystawianiu pracowników amerykańskiego sektora przemysłowego na bezpośrednią konkurencję ze strony nisko opłacanych pracowników z państw rozwijających się. Przewidywanymi i rzeczywistymi konsekwencjami tej rywalizacji była utrata miejsc pracy w amerykańskim przemyśle i presja na wynagrodzenia niewykwalifikowanych pracowników w USA.
Dean Baker zapomniał wspomnieć o innej przewidywanej i rzeczywistej konsekwencji tej rywalizacji: wyciągnięciu setek milionów ludzi z państw rozwijających się z egzystowania na granicy ubóstwa i drastycznym powiększeniu globalnej klasy średniej. Wykres dnia pokazuje odsetek populacji Brazylii, Chin, Indonezji, Meksyku i Wietnamu żyjącej poniżej granicy ubóstwa na poziomie 3,1 dolara dziennie:
Celem dzisiejszego wykresu jest więc pokazanie przewagi w analizie rzeczywistości jaką daje dostrzeganie zarówno pozytywnych jak i negatywnych stron obserwowanych procesów ekonomicznych. Proszę zwrócić uwagę co o skutkach globalizacji powiedział badacz globalnych nierówności ekonomicznych Branko Milanovic*:
Nigdy nie mamy do czynienia ze zjawiskami, które są absolutnie pozytywne lub negatywne, zawsze występuje jakaś wymiana, ktoś zyskuje i ktoś traci. W globalnej perspektywie możemy jednak powiedzieć, że więcej jest tych, którzy zyskują niż tych, którzy tracą albo że korzyści dla wygranych są dużo większe niż straty dla przegranych i dlatego możliwe są sytuacje, w których ogólny wynik jest pozytywny, w których przeciętne dochody wzrastają.
(…)
Trzy najważniejsze aspekty globalizacji, które można zaobserwować to: wzrost tak zwanej globalnej klasy średniej, zwłaszcza w Chinach, zerowy wzrost dochodów klasy średniej w państwach rozwiniętych i istotne korzyści dla najbogatszej części ludzkości. Czy to są dobre efekty? Z pewnością można tak powiedzieć. Setki milionów ludzi jest teraz mniej biednych niż było wcześniej a ci, którzy stracili najwięcej i tak byli relatywnie całkiem zamożni. Jednak to nie będzie zadowalającą odpowiedzią dla zachodnich polityków ani dla pracowników w państwach rozwiniętych, którzy w ostatnich latach bardzo dużo stracili.
Proszę zwrócić uwagę, że omawiana kwestia to nie tylko interesujący problem ekonomiczny i etyczny. Wiele rynkowych trendów, zwłaszcza sektorowych, opartych było na fundamentach w postaci wzrostu globalnej klasy średniej i związanego z tym wzrostu popytu na dobra konsumpcyjne. Jeśli politycy negujący obecny kształt globalizacji odcisną swoje piętno na polityce państw rozwiniętych (albo wtedy gdy wygrają wybory i zrealizują obietnice albo poprzez zmuszenie przeciwników politycznych do przyjęcia ich programu politycznego) to będzie to oznaczać istotne konsekwencje gospodarcze i inwestycyjne. W tym momencie jest to tylko jeden z potencjalnych scenariuszy ale warto zdawać sobie sprawę z jego istnienia.
* Cytuję akurat Milanovica bo jest to ekonomista, którego w żaden sposób nie można określić jako zwolennika czegoś co krytycy nazywają liberalnym konsensusem w ekonomii
6 Komentarzy
Dodaj komentarz
Niezależnie, DM BOŚ S.A. zwraca uwagę, że inwestowanie w instrumenty finansowe wiąże się z ryzykiem utraty części lub całości zainwestowanych środków. Podjęcie decyzji inwestycyjnej powinno nastąpić po pełnym zrozumieniu potencjalnych ryzyk i korzyści związanych z danym instrumentem finansowym oraz rodzajem transakcji. Indywidualna stopa zwrotu klienta nie jest tożsama z wynikiem inwestycyjnym danego instrumentu finansowego i jest uzależniona od dnia nabycia i sprzedaży konkretnego instrumentu finansowego oraz od poziomu pobranych opłat i poniesionych kosztów. Opodatkowanie dochodów z inwestycji zależy od indywidualnej sytuacji każdego klienta i może ulec zmianie w przyszłości. W przypadku gdy materiał zawiera wyniki osiągnięte w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika na przyszłość. W przypadku gdy materiał zawiera wzmiankę lub odniesienie do symulacji wyników osiągniętych w przeszłości, to nie należy ich traktować jako pewnego wskaźnika przyszłych wyników. Więcej informacji o instrumentach finansowych i ryzyku z nimi związanym znajduje się w serwisie bossa.pl w części MIFID: Materiały informacyjne MiFID -> Ogólny opis istoty instrumentów finansowych oraz ryzyka związanego z inwestowaniem w instrumenty finansowe.
Czy utrzymanie tego konsensusu może doprowadzić, że w pewnym momencie zyskają też klasy średnie w państwach rozwiniętych, np. wzrost popytu w krajach biednych pozwoli na większy eksport do nich z krajów bogatych, na czym zyskają też klasy średnie czy nawet ci znajdujący się niżej w hierarchii dochodów zamożnych państw?
@ Laik
Wydaje się mi, że taki był właśnie argument zwolenników wolnego handlu i przynajmniej na razie nie ma zbyt wielu powodów by sądzić by tak się miało stać. Przynajmniej jeśli mówimy o tej niewykwalifikowanej części klasy średniej (bo łatwo się rozbić o definicje).
NO i co z tego?Rzad amerykanski jest wybierany przez obywateli amerykanskich,zyje na ich koszt i ma dbac o ich dobro a nie Brazylijczykow czy Chinczykow.
@ Piotr34
Amerykanie jako całość na globalizacji zapewne skorzystali.
Rozumiem co mowisz ale jakos tego wykresy ich zadluzenia prywatnego nie potwierdzaja.
No wiesz Chińczyk w produkcji dla Amerykanina jest tym samym co polska pielęgniarka dla Dojcze Frau w domu starości dla weteranek II WW tylko skala niewspółmierna , a i biznes odmienny.
Jedne co ich łączy to koszty prac niechcianych przez wyewoluowaną kastę wyższą.
Czyli tu i tu tzw globalizacja 🙂
Więc dbając o Chińczyków za ułamek ceny pośrednio dbają o Amerykanów, tym bardziej ,że wymiana idzie tak: my dajemy wam cyfry , a wy nam towar.
Złoty deal.
Te cyfry dzisiaj zachowują wartość o tyle o ile US NAvy kontroluje światowe szlaki handlowe , a FED poziomu wycen by nikt nie podskoczył z jakimś innym środkiem wymiany niż wspomniane cyferki.
Puki złoty deal trwa Chińczyk może sobie kupić za puste cyfry w wolnym świecie co chce by zmienić niezbyt korzystną wymianę typu cyfry-towar na towar-towar upłynniając cyferki innym by się martwili co z nimi zrobić, a że konkurować za bardzo z Chińczykiem nie mogą …
I wiesz gdyby wymiana byla równa czyli towar za towar bo do tego sprowadza się każdy deal obojętnie w jaki papier jest opakowany jedynie między zainteresowanymi czyli Amerykaninem i Chińczykiem to niejeden Amerykanin by się zdenerwował na taki wolny handel bo musiałby zadowolic się stawka chińską by móc konkurować tudzież wymusić na swych rządowych dobrodziejach wprowadzenia cła.
Obie opcje raczej wchodzą w sprzeczność z dzisiejszą definicją globalizacji,
a byłby to dopiero naprawdę wolny handel, a tak mamy co mamy i nazywamy to mianem wolny z okazji tego ,że nic bardziej wolnego zaistnieć nie może bo byłaby to samowolka łąmiąca tę Tolkienowską odmianę globalizmu czyli „One ring rules them all”.