Mamy dobry moment, by spojrzeć jak w swojej historii giełda w Warszawie reagowała w kolejnych dniach po wyborach do sejmu.
Zaznaczyłem na poniższym wykresie czerwonymi kreskami sesje dzień po wyborczych niedzielach i oznaczyłem obok nich datami same momenty wyborcze:
Źródło wykresu: http://bossa.pl/notowania/wykresy/
Niewiele szczegółów widać z takiego oddalenia, więc kilka słów komentarza:
1. Poprzednie wybory w październiku 2011 wygrało ponownie PO.
Sesja poniedziałkowa dzień po okazała się wzrostowa i kolejne 2 tygodnie również. Rynek wówczas nabierał sporego oddechu po tzw. kryzysie zadłużeniowym w USA, który zdołował chwilę wcześniej giełdy świata.
2. Wybory w październiku 2007 po raz pierwszy wygrało PO.
Również mieliśmy umiarkowanie wzrostową sesję kolejnego dnia, a potem drastyczne, głębokie spadki. Tyle że dzień wyborów wypadł na samym szczycie hossy, dosłownie godziny od największego od 1929 roku światowego krachu finansowego.
3. Wybory we wrześniu 2005 zapewniły sukces PIS.
Sesja dzień po była ponownie umiarkowanie wzrostowa, jak i kolejny tydzień. Potem przyszła miesięczna korekta i powrót do wzrostów. Rynki były jednak wówczas nieco po półmetku mega hossy, której nie przerwała zmiana władzy.
4. Wrzesień 2001 to sukces SLD.
Giełda dzień po nieco zanurkowała, a 2 dni potem ustanowiła dno bessy. Trzeba pamiętać, że to był okres specyficzny – kilka dni po zamachu na WTC, i kolejne miesiące przyniosły odreagowanie spadków na całym świecie.
5. AWS wygrał wybory we wrześniu 1997.
Rynek był drastycznie niepłynny, a niemal co sesję zdarzała się luka, i tak było tym razem dzień po. Lekko wzrostowy rynek ustanowił zarazem szczyt, z którego doszło do kilkutygodniowej korekty. To były bardzo niepewne czasy kryzysów w Azji, Rosji i Argentynie.
Wzrostowe sesje dzień po wiązałbym raczej z pewnego rodzaju ulgą, która kończyła kampanie pustych obietnic. Rynek żył jednak bardziej koniunkturą światową niż wynikami naszych wyborów. A potem, gdy wszelkie obietnice, składane zwykle przez polityków nie mających pojęcia o gospodarce, i tak kończyły w śmietniku, liczyło się już tylko jak biznes sobie radził wbrew wszelkim kłodom rzucanym pod nogi, tym co skapnęło nam z brukselskiego stołu i jakie nastroje panowały na giełdach światowych. Nie inaczej będzie i tym razem. Nawet jeśli sam „The Economist” okrasza komentarz od naszych wyborach hasłem: koniec stabilizacji.
—kat—

1 Komentarz
Dodaj komentarz
Klauzula informacyjna
„Tyle że dzień wyborów wypadł na samym szczycie hossy, dosłownie godziny od największego od 1929 roku światowego krachu finansowego.”
tak, dosłownie 8000 godzin, czyli „zaledwie” rok przed krachem Lehman Brothers. 😉